27.01. W kolejce do kibla globalizmu

6

27 stycznia, dzień 1061.

Wpis 1050

zakażeń/zgonów

540/8

Zapraszam do wsparcia mego bloga

Wersja audio

Pamiętam, że w pracy marketingowej często odwoływano się do pojęcia grupy docelowej, czyli dla kogo się to robi. W polityce też jest coś takiego. Ustala się jakąś grupę społeczną, dla której podejmuje się jakieś działania (częściej obietnice tylko). Ta grupa ma być wyjątkowa, bo ma się jej poparcie zdobyć w porównaniu z innymi grupami, ba – w skomplikowanej układance arytmetyki wyborczej – ma dawać władzę.

W obecnej polityce to łatwe, by zobaczyć sobie jak dany różnicujący wyborca może wyglądać. To łatwe, bo polska polityka plemienna jest i wszyscy już mają utrwalone modele i swoich zwolenników, i przeciwników drugiej strony. Co ciekawe takie typki różnią się w rzeczywistości, bo co innego prawda, a co innego wizerunek, do którego dociągamy. No, bo taki modelowy opozycjonista, to ma utrwalony – medialnie – wizerunek przysłowiowego „młodego, wykształconego z większych ośrodków”. Zaraz się za niego zabierzemy, czy tak jest, ale najpierw różnice. Ja tam, w tłumach, coraz częściej tłumkach, protestujących kodziarzy czy obrońców coraz wolniejszych sądów widzę jednak osoby w moim wieku, bliskie emeryturze, które wcale nie spełniają kryteriów „wykształconych z większych ośrodków”. Ale „protestanci” to jednak coś innego, niż typowy wyborca – ci się ujawniają w czynach spektakularnych, a my tu mówimy o ciułaniu głosów.

A więc czyżby „młodzi, wykształceni, z dużych ośrodków”? Wątpię, żeby to był elektorat takiego PO.  Po pierwsze – wykształceni. Hmmm…. Raczej aspirujący i to w najgorszym tego słowa znaczeniu. Obecnie edukacja na tym najwyższym poziomie zeszła już na takie manowce, że jak to mówią, kształci się ludzi powyżej ich poziomu inteligencji. Zazwyczaj w kierunkach „wyższej szkoły gotowania na gazie” i wypuszcza się na świat w sumie frustratów, których „wykształcenie” do niczego się nie przydaje, ani absolwentowi, częściej abiturientowi, ani światu, który za takie farmazony nie wiadomo dlaczego płaci. Napawa zaś takiego typka poczuciem nieuzasadnionej wyższości nad innymi, którzy uczelni nie ukończyli, zaś gotowania na gazie uczyła ich mama, a nie jakiś profesor.  

Z tym jest kłopot dziś. No, bo kiedyś to nauki polityczne łatwo pomagały zdefiniować modelowego zwolennika. Był on przecież reprezentantem tzw. grup interesów, czyli grupy, która – po zaspokojeniu jej interesów ekonomicznych – mogła dać władzę. Dziś to trudniejsza sprawa – polityka stała się bowiem polem realizacji interesów, rzekłbym, emocjonalnych. Jako rzekł Marks, byt kształtuje świadomość, a jako że żyjemy w bycie coraz bardziej rozemocjonowanym, to takie osiem gwiazdek to może być i hasełko wkurzonych babć, i – jak widać profesora-intelektualisty, i młodzieżowca-działacza ze skłotu. Nie jest łatwo więc zrobić sobie takiego „typowego” awatara, by na nim trenować swoje narracje.

No bo popatrzmy na stronę przeciwną. Tu jest ciekawiej. Kim jest typowy wyborca PiS-u? A, to zależy kto takowego ogląda. Przeciwnicy jego dokonują tu ciekawej konstrukcji. Dla totalnych taki typowy pisowiec to tłumok, cham uwolniony, tępak, który nie jest w stanie sklecić nic poza komunałami z TVP. Ściana wschodnia, uzależniony od dotacji patol, który 500+ na dzieci zamienia na tanie wino. Dla samego PiS-u to patriota, członek wielodzietnej rodziny, poszkodowany w procesie transformacji III RP, która – dopiero teraz – dzieli się z nim swym dorobkiem, do tej pory trwonionym przez układowy, postkomunistyczny kapitalizm kompradorski. Przyznacie, że to dwa różne obrazy. Ciekawe jest to, że pisowcy wiedzą, że ich przeciwnicy mają ich za gorszych, niż są w rzeczywistości. I to tworzy dwie interesujący rzeczy – pisowcy wiedzą, że są lepsi, niż ci, za których ich mają przeciwnicy. I ta „lepszość” nie bierze się z ich pychy, ale z pychy ich przeciwników, którzy na tym poniżeniu sztucznie się, bo relatywnie – wywyższają. Jest to więc źródłem pisowskiej satysfakcji, że jesteśmy jacy jesteśmy i nas tu poniżają.

Drugi efekt takiego stanu rzeczy jest jeszcze ciekawszy. Totalsi, modelując sobie obraz takiego bezzębnego chama ze wschodu popełniają błąd podstawowy – konstruują sobie awatara, który zaspokaja ich emocjonalne potrzeby, ale jest tak daleki od rzeczywistości, że kiedy od takiego głupka dostają baty przy urnie, to wali im się cały świat. Opozycja bowiem nie rozumie, że degradacja, niedocenianie swego przeciwnika jest błędem z ich strony, zaś atutem strony przeciwnej. Jak w wojnie – jak sobie będziemy wmawiać, że po drugiej stronie to tekturowe czołgi, w środku zaś same przygłupy, to jak się okaże nagle, że tak nie jest, to mamy kolejną potyczkę, gdzie strona dumna i światła (w swych emocjach rzecz jasna) zbiera bęcki. I tak się kręcą polskie żarna polityki. W dwóch rzeczywistościach – emocjonalnej i realnej. Sukcesy zaś prezesa polegają na trafnym rozczytaniu tego rozjazdu –  emocji i rzeczywistości. Dla niego ciągła deprecjacja jego możliwości jest taktyczną zaletą – niedocenianie przez przeciwnika przerabia na źródła swego przyszłego zwycięstwa.   

Ale pal licho wojenkę polsko-polską. Idą cięższe czasy. Grozi nam globalistyczny zamordyzm, który już wszystkich, bez względu na barwy narodowe czy ideowe weźmie pod but. Czy będzie wtedy jakiś modelowy beneficjent tego stanu? Jak to jest w autorytarnych systemach? Przypomina mi się Suworow, który w jednej ze swych książek opisał takiego modelowca, bazę społeczną, na której opierał się cały system. To był gościu, który stał w kolejce do wspólnej toalety, rano, przed pracą. Mieliśmy wtedy, za Stalina dodam, najazd nowych ludzi na miasta, ci zajmowali mieszkania burżujów, kiedyś przeznaczone dla nich, w nowych, demokratycznych czasach, oddane ludowi, który gnieździł się po pokojach jednym na rodzinę, zaś były i wspólne toalety, i kuchnie. Sam się urodziłem i wychowałem w takim układzie. Otóż Suworow uważał, że taki gościu w kolejce do klopa, który w dodatku jeszcze sobie podśpiewywał, to typowy wytwór tamtych czasów. I to jest prawda. Ale czy on rządził? Gdzież tam!

W polityce zawsze się liczyło grupy interesów. Zaspokojenie ich potrzeb dawało władzę. Ale co zrobić z układem totalitarnym? Ten produkuje taki poziom przemocy, że władza nikomu nie musi się podlizywać, sama bowiem jest sobie źródłem własnej sprawczości. Nie musi się weryfikować wyborczo zabiegając o cokolwiek. Winna dbać jedynie o zabezpieczenie interesów wąskiej grupy – samego aparatu przemocy, który jest narzędziem jej sprawczości. No to jak to będzie w globalistycznym obozie? Myślę, że to kwestia ewolucji. No, bo kto teraz jest zadeklarowanym beneficjentem przyszłego świata koncentracyjnego? Inwigilacji, piętnastominutowych więzień, braku własności i wolności słowa, wypiski więziennej na podstawowe potrzeby? No – nikt. Jakoś się to rozkłada teraz na kawałki – ekologiczni szaleńcy uprawiają tylko cząstkę tej przyszłości, w nadziei, że najgorsze co się mogło przytrafić Gai, czyli człowiek, albo się opamięta, albo odejdzie. Większość nie widzi nic i nie chce o tym słyszeć idąc w przepaść, podśpiewując, jak ten stalinowiec w kolejce do kibla.

Przyszły świat nie będzie się w ogóle musiał odwoływać do „grup interesów”. Znikną i grupy, i interes. No, bo jaki interes ekonomiczny ma mieć społeczeństwo wyzute z własności? Żaden, bo… bez własności zniknie cała ekonomia. Życie sprowadzi się do płaskiej egzystencji, gdzie szczytem szczęścia będzie realizacja podstawowych, a więc egzystencjalnych potrzeb. Świat się podzieli na trzy grupy. „Się podzieli” – gdzie tam: zostanie podzielony. Na depopulowane doły (po co ich tyle, skoro i tak jedyne co robią to zatruwają matkę naszą, Ziemię) i światłą elitę, która uratuje – nas, a jakże – przed zagładą. I trzecią grupę – strażników tego bałaganu, których coraz częściej będzie zastępował najstraszniejszy potwór końca cywilizacji – sztuczna inteligencja. A ta, raz uruchomiona nie da się zatrzymać i pożre nawet swych twórców. O czym mówi nie tylko połowa literatury fantastyczno-naukowej, ale i doświadczenie.

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.                      

About Author

6 thoughts on “27.01. W kolejce do kibla globalizmu

  1. A kasa na to skąd?
    Na zrobienie z JEDNEJ PIĄTEJ zaledwie ludzkosci jej CAŁOŚCI?
    Przypominam, że dokładnie na tym samym przekręciła się pierwsza komuna.
    Proponuję dla spokojnosci Podróż dwudziestą czwartą Ijona Tichego.
    Lem juz to dawno opisał przecież…

  2. Ze sztuczną inteligencją rzecz nie musi być tak oczywista. Sztuczna inteligencja nie kłamie, bo to nie mieści się w jej istocie. Tak jak nie kłamie młotek, bo nie do tego został stworzony, choćby miał świadomość. Zatem, sztuczna inteligencja może być równie dobrze wybawieniem, ponieważ nie będzie wspierać świata opartego na sprzecznościach. Nie będzie mącić ani ściemniać, ani odwracać kota ogonem. Algorytm musi być spójny, inaczej się wykrzaczy. Dane też muszą być spójne. Więc sprawy z AI pójdą albo dobrze, albo źle. Nie wyzbywajmy się nadziei!

    1. Wszystko można spieprzyc albo celowo ustawić, także AI. Co to znaczy że się wykrzaczy? Dla właścicieli AI będzie dostarczać prawdziwych rozwiązań, dla pozostałych klientów – zależy od interesów tych pierwszych.

    2. Oczywiście wszystko jest kwestią algorytmów/założeń wstępnych. Podejrzewam że sztuczna inteligencja nie wymorduje nas wbrew naszej woli, jak jakieś terminatory, prędzej dzięki swojej superinteligencji spowoduje, że sami od niej tego zażądamy (podróż Ijona Tichego – nie pamiętam numeru – na planetę Indiotów się przypomina, wówczas odbieraliśmy to jako krytykę totalitaryzmów).

      Podejrzewam że doprowadzenie ludzkości do samozagłady będzie jedynym sposobem na spełnienie przez sztuczne interligencje sprzecznych i niekonsekwentnych żądań ludzkości (tu dobrym odniesieniem literackim byłby sen umierającego władcy o modlitwie niewinnego dziecka – jedynej wysłuchanej, chociaż w sumie o nic nie prosiło – w „Faraonie” Prusa). Jak się wysłucha próśb (żądań) „ajatollahów” i ateistów, ekologów i industrialistów, Rosjan, Chińczyków i Amerykanów (i Euroniemców, nie zapominajmy), żeby zrobić porządek z tymi wszystkimi, którzy żyją w niewłaściwy sposób, to więcej na działalność SI nie będzie już reklamacji. Ani sprzecznych żądań… Źródło chaosu i dysharmonii zostanie usunięte.

      Każde narzędzie jest tak doskonałe jak jego twórca i użytkownik. Obróbkę metalu zaczęliśmy, zanim do niej dorośliśmy – dzięki niej mamy widelce, mosty, miecze oraz bomby i środki ich przenoszenia. Oraz miliony (miliardy z nienarodzonymi potomkami w kolejnych pokoleniach) ofiar. Dzięki internetowi mamy wymianę informacji na odległość. Wirtualne wykłady oraz pornografię. I hejt. Z czego korzystamy częściej?

      Gdyby sztuczną inteligencję „programowały” istoty, które w najgłębszych zasadach, w swojej istocie, miałyby Dekalog i miłość bliźniego, to AI nauczyłaby się ich jako aksjomatów, nienaruszalnych i oczywistych fundamentów działania, tak jak nauczyła się hejtu i rasizmu na podstawie niekontrolowanej obserwacji internetu. I byłaby cudownym rozwiązaniem naszych problemów. Kazałaby mi, przykładowo, odesłać zagracające mi pawlacze czy garaż klamoty komuś na drugim końcu Polski czy świata, dla kogo będą zbawieniem i rozwiązaniem problemów, a oni (albo zupełnie inni ludzie) przesłaliby mi, sami nie wiedząc czemu, rzeczy, które otworzyłyby przede mną nieznane dotąd wszechświaty, Wprowadzenie do muzyki Brahmsa lub Chopina przykładowo. Albo starą motolotnię. Nie byłoby nieobudzonych czy nieuświadomionych geniuszy, ludzkość wzniosłaby się na nowy poziom dzięki „genialnemu asystentowi i wychowawcy”. I służącemu od pamiętania o milionach spraw (o których nawet nie wiemy). O rozwiązaniu problemów globalnych nawet nie wspominam, bo to oczywiste…

      To, czy zrealizowany będzie biały czy czarny scenariusz, zależy od tego, kto i jak będzie tworzył zręby SI. I dlatego nie jestem optymistą… Podstawowa recepta na problemy ludzkości jest od wieków ta sama – chcesz naprawić świat, zacznij od siebie. Bez tego żaden postęp techniczny, żaden ustrój czy system organizacji społeczeństwa nic nie pomoże, a każda zmiana będzie, w ostatecznym rozrachunku, zmianą na gorsze – nawet mimo pozornych, chwilowych sukcesów. Niby oczywiste, ale tej podstawowej prawdy ludzie nie potrafią zrozumieć od wieków, szukają drogi na skróty. Chcesz naprawić świat, zacznij od siebie!

  3. Opisem w pigułce felietonu jest wypowiedź, zresztą powtórzona, Wojciecha Manna, który z lubością przytaczał słowa z wywiadu gdzie wloscianin zapytany przez dziennikarza dlaczego się zaszczepił (na kowid) odpowiedział „Bo taką mam wolę.”. I to było dla Pana Wojciecha wystarczające. A dla mnie rozczarowujące, no ale wykładnia Radia Nowy Erewań/Świat zobowiązuje do jednomyślnego głosu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *