16.08. Szczepionki okiem fachowców. Tych wyklętych.
16 sierpnia, dzień 532.
Wpis nr 521
zakażeń/zgonów
2.885.461/75.299
Jest taka seria książek o pandemii. Nazywa się „Fałszywa Pandemia”. Ja ją zauważyłem od pierwszego wydania, w którym, z udziałem mego przyjaciela Pawła Klimczewskiego, rozkminiono na czynniki pierwsze fałszywość tezy o pandemiczności wirusa. Potem była część druga, czyli o testach PCR, które de facto „zrobiły” pandemię, trzecia część o najbardziej widomym znaku zarazy, czyli maseczkach. We wszystkich wydaniach pisali o sprawie fachowcy, naukowcy z profesorskimi tytułami, praktycy i teoretycy. Pełno dowodów, wykresów, tabel, zestawień i argumentacji. W sumie lektura… nudna, ale tak to jest jak człowiek trafia na rzeczowość w otoczeniu emocji dyskursu o wirusie. Najlepszą rekomendacją dla tej serii jest to, że nikt z zawartymi w niej tezami nie polemizował. A wystarczyło posadzić kilku ekspertów i roznieść te tezy w pył. A tu nic.
Mam przed sobą czwartą część tej serii, czyli wydanie o ostatnim hicie – szczepionkach. Hicie, bo nie wiem czy zauważyliście – o szczepionkach pełno, o wirusie właściwie niewiele, bo – przynajmniej u nas – gdzieś się schował. Przed wydawcą stało trudne zadanie, bo dowiadujemy się o szczepionkach coraz więcej i szybciej, a więc groziło, że książka się szybko zdezaktualizuje. Jednak wydawca uratował się przed tym niebezpieczeństwem. I to na kilka sposobów. Po pierwsze – znowu atomowy skład autorów. Same sławy epidemiologiczne, fachowcy od szczepień, genetyki, biologii komórkowej. Po drugie – wszyscy są… zwolennikami szczepień, a więc trudno ich włożyć do deprecjonującego wora antyszczepów. I z takich pozycji przypatrują się obecnym produktom, które nie są klasycznymi szczepionkami, ale genetycznymi preparatami medycznymi i z tego punktu widzenie oceniają skuteczność kampanii szczepień, jak i jej zagrożenia.
Widać, że książka jest pisana jeszcze w czasach „niewinnych”, to znaczy – szczepił się kto chciał, szło dobrze i nie było dzisiejszego nacisku na „dobrowolną przymusowość”. Stąd dywagacje w książce o dobrej woli i niech każdy robi co chce, choć medycyna nie może być pewna ani pozytywnych, ani negatywnych rezultatów. Zaczyna się od rzeczy podstawowych, czyli kalkulacji stosunku korzyści do zagrożeń. Już wtedy ten bilans wyglądał niekorzystnie dla zwolenników szczepień. W dodatku jeśli jeszcze przepatrzy się ten parametr pod kątem grup ryzyka i wyeliminuje się ze szczepień grupy praktycznie niezagrożone infekcją, a już prawie w ogóle ciężkim przebiegiem choroby czy zgonem, to masowość szczepień nie wytrzymuje testu z racjonalności. Na przykład koronawirusowa śmiertelność w grupie poniżej 65-tego roku życia wynosi 0,005-0,006% (jedna osoba na 20.000 zakażonych). To samo, a nawet bardziej, dotyczy dzieci. Już wtedy, kiedy pisano książkę, szczepienie małoletnich wydawało się absurdem, choć autorzy nie mogli podejrzewać przyszłej światowej ofensywy szczepiennej wobec dzieci.
Wskazywano na niebezpiecznie skrócony czas przeznaczony na badania kliniczne i warunkowe dopuszczenie do masowych szczepień przed ich ukończeniem. Ale to, złamany w tym wypadku, elementarz procedur dopuszczania masowych szczepień. Wspomina się ostrzeżenia samego WHO przed objawami niepożądanymi, profesor Zieliński wymienia, wtedy znane, dziś lawinowo przyrastające NOP-y: miopatia (uszkodzenie mięśni), kwasica mleczanowa, zapalenie trzustki, lipodystrofia, stłuszczenie wątroby i uszkodzenie nerwów.
Naukowcy wskazują też na ważny efekt skali. Przy tak masowym szczepieniu wszelkie ułamki NOP-ów rosną w tysiące. Wystarczy sobie tylko wyliczyć, że ewentualne 0,1% niepożądanych odczynów wśród np. Niemców to będzie już 80.000 ludzi. Lekarze też zwrócili uwagę na podstawowy problem – w czasie epidemii się nie szczepi. A my szczepimy. Organizm po wstrzyknięciu nawet „normalnej” szczepionki przeżywa osłabienie, bo identyfikuje preparat jako patogen i przełącza się na reakcję immunologiczną. I jak w tym krytycznym momencie trafi go „prawdziwy” wirus to reaguje słabiej. A my co? Przed szczepieniem pogadamy sobie z lekarzem czy wszystko ok i jazda. Jak to jest, że żeby wejść do samolotu musisz przejść test na kowida, a przed zaszczepieniem, kiedy to jest sprawa kluczowa czy jesteś zakażony czy nie, nikt nikogo nie testuje tylko się pogada z medykiem lub pielęgniarką o tym czy nas nie drapie w gardle?
Najbardziej inspirujący w książce jest moment o przeczuwanym wtedy, a zdaje się, że obecnie niepokojącym zjawisku, jakim jest tzw. viral immune escape. Zjawisko to polega na tym, że w przypadku szczepionkowej interwencji człowieka w przebieg pandemii może to spowodować wygenerowanie nieprzewidywalnej odmiany wirusa, jak pisze doktor Gert Vanden Bossche: „zagrażającego wszystkim potwora”. ”Mechanizm, który doprowadza do powstania bardziej zjadliwego wariantu wirusa bazuje na zjawisku selekcji genotypów. Przeciwciała likwidują tzw. dziką formę wirusa, tj. najliczniejszą (to na niego zostały zaprojektowane szczepionki). Jednak oprócz licznego mutanta jest wiele rzadkich genotypów, które pod nieobecność tego dzikiego zajmą jego niszę. Te rzadkie genotypy intensywnie się replikują, ponieważ układ immunologiczny ich nie zauważa. Mówimy wówczas o ucieczce wirusa spod kontroli układu odpornościowego.”
Myślę, że przed nami jeszcze wiele niespodzianek co do działania tak innowacyjnego produktu genetycznego. Jednak intuicję naukowców coraz bardziej potwierdza weryfikująca je po czasie rzeczywistość, nawet jeszcze dodaje nieznane przecież wtedy skutki tego eksperymentu. Jednak to ostatnie, czyli osłabianie zaszczepionym układu immunologicznego i „otwieranie” ich organizmów na kolejne warianty ćwiczymy coraz szerzej, chociażby w zaszczepionym po kokardę Izraelu, który już się zaczyna gotować do lockdownu na nadejście IV Fali, tym razem dotykającej zaszczepionych.
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.
Z podziękowaniem za codzienny trud, re „Myślę, że przed nami jeszcze wiele niespodzianek co do działania tak innowacyjnego produktu genetycznego”, warto dodać czy nawet przypomnieć moje informacje które chyba trafiały do kosza, że niespodzianki pojawiają się nie tylko co do „szczypawek”, co do wpływu na ludzkie zdrowie noszenia namordników, ale i co do metod leczenia gryp ogólnych i „koronowirusowych” w szczególności…
Gdzieś w kwietniu bodajże ukazał się w Lancecie artykuł kilku międzynarodowych zespołów naukowych, którzy chcieli zaprzeczyć teorii i praktyce leczenia kowidła za pomocą taniej i powszechnie dostępnej chlorochiny (https://pl.wikipedia.org/wiki/Chlorochina), leku przeciwmalarycznego.
Z tego co pamiętam – bo linkowałem artykuł dawno i musiał bym poszukać linka – testy polegały na zakażaniu próbek ludzkich tkanek pochodzących z płuc i nerek, które były zaatakowane rakiem.
Te zrakowaciałe komórki czy tkanki, zarażano „kowidłem”, a potem „dodawano” chlorochinę.
Próbowano też wpierw dodać do zrakowaciałych komórek chlorochinę, a następnie aplikować „kowidło”.
Wniosek był taki: chlorochina nie powoduje likwidacji „kowidła”. Ale – tu się pojawia bardzo ciekawe „ale”, które naukowe zespoły podkreślały – zestaw „kowidło plus chlorochina” – niszczy komórki rakowe!
Możliwe, że jest przewrót w medycynie – w leczeniu raka jako takiego. I jest też jednym z dowodów na hipotezę, według której wirusy „są po to”, by we współdziałaniu układu „bakterie – nasz układ immunologiczny”, likwidować komórki nowotworowe.
PS
Czytałem ciekawą pracę naukową, sugerującą, że towarzyszące nam od zawsze, łagodne grypy „koronowirusowe”, stały się dominujące i „zjadliwe”, po tym jak duża część ziemskiej populacji zaczęła się corocznie szczepić przeciwko „zwykłym grypom”. Na ich miejsce weszły „grypy kowidłowe”. A jak je kolejnymi szczepionkami „ograniczymy”, to ich miejsce zajmie jakaś naprawdę groźna a dotychczas łagodna grypa…
Chlorochina, hydroksychlorochina, remdesivir były długo testowane, w wielu ośrodkach. Z nich zarejestrowano jako lek na korenawirusa ten ostatni, chociaż było przy tym sporo zamieszana, bo wielokrotnie zmieniano zdanie co do jego skuteczności lub szkodliwości. Podobnie było w przypadku pozostałych, ale nie wszędzie je dopuszczono. Na początku tej tzw. „pandemii”, we Francji dr Raoult pomógł wrócić do zdrowia dużej liczbie pacjentów, podając (we wczesnym stadium zakażenia) lek na malarię Plaquenilu (został niema wyklęty, a lek- przejściowo- uznano nawet za truciznę). Jeśli dobrze się przyjrzeć wszelkiemu bałaganowi wokół leków i sposobów leczenia na covid, można powziąć poważne i pewnie uzasadnione podejrzenia, że większości decydentów na świecie wygodnie jest nie dopuścić do normalności.
No. Ja uważam, że ludzie są w ogóle szalenie niebezpieczni dla innych. Chodzą po świecie i zarażają. A przecież nawet taki zaszczepiony przeciwko malarii czy gruźlicy czy grypie może mieć na rękach jakiegoś zabójczego wirusa i go przekazać bliźniemu. Temu niezaszczepionemu staruszkowi. A oni jeżdżą na wczasy, nawet o zgrozo za granicę. Świnie podłe – zabójcy.
Witam. O tym, że bol.chro@wp.pl po prostu – za przeproszeniem-bredzi, nie mając praktycznie żadnej wiedzy-lub nie chcąc jej poznać, nie warto się rozpisywać, ani wchodzić w polemikę. Skoro wybitni epidemiolodzy, wirusolodzy, zdobywcy nagród Nobla, naukowcy z dorobkiem światowych osiągnięć w dziedzinie szczepień są głosicielami sf – no i W. Sz. red Karwelis razem z nimi- a jakże, to gratuluję wnikliwej analizy tematu. Ale do rzeczy. Obserwując rzeczywistość – jak pewnie każdy, w miarę swoich zdolności poznawczych, nie mogę nie oddać wrażenia, że coraz bardziej oddalają się od siebie dwa światy. Światy między którymi nie ma żadnej wymiany myśli, argumentów, żadnej polemiki. Learze tworzą niezależne stowarzyszenia, włączają się w to radcy prawni i adwokaci,nieliczni dziennikarze, którzy nie sprzedali się jak ci z głównego nurtu. A ja chciałbym nieśmiało zapytać, gdzie są te tuzy prawnicze, gdzie jest Pan Zoll, pan Rzeplinski, pani sędzia Gersdorf, gdzie pani Łętowska, gdzie wszyscy byli sędziwie TK, SN, którzy z poziomu wysokich emerytur obserwują co się dzieje, w kwestii podstawowych wolnośći obywatelskich, wprowadzania faszobolszwizmu covidowego w nasze codzienne życie. Gdzie są ci ludzie? Dlaczego nie stoją na pierwszej linii? Dlaczego stawiając na szali swoje autorytety nie powiedzą STOP temu szaleństwu. STOP segregacji, STOP tworzeniu podziałów i nienawiści. Rząd niestety w amoku zrealizowania umowy z Pfizerem i resztą słucha jakichś „autorytetów” – ba, wykształconych ludzi, którzy wymyślają rzeczy nie poparte absolutnie żadnymi medycznymi dowodami i powszechnie utrwaloną wiedzą. Te pomysły, maseczki – wielokrotnie w dziesiątkach prac naukowych udowodniono ich bezskuteczność. Sam Fauci jednym z autorów. Niestety brniemy w jakiś niebyt, jakąś intelektualną antymaterię, która w zetknięciu z materia, prawdą, która w końcu zawsze zwycięża, musi spowodować eksplozję. Oby tylko nie totalną. Pozdrawiam wszystkich, zaszczepionych i nie zaszczepionych. Zdrowia życzę i odwagi w codziennym życiu.
Dokładnie! Obawiam się że są już zaszczepieni i nie mogą się zdobyć na parafrazę Woltera „Nie zgadzam się z Twoimi poglądami na temat szczepień na Covid-19, ale po kres moich dni będę bronił Twego prawa do decydowania o swoim zdrowiu.”