10.10. Konsument jest znudzony
10 października, dzień 587.
Wpis nr 576
zakażeń/zgonów
2.922.401/75.869
Zastanawiałem się czy kowid zmienił nasze nawyki konsumenckie? Było z tym, i pewnie będzie, różnie. Przypomnę tylko dość znamienny proceder, kiedy niektóre rządy zachodnie ograniczyły możliwość zakupów dla ludności wyłącznie do niezbędnych produktów. To znaczy, że władze same określiły co dla ludzi jest niezbędne, redukując ich potrzeby do minimum. Egzystencjalnego. Miało to zniechęcać do dalszych i dłuższych eskapad do sklepów z powodów epidemiologicznych. I lud, i system to łyknęli. Czyli uderzono w największy filar obecnej cywilizacji – w religię konsumpcjonizmu – i zarówno po stronie podażowej (sklepy, producenci) nic się nie stało, jak i po stronie popytowej lud kowidowy posłusznie ograniczył swe zapędy do poziomu wojskowej racji żywnościowej.
Mieliśmy obecnie dwie możliwości, obie przetrenowane w rozłącznych zbiorach społecznych. Pierwszy trend, to zakupowe odkucie się po miesiącach konsumpcyjnego wygnania na kwarantannach i lockdownach rynkowych, kiedy nawet nie było jak wydać kasy. Lud więc kumulował i środki, i ochotę. I rzeczywiście – można było zaobserwować piki sprzedażowe po dłuższych otwarciach, kiedy nadrabiano zaległości zakupowe. Społeczeństwo było wyposzczone, ale i zasobne. Albo więc kowid przeżyli na pensji, albo sięgnęli po zapasy. To ostatnie wydaje się dziwne, bo w okresie niepewności raczej odkłada się na przyszłe, gorsze czasy. A tu nic. Albo więc skarpety są zasobne, albo lud nie boi się tak kowida. Albo odwrotnie – ucieka przed strachem w konsumpcjonizm, jak ci co przejadają się z nerwów.
Drugi trend to jednak oszczędność. To ci, co nie mają wyjścia, bo nie mieli odłożone i stali się ofiarami kowida. A propos tej grupy ofiar, to widać, że sklepy prywatne, małe przedsiębiorstwa rodzinne, szczególnie w spożywce, padły ofiarą globalizacji. Duże supermarkety mają problem, ale i małe sklepy popadały, wytrzymały koncepty sieciowe biedronkowo-żabkowo-lidlowo-dinowe. A więc formaty pośrednie, co wskazuje w którą stronę będzie to szło. Będzie bliżej konsumenta, ale skromniej. W końcu po nauczce kowidowej mógł się człowiek zorientować, że na kiego mu trzydzieści rodzajów sera, jak wystarczyły mu przez pół roku tylko te dwa z Żabki. I jest powoli jak z DJ-em, który puszcza wciąż te same piosenki, które ludzie lubią i innych nie chcą, bo innych nie znają.
Konsument masowy się więc znudził. Jak to będzie rzutowało na przyszłość? Obawiam się, że zanikiem różnorodności propozycji na półkach, zglajszachtowaniem potrzeb kupujących do kliku typowanych pakietów, ustalonych wedle kategoryzacji coraz obszerniejszych grup konsumenckich. Będzie coraz mniej małych sklepików, które miały swoją specyfikę, wąskie specjalizacje, atmosferę i bliskie relacje z klientami. Będzie koszarowo, szaro i buro. I pójdzie za tym stępienie ambicji konsumenckich, jeśli chodzi o zindywidualizowaną różnorodność.
I się do tego przyzwyczaimy. Jak za komuny. Ale będzie… jeszcze gorzej. Bo za PRL to żyliśmy w konsumenckim pohańbieniu, ale mieliśmy marzenia o konsumpcji. Bo mieliśmy przeciekające do nas obrazki z zasobnego Zachodu i mogliśmy się z czymś porównać. Obawiam się, że tego teraz nie będzie, gdyż opisane wyżej procesy zdają się mieć charakter globalny. A więc przyzwyczaimy się i do tego, bo wszędzie będzie tak samo. A szkoda, bo wolna konkurencja na rynku konsumenckim miała chyba najbardziej różnorodne i kreatywne przejawy, świadczące o naszej cywilizacji, która tak uniwersalnie i jednocześnie indywidualnie spełniała nasze oczekiwania. Teraz będzie szaro i jednostajnie.
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.
Zmiany mają też drugie dno, o czym od wielu lat mówią ekolodzy. Produkujemy za dużo, zbyt różnorodnie, a przez to zużywamy zasoby planety zbyt intensywnie. 2020 rok nam pokazał, że można żyć skromniej, mniej kupować, a jednak żyć i funkcjonować. Można żyć tylko w domach, pod policyjną godziną i pod bronią wojska. Można kupować w internecie. Można nie jeździć i nie przemieszczać się ,nawet po za swoje osiedle(po co nam zatem auta i motoryzacja jako taka?) Zasadniczo można by jeszcze kilka elementów pokazać, które nie są nam potrzebne. Wymiana lodówki co 5 lat, komputera co 3 czy TV co 4. Można? Można. Ja tego nie potępiam, ale też nie pochwalam. Gdyż ludzie wolni mają prawo podejmować decyzje o swoim życiu tak jak chcą, nie krzywdząc innych. Podejrzewam, ze kolejne obostrzenia, może tej jesieni powróci. Ludzie dali sobie odebrać wolność osobista pod płaszczykiem walki z wirusem i dla dobra ogółu(tak jakby rząd nie mógł o dobro ogółu walczyć w innych miejscach, np nie niszczenia praworządności, zawłaszczania państwa, przejmowania SSP, polexitu – tu nie ma problemu i można ogół olać). No wiec tak obecna „dobra zmiana” walczy o wolność obywatelską.
Dncx ja bardzo chętnie nie będę wymieniał lodówki, komputera, czy innej elektroniki co pare lat, ale jak napisał Prorocznia, trwałość owych sprzętów dokładnie jest obliczona na tę pare lat(i np. lodówki nie da się naprawić), wiec niech „ekolodzy” tam się udadzą i tam jęczą, ja trochę staje okoniem temu owczemu pędowi, u mnie znakomicie się sprawdza od lat w roli telefonu Nokia 6310i, a co tych wszystkich zakazów, to mi nie przeszkadzały, jeździłem gdzie aktualnie potrzebowałem i największym plusem tego były puste drogi, bajka, pozamykane teatry, muzea, kina, to tylko ze szkodą dla owych, poćwiczyć, pobiegać można we własnym zakresie i paradoksalnie całkowity lockdawn akurat w moim przypadku był dla mnie korzystny.
Teza, antyteza, synteza i tak w kółko jak powiedział jeden filozof. Było szaro buro ocet, kartki na buty. Potem nastąpiła eksplozja barw, koncumpcji, rozwoju i wolności. Teraz będzie „szaro” choć kolorowo bo to będą niby kolory ale wszędzie te same. Np w zabawkowym trudno już znaleźć zabawkę która nie była by w sześciu kolorach tęczy lub przynajmniej jakoś podobna to tej tęczy. Już teraz jak chcesz kupić coś to widać że masz do wybory 1000 różnych produktów ale zasadniczo to żaden z nich nie jest taki jak potrzebujesz tylko taki jak „wszyscy oczekują”. Dwieście kurtek wisi w sklepie ale wszyskie na jedno góra dwa kopyta. Z wyższym kołnierzem żeby nie wiało po szyi? Panie teraz takich nie ma, wszyscy szalikiem się obwiązują dookoła i jest dobrze. Nikt nie potrzebuje inaczej. Ale ja potrzebuję. I muszę czekać nieraz 5 lat aż się moda zmieni. Teraz jeszcze dodatkowo moda jest sterowana odgórnie przez TikToka, Instagrama więc już w ogóle jesteśmy skazani na „mundurki” narzucone odgórnie jak dawniej w Chinach. Tyle że takie ładne, szpanerskie i kolorowe. Ale mundurki. I będzie tak samo tylko w coraz większym nasileniu: unifikacja, standaryzacja, również (głównie?) w sferze poglądów i światopoglądu. Masz być lewicowo-ekologiczny bo teraz tak jest, wszyscy tak mówią i wszystkim się podoba. A jak już przestanie się podobać, to będzie za późno – Wielki Brat będzie zbyt silny.
Dużo się pisze o TOTALNYM RESECIE, który ma dotykać głownie spraw ekonomicznych, układów handlowych i politycznych. Coś czego nam naprawdę trzeba, a o czym nikt nie pisze, to RESET UMYSŁOWY. Chcieć. Móc. Wymagać. Żądać. Uczą nas tego media codziennie.
Cała obecna cywilizacja podlega wszechobecnemu konsumpcjonizmowi.
Bez względu na to, czy to Afryka, Ameryka czy Azja. Wszyscy chcą mieć najnowsze zdobycze techniki a zdobycze te tak są konstruowane by psuły się co 2-3 lata i obywatel chciał/musiał mieć nowe. Gdyby odkurzacz nie psuł się co 2 lata, nie musiałbym kupować nowego.
Piecyk elektryczny w sezonie 2020/2021 zmieniałem PIĘĆ RAZY! O spisku żarówkowym nie będę tu pisał, bo to już… trywialne.
Zmiana naszych upodobań też jest wygenerowana sztucznie, podobnie jak potrzeby posiadania czegoś. Jeśli idzie o zmianę moich zachowań w erze kowidozy, to z pewnością należy do nich zaliczyć : rezygnację z latania nad Wielki Błękit, zawieszenie podróży pociągami, autobusami,
omijanie galerii handlowych, koncertów, kin, teatrów. Z przykrością odnotowuję brak możliwości odwiedzania ulubionych kafejek-używają obecnie takich środków odkażająco-żrących że mój organizm nie jest w stanie tego przyjąć bezboleśnie. No i najważniejsze w tym dziale- omijanie szerokim łukiem wszystkiego co wiąże się z NFZtem. Jest to kosztowna zabawa w leczenie prywatne, ale prawdziwych lekarzy jest jak (nomen omen) na lekarstwo i daleko ode mnie.
Tak się zastanowiłem, jak to jest z tym popytem i podażą w dobie zarazy. No fakt, przed pierwszym lockdownem obkupiłem rodzinę w trwałą żywność itd, bo nikt nie wiedział jeszcze, czym to się je. Potem faktycznie przystopowalismy z wydatkami, ale… już w czasie drugiego lockdownu i ja zaszalałem w sieci, sprawiając sobie komplet szaf i regałów na książki na cztery ściany. A potem klnąc w żywy kamień je przez miesiąc skręcałem… Bo jakoś od paru lat nie miałem na to czasu.
Stąd wiem, (Prorocznio i PT. Autorze), że na wasze dylematy jest prosty sposób… Być może w róznym nasileniu coraz szerzej przez polską ludność stosowany. Nazywam go sposobem na duńskiego księcia.
Otóż będąc młodym absolwentem, w roku 1990, wyjechałem byłem do Danii, robić łodzie z laminatu. Na czarno. 2 usd za godzinę plus wikt i opierunek. Razu pewnego do nielegalnej fabryczki mego pryncypała przyjechał rozklekotanym citroenem 2cv facet o wyglądzie menela, tyle że nie śmierdział. Zamówił ocieplany przykręcany dach do swego wehikułu. Jak już się oddalił, pryncypał mój spytał, czy wiem, kto to był? Słowo do słowa i okazało się, że to był BRAT DUŃSKIEJ KRÓLOWEJ!
Owszem. Miał swój pałac, i rollsa i służącego-kierowcę, i kasę… Ale… on NIC NIKOMU NIE MUSIAŁ UDOWADNIAĆ! Więc żył normalnie, bez napinki, na co dzień jeżdżąc swoją cytrynką.
I to jest chyba najlepszy sposób na rozumną konsumpcję, myslę, że coraz powszechniejszy w dobie postcovidowej i nadchodzącej dobie „nowego wała” : nic nikomu nie udowadniać, w efekcie żyć bez napinki i po swojemu.
Stąd u mie covid w zwyczajach konsumenckich nic nie zmienił, ale coraz częściej widzę, jak sąsiedzi z mej uliczki też odkrywają ten sposób. Na domy jużeśmy (ludzie w leciech) zarobili i nawet spłacii kredyty, to dziś, kiedy tylko możemy, z dziką schadenfreude (wobec korpo i globalmarek) idziemy właśnie w konsumpcyjny downsizig. Ja np. z upodobaniem kupuję sprzęty drobne AGD wytworzone w schyłkowym PRL, tyle że nowe fabrycznie. Opiekacz, odkurzacz, malakser, etc…. wszystko to jest niekiedy dostępne na portalach, fakt, że trzeba polować, ale jak się już kupi, to działa ad infinitum. I to jak działa! Nawiasem mówiąc – drobnego Zelmera też już krajowa firma wykupiła od Boscha, więc i na przyszłość problemu nie ma.
