30.04. Co ma wirus do klimatu?
30 kwietnia, dzień 58.
Wpis nr 49
zakażeń/zgonów/ozdrowień
12877/644/3236
Coraz częściej trafiam w mediach społecznościowych na powroty tematu zagłady klimatycznej. Na początku trochę mnie dziwiły tezy, że ten wirus to się wziął z powodów zaniedbań ludzkości w stosunku do klimatu, ale postanowiłem przyjrzeć się sprawie.
Zacząłem od nieśmiertelnej pani Spurek. Polska eurodeputowana jest z powodu swoich dość dziwacznych konstrukcji myślowych oraz radykalizmu tez pokazywana jako dziwadło lewackiego zaangażowania w obronę zwierząt i w wyolbrzymianie tematu katastrofy klimatycznej. Jej radykalizm, skrótowy w swojej narracji (pani Spurek niczego nie tłumaczy co uważa za oczywistość) nie przysparza jej zwolenników – wszystko ma się kojarzyć z jednym: czego byśmy się nie dotknęli to wyjdzie że albo męczymy klimat, albo, że zwierzęta.
Tak samo było z koronawirusem. I tu, o dziwo, było lepiej niż gdzie indziej, bo była w tym jakaś logika. Pani Spurek bowiem zaprezentowała (nie swoją) tezę, że mamy wirusa za to, że męczymy zwierzęta. Ma to jakieś podstawy teoretyczne, gdyż wirus miał się pojawić z powodu tego, że na targowiskach męczy się zwierzęta, a potem zjada jakieś nieprawdopodobne osobniki, które noszą w sobie patogeny, zabójcze dla nieprzygotowanego na takie harce organizmu. Jak to się mówi – globalizm jest wtedy, gdy jakiś Chińczyk zje w grudniu nietoperza, a ty w Polsce stracisz w marcu pracę i jeszcze musisz włączać łokciem przycisk piętra w windzie.
Ale wróćmy do tego co ma wirus do klimatu. Jest tu kilka wersji. Jedna – na wprost -, że to zemsta natury za nasze krzywdzenie planety. Po prostu planeta (natura?) nas ukarała. Ku mojemu zdziwieniu do takich głosów przyłączył się papież Franciszek, w dodatku w narracji, gdy przypisuje naturze jakieś wolitywne zapędy, w dodatku zestawiając je z miłosierdziem bożym. Brzmi to heretycko, ale takiego mamy „zielonego” papieża. Są też inne głosy w wersji „kary za grzechy”, a to takie mianowicie, że koronawirus to tylko trailer i natura wysyła nam po prostu pandemicznego posłańca byśmy się opamiętali przed całkowitą zagładą klimatyczną.
Są też głosy, że klimatowi się dostanie przez koronawirusa, bo ludzkość skupiła się na pandemii i odpuściła sobie finansowanie i zajmowanie się kryzysem klimatycznym, gdyż zajęta jest czym innym. Widomym znakiem takiego deficytu ma być zbliżająca się susza. Mamy jej nie widzieć zapatrzeni w testy i szczepionki, a ona byłaby do ogarnięcia, gdyby nie ten wirus.
Mamy też połączenie rozprzestrzeniania się wirusa z globalnym ociepleniem. Wygląda to tak, że ocieplenie powoduje łagodne zimy, te zaś mają obniżać naszą odporność, w co wchodzi wirus. Wychodzi na to, że tak czy owak zawsze Nowak: jak mamy ostre zimy to powodują one epidemię grypy, jak słabe to epidemię koronawirusa. Najciekawszą wersją tej konstrukcji jest łączenie (przyszłych?) pandemii z… topnieniem się lodów arktycznych. Idzie to tak: ponieważ z powodów zawinionej przez człowieka katastrofy klimatycznej dochodzi do ocieplenia klimatu to zaczyna topnieć wieczna (no właśnie chyba nie) zmarzlina i… uwolnią się z lodów zamrożone tam choróbska, uwięzione od tysięcy (milionów?) lat, na które nie mamy żadnej immunologicznej odpowiedzi. Ta konstrukcja podoba mi się najbardziej, jest zgrabna i… nie do zweryfikowania. Idealny model wiecznego strachu dla poszukujących.
Z drugiej strony okazuje się, że recesja spowodowana izolacją wirusową doprowadziła do poprawy klimatu. Przemysł mniej produkuje, czyli emituje, samochody mniej jeżdżą, z Nepalu widać Himalaje (tylko nie ma ich komu oglądać, bo turystyka padła). Jednak łączący klimat z wirusem uważają, że jest to krótkotrwały efekt, który zaraz minie, gdy nieposkromiona w swej pazerności ludzkość ruszy do produkcji i konsumpcji.
Ja się tylko zastanawiam jak będzie to wyglądało w realu. A najlepiej pokaże to los „Zielonego Ładu” Unii Europejskiej. Wielu sądzi, że trzeba to nawet wzmocnić biorąc pod uwagę wymienione wyżej argumenty, inni, że to się opóźni, a inni z kolej, żeby sobie dać z tym spokój, bo nas nie stać na realizacje szczytnych idei z czasów przedkoronawirusowego dobrobytu.
Jak mówił Dyzma: rząd zrobi jak chce. Co będzie dalej – sami zobaczymy.
Więcej zapisków na moim blogu.