16.03. Lista
Dzień 13.
zakażonych/zgonów 177/4
No, pierwszy dzień powszedni po zamknięciu szkół, uczelni i samoizolacji ludności. Na ulicach niewiele się zmienia. Zanosi się na dłużej, pora więc na plan kwarantanny, a tak właściwie na powrót do porzuconych obietnic noworocznych. Do tego dochodzi brak alibi, czyli pewność czasu na ich dotrzymanie. A więc remanent.
Wszystkie poradniki co robić, co przeczytać i zobaczyć idą w kąt. Człowiek ma tyle zaniedbań do odrobienia, że nie szuka już dobrych porad, tylko stara się nadrobić zaległości. Jako dziadek z dorosłymi, samodzielnymi dzieciakami szerokim łukiem omijam porady jak zabić czas z nieznanymi sobie ludźmi w domu (czytaj: jak spędzić czas z ukochaną latoroślą). To komfort, bo jak patrzę na mediach społecznościowych dochodzi już w tym względzie do aktów desperacji. Najgorzej, że i u dzieci.
Lista:
Przeczytać: J. Bartosiaka i jego „Rzeczpospolitą między lądem a morzem” (cegła, ale gościu wkręcił mnie w geopolitykę – łatwiej zrozumieć meandry polityki za pomocą map, poza tym sympatyczny, leciałem z nim z Waszyngtonu i się zgadało); Y.N. Harari i jego „Homo deus” (chyba gorszy niż wcześniejszy „Sapiens”, gościu skacze z wątku na wątek ze zręcznością linoskoczka, ale całość wygląda na popisywanie się, czyli jednak kuglarstwo); Jordan B. Peterson i jego „12 życiowych zasad. Antidotum na chaos” (tytuł na obecne czasy, jak znalazł, ale i autor nietuzinkowy, ja to mam szczęście – w lewackim gąszczu psychoanalityków musiałem znaleźć jedynego konserwatystę).
Muzyka: co przyniesie streaming na Deezer’ze
Do obejrzenia: najlepszy sposób to wygooglać Oskary z ostatnich lat (raczej nominacje, bo zwycięzcy to coraz częściej szmelc) i przeszukać CDA. Oczywiście też znane sobie evergreeny, bo przecież „lubimy te piosenki, które znamy”. Uważać, żeby nie utonąć w mediach społecznościowych i ofensywnym w zarazie Youtubie, bo zeżrą wszystkie obiecanki.
Zdrowie: wejść w kurację z przepisanymi lekami, bo dotąd nie można było uzyskać ciągłości przerywanej melanżami.
Sprawy: doglądnąć papiery na zebranie kapitału początkowego do emerytury. Kurcze, szybko zleciało i trzeba się przymierzyć. Rad nie rad. Bez kapitału wychodzi głodowo, jakieś 1.200 zł. A tu trzeba uzupełnić papiery z lat, kiedy nie było tych wszystkich RP czy jak to zwał. Może trzeba będzie odkopać jakieś archiwa, w końcu człowiek pracował ze 40 lat. Jak wyjdę z wirusa to z… emeryturą.
Ciało: zostaje joga. Najgorsze, że wagę miałem na siłowni. Teraz to podwójny nelson – nie ćwiczę, bo zamknięta i nie wiem ile ważę. Założę, że za dużo.