1.11. Dziadersa narzekanie na młodzież.
1 listopada, dzień 608.
Wpis nr 597
zakażeń/zgonów
3.030.151/77.012
Takie święta to okazja do zjazdów rodzinnych. I czasami rozmów do spodu. Może dlatego najwięcej awantur domowych i przemocy jest w czasie Bożego Narodzenia. Ja miałem to samo, ale bez przemocowych rzeczy, choć pogadaliśmy do spodu. Pojawił się ciekawy temat, czyli wychowywanie dzieci. Dla każdego rodzica to doświadczenie osobiste, często popełnia się błędy, nie wierzy, że da radę i wtedy sięga się po porady, albo – co gorsze – własne wyobrażenia. Bywa, że są to kompensacje jakichś traum z dzieciństwa i chowa się dziecko inaczej, niż samemu się było chowanym.
Moja siostra dorabia jako opiekunka do dzieci. Właśnie w trakcie takiej rozmowy stwierdziła, że ostatnio miała kolejno po sobie dwie rodziny z trudnymi dziećmi. Źródłem tych trudności nie były same dzieci, ale toksyczni rodzice. To znaczy nadopiekuńczy, ale już w nowoczesnym stylu. Czyli wychowanie, a właściwie hodowla bezstresowa. Rodzice dobrze sytuowani, zamożni, ale z jakimś postępackim podejściem do życia, głównie z objawami wobec dzieci własnych. Po pierwsze wszystko jest podporządkowane dzieciom, nawet własna kariera, czas wolny, wzajemne relacje dorosłych.
W obu rodzinach było zabronione mówienie do dzieci określonych rzeczy. W jednej nie wolno było powiedzieć do dziecka, że mu czegoś nie wolno. W drugiej rodzinie nie można było mówić do dziecka, że jest niegrzeczne, albo grzeczne. Takie pomysły na dzieci musiały przyjść do głowy dorosłych z jakimś wspomaganiem. Jest to odbicie na dzieciach tej ideologii, że życie ma być bezstresowe, nie wolno wymagać od malucha. Podstawą jest wszechogarniająca pewność, że człowiek jest z natury dobry, wystarczy go tylko pozbawiać zewnętrznych presji a jego prawdziwa i zawsze dobra natura ujawni się bez przeszkód. My katolicy, wierzymy, że jest inaczej. Że człowiek jest od urodzenia obarczony grzechem pierworodnym, czyli ma naturę złą, dążącą nawet do samounicestwienia. I tylko zewnętrzne nakazy, którym ma się podporządkować pomogą tę jego naturę utrzymać w ryzach, tak by przeżył szczęśliwe życie i nie krzywdził nikogo. Stąd źródło tych norm jest poza człowiekiem, osadzone w transcendencji.
Jeżeli człowiek, a tak się szykuje w nowym świecie, ma być miarą wszechrzeczy, to źródło norm jest w nim samym. Każdy ma swój sytuacyjny dekalog, na własny użytek, i nie ma żadnych sankcji jeśli od niego odstąpi. To trudna droga, bo człowiek ze swej natury znajduje wiele tłumaczeń nawet wobec przekraczania własnych norm. Charakter człowieka kształtuje się w konfrontacji jego natury z ograniczeniami rzeczywistości. Pozbawienie go tego procesu kształtuje bezradne jednostki, amorficzne charaktery, bez wyraźnej tożsamości. I mamy już wysyp takich dorosłych – jednostek bez właściwości, z zaburzonym pojęciem co do własnych celów, postaw.
Dzieci trzymane pod takim kloszem, który izoluje je przed rzeczywistością, prędzej czy później – a im później tym gorzej – zderzą się ze światem, pełnym przecież ograniczeń, przymusu i stresów. I wtedy to będzie szok, bo młodzieniec jest nieprzygotowany przez rodziców do życia. To droga obecnej cywilizacji, która obłudnie będzie udawać, że buduje świat bez „ani jednej łzy”. Żeby się maluch nie stresował. Ale to tylko odsuwanie w czasie nieuniknionego. I będzie przez to tylko więcej łez.
W obu przypadkach tak chowane dzieci były udręką dla rodziców, w dodatku odjeżdżały. Agresja, histerie, destrukcja, wchodzenie na głowy ubezwłasnowolnionym na swoje życzenie rodzicom. I ich bezradność, bo Juzio już objawił swoją niefajną naturę, przyzwyczaił się do takiej własnej pozycji rozkapryszonego furerka domowego. I rosną po domach potworki i sfrustrowani rodzice, przyszłe ofiary własnych eksperymentów pedagogicznych. No bo kto wyrośnie z takich dzieci? Jakie to będzie oparcie dla rodziców? Taki wyhodowany wcale nie szczęśliwy barbarzyńca, w okowach własnych zachcianek, bez norm innych niż własny egoizm. To gotowa recepta na domowe nieszczęście rodziców i dzieci, które nie będą nawet umiały wejść w życie.
Ja jestem z pokolenia z kluczem na szyi. Rodzice byli zapracowani, kasy brakowało, poświęcali nam swój czas, ale tyle ile go mieli. Nikt się tam nie certolił z samorozwojem. Była szkoła, obowiązki, kary i nagrody. I jak się podpadło to wiadomo było, że się dostanie i w tyłek. I jakoś się charaktery kształtowały. Ja wiem, że to głupi przywilej dziadersa, że każde pokolenie starszych narzeka na współczesną młodzież. Młodzi nie rozumieją tego gdakania, nie wierzą nawet, że ci starsi też byli młodzi i na nich narzekali z kolei ich rodzice. Ale ten przyszły świat z takimi podrośniętymi, a może właśnie nigdy nie wyrośniętymi osobami zaludni się jakimś aspołecznym elementem. Oczywiście młodzież jest bardzo różnorodna i nie ma co generalizować. Ale mamy do czynienia chyba po raz pierwszy z generacją rodziców, którzy psują dzieci na własną zgubę, realizując jakieś wydumane ideologiczne pomysły.
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.
Rodzice którzy dziecku nie stawiają żadnych wymagań (oczywiście odpowiednich do jego wieku) robią mu ogromną krzywdę. Coś jednak było nie tak z wychowaniem tych rodziców, skoro tego nie wiedzą.
Rodzice psują dzieci? Ciekawe. Wg mnie to otoczenie psuje dzieci oraz rujnuje metody wychowawcze rodziców.
Otoczenie … przedszkole , szkoła , podwórko … Na 10 bardzo dobrych pedagogów w szkole wystarczy 1 kretyn , kretynka , zatrudniona po układach , nieznająca powołania pedagogicznego , osadzona/osadzony w strukturach oświaty , nie do ruszenia.
Jestem w stanie uwierzyć w to, ze mogę być w błędzie. Ale ze rodzice psują dzieci? … to pewnie tez. W mniej niż 5% , czyli marginalnie.
Znam dziecko z rodziny marynarskiej. Ojciec marynarz , matka nauczycielka. On pływał pod banderą norweską , pną uczyła w szkole w prowincjonalnym miasteczku , gdzie miesięczna pensja nauczyciela wynosiła … pół dniówki męża marynarza.
Mąż rzadko gościł w domu. Wtedy to były rejsy półroczne. A mówię o czasach , gdy zamożni ludzie kupowali telefony komórkowe , ale nie mogli z nich korzystać , ponieważ w pobliżu nie było wież (przekaźników) telekomunikacyjnych. Ale telef warto było mieć.
No i dziecko było przeszkodą. Tata kochał , ale był daleko , a mama miała do dziecka żal , bo przeszkadzało w imprezowym stylu życia.
Minęło 30 lat.
Ojciec pływa nadal , zarabia 36 tys € miesięcznie , z żoną po rozwodzie , a dziecko … co miesiąc dostaje kopertę socjalną od ojca z taką siłą pieniędzy , ze prezes państwowej spółki poczułby się zawstydzony jak mało zarabia
… i to dziecko jest zagubione. Mieszka gdzie chce … Warszawa , Berlin , Paryż , Monte Video … Kraków , Liverpool , Poznań … ma wszystko co chce … oprócz szczęścia w życiu. Nie tworzy związku z żadnym stałym partnerem.
Dwa razy wiozłem kopertę od ojca dla tego dziecka. Koperta pełna pieniędzy nie do ogarnięcia umysłem.
Czy rodzice zepsuli to dziecko?
Nie ma na świecie armatora, który płaci takie pensje miesięczne ( trzydzieści sześć tysięcy € ), nawet dla pracujących na gazowcach czy zbiornikowcach. Ktoś naopowiadał Szanownemu. Panu bajek.
Pozdrawiam
Bronisz … jest taki armator. Nie podam nazwy (choć znam). Pierwszy oficer , okręt – kontenerowiec. Jest wielką figurą z masą uprawnień. 36 tys € to jest miesięczne uposażenie. Nie uwierzyłbym , gdybym nie widział. Dwa razy byłem proszony o dostarczenie koperty z pieniędzmi dla córki marynarza. Spędziłem z nim dwa razy po dwa dni na statku potężnym jak lotniskowiec. Ciekawe czy tutaj można wklejać zdjęcia???
36 tys € miesięcznych zarobków nie ma nikt u żadnego armatora na świecie?
… pan mało wiesz o świecie. Niczym ten ruski żołnierz , który nie mógł pojąć , żeby żołnierz amerykański otrzymywał dzienne racje żywnościowe za 15 dolarów. Na jego rozum tez nie było takiej armii na świecie , gdzie 1 żołnierz byłby w stanie zjeść 3 worki kartofli dziennie.
Dobre porównanie ?
A ja myślę, że nic nie da się zrobić. Było pokolenie dzieci, które przeżyły wojnę i szanowały każdy kawałek chleba, potem pokolenie dzieci, których rodzice byli na dorobku, potem dzieci, którym marzyło się życie na Zachodzie, a teraz są dzieci, które są leniwe, roszczeniowe, bo mają wszystko. Kasa się skończy, będzie kolejna wojna i wszystko zacznie się od nowa. No to co mamy wyrzucić z domu internet, komputer, telefon i samemuchodzić na piechotę, żeby dziecko doceniło, że to są jednak dobra, które nie zawsze były podstawowe ? Zakazać internetu kiedy przez 2 lata siedzą na zdalnej nauce ? Przykład – szkoła o tzw wysokich wymaganiach moralnych od dzieci i rodziców – nr 1 rozmów w klasie – Squid game. Radzę spojrzeć
Społeczeństwo rozpite? Wprowadźmy prohibicję. Skutek: pojawienie się mafii.
Strzelaniny? Zakazać posiadania broni. Skutek: przestępcy mają nielegalną broń, praworządni obywatele nie. Strzelaniny głównie w „gun-free zone”, bo tam napastnik może w bezpiecznych i komfortowych warunkach strzelać do bezbronnych ofiar.
Ataki nożowników? Zakażmy noży. Kamieniowania? Zakażmy kamieni. Władujmy wszystkich do pokoi bez klamek.
Rozwiązaniem nie jest odebranie ludziom niebezpiecznych/szkodliwych rzeczy, ale nauczenie posługiwania się nimi, oraz wychowanie w taki sposób by nie zrobiło z tym czegoś „zabawnego”. Problem w tym że dla pewnych lewicowych/humanistycznych środowisk dyscyplina = faszyzm. A w praktyce brak dyscypliny to „róbta co chceta”, no i skutki łatwe do przewidzenia. Nie nauczysz dziecka, że kraść nie wolno, to będzie kradło bo to naturalne, racjonalne zachowanie, maksymalizujące zysk przy minimalizacji kosztów. Jak dziecko nie posiedzi nad książkami, to nie nauczy się przydatnych umiejętności. A bez zmuszenia dziecka do tego, samo się dobrowolnie za to nie weźmie, bo to nieprzyjemne. No i później zostaje niskowykwalifikowana praca, którą mogłaby nawet małpa wykonywać. A jaka praca taka płaca. I mamy elektorat który będzie domagał się życia na cudzy koszt, poprze w tym celu rewolucję i będzie zbyt głupi by przewidzieć tego długofalowe konsekwencje.
Dobrze ten temat omówił Krzysztof Karoń w swoim „Programie Wiedzy Społecznej”.
Teoretycznie tak, ale to jest takie dziaderskie myślenie, że dziecko można wychować, nauczyć i już. A i tak efekt zależy to od charakteru i wielu innych czynników. Można zrobić eksperyment – dziecko uczone od urodzenia, że np. chipsy i coca cola szkodzą, powodują choroby i są do niczego niepotrzebne. To samo dziecko potem samo na przyjęciu z rówieśnikami – inne dzieci jedzą, więc ja też zjem ile się da.
„dziaderskie myślenie” jak na osobę przed 30 poczułem się staro ;-/
To że śmieciowe jedzenie jest szkodliwe dla zdrowia nie oznacza że od czasu do czasu nie można się nim uraczyć. Problem jest gdy ktoś żre 15 paczek dziennie, waży 200kg i się nie rusza. Czym innym lampka wina, czym innym chlanie od rana do wieczora. Dawka czyni truciznę.
Wychowanie to nie jest coś co się zrobi i gotowe, ale proces ciągły, wykonywany przez rodziców, nauczycieli i całe otoczenie od narodzin, aż po grób (choć najważniejsze są oczywiście pierwsze lata). Ludzie popadają w uzależnienia (alkohol, jedzenie, TV, internet, praca) nawet w podeszłym wieku. Wychowanie zmniejsza na to szansę, ale nikt nie mówi że zabezpieczy w 100%. Za to podeście „wszystko Ci wolno” na pewno spowoduje problemy.