Grubsze AGD – owszem, biorę współczesne, ale… tylko po konsultacjach z serwisami. Oni już wiedzą, na czym NIE zarobią ;). Albo taka kosiarka do trawy. Szerokim łukiem omijaj markety. Polski producent może ciut droższy, za to nie do zajechania. Jeśli chodzi o elektronikę grającą, problemu też nie mam: jako początkujący audiofil nabyłem w latach 90. mało używany sprzęt audiofilski porządnych marek. Jeszcze pancerny, absolutnie nie nie jednorazowy, a już aż nadto wysublimowany technicznie i fonicznie. Dlatego działa do dziś i nie zamierza się zepsuć. Telewizor? Wciąż ta sama plazma z ostatniego okresu produkcji. Jakoś też (jak to plazma) nie chce się zużyć… Komp? Ostatni laptop amerykańskiej firmy (przed jej wykupieniem przez Chińczyków). Model sprzed 13 lat. Cholernika kupiłem 4 lata temu – fabrycznie nowy – za całe 300 zł, do dziś gra, buczy, wystarcza i do biura, i do sieci, a nawet do projekcji przez rzutnik filmów w hd. Nabyłem mu za grosze więcej RAM i tyle. Po co mi megahiperdupernowy za trójkę? Vintage rulez! (w ten sam sposób teściowi postawiłem na nogi jego antycznego lapka: wystarczyło dołożyć 4 giga RAM-u i teść przeszcześliwy, że przez kilka najbliższych lat nie musi nabywać nowego).
Smartfony? Wystarczy spojrzeć, która z firm jest aktualnie na dorobku – i tak chińska, wiadomo, ale ta na dorobku z reguły wkłada znacznie lepsze komponenty. I nie nabywana w salonie, a w komisie, nowa, z przedostatniej linii. Zero przepłacania. Komórę mam w ten sposób niezawodną już od lat 5 i mam nadzieję na następne 5.
W ten sposób nawet odzienie i półbuty można kupić solidnie, elegancko i tanio. (nic wygodniejszego dla mężczyzny od nowego skórzanego oficerskiego galowego obuwia wojskowego z demobilu nie wymyślono. W dodatku za śmieszne pieniądze.). Wpiszcie sobie w gugla „półbuty oficerskie demobil”. Zdziwicie się, ile tego… Za stówkę macie mocniejszy (i często ładniejszy) produkt, za który w galerii zapłacicie nawet kilkanaście razy więcej…
I tak ze wszystkim. Kurtka zimowa? Od czego sklep z ubraniami roboczymi? (owszem, tym razem sieciówa;) Tamtejsze parki na mrozy – są wyższej klasy (i urody!) niż 5-7 razy droższe kutki z butików w galeriach… Nie uwierzycie, jakie fajne. Megamocne dżinsy lepsze niż markowe? Już za 40-60 zł do kupienia na bazarku takie nowe portki, no-name , a lepszej jakości niż wranglery czy levisy. Dobra bielizna? Skarpety? Koszule? A mało to krajowych producentów sprzedających w internecie? Trzy-pięć razy taniej niż w galerii.
No to może chociaż luksusy was pogrążą? Ależ skąd!
Np. turystyka: morski ponton robiony w Polsce przez firmę produkującą dla służb. Owszem, nowy. Choć za pół ceny, bo prototyp przedprodukcyjny. A co, przy powyższych oszczędnościach stać mnie :D. Ale już silnik do tego owszem, japończyk, lecz taki prawdziwy – z Japonii a nie Chin czy Malezji. Kupiony nowy, nie używany, za pół ceny… tyle że dziesięcioletni… Szukajcie a znajdziecie.
Sprzęt turystyczny, namiot itd? Polska postprl-owska firma, polskie wzory, materiały i wykonanie. Od siedmiu lat po kilka tygodni corocznie w Chorwacji, a lekko wytrzyma drugie, albo i trzecie tyle. Pewnie dłużej niż ja ;). A kiedy idę w góry – plecak ś.p. polsportu z końcówki lat 80. nadal doskonale służy. Podobnie jak czechosłowackie jeszcze pahorki. Leżak magazynowy… Plus zapasowe podeszwy w komplecie (sic!).
Słowem – downsizing sprzętowy jest tani i zdrowy. I jak dbasz – to masz! Wystarczy nie ulegać modom i impulsom… czyli reklamie. No i do tego podstawowa zasada, wykorzeniana przez globalizacyjne korporacje u naszych dzieci (swoje jej już nauczyłem): gdy kupujesz coś nowego, poprzednia rzecz wędruje do ludzi albo na śmietnik. Od razu wydajesz mniej!
Dzięki temu wszystkiemu żyjemy sobie spokojnie, bez napinki, za zwyczajną średnią krajową, co rok zwiedzając samochodem z rodziną kawał Europy i nie wpadając przy tym w pułapki kredytowe oraz covidowe. Aby tylko zdrowie było!
A jak „nowy wał” zagrozi mi zbyt drogim prądem i gazem, po prostu nabędę solidny krajowy piec węglowy do CO…. I Timmermans będzie mógł mnie cmoknąć. Najwyżej będę kupować węgiel z bieda-szybów albo przemytu ;). Podobnie jak cmoknąć mnie już może Morawiecki z jego drożejącą wódeczką ;D. Przeżyliśmy potop szwedzki, przeżyjemy morawiecki… Od czego sąsiedzi, przyjaciele i domowe nalewki?
Ba! Doszło do tego, że nawet skokowo drożejące pieczywo mam już w nosie. Porządny automat, regularnie dokarmiany zakwas z żytniej razówki, i codziennie przy minimalnym nakładzie (może 5 minut?) mamy za pół darmo własny pełnoziarnisty chrupiący i pachnący chleb jak z najlepszej przedwojennej piekarni. Lekko licząc, czterokrotnie przy tym tańszy niż w butikowej piekarence na handlowej ulicy mego miasta…
Tak że ten… Nil desperandum, Prorocznio. 😉
Nowe czasy rodzą nowy model konsumpcji. Jak to w komuniźmie!
O! Ad personam? Jak miło.
Tak, tak…ja to wszystko co powyżej popieram i potwierdzam. Z „pewną dozą nieśmiałości” jednak
pragnę spytać retorycznie- za peerelu to dopiero były towary? Z zadziwieniem muszę przyznać, że tak. (Ach ,wspomnę tylko: lodówka rodziców- 20 lat, odkurzacz- 17. Gniotsa-niełamiotsa. 🙂
Mój osobisty rower ma napis DDR! :-D))) Dotarłem nim aż do Holandii przez Luksemburg)
…
Co do reszty. To prawda, nowe czasy-nowe zadania. Od lat, czyli od czasu gdy źli, podstępni szurnięci spiskowcy internetowi donieśli o planach kowidowych i resetowych uczę się samodzielności (niezależności infrastrukturalnej) w pełnym tego słowa znaczeniu.
Nawet nie wymienię sprzętów domowych, których NIE posiadam, wbrew temu co posiadać powinien współczesny..hę, hę..cywilizowany człowiek. Można to określić słowem surwiwalowym,
ale nie podoba mi się ono. Najbardziej jednak obawiam się nie braku prądu czy ogrzewania, tylko tzw opieki ZNACHORÓW. Zioła są dobre ale jednak nie na wszystko. Jedzenie jestem w stanie sobie znaleźć wszędzie. W związku z rezygnacją z żywnościowej przemysłówki, od lat …stoję w garach… Co jednak począć gdy ząbek zaboli? Kowali brak!
…
Jestem wielkim zwolennikiem „handlu wymiennego” ale do tego potrzebna jest GRUPA.
Ja wiem, że wraz z przymusem pieniądza wirtualnego takie grupy powstaną ale dotarcie do nich będzie trudniejsze przy rozszerzającej się cenzurze internetu…ale to jeszcze nie teraz, nie teraz.
A propos znachorów: doniesiono mi że mój szpital szantażuje pacjentów, że jak mają mieć zabieg to muszą się zaszczepić. I ludzie na to idą. Jeszcze nie zweryfikowałem tej informacji, ale jeśli to prawda, to rząd wraz z medykami przekroczył granicę prawa i powinno się ich w każdym przypadku wymuszenia szczepień skonfrontować z prawnikiem. Czy w innych szpitalach też tak jest?
Grupy tworzą się po sąsiedzku. Nasze dziecię wyrosło z ubranek, a dla odmiany, dziecię sasiadow wchodzi w odp. rozmiar – i już dwa wory z ubrankami wędrują za ogrodzenie ogródkow. A za dwa-trzy lata – od sąsiadów do kolejnych sąsiadow. A w drugą stronę, od sąsiadow do nas: nauka samodzielnego pieczenia normalnego chleba🙂 wraz z namiarami na źródła taniej mąki. I tak to idzie . Samoistnie, niejako…