29.07. Czy POPiS w ogóle istnieje?

11

29 lipca, wpis nr 1218

Zapraszam do wsparcia mego bloga

Wersja audio

Kiedy się wysypała pani senator z PO, że prędzej Koalicja Obywatelska dogada się z PiS niż z Konfederacją, wszyscy zwrócili uwagę na to pierwsze stwierdzenie, ale zdanie drugie było najbardziej symptomatyczne. Senatorka wręcz pożaliła się, że przez tę niepomijalność Konfederacji rozsypuje się układ, który istniał praktycznie do początku III RP. To kolejne genialne stwierdzenie padające z ust nieświadomych, które w skrócie opisuje złożone i ukryte procesy rzeczywistego funkcjonowania Najjaśniejszej Pookrągłostołowej. Lądują one na półce obok „grubej kreski”, czy „państwa teoretycznego”. Takie nasze „standardy opisowe III RP”.

Pora więc pochylić się nad rzeczywistym ustrojem III RP, za którego wielu uważa (moim zdaniem pochopnie naiwnie) funkcjonowanie państwa w nieformalnych kleszczach władzy POPiS-u. Hasło „PiS, PO – jedno zło” uważam za intelektualne nadużycie na skróty i postaram się to w niniejszym tekście wyjaśnić. No, bo to nie jest tak, jak sugerują coraz to bardziej wyrywni, że oni się tam dogadują, że istnieje niepisane i tajne porozumienie obu zwalczających się stron, by naprzemiennie, wedle wyborczego fartu, rządzić Polakami. Sprawa jest bardziej złożona i trzeba się wrócić do narodzin III RP. Najpierw jednak parę słów o jej poczęciu, bo geny, choćby i zmutowane, mają tu znaczenie.

III RP, jeśli chodzi o niepisane reguły, narodziła się przy Okrągłym Stole, ale poczęcie było procesem rzecz jasna wcześniejszym, dłuższym, rozłożonym w czasie. Przyszli małżonkowie musieli ze sobą trochę pochodzić, głównie po to by rodziny nie szumiały w sprawie mezaliansu. Już wiadomo, że oferta dopuszczenia wybranej opozycji do władzy zakładała ze strony Kiszczaka rozprawienie się przez wybrane skrzydło opozycji z jej ekstremami. Solidarność się samowykastrowała na tyle, że przy Okrągłym Stole, a zwłaszcza w Magdalence, usiedli już tylko przekonani z paroma byłymi ekstremistami (np. Frasyniukiem) dla kolorytu.

Jak pisałem – III RP poczęła się in vitro, poza organizmem suwerena, zarodek zaś został wszczepiony narodowi, by ten donosił płód z całym „dobrodziejstwem” genetycznych manipulacji okrągłostołowych. Podstawą genotypu nowej Polski stała się gwarancja nietykalności dla byłych władców, co jest oczywiste, gdyż byliby samobójcami oddając władzę bez takich zapewnień. Jak słusznie mówił Kuroń, Solidarność nie wkroczyła do pałacu władzy na czele zrewoltowanych tłumów, a więc została wpuszczona przez władzę i musiała (jeśli w ogóle chciała) negocjować w ramach ustalonych przez komunistów. W dodatku układ był nieformalny i zawierał się w rozproszonych ustaleniach, które dopiero te tymczasowość zaklepały po ośmiu latach w Konstytucji. Gwarancje komunistów nie świeciły Polakom w oczy, ale były układem zamkniętego bezpieczeństwa dla komuchów, ba – tworzyły układ otwarty do bogacenia się byłych władców, którzy, przechodząc z socjalizmu na kapitalizm – w te pędy uwłaszczyli się na odpuszczonej gospodarce. Jak do tego dodać pozostawienie władzy sędziowskiej w dotychczasowych rękach, to układ był domknięty. Żadnych rozliczeń wstecz, czego dowodem były procesy ws. Grudnia ’70 czy stanu wojennego, które trwały tak długo, że wszyscy uczestnicy, łącznie ze świadkami i ofiarami – poumierali. Układ sędziowski roztoczył parasol ochronny nad uwłaszczeniem się nomenklatury, którą chronił też medialnie promowany immunitet „wilczego kapitalizmu”, nie mylić z ustawą Wilczka.

Polacy mieli się zająć igrzyskami. Symbolem tego jest rozmowa jednego z działaczy, który spotkał kolegę wychodzącego ze spotkania Komitetu Obywatelskiego, który był takim centrum politycznym stworzonym od góry i mającym reprezentować wolę Polaków. Kolega wychodzący stwierdził, że „właśnie na Komitecie podzieliliśmy się na lewicę i prawicę.” To kolejny genialny skrót procesu politycznego, lądujący na półce podobnych wynalazków, o których wspomniałem na początku. Pokazuje on, że procesy politycznych podziałów nie szły od dołu do góry, tylko były organizowane na konwektyklach. Nie jestem naiwny, wiem, że polityczne ruchy powstają w gronie elit, które antycypują polityczne zapotrzebowanie warstw społeczeństwa, ale tu mieliśmy do czynienia z dokonaniem podziału w łonie jednej grupy politycznej, na tych co „niby” ze sobą będą walczyć. Czyli mieliśmy do czynienia z fasadą budowaną, by ukryć nieautentyczność procesów inicjujących scenę polityczną i jej późniejsze działanie.

Nie chcę tu wchodzi w sprawy historyczne, zwłaszcza w to, że Kaczyńscy praktycznie od początku, wysuwając Wałęsę na prezydenta, chcieli rozbić ten układ „człowiekiem z siekierą”, gdyż uważali układ pookrągłostołowy – słusznie – za niereprezentatywny dla większości społeczeństwa, elitarny, czyli, że lud się kiedyś o to upomni i jest to znakomite zaplecze polityczne. Widać to po tym, jak PiS nie jest w stanie do dziś wyjść poza te ramy, które dały mu zwycięstwo, ale które już przerdzewiały, gdyż sam PiS stał się nowym establishmentem, z tymi samymi wadami, no, może tylko z bardziej ostentacyjną łapczywością.

Historycznie widać ten podział prawica-lewica do dziś, idzie on z różnymi przygodami, z tym, że jest już od dawna nieaktualny. Oba wrogie obozy zbliżyły się do siebie, nie jest to walka na programy, tylko na to czym da się zwabić wyborcę do siebie. Liczebnie plemiona są zbliżone, decyduje języczek u wagi frakcji labilnej, która uzna w danym momencie, że głosuje na „mniejsze zło”. Istnieje wiele nie tyle podobieństw, co wspólnych interesów, które objawiają się i w ustroju, i w taktycznych działaniach, na które można wskazać jako na przykład realizacji jakiejś wspólnoty interesu. Postaram się je tutaj wyłożyć.

Politycznie wspólna jest linia zatarcia się podziałów na lewicę i prawicę. Króluje lewica, z tą różnicą, że mam je dwie: pobożną i bezbożną. Czyli że różnią się między sobą tylko narracją obyczajową. Mamy wspólny festiwal rozdawnictwa przekuty na schlebianie ludowi poprzez niezrozumiałe dla niego przekupywanie go jego własnymi pieniędzmi. Lud się łudzi, że „grabienie zagrabionego”, czyli uczciwa redystrybucja od klas posiadających do klas wymagających, to sprawiedliwość społeczna, w czym utwierdza go licytacja klasy politycznej. Lud nie widzi, że przez to ceny rosną, gdyż znika konkurencyjność rynku poprzez zmniejszanie się liczby podmiotów konkurujących i zmniejsza się baza „podatkobrania”, bo coraz rzadziej można znaleźć samobójców chcących powalczyć rynkowo z monopolem korporacji. Ale tu POPiS wszystko wytłumaczy, nie tyle, że dane plemię da więcej, bo tu mamy samobójczą konkurencję rozdawnictwa, ale że takie myślenie, wmuszane medialnie i politycznie, w ogóle się może bilansować.    

Teraz systemowy POPiS: po pierwsze – kodeks wyborczy. Ten gwarantuje odtwarzanie się zastałego układu. Ordynacja wyborcza ma wiele konserwujących pułapek-zapadek, do czego dokłada się jeszcze sposób finansowania z budżetu partii politycznych. To ewangeliczne – jak już masz, to ci zostanie dodane, jak masz mało – i to zostanie zabrane. To podstawa III RP – podział na naszych na prawicy i na lewicy jest podstawą realnego ustroju. Walki plemienne mają być w tej perspektywie igrzyskami dla naiwnych, zaś pewne aksjomaty są nienaruszalne. Na podstawie niezmienności (ba, nawet podostrzaniu „większościowości plemiennej”) można zobaczyć, że tu akurat mamy pokój.

O dziwo mamy też wiele taktycznych porozumień „ponad podziałami”. Skrywane są one skrzętnie, ale tu wystarczy tylko wola i widz się nie dowie, chyba, że jest skrupulatnym grzebaluchem, w dodatku wolnym medialnie. Wystarczy bowiem, że tylko dwa obozy za pomocą swych ze wszech miar plemiennych mediów pokrywających 95% sceny medialnej o czymś nie będą mówić, to dla Polaka taka sprawa nie istnieje. A więc łatwo jest udawać, że nie ma sprawy. Przykłady? Bardzo proszę.

Kowid – pełna współpraca. Tylko Konfederacja gadała i głosowała do rzeczy. Wielka Kowidowa Koalicja trwała ponad rok, kiedy – w okresie szczepiennym – opozycja zaatakowała PiS, że ten za mało zamordyzuje i ma krew na rękach. A więc dopiero taktyczne rachuby na uderzenie PiS-u rozbiły tę sanitarystyczną koalicję.

Drugi poważny przykład to stosunek do Unii Europejskiej. Tak, tak – PiS, który na pokaz pręży szabelkę w pochwie w rzeczywistości robi to samo (mówiąc co innego) co robiła by Platforma u władzy, jeśli chodzi o pozbywanie się kolejnych warstw naszej suwerenności. Różnica jest tylko narracyjna – PiS robi co trzeba i na użytek wewnętrzny kontestuje wobec nieświadomego elektoratu własne zgody, PO, robiąc to samo, mówiła by, że wszystko jest OK, i takie są wymogi traktatowe, i nasz interes. W rezultacie wychodzi na to samo, bo w świetle oficjalnych zgód dla ich biorcy – Brukseli – jest egal co tam kto odpowiada swoim wyborcom.

Kolejnym przykładem jest równy stosunek do wojny na Ukrainie. Co prawda można spotkać w indywidualnych rozmowach z totalnymi, że po co ten Kaczor tyle kupuje tej broni, pewnie przeciwko wolnym obywatelom, (że oddaje Ukrainie, to już nie) po co to i w ogóle. Na szczytach PO tego nie usłyszysz. PO ma tu miękkie podbrzusze i wie, że lepiej dla niej było siedzieć cicho. W końcu to depozytariusz niemieckich interesów w Polsce, a Niemcy odsłonili tą wojną bezwstyd swego romansu z Rosją i odłamki takich strzałów padają do gniazda Tuskowego. Ale to tylko napędza opozycję do nierecenzowania tego tematu – wszystko dla Ukrainy. I znowu – pozostaje po drugiej stronie tylko Konfederacja, która na kolejnym obszarze ciuła sobie poparcie na czymś, na czym wypłynął kiedyś Kaczyński. Obecny układ władzy strukturalnie nie odzwierciedla interesów przeczuwanych przez suwerena. Dlatego Konfederacji idzie tak dobrze i będzie szło, dopóki ten układ pracuje na jej korzyść. A uniwersalny układ wojny polsko-polskiej właśnie się przeżył i rozpaczliwe próby grania tej samej melodii przysparzają tylko zwolenników „temu okropnemu trzeciemu”. Ale o tym w kolejnych odcinkach.

Tak dotarliśmy do pewnego mechanizmu, który wskazuje nie tyle na „dogadywanie się” niby-wrogich plemion, ale do zespołu reakcji wręcz instynktownych, kiedy pojawia się zagrożenie dla zero-jedynkowości tego układu. O szerszym kontekście Konfederacji – za tydzień, dziś o widomym przykładzie takiego instynktownego zadziałania. Przed budynkiem NIK-u staje jego szef – Banaś, oraz szef „trzeciej siły”, pretendent do niepomijalności koalicyjnej Mentzen. I wszystko wychodzi na wierzch.

Dla Konfederacji ruch jest kongenialny. Banaś to zbuntowany pisowiec, co się im urwał. Ale do sierpnia 2025 roku chroni go Konstytucja. Po to jest NIK, by był apolityczny, ale nigdy nie był, bo powoływała go większość parlamentarna, a ta jest skonstruowana tak, że „zwycięzca bierze wszystko”. Co prawda jest kilka konstytucyjnie zatopionych „checks and balances”, hamulców mitygujących nawet większościową władzę, ale też znikają one wszystkie przy drugiej tej samej kadencji tej samej ekipy. Taką zapadką jest sześcioletnia kadencja szefa NIK-u by wychodziła poza czteroletnie rządy koalicji parlamentarnych. PiS zadziera z Banasiem o jakieś głupoty, ten zbiera na nich papiery, wykorzystując prerogatywy, które daje mu zagwarantowana konstytucyjnie, kontrolna rola jego instytucji. Konfederacja bierze syna Banasia na swoje listy, na miejsca biorące, czym gwarantuje sobie bezpośrednią linię do kontrolnych zasobów NIK-u na okres co najmniej dwóch lat po najbliższych wyborach. Żadnych tam blokowań informacji dla posłów, wjeżdża NIK na pełnej kurytyzanie i wszystko będzie widać jak na dłoni.

Szef NIK-u i szef Konfederacji zaprezentowali jak dowódca NIK-u przekazuje partii z bądź co bądź niebagatelną reprezentacją w Sejmie projekt ustawy pozwalającej nabyć przez NIK uprawnienia prokuratorskie. Teraz urobek NIK-u zatrzymuje się bowiem na poziomie medialnych raportów, no chyba, że prokurator się nimi zainteresuje. Ale ten, będąc nominatem aktualnej władzy politycznej, nie weszcznie żadnego śledztwa przeciwko swoim mocodawcom. Merytorycznie więc wniosek jest jak najbardziej na miejscu, skoro NIK – a tak stoi w konstytucji – ma kontrolować KAŻDĄ władzę.

Fajnie się patrzy jak ktoś trzeci walnie w kamień wojny polsko-polskiej, bo widać co wyłazi spod kamienia, czyli co tam jest naprawdę pod spodem. A co wyszło? Wyszło ciekawie, bo Mentzeny zagrały znowu na ujawnienie swego kapitału – tajemnych związków interesów POPiS-u. Tak, bo reakcja ujawniła ten związek. Oba plemiona rzuciły się na… Banasia. Tak, oba plemiona, co to jedni podjadają kolacyjki z prezeską Trybunału Konstytucyjnego, drudzy zaś demonstrują ramię w ramię z sędziami „swojej” kasty uważają przekazanie projektu ustawy przez szefa NIK reprezentantowi partii parlamentarnej za naruszenie podstaw praworządności.

Ruch Konfederacji ujawnia nieciekawe reakcje. PiS, oponując w tej sprawie wykazuje, że dla niego NIK jest o tyle dobry, o tyle albo nic nie może, albo jest w jego rękach. Formacja Kaczyńskiego tak bogata w narracje antykorupcyjne, akurat wybija zęby inicjatywie, która miałaby kontrolować, poza partią, korupcyjne wątki w instytucjach i spółkach państwowych. Prywaciarzy będzie łapało z dziesięć powołanych do tego instytucji, państwowych (którzy przecież powiększają swoje zasoby) ma nikt nie kontrolować.

Ciekawie ustawiło to też Platformę. Mentzen wręcz ich prowokuje mówiąc: to jak to, to nawet WY nie chcecie by ktoś kontrolował pisowskie złodziejstwo w spółkach skarbu państwa, o czym mówicie codziennie na wiecach i w tvnach? To jak to jest? A sprawa jest prosta – NIC co wychodzi ze strony Konfederacji nie może zostać przez POPiS poparte, nawet gdyby Konfederacja chciała przeforsować uchwałę Sejmu, że 2×2=4. Zaraz wyjdzie któryś z profesorskim tytułem i będzie udowadniał z rozgrzanym redaktorkiem, że to wcale tak być nie musi i że dla dobra Polski należy naruszyć podstawy matematyki, gdyż wszystko dla zwycięstwa. Trzeci nie ma prawa się przedrzeć, a po wyborach to my się (jak zawsze) ułożymy: jedni do władzy, drudzy do poczekalni lepszego fartu.   

Po drugie – każdy z plemiennych myśli na przód, tyle, że w paradygmacie utrzymania się tej dwójpolówki. I takie PO myśli – po kiego nam Banaś-prokurator przez kolejne dwa lata? A jak to my będziemy rządzili to nam się dobierze do skóry. Pisowskie zbrodnie korupcyjne załatwimy sądami powszechnymi, mamy tam większość zapalczywych po naszej stronie. Po kiego nam jakiś niezależny jeszcze bardziej NIK? A więc huzia na Józia. Ja sobie skrzętnie odnotowuję już te głosy z obu stron. Mam już kilku profesorów, co to uważają ruch Banasia za delikt pozwalający go zrzucić ze stanowiska przed ukończeniem kadencji. To takie same argumenty piwotowe, jak kiedyś za kowida. Spisane będą, pany profesory, czyny i rozmowy.

Przykład banasiowy to jeszcze jeden dowód na istnienie POPiS-u. Nie jako dogadanej szajki. To raczej konkurujące gangi, które się zawsze spotkają na naradzie w kawiarni, ale tylko jak pojawi się ten trzeci. A teraz po 30 latach tej dwójpolówki nawet nie trzeba się spotykać – wszystko jest już jasne: reakcje, kanały, narracje. Wspólnota interesów to więź szczególna. Mocna, choć nie zawsze wypowiedziana. Zawsze dyskontowana.

Do tej pory było to tak, że jak dwóch korzystało, to był bity ten trzeci. Teraz pora na powrót do źródeł polskiego przysłowia, że jak się dwóch bije, to trzeci korzysta.              

Napisał Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.

                 

About Author

11 thoughts on “29.07. Czy POPiS w ogóle istnieje?

  1. Generalnie , zgoda. Ale dwie uwagi :
    1. Pan Mentzen niepotrzebnie wystąpił na wspólnej konferencji szefem NIK – u . Pozwoliło to na uprawdopodobnienie narracji , że Pan Banaś będzie przekazywał poufne informacje Konfederacji .
    2. Żadne ” zbrodnie korupcyjne ” , gdyby PO doszło do władzy , nie będą rozliczane , a to z prostego powodu , że do tej pory , przez 33 lata , nigdy nie były. Obowiązuje bowiem mafijna zasada : my nie ruszamy waszych , wy naszych. Jeśli Autor uważa inaczej proszę o chociaż jeden przykład że nie mam racji ( od razu uprzedzam , że same , toczące się przez lata śledztwa , czy procesy nie zakończone prawomocnymi wyrokami nie są takimi dowodami :-))) )

  2. Globaliści specjalne podzielili Polaków na 2 plemiona Tutsi i Hutu, sorry PIS i PO, które nawzajem się „wyrzynają” nie widzą prawdziwych zagrożeń. To taka zabawa , igrzyska dla głupich mas 🙁
    Gdy tymczasem oni, pod pretekstem globalnego oćipienia klimatu, wprowadzają Wielki Reset i tzw. Zrównoważony Rozwój , czyli Komunizm 2.0 )
    Co za różnica, czy rządzą nami … z PIS, PO, czy inne marionetki globalistów ???
    To tylko mapety, pajace – cyrk dla mas, aby wierzyły, że idąc do wyborów, coś wybierają.

    Gdyby teraz rządziło PO to doradca Tuska, Pinokio Morawiecki, robiłby to samo.

    PIS niestety kontynuuje politykę ograbienia, kolonizacja Polski, zrobienia z Polaków niewolników , (Kieżun o tym mówił )
    wprowadza Wielkiego Resetu oraz największą ściemę XXI wieku, czyli że jakoby wytwarzany przez człowieka CO2 ma wpływ na ocieplenie klimatu.

    http://nie-wierze-nikomu.pl/index.php/wiedza/piec-ksiazek-ktore-wprowadza-cie-w-depresje-albo-obudza

  3. Czym się różni PIS od PO ?
    Jak do tej pory to rządy PiS są kataklizmem dla Polski. Takie są fakty.
    PiS okazał się gorszy od PO, co wcale nie oznacza, że PO nie może być jeszcze gorsze od PiS

      Od aktualnego PiS może też być gorszy przyszły PiS
    Dzięki takiemu straszakowi- straszenie PO, elektorat PiS zaakceptował dokładnie to, na co by się nie zgodził za rządów PO.

    Na tym polega manipulacja zbiorową świadomością. :PiS zgodził się na likwidację Polski w sposób całkowity, ale stopniowy, lecz nieodwołalny.
    PO optuje za natychmiastową likwidacją Polski i również nieodwołalnie.

    Różnica wynika z temperatury gotowania żaby – elektoratów PO i PiS.

    http://nie-wierze-nikomu.pl/index.php/wiedza/100-cztery-ksiazki-obowiazkowe-lektury-na-wakacje

  4. Na wielkim świecie wojna (na razie lokalna, za to tuż za naszą granicą, ale zbliża się wielkimi krokami konflikt globalny o hegemonię między USA i Chinami, gdy aktualna „proxy war” między nimi się wypali), a u nas kończy się (jako-taka) stabilizacja. I jeszcze są tacy pożyteczni, którzy się tym cieszą… a na Kremlu strzelają szampany, że użyję wyświechtanego już (szybko to leci ostatnio) zwrotu. Konfa jest jeżem wrzuconym w gacie Polsce (jak to elegancko ujął dawno temu Chruszczow), żeby podskakiwała w drgawkach. Taką samą „partią protestu” jak swego czasu „Samoobrona” wymyślona po to, aby głosy niezadowolonych ówczesnym układem, odpadające rządzącej lewicy, nie przypadły PiSowi. Tyle lat, a ciągle gramy w tę samą grę – żeby PiS nigdy nie zdobył większości pozwalającej mu zmienić Konstytucję gwarantującą (opisany także powyżej) ustrój III RP – gnijącego państwa z kartonu, systemowo słabego i skorumpowanego, państwa niezdolnego być czymś więcej niż europejskim wysypiskiem śmieci, zagłębiem pielęgniarek i hydraulików oraz montowniami zachodniego sprzętu. Jedno co się zmienia na dobre, to to że obecnie nawet partia destabilizująca rządy „patriotyczno-prawicowe”, też musi nominalnie reprezentować zbliżone wartości…

    A nawet do Tuska powinno dawno dotrzeć, że Rosji bynajmniej nie zależy u nas na rządzie partii nawet przychylającej Moskwie nieba, tylko na wiecznej anarchii, „kamieni kupie” którą może najechać szybkim rajdem nawet prywatna armia „zielonych ludzików” (na szczęście akurat taka słabość to już chyba przeszłość). Dlatego Putin zawsze będzie wspierał słabszych, opozycję – prawica, lewica, liberałowie, demokraci, konserwatyści, ludowcy – nieważne, byle wojna polsko-polska nigdy nie wygasła.

    Nie wątpię, że w Konfederacji, jak niegdyś w Samoobronie (a nawet proniemieckiej de facto PO), jest mnóstwo ludzi wierzących w to co robią (tak samo jak wśród te partie popierających). Ale po owocach ich poznacie, jak mówi Pismo. I po wodzach (bo III RP jest tak skonstruowana, że wodzowie partyjni mają władzę autorytarną, inaczej działające partie dawno przepadły). Na zakończenie przykład, jak „patriotyczny” gest Grzegorza Brauna (zniszczenie mikrofonu i nagłośnienia przed wystąpieniem pseudohistoryka i polakożercy Jana Grabowskiego) uwiarygodnił (i obronił przed merytoryczną dyskusja) antypolskie tezy tego ostatniego. Cytat z artykułu Jakuba Maciejeskiego w tygodniku Sieci, chyba z czerwca:

    „Już samo wydarzenie było skandalem. Niemiecki Instytut Historyczny zorganizował w Warszawie wykład prof. Jana Grabowskiego – którego prace ze względu na naginanie źródeł pod swoje tezy budzą kontrowersje – o tendencyjnym tytule „Polski (narastający) problem z historią Holokaustu”. Jest to obrona przez atak – grono badaczy, skupionych wokół Centrum Badań nad Zagładą Żydów w Polskiej Akademii Nauk jest oskarżona o poważne nadużycia historyczne. Autorzy próbują wykazać, że Polacy masowo brali udział w Holokauście, historycy jednak zarzucili im przerabianie źródeł pod swoje tezy. W odpowiedzi narodziła się narracja, że właśnie Polacy mają problem z przyjęciem prawdy o swoim rzekomym współuczestnictwie w mordowaniu Żydów i zasłaniają się bogoojczyźnianą retoryką, a przez tani patriotyzm lukrują swoją historię. Sprytne, prawda?

    Tacy badacze jak dr Piotr Gontarczyk odkrył, jak Grabowski przerabia źródła historyczne, a dr Tomasz Domański wskazał, że wspomniany profesor wraz z Barbarą Engelking lekceważą okupacyjne warunki na polskich ziemiach.
    Jednak dla prasy lewicowo-liberalnej to się nie liczy, bo obaj panowie pracują w Instytucie Pamięci Narodowej, a ten jest „pisowski”. W ten sposób odpiera się każdy zarzut i wskazania poważnych błędów, które popełniają autorzy Centrum Badań nad Zagładą Żydów

    GRABOWSKI NA NIEMIECKIM ŻOŁDZIE
    Sprawa nabiera rozmachu, bowiem odkąd Grabowski stwierdził, że Polacy zabili 200 tys. Żydów w czasie okupacji, odcięli się od niego nawet badacze z PAN.
    Gdzie znalazł zatrudnienie kontrowersyjny historyk? Właśnie w Niemczech – trzy lata temu otrzymał on specjalne stypendium od Institut für Zeitgeschichte w Monachium na badanie Holokaustu na ziemiach okupowanej Polski.
    W ub.r. Grabowski otrzymał z rąk niemieckiego uczonego, Wolfa Grunera (PhD), nowe stypendium na podobne badania. Gruner jest założycielem Centrum Badań nad Ludobójstwem w USC Dornsife. I ostatnio Niemiecki Instytut Historyczny właśnie w Warszawie organizuje prelekcję o głupich Polakach nieprzyznających się do winy.
    Na wykład zgłasza się grono historyków, z którymi Grabowski unika dyskusji już od lat. Przychodzą z listą trudnych pytań i konkretnych zastrzeżeń do badań naukowca. Debata jednak nie może się odbyć, gdyż na salę wkraczają Grzegorz Braun wraz ze swoimi ludźmi i niszczą sprzęt nagłaśniający. Poseł Rzeczypospolitej Polskiej wszczyna zadymę, ale dla organizatorów wydarzenia jest to idealny pretekst do dwóch działań: ogłoszenia, że ich tezy (o polskich problemach z Holokaustem) są prawdziwe oraz do przeniesienia wykładu do mniejszej sali. Historycy nie zostają do niej wpuszczeni, Grabowski mówi więc do potakiwaczy.

    POŻYTECZNY BRAUN
    Ale to nie koniec – w odpowiedzi na zachowanie Brauna do medialnej propagandy zagraniczne instytucje wykorzystują Grabowskiego. Poza Polską nikt przecież nie wie, że prowokacyjne zachowania posła Konfederacji to norma, więc komunikat wybrzmiał bardziej poważnie – polski parlamentarzysta stosuje przemoc, by nie dopuścić do wykładu o prawdzie historycznej na temat Holokaustu. Dr Robert J. Williams z USC Shoah Foundation pisze: „Z całych sił potępiamy atak na badacza Holokaustu, prof. Jana Grabowskiego, przez polskiego parlamentarzystę”.
    Z podobnym oświadczeniem występuje wpływowe Centrum Wiesenthala, w którym opisują zachowanie Brauna, i przytaczają komentarze izraelskich historyków zażenowanych i oburzonych incydentem.
    Zauważmy, że gdyby to nie Braun zagrał tu pierwszoplanową rolę, ale polscy historycy dyskutujący z Grabowskim, do tych samych instytucji można by wysłać całe sprawozdanie z debaty – konkretne, pełne przykładów i naukowych tez. Poseł Konfederacji to uniemożliwił – Niemiecki Instytut Historyczny zatriumfował, lepszego prezentu nie mógł z okazji tego wykładu otrzymać.”

    Czy złożoną z takich elementów Konfederację obecni niewątpliwie w jej strukturach ludzie dobrej woli zdołają ucywilizować na tyle żeby odegrała w Parlamencie pozytywną rolę (np. wchodząc w korzystne dla Polski koalicje, zamiast być partią obstrukcji, grającą na chaos, nierząd i przyspieszone wybory) czy „patriotyczni” wodzowie zwyciężą? Odpowiedzcie sobie sami…

    PS: Jeszcze zatęsknimy za rządami PiS, wspominanymi jak „wiek złoty” i czas stabilizacji. Obym był złym prorokiem…

    1. Tak, podwójne odwracanie kota ogonem ustawia go w pozycji wyjściowej ale doopa i tak zostaje z tyłu i można w nią tłuc, jak nie z tej to z tamtej strony. Idąc tym tokiem rozumowania Braun mówiąc do Mengielskiego „będziesz pan wisiał” z mównicy sejmowej mówił to ironicznie, wesoło wręcz, mając na celu podbicie rozpoznawalności ministra i zwiększenie jego szans w nadchodzących wyborach jako zblatowany wspólnik z Konfederacji. Tak, to ma sens, zwłaszcza jak się czytało „Fundację” Asimova.
      Nie twierdzę kategorycznie, że Braun jest czysty jak łza łobuza. Niszczenie mikrofonu raczej wpisuje mi się w jego sposób działania i bynajmniej nie powinniśmy do tego przywykać ani pochwalać. Zaś obrona tezy o ukrytej proniemieckości czy prorosyjskości jest taką podwójną pętlą na jej szyję, żeby powiesić z każdego możliwego do wymyślenia powodu. Jak z wieszaniem czarownicy w filmie Monty Pythonów czy w starym wojskowym dowcipie (przywołuję z pamięci): nastaje cisza nocna, żołnierze już w łóżkach, światło zgaszone. Wchodzi sierżant: „Czołem żołnierze!” a tu nic, żołnierze śpią albo udają. Na to sierżant: „Cooo?! Tak to się wojsko zachowuje? Szarża wchodzi a wy nic?! Na korytarz biegiem, w dwuszeregu zbiórka…”. Następny dzień, ta sama godzina, wchodzi sierżant: „Czołem żołnierze!” Żołnierze chórem: „Czołem obywatelu sierżancie!” Sierżant: „Cooo? To wy jeszcze nie śpicie?! Na korytarz…”
      Metoda stara i nagminnie stosowana, w szkole powinni uczyć jej rozpoznawania. A jak uczymy tylko prawdomówności i prostolinijności, to stado baranów rzeźnych nijak nie przyswoi pierwszej części przykazania „Bądźcie więc roztropni jak węże, a nieskazitelni jak gołębie!”

    2. „„kamieni kupie” którą może najechać szybkim rajdem nawet prywatna armia „zielonych ludzików” (na szczęście akurat taka słabość to już chyba przeszłość)” – właśnie teraz jest to już możliwe w tej dyktaturze ciemniaków pod wodzą konia trojawieckiego.

    3. Niezależnie od tego co by tam uczciwi historycy wydebatowali to i tak do mediów poszedłby przekaz taki jak z góry ustalono, niezależnie od tego czy Braun przewróci mikrofon czy nie. Dla mnie Braun jest przynajmniej tym widocznym znakiem sprzeciwu.

  5. W demokracji nie ma na to siły. Wygra zawsze ten, co najwięcej obieca albo rozda. Powinni głosować tylko ludzie, którzy się czegoś dorobili pracą.

  6. dzień dobry, mam pytanie. Agencja Oceny Technologii Medycznych – na ich stronie nie znajduję wcześniejszych danych dotyczących fałszywie pozytywnych wyników testów. To znaczy info jest, ale dane procentowe inne. Czy to inne badanie? Czy poprzednie dane usunięto?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *