1.12. Piłkarzyki a sprawa polska

1

1 grudnia, dzień 1004.

Wpis nr 993

zakażeń/zgonów

555/9

Namawiam do wsparcia bloga, na kawkę, bym nie przysypiał z rana

Wersja audio wpisu

Miałem się zdystansować od piłki nożnej, ale widzę, że nie dam rady. To będzie więc drugi, mam nadzieję, że ostatni wpis o futbolu w moim dzienniczku. Bo pierwszy był podobny i nie ma się co powtarzać. I nie będzie to o piłce, ale o naszym duchu narodowym, który się w futbolowych wzmożeniach ukazuje.

Gramy piach, aż zęby bolą. To kolejne zawody, gdy jesteśmy za mocni, by przegrać eliminacje, ale za słabi, by coś ugrać w turnieju. Ja jestem patriotą i kibicuję, by nasi… przegrali. Bo jak uprawiamy taką kopaninę, to lepiej na własny użytek i nie powinniśmy wychodzić z tym na świat, bo wstyd tylko. To jest jakiś zbiorowy zespołowy mental. Bo ci sami goście u siebie w – głównie zagranicznych – klubach, to za taką grę to by tylko podawali piłki. A jak się zejdą razem, napastnik po przejściach i obrońca z przeszłością, to wychodzi z tego jakiś koszmar.

Miałem ostatnio rozmowę z fachowcem, który mnie przekonywał, że gra się na wynik. No to pograliśmy. Mamy za sobą zwycięską porażkę, nową specjalność Polaków w tym sporcie. Ale tego nie da się oglądać i – vide wyżej – trzeba skrócić te męki. Czemu gramy słabo? Bo gramy na wynik, zero z tyłu (wyszło?), liczymy gole przeciwnikom, zliczamy punktacje, podglądamy jak im idzie na równoległych stadionach.  Oni tam w piłkę grają – my gramy jakiś dramat.

Miałem nie o sporcie, ale na chwilę się nie da. Dlaczego gramy słabo? Bo unikamy pojedynków jeden na jednego i to w obie strony. Jak atakujemy i jak się bronimy. Oni o tym wiedzą, bo widzi to nawet taki laik jak ja. I przeciwnik to wie i jak napadamy, to zaraz któryś atakuje naszego, ten zamiast się kiwać i wygrać, to podaje piłkę swojemu koledze (jak trafi), by pozbyć się odpowiedzialności (za bycie okiwanym), a więc nasze podania nie otwierają żadnych sytuacji. Są tylko zrzucaniem – byle jak – odpowiedzialności na innych. A skoro tak, to do przodu przesuwamy się tylko tzw. lagą, czyli kopiemy z pola karnego przez środek do Robercika. Robercik stoi tyłem do bramki przeciwnika, z trzema obrońcami na karku (bo nawet dziecko wie, że przy takiej „strategii” to wystarczy obstawić Lewego i po zabawie). Lewy nie jest piłkarzem od tego, on zdobywa tyle bramek w każdym klubie nie dlatego, że stoi tyłem do bramki, tylko wtedy jak jest rozpędzony na bramkę przeciwnika, a sprytni koledzy podają mu piłkę, by ją swym instynktem strzeleckim zamieniał na gol.

Boimy się kiwać również w obronie, bo to wstyd być okiwanym, zwłaszcza jak się niedomaga technicznie. Co więc robimy? Cofamy się. Argentyna przechodziła spacerkiem przez środek nie zaczepiana przez pomoc (Krycha to osobna historia), dochodziła do pola karnego, ba, żeby dochodziła – biegła w paru piłkarzyków, twarzą do bramki z kilkoma opcjami rozegrania. I dopiero wtedy JAK JUŻ SIĘ NIE DA, obrońcy reagowali. I tak trzy mecze z rzędu.

Mieliśmy 2-3 dni chwały, kiedy egzaltowaliśmy się zwycięstwem na Arabią. Arabią. Jak by to były jakieś tuzy piłkarskie. Znowu nadymał się balonik polskiej pychy, samozadowolenia, głupich nadziei i ekscytowania się cyferkami i tabelami. Znowu chcieliśmy przejść kulawą stopą przez piłkarskie morze. I trafiliśmy na wcale nie rewelacyjną Argentynę i wszystko było widać jak na dłoni. Naszą słabość, bojaźń, brak jakiejkolwiek motywacji. „Liczy się wynik”, „daliśmy z siebie wszystko” było słychać wszędzie. Jeśli to jest „wszystko” to lepiej byśmy pojechali do domu.

Równolegle na innym stadionie odbywał się mecz Meksyku i Arabii. Oba zespoły grały w piłkę. Do końca, nie kalkulowały. Uratował nas nasz bramkarz i Arabia, która przez dłuższy czas grała już o pietruszkę. My byśmy na jej miejscu kalkulowali, olali, kopali sobie piłeczkę. A oni grali w piłkę.

Jestem patriotą i mam rozdartą duszę. W niedzielę gramy z Francją. Tu już nie ma kalkulacji, nie odpuszczą nam jak Argentyna. Chciałbym widzieć triumf naszych, ale obawiam się blamażu. Obym się mylił. Ale z drugiej strony przedłużać te tortury – jaki sens?

Mam po prostu dość TAKIEJ polskości, która w porażkach doszukuje się zwycięstw. Która jeśli przegra w realnym wymiarze – zmienia pole gry na wolitywne, niewymierne bo etyczne, wreszcie zwycięskie w innej dyscyplinie – dziejowej sprawiedliwości i racji moralnej. To tylko piłka, a można zobaczyć jak tu się wszystko wraca, objawia i wykazuje w okropnym skrócie. Wzięlibyście się do porządnej roboty, odrobili lekcje, najęli porządnego szefa, nie kwękali, że d..a boli, Mamy potencjał i nie ma co narzekać.

I piszę to nie tylko do piłkarzy.

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.     

About Author

1 thought on “1.12. Piłkarzyki a sprawa polska

  1. Problemy polskiej piłki to kumulacja problemów futbolu krajowe ostatnich 30-40(?) lat. I ja widzę to tak. Po świetnych, jak na tamte czasy, latach 70, nasz futbol stanął. Odeszli tamci piłkarze, nie wychowano nowych na wyższym poziomie, nie mamy kadry trenerskiej i . Sądzę, ale to moja teoria, że zamknęliśmy się w swoich samo zachwycie tamtych czasów. A tymczasem piłka poszła do przodu. Proszę zobaczyć jak grają nasze kluby w rozgrywkach UEFA? Przegrywają z drużynami z Azerbejdżanu czy Kazachstanu, a nawet jeśli przejdą trafiają na drużyny ze Szwajcarii, Serbii czy Chorwacji i też dostają bencki. U nas cały czas przezywa się MŚ w Hiszpani 1982,a mamy 2022. W meczu Arabia po raz pierwszy od ponad 20 lat strzelimy bramkę z kontry, grając w tym momencie, tak jak grają inni. I to na tyle. Mecz z Argentyna, dla kogoś kto oglądał ich wcześniej, nie powinien być zdziwieniem. Grają o 2-3 klasy lepiej, są szybsi, dokładniejsi, lepiej zarządzają piłką, Messi rozdaje podania i strzela.. .Strzela!!! U nas zawsze chcą wjechać z piłką do bramki. Tymczasem wczoraj Japonia wyeliminowała Niemcy strzałem na 2:1 z 20 metrów i bramka. NA mecz z Francja warto się przygotować bo tam 2:0 to będzie najniższy wymiar kary. My , by grać jako tako musimy się spiąć na szczyty. Oni tak grają normalnie. Ale dla wprawnego oka nasza gra nie powinna dziwić. Tak graliśmy w eliminacjach, tak graliśmy ostatni mecz z Chile. Dno i 5 metrów mułu. Mało skutecznie, dennie ,ale efektywnie. Sporo zamąciły ME2016 kiedy zagraliśmy chyba najlepszy turniej w ostatnim czasie, ale ja uważam to za wyjątek od reguły. Anachronizm w naszym futbolu jest częścią jego samego, nieodłączna. I widać, że inaczej się nie da. Byli zagraniczni trenerzy, jak Beenhakker i próbowali coś zmienić ,ale PZPN nie dał szansy. Mieliśmy Sousę, który uciekł z kraju(ciekawe dlaczego?).Pomijając już jego umiejętności, to pierwszy raz widziałem takie „odejście”. W naszym grajdołku lepiej już nie będzie. I mecz z Francją to potwierdzi.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *