11.05. Idzie nowe
11 maja, dzień 800. (tak, osiemset dni od ogłoszenia pandemii)
Wpis nr 789
zakażeń/zgonów
566/15
Ostatnio dałem się namówić na wywiad o globalizmie. To było pokłosie mego artykułu w „Do Rzeczy”, w którym pisałem, że globalizm nie śpi, dużo przerobił w pandemii, poczynił kroki i się szykuje do następnych. Właściwie samym zagadnieniem globalizmu nie zajmowałem się szczególnie, interesował mnie wyłącznie w kontekście kowidowym, gdy to większość państw działało mało autonomicznie w zakresie strategii pandemicznych, w dodatku w ten sam sposób wchodząc w kowidowy lejek kończący się lockdownem gospodarczym i społecznym sanitaryzmem.
Ale po tym wywiadzie zacząłem częściej zerkać w globalistyczną stronę. Poczytałem sobie trochę i zobaczyłem, że rzeczywiście poczyniono wiele postępów, zaś kowidowy eksperyment skończył się powtarzalnym sukcesem. Głównie w wymianie pozornego bezpieczeństwa za wolność. Ale miałem okazję spotkać się z globalizmem w formie czystej i skondensowanej, co dało mi asumpt do pełnego uprage’u jak to teraz jest i jak globalizm opowiada swoją historię.
Trafiłem bowiem na wykład znanego pisarza, Yuvala Noaha Harariego. Tak, tego od „Sapiens” i „Homo Deus”. Pierwsza jego książka wydała mi się bardzo interesująca, ciekawa pod względem antropologicznym, jednak na poziomie publicystycznym. Barwna, pełna narracji, historii nieznanych i zaskakujących, łącząca nieoczekiwane kropki z ciekawymi tezami. Druga – o tym, że jesteśmy (chcemy być?) bogami już mnie zniechęciła, głównie z powodu naciąganej tezy tytułowej. A tu, w czasie wykładu, okazało się, że pan pisarz jest w stanie wytłumaczyć nie tylko ciekawe ludzkie zależności, ale zajmuje się projektowaniem nowego świata na podstawie tak przeprowadzonych analiz. Zaskoczyło mnie to, ale z chęcią posłuchałem 20 minut o tym co jest z tym światem i co ma z nim być, by było dobrze. Co więc powiedział pisarz Harari? Idzie to mniej więcej tak (moje wtręty i komentarze italikiem w nawiasach []):
Mamy (mieliśmy?) do czynienia z niespotykanie długim okresem prosperity. Demokracja w ogóle otworzyła nam te drzwi, bo rozpoczął się dobroczynny transfer budżetów na zdrowie publiczne, szkolnictwo i pomoc społeczną. No bo za takich królów to takich transferów nie było, zaś teraz stanowią ponad 50% budżetu państw. [Hmmm… no tak, królowie się tym nie za bardzo zajmowali, nie transferowali takich budżetów do sfery społecznej, ale „ceną” za to były niskie podatki, pieniądze zostawały wśród ludu, który bez konieczności przepuszczania swych pieniędzy przez fiskalizm, który lepiej wiedział na co to ma iść – załatwiał to jakoś na dole – bez pośredników].
Pozbyliśmy się trzech zagrożeń: wojny, biedy i chorób. Głównie dzięki temu, że rządził ustrój liberalny. Żyjesz w ustroju liberalnym jeśli masz do czynienia z trzema czynnikami zależnymi od twej wolnej woli: wybierasz rząd, profesję oraz partnera. [Bzdura kolejna – w związku z tym np. Rosja jest krajem liberalnym, zaś ja w III RP nigdy tego ustroju nie zaznałem, bo (poprzez ordynację) mam nikły wpływ na wybór rządu, profesję za mnie wybierała bieda, zaś co do partnerek (z wyjątkiem czasów ostatnich) to szkoda gadać]. Już w tym układzie czaił się kryzys, gdzie egoizmy państwowe były bombą zegarową, która tykała od dawna i wybuchła w kowidzie.
Bo kowid był (jest?) chwilą próby dla urządzenia świata, której świat nie zdał. Zdałby, gdyby nie doszło do gorszących egoizmów państwowych. Mieliśmy bowiem do czynienia z rozdwojeniem działań. Globalistycznym podejściem służby zdrowia, opartym na międzynarodowych instytucjach, oraz rozproszonych, nieskoordynowanych działaniach politycznych na poziomie państw. I tylko globalistyczne podejście dało radę i by się udało, gdyby nie nieglobalistyczna polityka. I z tego płynie nauka – co dalej. [Ja jednak widzę to odwrotnie. To właśnie globalizowanie podejścia przez sanitaryzm i poddanie się temu przez prawie wszystkie państwa doprowadziło nas do błędów o wymiarach globalnych. Bez tego każde państwo działałoby na własną rękę, co np. dziś umożliwiłoby (vide wyjątek Szwecji) porównanie rezultatów różnych strategii. No dobrze, przyjmijmy, że polityka powinna przyklęknąć przed sanitaryzmem. To gdzie byśmy dzisiaj byli? W Szanghaju?].
Aż przyszła wojna, która jest rezultatem braku wyciągnięcia wniosków z pandemii i nie grania do jednej, globalistycznej bramki. Putin właśnie po porażce kowida skonstatować miał strukturalną słabość nieskoordynowanego świata i wydał mu wojnę. A więc na Ukrainie odbywa się wojna starego świata ze światem nowym, który w dodatku jeszcze nie zrozumiał nieuchronności swej drogi ku globalizmowi. A więc jest to wojna o globalizm. W dodatku pojawiła się Ukraina.
No, bo Ukraina pokazała, na razie w sposób sobie mało może uświadomiony, że walczy o globalizm. Lgnie do międzynarodowych struktur, ba – wychodzi poza paradygmat „starych” podziałów politycznych świata preglobalistycznego. Bo to w tym wyniszczającym podziale na lewacki liberalizm i prawicowy konserwatyzm zawiera się źródło słabości Zachodu, które wykorzystał Putin. Zaś Ukraina wychodzi z tego paradygmatu, bo wojna pokazuje miałkość tego rodzaju podziałów. [Rzeczywiście Zełenski zawiesił działanie wybranych partii, co prawda prorosyjskich, ale „wybranych”. Ciekawy „nowy” paradygmat, co prawda jakoś uzasadniony stanem wojny, ale Harari mówił o jakimś uniwersalnym podejściu, również „powojennym”].
Tak, że na Ukrainie wykuwa się „nowe” i trzeba w tym pomagać. [stąd być może niepokojące sygnały z Ukrainy, że Zełenski zaangażował się w trakcie wojny w projekt aplikacji Kredytu Społecznego, łączącego minimalny dochód gwarantowany, tożsamość cyfrową i paszport szczepionkowy, zaś instytucje międzynarodowe ogłosiły Ukrainę „poligonem doświadczalnym zrównoważonego rozwoju. Czyżby więc Ukraina miałaby być odbudowana jako potiomkinowska wioska globalizmu?]
Na razie kaganek globalizmu poniesie Zachód na poligonie ukraińskim, potem dołączą – jak zrozumieją – i Chiny, i Rosja. W końcu trzy filary zagrożeń świata, a właściwie czterech jeźdźców Apokalipsy mogą nawiedzić każdego. Wojna, głód, bieda i choroby są przecież międzynarodowe. A więc oprzeć się im można tylko razem, nie osobno, we wspólnocie wartości. Jeszcze ich nie określiliśmy, ale to jest tak jak z Mundialem – patriotyzm kibiców nie przeszkadza im kibicować swojej drużynie i jednocześnie przestrzegać reguł gry.
Tyle Harari.
Teraz ja. Wydaje mi się, że to dobrze, bo globalizm mówi otwarcie czego chce. I źle, bo mówi, a Harari prawie że dostał oklaski na stojąco. A więc można mówić otwarcie i nikt nie piśnie, tylko poklaszcze. Mamy wykładnię ideologiczną na poziomie komunistycznym. Nie bez kozery mówi się, że rewolucja komunistyczna wcale się nie skończyła, tylko się przeobraziła. Z terroru przeszła na mniej widoczne duraczenie i zmianę myślenia w kontekście dekonstrukcji języka i kultury. I widać, że się udało, bo odbiorca nie protestuje, a nawet jakby chciał to jest ubezwłasnowolniony, bo nie ma pojęć, którymi mógłby wyrazić swój protest. Idziemy na zglajszachtowanie wszystkich w jednym obozie. W imię wolności. Bo w więzieniu wszyscy są równi i czują się bezpieczni. A o to przecież chodzi.
Trawestując Schwab’a: Nie tylko jak nie będziesz miał własności to będziesz wolny, ale jak będziesz więźniem to staniesz się bezpieczny.
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.
To w ogóle jest bardzo ciekawe jak jedna „zwykła” wojna na Ukrainie rozgrywa się na kilku poziomach. Ten widoczny dla wszystkich klasyczny, militarny (mądrzy ludzie mówią teraz „kinetyczny”) jest podłożem na którym leżą koejne warstwy: jeszcze w miarę klasyczna geopolityka z rozgrywką mniejszych i większych mocarstw, nad nią właśnie jakieś ciemne sprawki globalistów i wiernie służących im korporacji. Ciemne choć jak zauważył autor pokazywane w świetle jupiterów i przed kamerami. I to tym gorzej dla nas bo jak było widać przy okazji „anemii” ludziom się w telewizorze wytłumaczy że tak ma być, tak będzie dobrze i oni to zaakceptują. Przecież pan Harari opowiadał o tym na oficjalnych spotkaniach z Mateuszem więc na pewno nie ma żadnych złych intencji. Piep…eni naprawiacze świata.
Dostaniemy zaraz łatą neoluddystów ale praktycznie w każdym narzędziu tkwi potencjał destrukcji, rzecz w tym, żeby po prostu wybiórczo czegoś nie robić co jest niszczące, choć jest możliwe. Harari bez duszy nie ma hamulców.
Taka łata dotyczyłaby krytyki tego akurat elementu agendy globalistycznej, który ma najmniejsze szanse na realizację. Harari jest dobrym przykładem 2 zjawisk –
– Opisywanego w książce „Trzeci Sort” naszego Gospodarza mechanizmu w którym demokracja liberalna – zdefiniowana jako „rządy większości z poszanowaniem praw mniejszości” depcze prawa jednostki („najmniejszej mniejszości”). Będąc reprezentantem 3 „opresjonowanych grup” – Żydem, homoseksualistą i weganiniem jest potrójnie immunizowany na krytykę jego horrendalnych – bedących do pewnego stopnia kalką „Der Geist des Militarismus” N. Goldmana z pocz. ubiegłego wieku. Stąd zapewne klaskanie.
– Rogaty Mikołaj (Klaus Schwab) zaprosił Harariego do współpracy. To oznacza, że ze średniowiecza (gdzie z chorobami walczyło się za pomoca „środków niefarmaceutycznych”) cofneliśmy się do epokii Triumwiratu (Schwab, Malleret, Harari). Ot, taka „nowa normalność”. Normalność rządzonego przez triumwirów Rzymu, którego obywatelom powszechnie wydawało się, że nadal żyją w funkcjonalnej republice. Historia, z której nie wyciągnięto wniosków, lubi się powtarzać – w tym przypadku zapewne powrotem niewolnictwa.
„Piep…naprawiacze świata” byliby jak te psy szczekające na karawane, bezskutecznie skomląc na podrzędnych uniwersytetach o granty gdyby państwa były w stanie realizować obrane przez siebie polityki społeczne w oparciu o dochody własne bez ryzyka natychmiastowej utraty władzy. Taki „przywilej” dotyczy tylko nielicznych graczy (USA jest na jak najlepszej drodze do jego bezpowrotnej utraty, nie żeby kiedykolwiek od prezydentury L. Johnsona z niego skorzystało) , Pozostali uzależnieni są od instytucji finansowych, które pomysłami takimi jak „zrównoważony rozwój” (pojęcie, które w poprzechnym odbiorze ma kontekst ekologiczny zostało po raz pierwszy sformułowane przez francuskiego ekonomistę, J. Attali) próbują – naturalnie „po trupach do celu” uciec od odpowiedzialności za własne, błędne decyzje. Polecam zdobyć nieco wiedzy nt systemu rezerw cząstkowych ze szczególnym uwzględnieniem jego krytyków, których nie brak po obu stronach spektrum politycznego.
I wszystko to za pożyczone pieniądze…
Harari: „Ludzie nie mają duszy”, polski odzew: „Harari, zresetuj się sam” https://poznan.naszemiasto.pl/impact22-protest-przed-mtp-w-poznaniu-forsuja-antyludzka-i/ar/c1-8812295
Są tacy, nazwijmy ich wykształciule, co już przebierają nogami żeby powstał rząd światowy, który na pewno poradzi sobie z problemami świata. Nie ma to innej rady jak wrócić do oddolnej organizacji lokalnych struktur społeczno-ekonomicznych w oparciu o niezależny ekwiwalent pieniądza. To jest trudne, bo wciąż spora część Polaków nie widzi dalej poza swój kawałek podłogi więzienia na kredyt.
Pozorne przetrzeźwienie karwelisa, mające na celu uwiarygodnienie się w oczach czytelników jako niezależny i bezstronny obserwator.
Temu uwiarygodnieniu się służyły covidowe publikacje, pozornie przedstawiające prawdę, popierające walczących z opresją covidową, jednak z widoczną bardzo fałszywą nutą: to uparte i prymitywne sugerowanie braku świadomości swej zbrodniczej działalności u pisiorstwa.
W rzeczywistości karwelis to wynajęty łapserdak dziennikarski za judaszowe pieniądze wspierający zbrodnicze działania pisowskiego rządu.
To co cieszy to wyraźne oznaki świadomości tego co się dzieje u wielu czytelników.