11.02. Małe wielkie otwarcie

2

11 lutego, dzień 346.

Wpis nr 335

zakażeń/zgonów

1.570.658/40.177

No mamy małe wielkie otwarcie. Małe dlatego, że dotyczy tylko hoteli, stoków, wyciągów, basenów i saun oraz salonów masażu. No i…kasyn, ale o tym potem. Duże, bo to pierwszy jakiś większy ruch od czasu ogłoszenia solidarnościowej kwarantanny (muzeów i galerii raczej nikt nie zauważył), która nam się „trochę” przeciągnęła. Przynajmniej jeśli chodzi o stoki to i tak dobrze, że rząd zdążył przed roztopami. Ale już po feriach, chociaż patrząc na zdalną naukę to szkolna brać ma najdłuższe wakacje tysiąclecia.

Zaczęły się dyskusje, które były do przewidzenia. Przedstawiciele pominiętych restauratorów pytają się znowu czym się różni pobyt w restauracji od tego w kasynie. Siłownie na razie milczą, co, biorąc pod uwagę brak ujścia energii pakerów, nie wróży nic dobrego. W ogóle to stosunkowo szybkie wyjęcie z zamknięcia i pobłażliwe traktowanie przez całą pandemię kasyn budzi duże kontrowersje. Czemu właśnie hazardziści dostąpili takiego luzu? Czyżby lobby kasynowe wciąż było silne mimo „walki” Tuska po znanej aferze?

W takich wypadkach powracają już ciągle pytania: no dobra, zamykacie, ale pokażcie na podstawie jakich kryteriów podjęliście decyzje o poszczególnych branżach z dokładnością do PKD? Władze się trochę skompromitowały publikując wykres miejsc o najwyższej transmisji wirusa. No – rzeczywiście na podium nieszczęsne restauracje i siłownie. Ale jak chłopaki pogrzebali to okazało się z czego jest to badanie. Ano jako argument zamknięć poszczególnych branż posłużono się grafiką z badań wykonanych w… Chicago i to na podstawie (uwaga!) logowań się telefonów w wyznaczonych miejscach. To metodologiczny koszmar. Co to ma wspólnego z transmisją wirusa? Przecież w tych miejscach mogło siedzieć w maskach z 50 ludzi, każdy z 5 metrów od siebie. Co to, wirus poszedł po telefonach? Nowy rodzaj transmisji? Maseczki na telefonach?

Widać, że z argumentacją zamknięć poszczególnych sektorów idziemy spod grubego palca. I wykluczeni bankruci mają rację. Jak się człek popatrzy na ścisk w tramwaju i pójdzie do swojej zamkniętej restauracji, gdzie nie weszłaby nawet jedna dziesiąta takiego tłumu to może sobie zadawać pytania. I nie jest na nie odpowiedzią graf z badania logowania się iphone’ów zza Oceanu.

Widać powoli to, o czym pisałem jeszcze na początku pandemii. Dostaniemy po gospodarczym tyłku o wiele bardziej niż po pandemicznym. I przedsiębiorcy będą stali jak baranki. A to dlatego, że wśród nich istnieje od zarania III RP alergiczna awersja do samoorganizacji. I teraz płaczą i płacą krwawymi łzami za swoje zaniedbania. Najsilniejsza politycznie (potencjalnie) grupa ludzi jest zanonimizowanym „wielkim bezradnym”. Dostarcza gros PKB, gros zatrudnienia w Polsce, płaci podatki a daje się dymać państwu tylko z jednego powodu – przedsiębiorcy się nie organizują, bo myślą, że dadzą radę w pojedynkę, byleby się nie wychylać w jakiejś organizacji, bo ich „wadza” zauważy. No to teraz dają sobie radę w pojedynkę. Dają?

Wiadomo – Polacy najlepiej się organizują w wojnie z jednym wrogiem. To nas dopiero mobilizuje, znikają wewnętrzne animozje, ale taki tryb „samoorganizacji” to lobbingowa partyzantka i działania wyłącznie reaktywne. Bo do takiego poziomu mobilizacji potrzebna jest aż… wojna. A czasami jak już jest wojna to, ci którzy ją prowadzą są lepiej przygotowani, od tych którzy się dopiero wtedy organizują. Okrzyk „jak to tak?!?!?” to nie zawołanie bojowe, ale raczej wyraz bezradności.

I tzw. strajk przedsiębiorców, który mieli zapoczątkować górale był takim aktem emocjonalnej samoobrony. I nie bardzo wyszedł. A koszty polityczne mogą być tego spore. Pamiętajmy, że konsultacje na temat zamykanych branż odbywają się w ramach Rady Dialogu Społecznego, gdzie rząd spotyka się ze związkami i przedsiębiorcami (tymi zorganizowanymi). I kiedy ci ostatni walczą o każdą branżę, to straszą władzę, że ludzie zaraz ruszą, bo są zdesperowani. I każdy nieudany strajk i buńczuczne przed nim deklaracje wybijają takie argumenty z rąk. Rząd wtedy się nachyla nad stołem i mówi – „no co, ruszyli? Widocznie nie są aż tak zdesperowani jak mówiliście”. I kolejny PKD pada w lockdownie. W dodatku rząd nie będzie się nigdy chciał przyznać do błędu i do tego, że ugiął się pod presją, bo ruszą na niego wszystkie inne branże. Po każdym takim falstarcie będzie odczekiwał parę tygodni, by zerwać związek skutku swego otwarcia z przyczyną protestów. I odczekaliśmy tak ze dwa-trzy tygodnie.

Ja myślę, że z opisanych powyżej powodów innego protestu niż spontaniczny nie będzie. Będziemy mieli do czynienia raczej z pełzającym otwieraniem się coraz to większych desperatów. Ale to znowu będzie w pojedynkę, czyli tak jak było do tej pory. Każdy przedsiębiorca sam na sam z systemem. Co prawda są już jakieś zalążki organizowania systemu pomocy prawnej czy dręczenia Sanepidu (Tak – jest akcja „zapytaj Sanepid”, gdzie maszynka komputerowa losowo generuje zapytania do terenowych Sanepidów. Chodzi o to, że Sanepid ma obowiązek udzielenia odpowiedzi i inspektorzy muszą siedzieć w biurach przy kompach i nie mają czasu na najazdy na restauracje i siłownie).

I znowu mamy to co zwykle – kreatywną improwizację i ulubioną strategię walki Polaków – z przeważającymi siłami wroga.

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”. 

About Author

2 thoughts on “11.02. Małe wielkie otwarcie

  1. Całym sercem byłam po stronie rządu w czasie pierwszej odsłony pandemii. Uważałam, że cała krytyka, która zaraz po pierwszym szoku zaczęła się pojawiać w mediach była do bani, bo i tak nikt nie miał lepszego pomysłu na to, co się dzieje.
    Jednak to, co teraz rząd wyprawia, to już zakrawa na paranoję. Nie da się już tych dziwacznych posunięć wytłumaczyć szokiem, więc pozostaje nam (jako przyczyna takiego chaosu) tylko głupota rządzących (albo te szemrane interesy różnych lobbystów…?).
    Obawiam się, że w tym szaleństwie nie ma żadnej metody, ale oczywiście rząd się do tego nie przyzna i z mądrymi minami będzie się zarzekał, że panuje nad sytuacją, a w ogóle to przecież jest świetnie.

  2. Raczej jest w tym metoda. Im uboższe jest społeczeństwo, tym bardziej jest zależne od państwa. I tym łatwiej przełknie różne atrakcje nowego ładu, jak np. certyfikaty szczepionkowe, w zamian za przysłowiową miskę ryżu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *