13.05. Epidemiologiczne prymuski-lizuski

1

13 maja, dzień 437

Wpis nr 426

Zakażeń/zgonów

2.845.762/71.021

Wpadł mi w ręce dokument z Unii Europejskiej, dotyczący decyzji związanych z paszportami szczepiennymi. Unia jest z niego dumna, szczególnie komisarka Jurova ds. Wartości i Transparentności (to ci stanowisko, ta Unia to mi imponuje!) uważa paszport za duży krok w kierunku przywrócenia wolności przemieszczania się. Jak pamiętamy wolność ta była jednym z filarów Unii, w pandemii ją uchylono, teraz ją się przywraca na zasadzie, opisywanej przeze mnie rok temu, „kozy rabina”. Czyli powrót do starego. Czyżby?

No, bo zobaczmy co tam jest. Digital Green Certificate to dziwne rozwiązanie. Wygląda na cyfrowe, ale możesz je mieć na papierze. Legitymować się tym mogą osoby trzech typów: zaszczepieni, posiadający negatywny test na kowida i ozdrowieńcy. Jak niejednokrotnie pisałem wiadomo już (nawet z procedur polskich szpitali), że szczepionki nie powstrzymują transmisji wirusa. I to nie przez krnąbrnych antyszczepionkowców, ale – również – zaszczepionych. A więc nie bardzo wiadomo czemu ci zaszczepieni mają mieć przywileje „powrotu do normalności”, zaś niezaszczepieni – nie. Po drugie – testy negatywne. Czy to oznacza, że ktoś kto ma negatywny test to może np. podróżować? No tak, tylko ile ten test będzie ważny? No i ozdrowieńcy – to dobra wiadomość, również dla mnie, ale rozumiem, że trzeba będzie sięgnąć do jakichś baz, żeby wykopać kto to przechorował, a kto nie. A co z tymi co przechorowali bezobjaowowo?

Opis unijnych rozwiązań wskazuje, że posiadacze takiego paszportu będą zwolnieni z uciążliwości kwarantannowych i dodatkowych testów. A więc w ramach niwelowania podejrzeń o dyskryminację i segregację sanitarną dozwala się, by do zaszczepionych z paszportem dołączyli (chwilowo?) negatywni i ozdrowieńcy. Ludzkie paniska. Ale ten podział dyskryminuje większość – zdrowych, niezaszczepionych. Z ozdrowieńcami też nie ma większego sensu, skoro większość głównego lekarskiego nurtu przekonuje, że ozdrowieńcy tracą przeciwciała (mimo, że zdaje się później niż zaszczepieni) po kilku miesiącach. Mogą więc zachorować powtórnie, mogą być też nosicielami. Tak zresztą jak zaszczepieni, o fałszywie przetestowanych negatywnie nie wspominając.

I będzie to trwało nie wiadomo ile. Bo paszporty będą do wtedy, do kiedy WHO nie ogłosi, że to koniec pandemii. HOHOHO… Przecież już wszyscy ogłosili, że czegoś takiego nie będzie, że za rogiem czają się egzotyczne wirusy i będziemy tak jak na karuzeli. Z tym, że będzimey mieli jeden bilet do tego wesołego miasteczka – zielony, ale niestety nie dla wszystkich.

Unii musimy wierzyć na słowo, że to nie dyskryminacja. Mają na to żelazny argument – jak Boga kocham. Bo w dokumencie brak dyskryminacji w tym rozwiązaniu dowodzi się argumentem, że to nie jest dyskryminacja. Jak może być – skoro to otwiera możliwość podróżowania? To tak jakby powiedzieć Murzynom, że nie ma dyskryminacji rasowej w autobusach, bo przecież biali mogą swobodnie podróżować.

Ale już pomińmy to. Wchodzi element lokalny, polski. Przypominają mi się częste przypadki, w których przy rozdziale pieniędzy z Unii nasze polskie przepisy jeszcze dodatkowo rozdymały gargantuiczne regulacje z Brukseli. To był nasz, polski wkład biurokracji, która przecież nie da się prześcignąć jakimś tam zagraniczniakom. Bo żądania naszych oficjeli od zdrowia publicznego sprowadzają się do tego, by paszporty dostawali tylko zaszczepieni, zaś np. ozdrowieńcy – nie. I tu okazuje się, że Unia jest bardziej ludzka, niż nasi. Ale to też oznacza, że wciskany nam prymat prawa unijnego okaże się – może pierwszy raz – korzystniejszy dla Polski. A to tylko dzięki naszym regulatorom piastowskim, którzy podbijają stawkę.

Przynajmniej skończy się proceder, który de facto kompromitował w całości ideę masowych szczepień. To, że zaszczepiona służba zdrowia, urzędnicy, czy nauczyciele nie wyszli z teleusług zaprzecza sensowności całego programu, ale wprowadzony w szpitalach obowiązek testowania na kowid zaszczepionych już pacjentów z wyraźnym zaznaczeniem na piśmie w komunikatach, że „szczepionka nie powstrzymuje transmisji wirusa” był już sporym przegięciem. A teraz – dzięki Unii kochanej – ten proceder zniknie.

Widać, że nasze władze nie chcą w ogóle poluzować tego ucisku, nawet jak z Brukseli idzie sygnał, że można. Mamy więc w ciałach decyzyjnych same jastrzębie, które będą eskalować. Mam intuicję, że grono to coraz bardziej alienuje się od społecznych odczuć, ba – epidemiologicznych realiów. Spodobało się rządzenie postrachanym społeczeństwem. Maski włóż, przyłbice włóż, potem można  ściągnąć, potem наоборот. Potem maski good, przyłbice be, teraz maski można ściągnąć, ale wróciły rękawiczki. Polak potrafi i nie będzie Unia nam pluła w (zamaskowaną) twarz.

A może to właśnie o to chodzi? My się srożymy, a tu dobra Unia nam załatwi, że można? Pomijam epidemiologiczną bzdurę paszportową, która tak naprawdę może być spowodowana już tylko chęcią wprowadzenia powszechnej kontroli światowej społeczności. Ale tu nie wiadomo czemu chcemy się pokazać jako prymuski-lizuski.       

Co to za pandemia, której ofiarą najczęściej padają ludzie zdrowi, którzy mieli szczęście nie zachorować? Wirus by tego nie wymyślił…

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”

About Author

1 thought on “13.05. Epidemiologiczne prymuski-lizuski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *