20.02. Aptekarska dokładność zgonów ponadnormatywnych
20 lutego, dzień 1085.
Wpis nr 1074
zakażeń/zgonów
280/0
Zapraszam do wsparcia mego bloga
Wersja audio
Jak sobie i Czytelnikom obiecywałem zabieram się za kolejne łże-podsumowania kowida. Uważam, że kowid wlazł pod kamień i najchętniej wszyscy zamieszani w jego eskalację zainteresowani są dwiema rzeczami: aby było jak najciszej po to, by – druga rzecz – zostało tylko kilka podsumowań ściągających winę z decydentów i tylko te ostały się jako jedyny standard oceny dni pandemicznie minionych. Nie można na to pozwolić i trzeba takie próby tropić oraz demaskować, nawet nie tylko w imię prawdy, ale przede wszystkim w imię ofiar tych, obecnie zamazywanych, działań.
Już się rozprawiłem z tym, że w pamięci ma pozostać tylko obraz karanych lekarzy wyłomnych, którzy się temu przeciwstawili. Wiadomo – musi być winny, by ofiary nie pytały się o możliwe alternatywy decyzji. Dziś pora na kolejne jaskółki kłamstwa. Po pierwsze – ludzie, ludzie złoto w Jaskini Niedźwiedziej! – przyznają się do ponadnormatywnych zgonów! Ba, jeden z pseudoanalityków, uzasadaniacz pandemicznych łamańców przebił stawkę: mamy tych zgonów ponadnormatywnych nie 200, ale 250.000 tysięcy. No, nie jest to samodemaskacja, ale tu chodzi o to, by wystawić takie halo, aby natychmiast się rzucić z tłumaczeniem przyczyn. Pan Łukasz Pietrzak, z zawodu aptekarz opublikował kolejną rewelację. Pan Łukasz ma jakąś słabość do analiz statystycznych, które mu nie bardzo wychodzą. Ja rozumiem, pasja pasją, ale nie można się tak kompromitować. Bo pan Łukasz opublikował coś takiego.
Ja już pomijam samo zestawienie, ale z niego wynika, że mieliśmy do czynienia z pandemią niekowidową. A to ciekawe, bo w takim razie z pandemią czego? Po szoku Pan Pietrzak dozuje napięcie i dopiero w komentarzach tłumaczy czemu tak się stało. Poczytajmy: „Odpowiedź jest prosta. Szczyty nadmiarowej liczby zgonów z listopada 2020r. marca i grudnia 2021r. oraz stycznia 2022r. pokrywają się ze szczytami potwierdzonych zakażeń SARS-CoV-2. Natomiast ostatni wzrost zgonów pokrywa się z rekordową liczbą podejrzeń i przypadków grypy.”
Tiaaa… I tak można godzinami, bo co pisze pan aptekarz? Że te ponadnormatywne zgony to wynik umierania ludzi na kowid (o przyczynach tego będzie w następnym wpisie o kolejnym łże-raporcie). Wystrzelony do góry poziom zgonów nastąpił w połowie listopada i zawierał góra 5-8%% ludzi (niech będzie 10%), u których stwierdzono kowid.
W tych danych dokładało się jeszcze zakażonych jedynie pozytywnym testem ludzi z chorobami współistniejącymi, którzy poprzez szpitalny triaż nie byli leczeni na to, z czym naprawdę przyszli, tylko na coś co fałszywie wyskoczyło w przeczułych testach. A właściwie i na kowida też nie leczono, skoro główną rekomendacją był paracetamol, albo dawki ogłupiających leków, by się (często zdrowy bezobjawowy) pacjent nie ciskał. Pisałem o tym, na podstawie danych z ministerstwa zdrowia, które zebrał Paweł Klimczewski. Jaki to ma mieć związek z kowidem? Przecież system tak „czekał” na śmierci kowidowe, by uzasadnić swoją surowość, że każdy przed wejściem do szpitala był testowany, tym bardziej po zgonie (a często dopiero w szpitalu zakażał się kowidem). I skoro 90% tych co umarli nadmiarowo nie miało kowida, to co to ma wspólnego z poziomem zakażeń?
Dawno już ustalono mechanizm odwrotny. To fale testowania wzmagały falę zakażeń. Nie odwrotnie. Jak się władze nastawiały na wyczekiwanie testami na kolejne fale poprzez wzmożenie badania wydzieliny z nosogardła to mieli rosnące wyniki. Powtórzę jeszcze raz samą analogię: jak się łapie na drogach pijanych kierowców poprzez 1000 patroli w Polsce, to wynik będzie powiedzmy 300 pijanych, to jak się podwoi liczbę patroli to będzie to 600 pijaczków, ale nawet dziecko wie, że to nie znaczy, że z powodu zwiększenia liczby patroli Polacy podwoili picie. To elementarne.
Poza tym testy – przecież nawet aptekarz wie, że były niemiarodajne i fałszywie zawyżały wyniki pozytywne, a więc – patrz wyżej – im więcej testów, tym więcej pozytywnych. Poza tym wskazywane okresy wyraźnie pasują do występowania sezonowych gryp, które w testach PCR były ewidentnie mylone z koronawirusem, bo tylko ten fakt może tłumaczyć cudowne zniknięcie grypy w rozważanym okresie i cudowne pojawienie się trzeciej fali, tym razem już grypy, którą tak opacznie tłumaczy Pan Aptekarz.
Myślę, że fale ponadnadmiarowych zgonów miały swe źródło nie w podstępności wirusa, ale w działaniach administracyjnych władz. Po pierwsze październik to pierwsza fala długu zdrowotnego, bo czemóż to nagle przybyło zgonów niekowidowych? Skąd to się wzięło? Co się takiego stało masowo w tzw. służbie zdrowia? Ano pojawiły się teleporady. Kompletne zaniedbanie diagnostyki chorób, niekoniecznie tych, z którymi (kiedyś) pacjenci przychodzili do lekarza. Ten dług narastał i przyszedł dzień zapłaty z przyczyn oczywistych skorelowany z początkiem infekcji dróg oddechowych. Drugi czynnik to ujednoimiennianie szpitali, bo to był początek fali ponadnadmiarowych zgonów. Decyzja administracyjna, kompletnie dzisiaj nieracjonalna, bo oddziały kowidowe okazały się umieralniami, gdzie ludzie z „prawdziwymi” chorobami, nie byli na nie leczeni tylko dlatego, że fiolka z wydzieliną z nosogardła zaświeciła się w laboratorium na czerwono.
Jednoimienne szpitale zapowiedziano już w połowie września 2020 i zaczęto realizować masowo od października – efekt? Dwa tygodnie później krzywa zgonów ponadnormatywnych ostro w górę. A jak miało być inaczej? Przerwane procedury, terapie, odkładane operacje (a w Polsce się na nie czeka latami). I stres, który zabijał odporność, ale i pacjenta. Popatrzmy – czekałeś na operację, albo leczą cię w szpitalu, a tu przychodzi ordynator i albo jedziesz do domu, by sobie „poczekać”, aż się system zastanowi jak długo się jeszcze zamkniemy przed nową grypą, albo lądujesz w jakimś innej placówce, przewieziony w trybie ewakuacyjnym, jakby to jacyś ruscy mieli ostrzeliwać szpital.
To nie kowid zabijał i nie ma co mydlić ludziom oczy. Zgodny podnadnormatywne, niekowidowe, to smutny dowód na ich przyczynę. Spanikowane, często zainteresowane merkantylnie w eskalacji pandemii, grona decydentów wprowadzały śmiertelne procedury, które skazywały tysiące na śmierć. I teraz się próbuje zwalać na wszystko. Na kowida strasznego, fale w sumie kołysane testami, wreszcie… na samych pacjentów. Pan aptekarz musi się zdecydować, bo szef resortu zdrowia powiedział, że ludzie zaczęli umierać nagle w połowie października 2020 bo się… źle prowadzili. Niezdrowo jedli, popalali, chlali na kwarantannach. Tiaaa… i tak nagle zaczęli wymierać 15 listopada. Pan Pietrzak mówi, że to kowid, to może ustalicie sobie panowie wersje, bo mi się rozjeżdżają.
Taka analiza pokazuje jedno. To proszę powiedzieć jak to jest panie Autorze: na wykresie ma Pan swój przebieg pandemii „bez kowida”. To czego to była za pandemia, skoro ten wykres faluje i bez koronawirusa? Na co umierali ci ludzie, skoro Pan sam pokazuje, że nie na kowid? Musiały to być inne czynniki, pozachorobowe. Ja widzę tylko jedną przyczynę – działanie człowieka, ale nie palących pacjentów, którzy jednego dnia zaczęli wymierać. Inni szatani byli tam czynni. Tertium non datur.
PS. I jeszcze jedno panie magistrze. Ja tu piszę, że pan to aptekarz, co niby ma podważać pańskie kompetencje, a pisze to jakiś rusycysta, co to nie ma pojęcia tu i tam. Ale jest pewna różnica miedzy nami. Po pierwsze – ja szukam prawdy, a nie zajmuję się swoją pasją, polegającą na szukaniu na siłę karkołomnych uzasadnień do skompromitowanej narracji. Ta karkołomność pozwala naciągać fakty do tez, czego dowodem jest omawiany wpis, który nie tylko kompromituje Autora. Po drugie – ja nie robię żadnych wyliczeń, szukam tylko korelacji rozproszonych źródeł wiarygodnych analiz, a do tego nie trzeba specjalistycznej wiedzy, gdyż zdrowy rozsądek i myślenie logiczne należy do ogólnej wiedzy dostępnej kumającym cokolwiek ludziom.
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.
Jak ktoś ma Netflixa, polecam standup: David Spade : Nothing personal. Ciekawie i prześmiewczo opowiada o tym jak to wyglądało z Covidem w USA. Jakbym przeżył deja vu z tym co działo się u nas. Tyle, ze u nas było jednak śmieszniej już wtedy.