4.02. Godność obrażalskich

0

4 lutego, dzień 1069.

Wpis nr 1058

zakażeń/zgonów

123/12

Zapraszam do wsparcia mego bloga

Wersja audio

Po wczorajszym wpisie na temat rzeczywistości obrażonej odezwała się do mnie pani Izabella i wskazała, że to, o czym piszę jest od dawna znane jako „pokolenie płatków śniegu”. Nie pierwszy to raz, kiedy człowiek wpada na rzeczy dawno już opisane i nazwane, ale dla mnie to zawsze satysfakcja, że samemu się doszło – co prawda później – do wniosków doprowadzonych przez mądrzejszych i to gdzieś na świecie. Zwłaszcza, że pojęcie płatków śniegu już mi się kiedyś obiło o uszy. I nie odwołałem się do niego w swym wpisie o obrażalskich, bo nie tu widzę podobieństwa.

Teoria ta ma dwa aspekty, a ten główny mi nie pasował. Otóż mówi się tam, że w społeczeństwie płatków śniegu każdy jest wyjątkowy i jednocześnie bardzo kruchy, mało odporny na czynniki zewnętrzne – stąd ta obrażalskość i fatyszyzacja godności nieskończonej. Mnie w tej definicji, a właściwie już metaforze, pociąga co innego – jak to się dzieje, że każdy z płatków ma się za wyjątkowego, zaś w sumie jak się popatrzy z oddalenia – wszystko wygląda tak samo? Ot, śnieg. Ten proces jest jeszcze bardziej fascynujący do analizy niż fakt topienia się pojedynczych płatków w słońcu różnych ideologii.

No bo jak to jest, że każdy się czuje wyjątkowy? Płatkowcy jeżeli o czymkolwiek są przekonani, to właśnie o tym. Ja, jako katolik potwierdzam to przekonanie, ale z pewnymi różnicami. Człowiek tylko rodzi się równy, ale co do potencjału tego, co zrobi ze swymi darami, ale i ograniczeniami. Praktycznie od razu jest ograniczany: majątkowo, statusowo, genetycznie. I zaczyna się każdego osobno, powolna batalia pomiędzy tymi ograniczeniami, nawet przygodami życia, które Chesterton nazywał przeznaczeniem, a pomiędzy… no właśnie czym? No, bo jak wedle materialistów determinują cię czynniki zewnętrzne, to co zostaje z ciebie, oprócz worka mięsa? Wierzący powie, że dusza, ale tę niewierzący wykluczają, a więc, by utrzymać się w dyskusji, można się posłużyć kwestią wolnej woli. Tak, to ona pcha cię dalej mimo przeciwieństw i wygodnictwa – w cudowny sposób podarowana przez Boga, bez możliwości wtrącania się Twórcy.

Ja wiem, że istnieją różne ideologie, które kwestionują nawet istnienie wolnej woli – chemia mózgu, powiadają, tu się dzieją skomplikowane procesy. Ale to nie jest najgorsze. Najgorsze jest, że żyjemy w świecie, który powolutku pozbawia wolnej woli. A ludzkość to… kupuje. Nawet nie to, że wolną wolę się ruguje – staje się ona coraz bardziej niepotrzebna. Mamy ciągłe erzace indywidualnych decyzji. Zastępców woli. Otoczeni jesteśmy tymi podpowiadaczami wszędzie. Od mediów, poprzez aplikacje, które wspierają nasze decyzje, aż po szybki, acz niezauważalny, postęp sztucznej inteligencji. A ta będzie podłączona od razu do „obiektywnych” sankcji i to już nie będą sądy z rozważaniem racji, ale algorytmizacja systemu kar. Nieodwoływalna.

A więc jesteśmy na etapie, kiedy wolna wola proponowana skurczyła się do wolności ekspresji własnych pretensji do świata. Ale taka postawa tylko mnoży powody takich emocji. Obrażalskiemu wydaje się, że jego oburzenie jest indywidualne i niepowtarzalne jak płatek śniegu. Z daleka, z powodu powszechności takich postaw wygląda to przewidywalnie i nudno. Tak jak śnieg. Jako masa ma wiele swoich postaci, ale są one policzalne i prognozowalne. Taki płatek myśli, że mówi jakieś oryginalne rzeczy, a w sumie to są ograne refreny paru piosenek na krzyż. No bo policzmy – taki genderyzm: tam może być jakaś permutacja kilkunastu płci, ale to są rzeczy do skategoryzowania, zaś szukanie jakichś prawdziwych oryginalnych postaw prowadzi na manowce logiki, nad granice, za którymi jest już tylko śmieszność.  

Podam kilka przykładów, bo to najlepiej ilustruje do jakich absurdów można dojść, jeśli konsekwentnie się w to brnie. Otóż w jednym z więzień mieliśmy taką sytuację: „W męskim ZK, Christopher twierdzący, że jest „trans-kobietą”, ugryzł strażnika podczas rewizji osobistej. Więzienie tłumaczy, że rewizję osobistą transseksualisty od pasa w dół przeprowadza strażnik mężczyzna, a od pasa w górę strażniczka kobieta.” No, a jak ma być inaczej, jak się powiedziało A to trzeba teraz w to brnąć. Albo to: „W stanie Indiana w USA w części szkół pojawiły się łazienki neutralne płciowo. W niektórych z nich miały pojawić się kuwety dla uczniów, którzy identyfikują się jako zwierzęta”. To wcale nie jest śmieszne, tylko tragiczne. Brniemy w to, bo się takie jednorożce poobrażają i będzie nam wstyd. Nawet nie wiem czy to jest fejk, ale na logikę – tak być powinno, jeżeli koleżeństwo traktuje tę sprawę na poważnie. (A propos – czy ma ktoś pomysł jak może wyglądać pisuar dla cis-jednorożca?).

Ale wróćmy do rzeczy – no, są powtarzalni, choć każdy ma się za nie wiadomo co. Skąd to się bierze? Moim zdaniem źródłem jest tu dekonstrukcja pojęcia godności. Tę, jak wiadomo, posiada każdy, ale są na nią różne pomysły. Świecki, oparty na prawach człowieka, uznaje, że godność jednostki utrzymuje się na niezmienionym poziomie przez całe jej życie. Jest człowiekowi dana jak jarzmo i nie może się jej wyzbyć, nawet, gdyby chciał. A więc poziom godności jest demokratycznie równy, w związku z tym każdy ma prawo się do niego odwołać i żądać, by jego głos sprzeciwu na daną chwilę był respektowany przez cały świat. Katolicyzm podchodzi do tego inaczej – godność człowieka jest równa od urodzenia, ale nie jest darem na wieki, ale potencjałem, co to można go rozwijać, ale i… utracić. Żyjąc niegodnie ten potencjał można po prostu zużyć. Co prawda na końcu może taki niegodny i tak popaść w ramiona boskiego miłosierdzia, ale to już jest wtedy poza jego wolą.

Ja widziałem wielu ludzi bez godności i nie sądzę, by w tym względzie mógłbym być im równy. Za dużo płaciłem za obronę własnej godności. Nizałem jej koraliki, nie bez przygód, na sznurek swego życia widząc jak wielu zamieniało ją na paciorki konformizmu, handlowane co dzień w nadziei, że ten mieszek nie ma dna. Ma. Im bliżej tego dna, tym ciężej zawrócić. A więc, wracając do naszych płatków. Tak, fenomenem jest tu dwójmyśleniowe połączenie sprzeczności: poczucia własnej wyjątkowości z zachowaniami stadnymi i efektem śniegu. Z daleka wyglądającego jako jednolita masa, podlegająca – wtedy w całości – czynnikom zewnętrznym. Co to mogą to wszystko wywiać w dowolną stronę, a nawet stopić w promieniach nowych ideologii. W końcu to może być tylko kolejny etap w przemianie świata, w którego trwałość uwierzyli obrażalscy naiwniacy.

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik, zarazy”.       

About Author

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *