27.08. Polak Polakowi batem.
27 sierpnia, dzień 543.
Wpis nr 522
zakażeń/zgonów
2.887.739/75.335
Od kiedy napisałem książkę „Trzeci sort, czyli jak zakończyć wojnę polsko-polską”, uważam się za wprowadzonego dość dobrze w meandry tego podziału. Musiałem o tym sporo myśleć, zebrać materiały ale przede wszystkim uczyć się trudnej sztuki wznoszenia się nad tym konfliktem, by widzieć jego obiektywne przyczyny i mechanizmy. I nie wylądować w ślepej uliczce symetryzmu.
Dziś chciałem wrócić do tego podziału, gdyż upływ czasu daje szanse na obserwacje w którym kierunku posuwa się ten niewątpliwy podział. On się zaostrza, choć po jego kolejnych erupcjach wydaje się, że nie można już bardziej. Co chwila nowe wrzutki politycznej bieżączki wskazują, że zapasy podziałów są niewyczerpane, ale jak to w przypadku ekstremów – choć wydaje się, że spór narasta, to liczebność grup w niego zaangażowanych zdaje się maleć, kosztem radykalizacji. Coraz więcej ludzi jest tym zmęczonych, co prawda w wyborach skłania się do którejś ze stron tej smutnej politycznej dwójpolówki, ale dlatego, że propozycje sceny politycznej wydają się nie mieć alternatywy. Tacy głosują za którymś z plemion, natychmiast są przez partie i media zapisywani do twardych zwolenników, choć wcale nimi nie są, jako elektorat zaciśniętych zębów, wybierający mniejsze zło.
Warto przejrzeć kilka badań społecznych, by zobaczyć jak obie grupy siebie nawzajem postrzegają. Tu widać kompletnie inny obraz niż ten stereotypowy. Po pierwsze podział na moherów i lemingi to już przeszłość, ale jedynie pod warunkiem, że skonfrontuje się go z faktami. Ale w umysłach wciąż to siedzi. Te podziały na mafię i sektę, głupkowatych, ale liczniejszych z mniejszych ośrodków, łasych na socjal i świata nieznających zaściankowych patriotów. I tych „wykształconych z większych ośrodków”, światowców. Tak siebie widzą (przezywają?) obie grupy i ich media. Ale wyniki badań pokazują, że takie podziały to uproszczenie i stygmatyzacja. Właściwie poglądy polityczne mają wspólne dominanty socjo-demograficzne, jedynie w ostrym i wyrównanym podziale, tylko niewielkie odsetki ponadnadmiarowych frakcji robią różnicę i wynik wyborczy. I rzeczywiście – w tym kruchym balansie to wieś dała władzę PiS-owi, tak jak kiedyś miasta – PO.
Jak widzą siebie Polacy? Nawet nieźle – uważają się za gościnnych, pracowitych i patriotycznych. Niestety uznają coraz częściej tak pozytywne cechy jako udział grupy, spośród której się wywodzą. I nie chodzi tu tylko oczywistość, że cechy te można stwierdzić przede wszystkim przez własne doświadczenie, a więc znajomych. Chodzi o to, że w tej sytuacji myślimy… gorzej o tych, których nie znamy. Może to wynikać z tego, że kolejne badania wskazały na to, iż całe grupy przebywają w dość szczelnych bańkach medialnych, które utwierdzają podział na światłych nas i okropnych ich. O dziwo zjawisko to jest częściej występujące wśród zwolenników opozycji. Opozycyjna bańka jest szczelniejsza, zaś pisowcy częściej sięgają do innych mediów. Mimo to z takich wycieczek nie wracają zniechęceni do swych faworytów. Albo więc mają silniejsze przekonania, albo propozycja mediów opozycyjnych do nich nie trafia. I nie dziwota – tam każde odstępstwo karane jest bezwzględnie, zaś cały charakter narracji jest oparty o wykluczenie nie naszych.
Ostatnie badania wykazały, że zwolennicy opozycji w niemal 60% uważają, że wyborcy PiS nie zasługują na szacunek. W drugą stronę ten wskaźnik jest niemal dwukrotnie niższy. Jak wytłumaczyć ten fenomen? Bo, trzymając się stereotypów, można byłoby założyć, że bardziej wyrobiony zwolennik opozycji nie powinien odmawiać godności przeciwnikowi, powinien widzieć jedynie jego błędy, próbować je równoważyć swoją postawą i argumentacją, nie zaś posuwać się do tak głębokiej niechęci. Za to to właśnie ten zakapiorski pisowiec powinien się szastać w okowach nienawiści, nie widząc człowieka w swym protagoniście. A jest na odwrót.
Może to pochodzić od kolejnej już kadencji frustracji grupy zwolenników opozycji. No bo rzeczywiście, codziennie media ich przekonują, że racja jest po ich stronie, a tu rzeczywistość wyborcza skrzeczy. W dodatku masakruje to dogmat demokracji, jako ustroju gdzie większość ma rację, bo akurat tu ten pewnik ma się nie sprawdzać i przypomina się co chwila, że przecież takiego Hitlera, panie, to też większość wybrała. To budzi frustracje i nadreaktywność poza swój status intelektualny. W dodatku przekłada się na własne postrzeganie. Ostatnio ukazały się wyniki badania w Gazecie Wyborczej, sądząc po rezultatach mam nadzieję, że zrobionego wśród jej czytelników, z którego wynikają smutne sprawy. 52% raczej rzadko jest dumne z bycia Polakiem, zaś 33% – nigdy. I na odwrót. 44% dość często odczuwa wstyd, że jest Polakiem, zaś 34% bardzo często. Jak rozumiem – wyniki te to skutek negatywnego jednak postrzegania Polaków, czyli innych. To rzutuje na niefajny obraz własny w tak okropnej grupie, zaś pedagogika wstydu dodatkowo oświetla wyłącznie słabe punkty polskiego dziedzictwa i historii. Mamy do czynienia ze wstydem zbiorowym, czyli nowym czynnikiem składowym polskiej tożsamości. Łączy nas wstyd, że jesteśmy wspólnotą. To socjologiczny oksymoron.
Mamy wręcz cały przemysł samobiczowania się, oczywiście za winy innych, bo my to przecież światła, jak dowodzą kolejne wybory, mniejszość. Te wszystkie „polskość to nienormalność”, Tokarczuki od polskiego niewolnictwa i kolonii, Hollandy od winy za Holokaust nie namawiają do wspólnoty z tak okropnym źródłem tożsamości narodowej. Podziały wśród Polaków stoją na krawędzi podważenia istnienia tej wspólnoty, zwłaszcza te cyrki z granicy białoruskiej, gdzie kwestionuje się nie tylko etos własnych służb mundurowych, ale i podstawy integralności Polski jako państwa.
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.
Nie wiem jakie PAn książki czyta, ale ja nie spotkałem się z pojęciem, ze w demokracji większość ma racje”. W demokracji uciera się sporami na pewnym poziomie politycznego sporu, a nie tak jak w Polsce opluwa się drugą stronę sadząc, że tak wypada. Najważniejsze to być bezkompromisowym. Nie godzić się na żadne ustępstwa i uważać, że „Nasza Naszość” jest lepsza niż „Wasza Waszość”. To właśnie media konserwatywne, bliskie Panu, wprowadziły ten termin, że większość ma rację (co ciekawe PIS ma większość tylko w Sejmie, ale nawet jako mniejszość polityczna i tak uważa, że ma rację, więc tutaj to nie działa). I stało sie to całkiem dawno bo jeszcze w latach 90 ubiegłego wieku, gdy ta znienawidzona Wyborcza był częścią debaty politycznej, a wielu z dziś „niepokornych” pisało w niej. Potem przyszła propaganda rodem z sowieckich czasów, ze kraj musi być „murem podzielony” bo My mamy rację, a Wy nie. Do tego doszedł Smoleńsk, ze wszystkim swoimi karykaturami społecznym i politycznymi, zakłamanie prawdy o tym wypadku no i mamy to co mamy. Jako zwykły człowiek obserwuję politykę odkąd skończyłem 18 lat, a wiec od wczesnych lat 90. A nauczyciel historii zaszczepił we mnie poczucie, ze trzeba się interesować państwem, patrzyć władzy na ręce, a mediom przypominać, że są 4 władzą i nie tylko mają prawa, ale także obowiązki i odpowiedzialność za to państwo. Ze nie kończy się ono tylko na swoich wyborcach i na swoich czytelnikach. Czytam różne gazety, także DoRzeczy i wiem, ze to nie jest kwestia ostatnich 6 lat działań PIS. To się dzieje od lat 30. I media obecnie sprzyjające władzy zrobiły wiele by to państwo jeszcze bardziej podzielić, zwłaszcza po kwietniu 2010 roku.
ktoś ci człowieku krzywdę zrobił ucząc cię pisać…
… hahahahahahahaha !!!!! … celne w punkt
Bardzo celny komentarz Jaś !
Większośc wybiera władzę, a więc w polityce ma rację.
Tylko z tą większością to tak nie do końca; trzydzieści kilka procent z sześćdziesięciu kilku uprawnionych to nie większość.
W obowiązującej ordynacji to większość
Tak, tylko powinno być w cudzysłowie.
Nie pamiętam kto to powiedział ,ale chyba już za dawnych czasów ,że demokracja to ” terror ludu ” dzisiaj bym już dodał ,że głupiego ,ciemnego ,z owczym pędem do samounicestwienia się .Służącego zawsze różnej maści rozbójnikom władzy, za mięso armatnie i dopływ kapitału do dzielenia między swoich harcowników .
Nic nowego pod słońcem . Tylko trudno w tym bagienku żyć ,tym myślącym i rozumiejącym . Czy jakikolwiek zapowiadany i oczekiwany nowy świat ,czy ład nawet z nieba jest to w stanie zmienić ?
Podobno Bóg nie zrobił drugiego potopu ,bo uznał ,że to nic nie da 🙂 .
Ewidentny błąd stworzenia ? ? . Miał być obraz i jego podobieństwo .Może dlatego obecni nadstworzyciele mają takie parcie na poprawianie Boga ,a demokratyczny lud terroryzuje i wrzeszczy chcemy Barabasza . Szczurołap im go daje i czeka ,aż ostatniego złapie na wędkę .
takie są prawa przyrody,…
Niestety…
Z tradycyjnym podziękowaniem za codzienny trud, przypomnę że od ponad 5 lat przestałem czytać „polską” prasę i oglądać propagandę telewizyjną. Ale z tego co czytam w opisach sytuacji – tak jak wyżej – wynika, że od początku lat 80-tych, „wychodzi na moje”…
Inaczej mówiąc, gdzieś koło roku 1983 wpadło mi w ręce pierwsze wydanie książki Aleksandra Bocheńskiego „Dzieje głupoty w Polsce”. Książka napisana jako psychiczne remedium w najgorszym okresie terroru hitlerowskiego, i poza pierwszym wydaniem w roku 1947, zaczęła być wznawiana dopiero w latach 90-tych XX wieku.
Moim zdaniem, bez znajomości tej książki nie można prowadzić w Polsce żadnej dyskusji politycznej ani społecznej. Czytywałem fragmenty swoim znajomym w czasach przechodzenia od jednego do drugiego systemu, pokazując, że wszystko już kiedyś przerabialiśmy, że historia się powtarza niemal idealnie, i „prorokując” co teraz w naszej polskiej historii bieżącej nastąpi…
PS
Jako lekturę pomocniczą, polecam „Sprawy Polaków” Edmunda Osmańczyka. Bez znajomości wyżej wymienionych dzieł, zostajemy przy prymitywnym i „plemiennym” postrzeganiu rzeczywistości, bez możliwości szerszego i „konspektowego” spojrzenia i perspektywy.
Nie kwestionuję wartości wspomnianych przez Pana lektur, jednak śmieszy mnie to stwierdzenie:
„Moim zdaniem, bez znajomości tej książki nie można prowadzić w Polsce żadnej dyskusji politycznej ani społecznej.”
oraz to:
„Jako lekturę pomocniczą, polecam „Sprawy Polaków” Edmunda Osmańczyka. Bez znajomości wyżej wymienionych dzieł, zostajemy przy prymitywnym i „plemiennym” postrzeganiu rzeczywistości, bez możliwości szerszego i „konspektowego” spojrzenia i perspektywy.”
Czy bez podparcia się opiniami jakichś guru ani rusz?
Niepotrzebne własne obserwacje, wyciąganie własnych wniosków, nieustanna gotowość do weryfikacji własnych sądów?
Po co? Przecież mamy jedyną objawioną prawdę naszego guru.
Choćby ta wiara w jego opinie była ostatnią rzeczą której by chciał dla swych czytelników…
re: JaS pisze:
28 sierpnia, 2021 o 12:14 pm
Szanowny Panie! Pan chyba zupełnie nie zrozumiał mojego wpisu. Wcale nie chodzi o „podparcie się opiniami jakiegoś guru”, ale o uzgodnienie wspólnego aparatu pojęciowego. Nie możemy dyskutować różniczek i logarytmów nie znając podstaw systemu dziesiętnego. Bez znajomości podstaw wiedzy nie są możliwe „własne obserwacje, wyciąganie własnych wniosków, nieustanna gotowość do weryfikacji własnych sądów”.
Jak już gdzieś przy którymś wpisie RedNacza komentowałem, naszym narodowym problemem jest brak ideologii, która spajałaby nasze społeczeństwo. Jeżeli przed rokiem 1989 taką ideologią był lewicowo-konserwatywny „socjalizm”, wzmocniony katolicyzmem, to teraz mamy wybór pomiędzy „Zachodem”, gdzie zaczął królować tęczowy, lewacki, bezideowy libertajanizm – nie mylić z XIX-wiecznym, konserwatywnym liberalizmem.
Przypomnę, że w roku 2004 wchodziliśmy do Jewrosojuza który był jeszcze „liberatno-konserwatywny”. Przez 15 lat zrobił się z tego „europejski BLM”. Bezperspektywiczny ideologicznie zresztą. I z tą „jewropejską” ideologią bez ideologii chyba nam Polakom nie po drodze…
Zdając sobie sprawę, że nastąpi nowy podział świata na „strefy ekonomiczne”, trzeba mieć świadomość, że „model ekonomiczny” musi być powiązany „ideologicznie” z ideologią – „perspektywą rozwoju”. Głupio zabrzmiało, ale chyba wiadomo o co chodzi. Musi istnieć perspektywa rozwoju i „nadrzędny cel”.
W tym kontekście, dość istotne wydaje mi się dość ważne i istotne to co właśnie powiedzieli Chazin i Kazakow. W takiej przyszłości chciałbym by żyły moje dzieci, wnuki i reszta naszego narodu…
Zapomniałem linka:
https://youtu.be/6yE-ZCxFsp0
Problemem jest ciągłe wykorzenianie nauki historii w całej oświacie od co najmniej po drugiej wojnie światowej . Dawniej przekazywano ją w rodzinach . Poziom kształcenia ,świadczy o poziomie świadomości narodu w ogólnym rozumieniu wiedzy . Tak zwane ogólne autorytety ,skompromitowały się prawie w całości . Pozostała garstka partyzantów mówiących i nauczających prawdy .
Jeżeli opatrzność nad nami jeszcze czuwa ,to z tego obecnego szamba może się wykluje coś dobrego i wskrzesi ten naród . Nie wiem ,ale patrząc wstecz ,to z Polakami jeszcze nigdy, nikt sobie nie poradził żeby nas unicestwić całkowicie .
Dobrze by było ,żeby ktoś napisał nową ,uwspółcześnioną wersję „dziejów głupoty w Polsce ” ,przystępną faktologicznie dla obecnego czasu . Z cofnięciem się przynajmniej o 500 lat w nasze dzieje i analizą tej narodowej głupoty . Żeby następne pokolenia nie musiały znowu szukać na mapie nazwy Polska .
Kiedy mam w swoim umyśle rozpatrywać postawy, postępowanie dzisiejszego pokolenia Polaków – w tym i swoje – zawsze sięgam w przeszłość, bowiem nic nie bierze się z niczego. Nasza narodowa tożsamość, identyfikowanie się z Państwem, to nigdy w ciągu ostatnich trzystu lat – od okresu zaborów nie miało prawa zaistnieć, okrzepnąć i się rozwijać. A i przedtem w czasie tzw złotej wolności szlacheckiej dotyczyło garstki, małego procentu populacji. Ten brak stabilności w trwaniu, gdy inne państwa budowały swoją państwowość, integrację społeczną musiał siłą rzeczy odcisnąć swoje piętno na naszej mentalności. Kiedy nic nas nie trzymało w kupię, jedyną rzeczą była mowa polska i wiara w Boga. Chyba to tylko pozwoliło nam przetrwać i zachować jedność – bardzo zresztą płynną i powierzchowną. Gdy w latach 20tych odzyskaliśmy wolność trzeba było zespolić w jedno trzy zabory, trzy różne systemy prawne, administracyjne, różną po 120 latach mentalność. Znów połączyć nas miała mowa polska i wiara. To jednak trochę za mało by stworzyć naród w pełni zintegrowany dla którego podstawowe pryncypia państwowości, wspólnota w podstawowych wartościach jest wspólna. Stąd podział w okresie międzywojennym na Sanację i SN, który właściwie-śmiem twierdzić – trwa do dzisiaj. Trwał zresztą także w czasie okupacji (NSZ i AK). PRL to dla mnie okres martwoty w budowaniu narodowej jedności, z góry narzuconym systemem, oparty na obłudzie i hipokryzji z fałszywą troską i wyniesieniem obywatela na piedestał z którego współrządzi Państwem. Tak więc kiedy to wszystko miało okrzepnąć i w swym trwaniu rozwijać człowieka Polaka bez tej – jak już wyżej napisano – plemienności i podziału, który mamy teraz. Jak spojrzeć w niedaleką przeszłość – lata 90te,jsk przpomnimy sobie te frakcje, partie, partyjki, które wtedy powstawały. Jak przywołamy polemikę polityczną i jakie bzdury wtedy opowiadano, to przyznać trzeba, że jakiś postęp jest:). Chociaż teraz stwierdzić by trzeba że stoimy i drepczemy w miejscu, degrengolada spowodowana tym covidowy szaleństwem, ujawnieniem się u ludzi najgorszych cech ludzkich, nietolerancji, zamordyzmu, fałszu, podejrzliwości, narzucania innym swoich „prawd” do niczego dobrego nas nie zaprowadzi. A gdy jeszcze się okaże że wizja niejakiego Schwaba z forum z Davos, to nie fikcja i teoria spiskowa, czeka nas niestety walka by przetrwać.
Re: Vald pisze:
28 sierpnia, 2021 o 3:05 pm
PRL to dla mnie okres martwoty w budowaniu narodowej jedności, z góry narzuconym systemem, oparty na obłudzie i hipokryzji z fałszywą troską i wyniesieniem obywatela na piedestał z którego współrządzi Państwem.
Pan ma jakieś dziwne informacje. Ja pół życia spędziłem w „PRL” i trochę to inaczej widzę…
Odnoszę wrażenie, że chyba pan nie zrozumiał co napisałem. Jeśli okres PRL widzi Pan inaczej to proszę napisać jak. Ja przeżyłem blisko 30l lat w tym chorym systemie drugie tyle w nowym
Co mam napisać że było wspaniale, wolni szczęśliwi ludzie żyli w dobrobycie i w 89′ coś im odbiło?
Dzięki za ten wpis.
Dzisiejsze media już nie są czwartą władzą. Są sługami władzy. Piątą władzą, kontrolną, jest chwilowo internet. Oczywiście, zaśmiecony informacją i systematycznie zawłaszczany przez polityków i koncerny medialne.
Z polityką zderzyłem się, brutalnie, 17 grudnia 1970 roku w Gdańsku. Potem 1980, 1989… Dzisiaj widzę upadek głoszonych ideałów spowodowany partyjną nomenklaturą. Takie są, niestety, negatywne skutki przewagi erystyki nad dialektyką, uprawianych przez tzw. spin doktorów.
Ależ media zawsze były czyimiś sługami. Jak nie władzy to pretendentów do niej. A budowanie ( przecież przez nie same ! ) narracji o rzekomej ” niezależności ” służy , oczywiście , tylko jednemu – stworzeniu wrażenia wiarygodności, niezbędnej do ich funkcjonowania. To dosyć cyniczne, ale swego czasu , ze względów zawodowych, miałem szerzej z nimi do czynienia i , niestety , tak to wygląda.
Oczywiście, media – w większości – nigdy nie były wolne. Jeżeli pozwolono sobie na zbyt ostrą krytykę, do tego popartą faktami, to władza miała mechanizmy do tłumienia „samowoli” – a to nieznani sprawcy zdemolowali redakcję, pobili personel i zniszczyli nakład, następnie był urząd na Mysiej, gdzie wycinano niewygodne artykuły (i ew. zawiadamiano bezpiekę), a teraz mamy moderatorów (a także sztuczną inteligencję, która wytnie cały tekst przez jedno słowo). I smutne to, lecz prawdziwe, co Pan pisze, tyle że niestety ta narracja jest przyswajana przez większość ludzi, którzy trzymają się jednego tytułu. Stąd też, między innymi, biorą się różne podziały, ponieważ wynikają one z jednego tylko źródła wiedzy, a więc niedopuszczania innych poglądów czyli ogólnie brak szacunku dla ludzi o odmiennych poglądach.
t
„łykana” przez ludzi, którzy – najczęściej – trzymają się jednego tytułu, powielając s