24.03. Skok
Dzień 21.
zakażonych/zgonów/ozdrowień 927/12/1
Dziś skrzyżowanie pięknej pogody i pogłosek, że od jutra nie będzie można wychodzić. Pewnie tak jak wielu, spróbuję się pożegnać. Przy okazji przetestuję awanturę o tym, że m.in. w Warszawie z powodu epidemii wprowadzono sobotnie rozkłady jazdy. Są dwie szkoły: jedna mówi: po co wozić powietrze, druga, że właśnie utrzymanie taboru z dni powszednich pozwoli „rozrzedzić” pasażerów, po to by się nie zarażali. Tłoku nie ma, ale może mi się trafiło.
Jadę na Kabaty – i znowu rekord marszowy. Po drodze do metra mijam rodzinkę na wrotkach. Sądząc po nowym sprzęcie i stylu jazdy – po raz pierwszy w takim składzie i dyscyplinie. W metrze pierwszy przypadek żebraka, powołującego się na utratę pracy w związku z epidemią. Czy to pionier większej fali, czy tylko kreatywny. A może już ludzi dopada takie nieszczęście?
Ten widok rodzi we mnie pytanie – jak sobie teraz radzą bezdomni? Zniknęli z naszych ulic, bo nie przyciąga ich już okazja spotkania z nami. Ale gdzie są? Jak mieszkają? I z czego żyją, skoro raczej nie z nas?
To znów nasuwa refleksje o innych samotnych inaczej – co się dzieje ze „słoikami”, czyli ekspatami z mniejszych miejscowości? To przecież głownie single, obecnie zawieszone wpół drogi między nieczynnym korpo a odległą rodziną. Pewnie spotkają się razem na Wielkanoc, ale teraz? Teraz siedzą sami w swoich wynajętych kawalerkach i nie mają do kogo gęby otworzyć. Ich starsi i bardziej osiadli koledzy mają już jakieś rodziny i świrują na swój sposób. Ale nasze słoiki? Jeszcze nie zakorzenione TU, a już wyrwane TAM?
Myślę także o innych, których wirus zatrzymał wpół drogi. Dzwoniła córka, jest z mężem w połowie budowania domu, mieli w marcu wziąć drugą transzę kredytu. Teraz wszystko stoi – banki czekają. Budowa też. Ilu jest takich złapanych w pułapkę przejścia? Zatrzymanych w swym najważniejszym życiowo momencie, tuż przed skokiem? W trakcie rozwodu, rehabilitacji, leczenia, szukania pracy, budowy domu, inwestycji? Jak to będzie, gdy już wyjdziemy z domów do swoich spraw, bo wirus w końcu odpuści? Będzie do czego wracać? Nie wiadomo. Ale wiadomo, że wszyscy za to czy będzie do czego wracać wystawią rachunek rządzącym. I to bez względu na to, jak bardzo walczyli o zdrowie społeczeństwa.
Wszyscy mówią, że po wirusie nic już nie będzie tak samo. To brzmi jak marzenue albo jak… groźba. To, które z nich się spełni będzie zależało od społecznej determinacji do zmian. I nie będzie tu chodziło wyłącznie o służbę zdrowia. Będzie chodziło o wszystko.