30.04. Fale, których jeszcze nie znamy

2

30 kwietnia, dzień 1154.

Wpis nr 1143

zakażeń/zgonów

45/0

Zapraszam do wsparcia mego bloga

Wersja audio

Ostatnio przegapiłem u ministra Niedzielskiego ważny moment w jednym z jego, broń Boże, sponsorowanych wywiadów pandemicznych. Urzekła mnie teza, że postępowano w kowidzie racjonalnie (zaraz do tego wrócimy) i nie zauważyłem jednej rzeczy: minister obiecał na wakacje ósmą falę, rzecz jasna kowida. Hmmm… ósma fala. Wszyscy jakoś tak łykają te cyferki bezkrytycznie, no, no, osiem fal to ci dopiero pandemia. A jako, że mamy majówkę ciut więcej czasu postanowiłem rozkminić jak to z tymi falami było. I, uwaga, będzie multimedialnie, bo kupa wykresów, ale i… piosenka ode mnie dla ministra. Na końcu.

Aby zacząć myśleć o falach, to trzeba się zastanowić falę CZEGO miał na myśli minister. No, bo jak tylko zakażeń to należy się przyjrzeć ile fal zakażeń wyszło i skąd. Bierzemy więc zakażenia total w Polsce i nam wychodzi:

Najbardziej zaangażowane oko, jak się wysili to widzi tu góra fal sześć. Wykres ten wyjaśnia także kompletny humbug istnienia fali pierwszej. To na wieść o niej, o samej ilości zakażeń, pozamykaliśmy się w domach, wygnali dzieci ze szkół i przedsiębiorców z fabryk. Tej pierwszej… nie było. Po drugie te fale zakażeń powstawały inaczej. Jak widać nie w ten sposób, że ludzie się pozakażali i wznieśli falę, bo pierwszy okres zakażeń (marzec-wrzesień), kiedy wszyscy się pozamykali, to był praktycznie zerowy. Fale zakażeń wzmagały fale testów, w dodatku w większości fałszywie pozytywnych, co ujawniło się w fenomenie zakażonych bezobjawowych. Byłeś zdrowy jak byk, ale test cię wylosował i lądowałeś na kwarantannie i w statystykach. Jak się podnosiła (medialna) kowidowa panika rząd powziewał wzmożenie testowe i wychodziło. Krzywe testów prawie dokładnie pokrywają się z ilością wykrytych zakażeń. Jak byśmy testowali wszystkich, czyli tak ze 100 razy więcej, to mielibyśmy 100 razy większe poziomy zakażeń. Można to prześledzić na korelacji ilości testów i ilości zakażeń w roku 2022.

Wynika z niego, że testy „ciągnęły” krzywe pandemii do góry, zawsze poprzedzały, a właściwie prowokowały wzrost zakażeń.

No dobrze, a może ministrowi Niedzielskiemu chodziło o fale zgonów? Popatrzmy się na fale zgonów Z kowidem. Piszę „Z”, bo kowid był wpisywany jako podstawowa przyczyna zgonów, nawet gdyby gościu był pozytywny zaś zginął, bo mu dźwig urwał głowę, co już zostało i wykryte, i napiętnowane. Tyle, że autorzy tego przekrętu, jak zwykle, walą głupa, że nic takiego nie było. Ale dobra – weźmy dane zgonów powiedzmy, że kowidowych, mimo, że sztucznie zawyżanych na poważnie i popatrzmy co się działo:

Ja tam widzę maks trzy fale, a to jest o pięć za mało w stosunku do tego co mówi Niedzielski, a ja opieram się na oficjalnych danych. I teraz najważniejsze – co to jest pandemia? Choć WHO rozszerzyła jej definicję (uwaga 10 lat przed pandemią) z dużej ilości zgonów na dużą ilość zachorowań, to powiedzmy sobie jedno. Jak mamy do czynienia z pandemią, kiedy sporo ludzi choruje i mało umiera, to co to za pandemia? Po prostu więcej ludzi niż zwykle ma katar, nie chodzi do pracy i tyle. Skoro dane statystyczne rozmiaru pandemii na podstawie ilości zakażeń nadają się do kosza z opisanych powyżej przyczyn, zaś dane kowidowych śmierci są pompowane w statystycznych procedurach, to można się tylko oprzeć na jednym – zgonach w ogóle. Tu nie ma zmiłuj się, choć jak się patrzy co wyrabia polska statystyka medyczna (np. w weekendy nagminnie nie są raportowane zgony, bo się nie chce, co widać na każdym weekendowym początku mych wpisów) to i tu można mieć wątpliwości. Ale przyjmijmy ruchy na zgonach jako obiektywny czynnik oceniający pandemię. Po prostu zobaczmy kiedy były wzrosty zgonów w ogóle, a potem odniesiemy to do wydarzeń kowidowych:

Po pierwsze ja tam widzę góra cztery fale. Baza stała na niewiele mniej niż 8.000 zgonów tygodniowo, co powyżej to przekroczenie normy. Aż sobie ponumerowałem piki zgonów, żeby je wyjaśnić. Najciekawszy był okres pandemii do pierwszego skoku zgonów. Był to okres kompletnego zamknięcia, wtedy nie umierał nikt ponadnadmiarowy, nawet trochę spadło. Gwałtowny skok zaczął się [2] w okresie wrzesień listopad, ze szczególnym przyspieszeniem między 15 października i 15 listopada 2020 roku, kiedy zmarło ponadnadmiarowo 40.000 Polaków. Sanitaryści ten fenomen tłumaczą idem per idem. To znaczy, że właśnie dlatego nikt nie zmarł, bośmy się pozamykali, a zaczęliśmy umierać jak się towarzystwo pozakażało, gdy je wypuszczono na nową wolność. Tak? A figę! Wiosna to wiosna, ale na wybory na Dudę – czerwiec-lipiec wszyscy hulali, śmiertelne koperty, za zgodą opozycji zostały zamienione na kampanię w realu i głosowanie przy urnach, o rekordowej frekwencji.

Do tego pojechaliśmy na wakacje. Tak, i tu mówią sanitaryści – tak pojechali, poroznosili, i wynik we wrześniu był oczywisty. A figę! To kłamstwo na kaczych łapach. Skoro lud wyjechał w czerwcu, to – znając czas rozwijania się wirusa, fala powinna wystrzelić najdalej w lipcu, lipcowi – w sierpniu. Bo przecież objawy pokazują się po 3 dniach od infekcji. A tu się okazało, że wirus się opalał całe wakacje i wyskoczył w listopadzie. No, jakże to tak? Przypomnę, że niespotykany (bez wojny) gwałtowny skok zgonów w listopadzie i październiku 2020 został poprzedzony decyzją naszego licznika fal, co do ujednoimienniania szpitali, triażu na przyjęciu do placówek oraz przejściu na teleporady. Do tego należy dodać pojawianie się już pierwszych jaskółek długu zdrowotnego z czasów od początku pandemii, stresu, nieleczenia, kijów w parapet i łapania ludzi na świeżaku. To robiło falę nr 1, tę prawdziwą, bo jak wiemy, tej początkowej to nie było i pokazuję właśnie kwity w tej sprawie.

Fala druga [3] to już inna bajka. To skorelowanie wyżej opisanych działań, długu zdrowotnego i pierwszego pokazowego przypadku – skorelowania się zakażeń koronawirusa z sezonową grypą i związanego z tym komplikacjami. Znowu między pierwszą a drugą falą wypuszczono ludziów na wolność, trochę się pokurowali, potem zaczęto w grudniu 2020, akcję testową, która wykazała wzrosty, domknięto już i tak przymkniętą służbę zdrowia i to, plus sezonowa grypa społeczeństwa osłabionego kwarantannami, przyniosło swoje rezultaty.

A, zapomniałbym o jednym czynniku – garbik fali nr 2 idealnie pokrywa się z czasem i tempem rozpoczęcia akcji szczepiennej. Widać już teraz, po drugim sezonie szczepiennym, że szczepionki szkodzą, zwłaszcza zaraz po ich powzięciu, a pierwsza fala podwójnych szczepień właśnie wtedy [2] zachęciła około połowę Polaków do wzięcia udziału w, okazało się, medycznym eksperymencie.

Widać to jak się zestawi dynamikę szczepień z ilością zgonów. Duży pik zgonów na wiosnę 2021 [3] odpowiada szczytowi akcji szczepiennej, gdzie padł rekord ponad 600.000 dawek dziennie, kiedy ludzie poszli do szczepień by móc wyjechać na majówkę. Drugi pik szczepień znowu pokrywa się z trzecim pikiem zgonów na przełomie 2021/2022. Ostatni czwarty pik zgonów [5] to już moim zdaniem mieszanka długu zdrowotnego z okresu kwarantanny plus efekty poszczepionkowe szczepień 3 i 4 dawką.

Także panie ministrze nie wychodzi nijak ósma fala w wakacje anno domini 2023. Fal było mniej i nie spowodowanych samym wirusem, ale błędną reakcją władz na niego. Mam nadzieję, że wykazałem to, gdyż robiłem to na oficjalnych danych GUS i ministerstwa zdrowia. A ponieważ jesteśmy w okresie majówkowym, zaś ja obiecałem dzisiaj multimedialny kawałek, to kończę mój wpis piosenką, którą zmieniłem tak, że mogłem ją zadedykować bohaterowi tego tekstu. Najlepiej to odsłuchać, ale każdy sobie może sam podśpiewywać w majówkę tę w sumie optymistyczną piosenkę.  

Napisał Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.

About Author

2 thoughts on “30.04. Fale, których jeszcze nie znamy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *