25.05. Dobre wieści z Downing Street
25 maja, dzień 83.
Wpis nr 72
zakażeń/zgonów/ozdrowień
21.631/1007/9.276
Większość ludzi nigdy nie złapie koronawirusa. Większość ludzi, którzy go złapią nigdy nie doświadczy objawów. Większość ludzi, którzy doświadczą objawów, nie będą potrzebowali opieki medycznej. Większość osób wymagających opieki medycznej nie będzie potrzebować pomocy w nagłych wypadkach lub w sytuacjach krytycznych. I nawet niewielki odsetek osób, które potrzebują pomocy krytycznej, przeżyje, niezależnie od czynników ryzyka lub historii medycznej. Większość ludzi, znaczna część ludzi, w ogóle nie dostanie tego wirusa w żadnym momencie epidemii, która będzie trwała przez długi okres czasu. Niektórzy dostaną wirusa nawet o tym nie wiedząc, będą mieli wirusa bez żadnych objawów, będą mieli bezobjawowe nosicielstwo i wiemy, że tak się dzieje.
Większość z tych, którzy mają objawy, prawdopodobnie 80%, będzie miała lekką lub umiarkowaną chorobę. Może być wystarczająco źle, aby musieli iść do łóżka na kilka dni, a nie wystarczająco źle, aby musieli iść do lekarza. Nieszczęsna mniejszość będzie musiała iść od szpitala, ale większość z nich będzie potrzebować tlenu i puści szpital. A potem mniejszość z nich będzie musiała przejść do krytycznej opieki, a niektórzy z nich niestety umrą. Ale to mniejszość, ogólnie 1%, może nawet mniej niż 1%. I nawet w grupie największego ryzyka jest to znacznie mniej niż 20%, tj. ogromna większość ludzi, nawet z grup najwyższego ryzyka, jeśli złapią tego wirusa – nie umrze.
To powyżej to nie cytat z jakiegoś manifestu denialistów. To wystąpienie Oficera Medycznego Wielkiej Brytanii (czyli coś w rodzaju naszego ministra Szumowskiego) na briefingu pasowym w siedzibie rządu na Downing Street. A więc jak przewidywałem, po pierwszej panicznej nadreakcji izolacją na koronawirusa trzeba wyjść domów, zaś rządzący mają już na to narrację – poznaliśmy GO, wiemy, jak działa i to (jednak) nic strasznego. Oczywiście jak ktoś zapyta to po co było zamykać gospodarkę będzie odpowiedź – musieliśmy zrobić izolację by wypłaszczyć krzywą zachorowań bo ostrego wzrostu liczby ludzi ciężko chorych nie przyjęłaby przeciążona w jednym czasie służba zdrowia. A więc winnych nie będzie (kto to policzy?) ale przynajmniej ludzie wyjdą do pracy, ale i wydawać pieniądze.
Ale nie – zwracam honor. Nie będzie tak lekko. Rzeczy, o których tu piszę, a są raczej poparte faktami i wyliczeniami, zostały ostatnio zablokowane na fejsie, to znaczy – na razie – mogę publikować swoje posty, ale nie mogę ich promować. To moja pierwsza przygoda z Facebookiem, bo wcześniej tak naprawdę to nawet konta porządnego nie miałem. Teraz poznałem długość i ciężar ręki „wolnych mediów”. Jak już pisałem – „wolny” internet blokuje większość opinii, które zaprzeczają potrzebie aż takiego stopnia izolacji, wrzucając wszystkich do worka foliarzy-płaskoziemców. Mechanizm wycięcia jest zdumiewający – dostałem maila, z którego dowiedziałem się, że naruszyłem jakąś ichnią politykę. Nie powiedziano jak i w niezgodzie, z którymi FB przepisami. Jak z dziewczyną – mam się domyśleć. I koniec, nawet mojej kasy nie chcą – takie głupoty wypisuję (np. jak wyżej cytując oficjalne komunikaty z Downing Street) .
Ale nie wiedziałem, że sam wyląduję w worku z foliarzami. Ostatnio wsadził mnie tam, nawet mój kumpel, który mi zarzucił, że swoje tezy o niepotrzebnej skali izolacji snuję dla popularności i schlebianiu potrzebie własnej oryginalności. A więc powtórzę jeszcze raz – nikt nie wie jaka jest śmiertelność tego wirusa, ale wiadomo, że jest kilka razy NIŻSZA niż podają dane. A to z takiego prostego powodu: śmiertelność wirusa jest wynikiem procentowym udziału zgonów w ogólnej liczbie zakażonych. Licznik – liczba zgonów na koronawirusa, mianownik – liczba zakażonych. Otóż nikt nie zna mianownika – liczby zakażonych, bo trzeba by zbadać CAŁĄ POPULACJĘ. Do tej pory robiono tak: badało się w różnych krajach na okoliczność obecności wirusa różne grupy ludzi – w Niemczech, praktycznie na życzenie, w Polsce np. jak się spełniało jakieś kryteria (objawy, kontakt z zakażonym, kwarantanna, grupa ryzyka). W związku z tym w różnych krajach były różne wyniki. W ilorazie wyliczającym śmiertelność nikt nie wie jaki jest mianownik. W krajach o dużym stopniu testowania wychodzi, że jest więcej zakażonych, z tego logiczny, choć głupi wniosek, że może nie testować, to będzie mniej chorych. Dlatego w Polsce wychodzi to lepiej w liczbie zakażonych (mniejszy mianownik), ale u nas jest wirus bardziej śmiertelny (wychodzi około 5%). A na przykład w Niemczech gorzej z zachorowaniami (większy mianownik, bo więcej testujemy), ale lepiej ze śmiertelnością. Do tego dochodzi też licznik – czyli jak liczymy liczbę zgonów NA koronawirusa, a nie Z koronawirusem. Tu też różne kraje różnie liczą i w jednych wystarczy, że miałeś koronawirusa i kilka chorób, na które i tak dogorywałeś, to jak zszedłeś to jesteś zaliczany do licznika, a w innych krajach już nie. I teraz – jak by nie liczyć zasięg wirusa jest znacznie większy, co oznacza, że – przy znanej od biedy liczbie zgonów – jego śmiertelność jest znacznie mniejsza, i tu upieram się – niezbyt różniąca się od corocznych zgonów spowodowanych chorobami dolnych dróg oddechowych, jeśli chodzi o statystyczne dane dotyczące śmiertelności. W zeszłym roku jak miałem objawy grypowe, to poszedłem do internisty, ten mi dał – pewnie po raz pięćdziesiąty tego dnia – witaminki na wzmocnienie i położył mnie do łóżka, bym nabrał odporności. ALE NIE WKŁADAŁ MI PATYCZKA DO GARDŁA, by zbadać NA JAKIEGO WIRUSA ZACHOROWAŁEM. A teraz to nawet jak masz objawy grypy, to przyjadą przebrani za kosmitów i pobiorą próbkę. I będzie wiadomo co to za wirus, a kiedyś nie było. Pół biedy jak zostaniesz w domu na kwarantannie i u siebie zobaczysz czy ci się nie pogorszy. W pierwszych tygodniach zabraliby cię do szpitala, gdzie dopiero mógłbyś złapać prawdziwego wirusa z tą swoją swoją grypką, dzięki której objawom, podobnym do koronawirusa, wylądowałeś w szpitalu. A nawet jak cię zbadają, to dalej nie bardzo wiadomo, czy masz wirusa, czy chorujesz, czy go kiedyś tam przeszedłeś i zakażasz innych czy nie.
Od pierwszych tygodni swego dziennika pisałem, że wirus przeminie, że może reakcja jest przesadzona i jego już na świecie nie będzie, albo będzie sobie żył wśród nas jak jego inni mniej złośliwi kuzyni. Z wirusem jak widać szybko nauczymy się żyć, nie jestem pewien czy tak szybko nauczymy się żyć z recesją, którą przecież nie wywołał wirus, tylko reakcja na pandemię (?) poszczególnych państw. To będzie z nami o wiele dłużej niż nawet świadomość koronawirusa. I na to akurat nie będzie żadnej szczepionki.
PS. Piszę, a więc przeżyłem swoje wyjście na miasto w oflagowaniu przeciwko niezgule-Trzaskowskiemu. Było ciekawie. Jutro relacja, może i w TVP. Tak, tej reżimowej…
Więcej wpisów na moim blogu „Dziennik zarazy”