1.09. Ewolucja antysystemowści jako cechy narodowej Polaków. Kurs skrócony.

13

1 września, dzień 548.

Wpis nr 537

zakażeń/zgonów

2.889.036/75.358

Zamiast ulewających się rocznicowych analogii między Sierpniem a Wrześniem – dziś próba rachunku sumienia. Narodowego.

To było za głębokiej komuny, wtedy kiedy wprowadzili dziurkacze na bilety tramwajowe. Wycinały one jakiś wzorek z dziurek i można się było kanarowi okazać. Kiedy raz wychodziłem z 13-tki zobaczyłem skasowany bilet leżący w szparce kasownika. Zafrapował mnie ten widok, bo mnie zaskoczył. Jak zacząłem więcej o tym myśleć, to zorientowałem się, że to jakiś łańcuszek oporu, niezgody na system, w końcu – w minimalnym wymiarze – chęć pomocy komuś obcemu. Trochę o tym myślałem, ale jako młody naiwny brałem to za jakiś wybryk.

Dziś, z perspektywy lat, wydaje mi się, że to był znak naszego polskiego mentalu. To znaczy, jak sięgnąć w większość naszych zakamarków historii to zawsze jakoś byliśmy antysystemowi. Pół biedy jak rozwalaliśmy system obcy, ale z tak utrwalonym charakterem zdawaliśmy się w tym trendzie nie zatrzymywać przy swojej suwerenności. Podobno utraciliśmy niepodległość na czas rozbiorów właśnie z tego powodu, że nie szanowaliśmy własnej państwowości. Potem mieliśmy jej krótki epizod, który co prawda wykształcił w ciągu dwudziestu lat etosowe postawy, szczególnie wśród młodzieży, ale te w trakcie i tuż po wojnie spłonęły jak kieliszki Maćka Chełmickiego na barze historii.

Potem był szary PRL, a więc kombinowanie w systemie równoległym i pełna pogarda do nowej Polski, jako systemu obcego, w którym tylko należało się ustawić. To było apogeum naszej specjalności narodowej – obchodzenia przepisów. Fakt, że durnowatych i opresyjnych, ale rzutowało to na całość stosunku do państwa. Trzeba się ustawić, skoro nie można było go zmienić. Zaczęliśmy to nawet eksportować – emigranci pierwsze co robili, nawet przed poznaniem języka nowej ojczyzny, to było rozkminianie słabych punktów systemu zastanego na niewyobrażalnych dla tambylców poziomach zaawansowania.

Mnie się to podobało, zwłaszcza za komuny. Najtrafniej określił to kapitan Wagner w rozmowie z von Nogay’em w „Dezerterach”, że jesteśmy „najsprytniejszymi na tej szerokości geograficznej łazikami”. Mi się to podobało, że tej centralno-europejskiej mieszaninie wychodziliśmy na prymusów w rozwalaniu systemu od środka, my, jako najweselszy barak w obozie socjalistycznym. Potem, przynajmniej po moim przejściu z pozycji romantycznych, na nieefektowne – pozytywistyczne – zacząłem zauważać wielki trud państwowy, głównie czyniony w zaciszu gabinetów, ale bardziej przedsiębiorców niż polityków. W dodatku kompletnie wyrugowany z historii i praktycznie nieobecny w dzisiejszej debacie, o współczesnej polityce już nie mówiąc.

Zawsze się zastanawiałem, jak ta rysa obchodzenia systemu, która jest de facto żółtą, a czasami czerwoną kartką dla własnej państwowości, ostała się w III RP. I muszę powiedzieć, że jednak przetrwała, w dodatku zmutowała do jeszcze bardziej pokracznych form. No bo stary nawyk kombinatorstwa ma się wciąż dobrze. Polacy są jednak nie bardzo ufni wobec swojego państwa, jakby przenieśli swój charakter narodowy z czasów zaborów i aktywizowali go wobec własnego II RP. W swej książce „Trzeci sort” częścią winy za ten fakt obarczałem, obok naszego zbiorowego mentalu – elity. III RP narodziła się jako dziecko in vitro Okrągłego Stołu i została oddana w adopcję suwerenowi, z całym dobro(?)dziejstwem inwentarza zmutowanych genów. Kombinacje przy „niekonfrontacyjnych” wyborach, wojna na górze, ale o władzę, nie o Polskę, pauperyzacja milionów, którzy się nie załapali na nowy paradygmat gospodarki, czy wreszcie ostateczna pogarda klasy politycznej wobec suwerena, przy jednoczesnym grabieniu fiskalizmem nieśmiałych pnączy klasy średniej –  to nie są recepty na solidaryzm z państwem. Ale ten sposób, może nie rozmontowywania państwa, ale skubania go, jak i drzewiej bywało, po prostu siłą bezwładu, to jeszcze nic. Bo to skubanie systemu, a nie całego zakwestionowanie państwa.

Ale III RP narodziła nową klasę rozmontowywaczy. Tu już nie chodzi o dziury w systemie, na których coś można ugrać. Tu chodzi o rozmontowanie całego państwa. Jego podstawowych atrybutów jak armia, historia, dziedzictwo, symbole, wreszcie – integralność. Te cyrki na granicy białoruskiej dały możliwość obserwacji kto wylazł spod tego kamienia. Bo do tej pory wychodzili stamtąd pojedynczo, albo w grupkach „w temacie”. Teraz skaczą wszyscy – jedni na froncie ganiając się ze strażnikami, drudzy wspierając ich daleko od „frontu” – w mediach i na konferencjach prasowych. Warto zapamiętać te twarze, bo wyszli spod tego kamola wszyscy, co tam byli. Bez odwodów. No, może Tusk udaje umiarkowanego, ale tylko dlatego, że głupio mu przed Unią, która rękoma pisowskich siepaczy broni również swojej integralności. Ale Donald zawsze taki był – wypuszczał swoich swawolników przodem, by uchodzić na ugodowego i centrowego.

Ale reszta – jak cię mogę. Jadą na całego, na tyle skutecznie, że jedna trzecia Polaków popiera słowa Frasyniuka o psach w mundurach i śmieciach w wojsku. Jakież to inne niż takie proste kombinowanie jak tu wycyckać system, ustawić się, brać, skoro dają. Tu chodzi o całą pulę. Ja wiem, że mogą być tacy obywatele, którym się polskie państwo jako projekt nie podoba, ja wiem, że są tacy, którzy uważają, że po nas choćby POtop. Że można poświęcić Polskę, byleby Kaczora wrzucić do wora. Ja wiem. Ale takie zacietrzewienie ciąży ku zakwestionowaniu wspólnoty. Prowadzi nie do zwycięstwa nad PiS-em, ale do przegranej nas wszystkich.

Polacy zawsze się stawiali. Jak nie zbrojnie, to systemowo. Było nas łatwiej połknąć niż strawić. Ciekawe jak teraz nasi sąsiedzi patrzą się na nas w tym względzie? Czy sami się pchamy do paszczy historii, czy też jesteśmy już dawno strawieni, tylko tego nie zauważyliśmy, kłócąc się o Polskę, której jak widać z powyższego, w różnym stopniu nie poważamy jako wartości nadrzędnej.  

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.         

About Author

13 thoughts on “1.09. Ewolucja antysystemowści jako cechy narodowej Polaków. Kurs skrócony.

  1. A ktoś w ogóle powiedział, że Polsce niepodległość SIĘ NALEŻY?!
    Smutny to felieton.
    Niestety, prawdziwy.
    Najlepszych z nas przecież już dawno wybili.
    A reszcie… Reszcie tak mało trzeba… Bez prawdziwych elit.
    Czas temu jakiś przeczytałem „Burzę” Parowskiego. Tylko tam ostały się nasze elity. Bo tu i teraz: wybito nam tych elit większość, część już wymarła, część wypędzono, a zarodek nowych – wyemigrował.
    Tylko dlatego obecne ELYTY mogą tak dobrze prosperować kosztem reszty.
    System tymczasem się samoreguluje, coraz skuteczniej blokując rozwój Polski jako wspólnego dobra, wynaradawiając młodych, kolonizując nam kraj.
    Teraz już przez chyba już większość mieszkańców uważany za wrogi, niesprzyjający, wręcz rozbójniczy.
    Szkoda. Ale powtórzę: kto powiedział, że Polska W OGÓLE MUSI istnieć jako niezawisłe dobro wspólne Polaków jeszcze choćby 10 lat?

    1. Kto powiedział? Ja tak mówię. A póki my żyjemy… (my, bo takich jest znacznie więcej), to prędzej czy później przechorujemy to całe tałatajstwo. Byle tylko woli do wyzdrowienia nie zabrakło, byle pamiętać jakie przewagi ma bycie zdrowym nad bycie chorym – a prędzej czy później staniemy na nogach.
      Pozdrawiam i życzę więcej woli wyzdrowienia 🙂

      1. To „my” trzeba codziennie budować, organicznie, wszędzie. Bo inaczej jest (albo są) tylko „ja-ja”. Tym brakiem organizowania małych wspólnot nas rozgrywają. Od rolników począwszy, którzy powinni sami zacząć odtwarzać własne łańcuchy przetwórcze, przez spółki, spółdzielnie i wspólnoty mieszkaniowe, po społeczne szkoły, gdzie rodzicom łatwiej zapanować nad wychowaniem własnych dzieci. To wymaga wysiłku, ale się opłaca. Szkoda, że tak małe jest wsparcie ze strony państwa, potrzeba dobrego prawa i wsparcia organizacyjnego, tymczasem w pierwszym rzędzie przedsiębiorcy są postrzegani przez urzędników jako potencjalni oszuści i drób do oskubania.

        1. A niby jakim cudem polskie, ewidentnie rozbójnicze, raubritterskie państwo ma raptem zapałać chęcią wspierania odbudowy oddolnie tworzonych więzi SPOŁECZNYCH?!
          Ma zacząć działać przeciw interesom posiadaczy tego państwa, czyli owych raubritterów?!

          Niestety, nawet średnioterminowo nie widzę tego bez jakiegoś megakryzysu, który zniósłby CAŁĄ dotychczasową polską ELYTKĘ. Czyli, jak to mówi p. Cejrowski, w praktyce bez realizacji hasła: WSZYSCY WON!
          Bo my wszyscy tu od dwóch dekad po prostu śpimy, kręcąc się w chocholim tańcu…

          1. Bo każde państwo ,społeczność ,grupa etniczna potrzebuje przywódcy-przywódców .Odważnych , rozumnych ,pochodzących z dziada pradziada z tych społeczności z dobrym rodowodem patriotycznym . Żeby społeczność rozproszyć ,trzeba wszystkich opornych zabić i wygnać ,Zostanie przestraszone stadko szukające możliwości przeżycia . Tak to po wojnie zaplanowano i jest wdrażane do dzisiaj . Dla kogo jest przeznaczone terytorium zwane jeszcze Polską ? Dlaczego ten tak umęczony lud opuścili ,lekarze ,kościół ,intelektualiści, profesorowie uczelni ,cały aparat państwowy, chociaż ten lud ich utrzymuje .Dla nędznej złodziejskiej i brudnej kasy . Upadek ich jest tak okropny jak jeszcze nigdy w historii Polski.
            Polityków nie wymieniam ,bo szambo należy wywieźć na gnojowisko i przysypać wapnem .
            Czas porachunków przyjdzie ,bo zawsze przychodzi . Gdzie wyrzucić tych „Wszystkich WON ” i kogo do nich zakwalifikować .
            Pomimo wszystko jestem optymistą ,bo w prawdziwej części tej społeczności jest polskie DNA i wewnętrzna tląca się iskra poczucia Słowiańskiego pochodzenia . Ta część zawsze ruszała na wezwanie .
            Pokolenia należy wychowywać na budujących państwo ,ale zapewnić ochronę ze strony państwa, dla jego rozwoju , a nie śmierci i depopulacji.

      2. Może to już przegrana walka bo polskojęzycznej wspólnoty obcej Polakom jest już za dużo, a na dodatek mają monopol na uczenie młodzieży ? Prof Wolniewicz powiedział przed śmiercią „kończy się czas stad-plemion, a zaczyna epoka mrowisk – świat zmierza do termitiery”. W mrowisku łatwiej kontrolować jednostki.

  2. Jak to się działo na Węgrzech, to nie kumałem o co kaman. I dalej nie rozumiem.. po co są granice, skoro rzekomo można przez nie przełazić?

  3. Odnośnie tego co powyżej, proponuję „pochylić się” nad tym tematem
    https://www.bumerangmedia.com/2021/08/e-parlament-wolnych-ludzi-janusza.html

    Wczoraj natrafiłem też w internecie na tworzący się „ruch oporu” w tzw Łonie Kościoła.
    (zbyt dużo linków)
    I nie chodzi o listy protestacyjne do Watykanu. Już nie.
    Przygotowują się na ciężkie czasy segregacji, poprzez łączenie ludzi wykluczonych, we wzajemne, bezgotówkowe wsparcie (handel wymienny?) np. żywnościowe czy też prawne, organizację szkół czy też porad lekarskich.

    Nie wiem czy ten OPÓR i KOMBINOWANIE jest typowo polskie (?) Widzę , że w każdym kraju
    kombinują na swój sposób.

  4. JA bym był ostrożny w ferowaniu aż tak daleko idących wniosków. Po pierwsze ludzie żyjący dziś pamiętają jeszcze PRL (Pan tez) i mają lekko pokiereszowany kręgosłup. Jedne znajomy, który już nie żyje, powiedział mi, że aby Polska zdjęła z siebie piętno okupacji , PRL, musi minąć tyle samo czasu ile upłynęło od tych czasów .Przypominam, zem ielismy 6 lat okupacji i 45 lat PRL. Czyl iw sumie pod niewolą byliśmy ponad 50 lat. Jeśli założymy, że samostanowimy o sobie od 1989 roku, a zatem minęło raptem od tego czasu 30 lat. Jesteśmy lekko ponad połową. Musi umrzeć całe pokolenie dzisiejszych 50-60-70 i 80 latków, którzy czynnie biorą udział w działaniu państwa, mediach, społecznicy, wszyscy ci, którzy mają „skazę PRLu”. Niestety. I te słowa się sprawdzają. To już nie za pańskiego życia Polska wreszcie będzie normalnym krajem.

    1. Mojżeszowe dwa pokolenia jakoś nie były potrzebne Polsce w roku 1918.
      Ale wtedy mieliśmy ELITY a nie ELYTY!
      I jakoś te Elity, także ze skazą niewoli i zaborów, potrafiły nie tylko scalić Państwo Polskie, ale i sprawić, by jego duch przetrwał w ludzkiej pamięci i świadomości znaczną część PRL-u.
      Postawię tezę (i aż sam się wzdragam!) , że w roku 1989, nawet tuż po okrągłostołowych wyborach, Polska była ZNACZNIE bliżej prawdziwej wolności niż obecnie, w roku 2021! Bo mieliśmy jeszcze Elity, pamiętające Wolne Państwo Polskie. To sprzed 1939 roku. Od tamtego czasu wyemigrowało ze 3 miliony najaktywniejszych Polaków. Bezpowrotnie. Prawdziwe propaństwowe Elity ostatecznie wymarły, a nowe się nie ukształtowały. Polska i jej mieszkańcy są wysysani bezwzględnie przez kasty pseudoelit z układu POPiSowego, a już ciągną do ssania kompletnie wynarodowione watahy lewactwa wszelkiej maści.
      Ciemność widzę, niestety.
      My już NIGDY nie będziemy 55-60 milionowym krajem o należytym potencjale narodowym, intelektualnym, gospodarczym, militarnym. Jakim bylibyśmy dziś, gdyby nie II wojna światowa i zgotowane nam przez naszych okupantów ludobójstwo – właśnie elit przede wszystkim.
      Jesteśmy krajem o ostatecznie przetrąconym kręgosłupie, o wybitych warstwach niosących potencjał wzrostu, krajem definitywnie skundlonym, podatnym dziś na byle warknięcie silniejszego (którą to sentencję przeczytałem ostatnio w jednym z opowiadań alterhistorycznych).
      I tyle.
      Bo w normalnym kraju… taki np. minister Mengele już dawno byłby wyciągnięty przez OBYWATELI z gabinetu, wytarzany w smole i pierzu i wywieziony za rogatki na kupie gnoju. A wraz z nim udający ekspertów celebryci – antypolscy akwizytorzy bigpharmy, aż palący się do zrobienia z Polaków (segregowanych wbrew Konstytucji) niewolników.
      Ale Obywateli u nas brak…. Podobnie jak obywatelskiej solidarności przeciw bezprawnemu uciskowi ze strony ELYT.
      Choć naprawdę (bo to tchórze są!) wystarczyłby jeden jedyny wóz z gnojem…

    2. To wszystko prawda ,bo okupacja komunistów zrobiła straszliwe spustoszenie na wszystkich poziomach rozwoju narodu . Jednak czy po 1989 samostanowimy o sobie ? Raczej dalej stanowią różne przechrzty z upadłych służb i wasale Moskwy , Berlina i London City . Ci ze zwichniętym kręgosłupem po PRL u wykształcili i zwichrowali następne pokolenie . Okupacja jest w dalszym ciągu ,tylko trzeba ją nazwać i sklasyfikować według grup okupujących ,które oblepiły ten kraj . Możliwe ,że naród by ich jeszcze nakrył czapkami ,tylko musi coś chcieć z siebie wykrzesać . Na razie zachłystnął się mirażem cienkiego dobrobytu na kredyt .
      Niestety otrzeźwienie przychodzi dopiero wtedy ,jak do drzwi zapuka bieda .

  5. I ona już nawet nie idzie, a do nas tu galopuje!
    Bo do tego sprowadza się i plan timmermansa, i plan Morawieckiego.
    Plus nadciągająca megainflacja.

  6. Z całym szacunkiem, ale zbyt długi byłby mój wpis polemizujący z RedNaczem i Komentatorami.
    Polecam ostatnie zapisy Obserwatora: „Polska umiera w trzech wymiarach” – kilka części…

    PS
    Naszym głównym problemem jest brak celu = „ideologii”. Dlatego z nadzieją trzeba patrzyć na Wschód – już zwracałem uwagę na to co głosić zaczął ostatnio WWP. Zresztą Chazina który to „tłumaczy na nasze” też polecałem uwadze czujnej…
    A chyba Węgrzy już zaczęli zmierzać w tym kierunku…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *