17.03. Panika
Dzień 14.
zakażonych/zgonów 233/5
Wszyscy zrobili się epidemiologami. To jakaś… epidemia. Chyba się przyłączę. Tyle, że ostrożnie, bo np. taki Ziemkiewicz to gadał, że to zwykła grypa, a teraz musi na Skype jakoś wytłumaczyć, że siedzi w zamknięciu. W sprawach epidemiologii amator nic nie może powiedzieć, ale okazuje się, że większość spraw to kwestia statystyki i logicznego wnioskowania.
Serfując po internecie natknąłem się na profesora Guta. Epidemiolog przy grobowych redaktorach prowadzących uśmiechał się pełną gębą: miał minę jak stary treser na widok przestraszonych lic dzieciaków w cyrku, którym pokazuje mrożący krew w żyłach występ lwów, dla niego już całkiem oswojonych i wyliniałych. Okazuje się, że wirus był już od dawna, aleśmy go nie zauważyli, bo chował się pod ogólnym kapeluszem pt. „grypa” i jeśli był śmiertelny, to z kolegami, właśnie w ramach pogrypowych powikłań. Doktor wykazał też bezsens hasła pt. testy dla wszystkich (w pierwszych trzech dniach zakażenia wynik testu jest ujemny) oraz histerii z noszeniem maseczek (dla zdrowych są de facto aerozolowymi transporterami choroby do domu po ulicznych eskapadach).
Koronawirus ma być po prostu jednym z wielu, które powodują objawy grypowe i ujawnia się jako SARS dopiero jak zaatakuje płuca. Różni się od innych niewiele, głównie szybkim rozprzestrzenianiem się. W związku z tym jako zauważony dołączył do i tak bez niego wysokiej liczby zgonów w ramach powikłań okołogrypowych. Wygląda na żadną sensację.
Skąd więc taka zadyma? Istniej obawa, że tak jak wirus trafiając na podatną komórkę namnaża się, tak samo działa jego społeczny objaw, kiedy trafia na podatność dwóch komórek: mediów i polityki. Namnaża się. Jasne, że dla mediów to temat nr 1 i to na długo. W efekcie informacje o wirusie dotyczą jego rozprzestrzeniania się, a nie grypowej, więc powszedniej cechy jego pochodzenia. W związku z tym działają panikogennie. To wszystko wzmacniają politycy, na których społeczna świadomość spanikowanego elektoratu wymusza zdecydowane reakcje, czasem niewspółmierne do zagrożenia. No, ale który polityk wytrzyma konfrontację z faktem, że jego brak humanitarnej reakcji – choćby miał zbawić państwo – przyczynił się do śmierci choć jednego dziecka? Codziennie tysiące obywateli tracą życie z powodu zaniedbań systemu, ale ich ofiary są, mimo o wiele większej skali, anonimowe dla społeczeństwa. Brakuje prostej, nazwanej przyczyny. Winnego. A wirus uzupełnia idealnie te wszystkie braki.
Kurcze, wygląda na to, że trzeba będzie jednak posiedzieć.