Brawo dla Pana, przed trzydziestką takie przemyślenia. Gratuluję Panu i …Pana Rodzicom
Rodzice mają dylemat. Nie kupisz dziecku ko soli to zostanie wyrzucone poza nawias grupy rówieśniczej. Zabronisz oglądać porno to zobaczy u kolegi w szkole na telefonie. Można oczywiscie tłumaczyć wymagać karać i nagradzać ale socjalizacja odvywa się głównie w grupie rówieśbiczej. . Ja bym określił wpływ rodzicow na 30 -40%. Oczywiscie trzeba bardzo dbac o te procenty ale wynik koncowy jest niepewny.
102 nastolatków zrobiło sobie cyfrowy detoks. Trzy doby bez smartfona, internetu i gier. Do tego prowadzenie dziennika (w zeszycie, nie na komputerze!) dokumentującego codzienne aktywności i przemyślenia. Jakie były efekty cyfrowego detoksu
Najgorzej zniosły to… ich matki
całość https://pl.aleteia.org/2021/10/29/102-nastolatkow-zrobilo-sobie-cyfrowy-detoks-najgorzej-zniosly-to-ich-matki/
Szczerze polecam zainteresowanym tematem wychowania dzieci książkę John Rosemond ” Poradnik dla zestresowanych rodziców” Odmienne podejście do wychowania niż dominujące w ostatnich dekadach. Marginalizacja psychologicznych teorii, postawienie w centrum rodziny rodziców i to nie w roli mamy i taty, a bardziej w roli męża i żony jako rdzenia rodziny. Kształtowanie dobrej postawy obywatelskiej dzieci przez uczenie 1) szacunku do siebie (nie mylić z poczuciem własnej wartości) 2) odpowiedzialności za swoje czyny 3) zaradności rozumianej jako postawę „nie poddawaj się, podejmuj nieustanne próby”
„Wiele dzieci dorasta nie mając właściwego poczucia czym tak naprawdę jest „rodzina”. Wiedzą co znaczy „drużyna”, ale nie wiedzą, że własna rodzina jest najpiękniejszą drużyną, do jakiej kiedykolwiek będą należeć. Dziecko uczy się być graczem w rodzinnej drużynie jeśli ma przydzieloną znaczącą rolę, na którą składają się konkretne obowiązki wypełniane w ramach rodziny i dla rodziny”
Brawo
Ale to przecież takie strasznie dzięwiętnastowieczne i w dodatku przeraźliwie chrześcijańskie! I może dlatego proste, logiczne i skuteczne.
Dwie proste prawdy. Pierwsza wychowawcza, druga ogólnospołeczna.
Ta pierwsza:
Nauczmy swoje dzieci TYLKO jednego:
Że prawdziwa wolność nie polega na prawie czynienia wszystkiego, co się tylko zamarzy, ale wyłącznie na prawie czynienia tego, co NALEŻY!
I styknie!
Jak to zrobić? Dając dziecku w pełni DOŚWIADCZYĆ, na własnej skórze, KONSEKWENCJI jego (warunek – niezagrażających życiu i zdrowiu!) błędów i zaniedbań wynikających z czynienia wyłącznie tego, co się zamarzy…
Jak mój syn w wieku 18 lat z kawałkiem przyszedł do domu o drugiej w nocy pijany, po studniówkowej balandze, po prostu położyłem go spać w jego pokoju. Gdy rano wytrzeźwiał, usłyszał spokojnie, że w domu jest też małe dziecko, jego rodzeństwo, więc… rozumiem jego zapał i hałaśliwość alko-neofity, ale od tej pory powinien się jednak markować. Bo inaczej drugi raz nikt mu nie otworzy, więc będzie spał na słomiance pod drzwiami domu. Zatem drugiego razu nie było.
Słowo kluczowe? ZASADY! Takie same dla wszystkich domowników. Czyli rodziny. Bo mnie NIGDY pijanego syn nie widział.
I druga prawda:
Ciężkie czasy rodzą twardych wartościowych ludzi. Którzy czynią czasy lekkimi. Co powoduje, że rodzą się i wyrastają w tych lekkich czasach głównie miękiszony bez kręgosłupów. Którzy roztrwaniają co się da, niszczą resztę schedy po ojcach i matkach i… tym samym doprowadzają do ciężkich czasów. Które to ciężkie czasy…
I tak w kółko.
Jako również z pokolenia z kluczem na szyi, napiszę że zgadzam się z autorem oraz z tym co napisała @baba że wsi.. Mnie moje pokolenie uczono odpowiedzialności. Za siebie-by sobie krzywdy nie zrobić. Wiadomo młodość i głupie pomysły, i za innych. Jako 7 latek z kluczem na szyi codziennie po lekcjach o 13 odbierałem moją młodsza siostrę z przedszkola – dzisiaj rzecz nie do pomyślenia. Musiałem ją przebrać, ubrać i przez kilka skrzyżowań zaprowadzić do domu. Tak zresztą robiło wiele dzieciaków w tamtych czasach. Dlaczego o tym piszę? To z pozoru dzisiejszej poprawności wielce niebezpieczne i ryzykowne działanie uczyło odpowiedzialności, rozwagi, przewidywania niebezpieczeństwo. Za błędy lub głupią beztroskę zwyczajnie były kary. Czego dzisiaj już nie ma i pewnie nie wróci? Tzw ogólnie pojętej kindersztuby. Z przeszłości wracają wspomnienia z rodzinnych uroczystości – a rodzina była duża. Moja mama miała 6 braci. Na tych uroczystościach były zasady. Dzieci nie siedziały przy stole z dorosłymi gmisly własny stół i nie wtrącały się do rozmów dorosłych. Dlaczego to wspominam. Otóż sam wiem po sobie że swoich dzieci już tak nie wychowywałem. Chociaż starałem się wpoić kilka zasad. Ogólnie dzisiaj rodzice mają trudno by nie powiedzieć ciężko. Nie dosyć że dzieci – zwłaszcza w nowych technologiach są mądrzejsze od rodziców, to jeszcze za rogiem czycha Państwo z całym aparatem i przepisami, że jak podpadniesz, narazisz, ba zaniedbasz, dasz karę, to sąd, do więzienia, a dzieci pod opiekę państwa. Dzisiaj będąc rodzicem to wyzwanie dla mnie niepojęte i lekko przerażające.
Zgoda
Jak belfer czuje się wywołany do odpowiedzi przy tablicy.
Według mnie młodzież nie jest gorsza niż ta sprzed 25lat( kiedy ja byłem młodzieżą), zachowuje się nieco inaczej, ale to wynika z dostosowania się do nowej wirtualnej rzeczywistości.
Tak szczerze to jak sobie wspomnę moje czasy końca podstawówki i LO to za akcje jakie my robiliśmy nauczycielom to dziś pewnie byśmy wylecieli ze szkoły, bo dziś nauczyciele/dyrekcja przewrażliwiona 🙁
Co do wychowania to tak jak zawsze najgorsze są ekstrem:
1. „wychowanie bez stresowe” – mam wrażenie, że ostatnio jakby lekko mniej „modne”. Do tej kategorii zaliczyłbym nie tylko rozkapryszone dzieci „bogatych”* rodziców, ale również dzieci, których rodzice generalnie nie wychowują, a je utrzymują z jasnym przekazem, po szkole idziesz na swoje.
* „bogatych” – niestety najczęściej zapracowanych/ robiących karierę/znerwicowanych, którym brakuje zwyczajnie czasu dla dziecka nawet na pogadanie.
2. „niespełnione marzenia rodziców” – dla mnie to osobiście najgorsza grupa rodziców. Megalomania na temat własnego dziecka. Stosowanie mobbingu na swoich dzieciach. Wywoływanie w nim winy „tak ciężko pracujemy, abyś ty miała „lepiej”. Np Jedna uczennica dostaje ze sprawdzianu 4+( z przedmiotu ścisłego, które nie da się „wykuć”) , po lekcji przychodzi z dygocącymi rękoma z pytaniem, kiedy mogę poprawić, bo mnie ojciec „zabije” i to nie była żadna przenośnia, ona będzie mieć w domu „jazdę” za te 4+, bo przecież byli tacy co dostali 6 czy 5.
Bardzo trudno się młodemu człowiekowi wyrwać z tej matni.
3. „mamusie bąbelków” – na tą grupę chyba nie ma mocnych, to są rodzice bezgranicznie kochający swoje pociechy i absolutnie w 100% poświęcający się im, nie przyjmują do wiadomości, że synek/córka mogli coś zrobić źle. Ekstremum jak widziałem to matka 17latka, która przychodzi do szkoły i „negocjuje” lepsze oceny dla dziecku z nauczycielami. Ogólnie dla mnie hodowanie kalek życiowych.
Co do wychowania własnych dzieci to według mnie najlepszy jest bycie wiarygodnym np
1. Fast foody są szkodliwe, to daj przykład i ich nie jedź
2. Owoce i warzywa są zdrowe – to je jedz z dzieckiem
itp
Pozdrowienia dla normalnych 🙂
Zgoda