17.06. Debata – nudy na dudy

0

17 czerwca, dzień 106.

Wpis nr 95

zakażeń/zgonów/ozdrowień

30.701/1.286/14.921

65. dzień czekania na pieniądze od Trzaskowskiego

Z debatami wyborczymi, szczególnie na prezydenta, to jest jak z meczami polskiej reprezentacji w nogę. Człowiek za każdym razem się sparzy, ale potem i tak siada przed ekran z nadzieją, że tym razem… I tak samo z naszą dzisiejszą (wczorajszą?) debatą.

Będąc dziennikarzem, a potem wydawcą często trafiał mnie szlag, kiedy dochodziło do wywiadu. W polskim prawie prasowym indagowany ma prawo do autoryzacji tekstu. To znaczy może nagadać bzdur w trakcie wywiadu, bo później się to podczas autoryzacji wyprostuje. To powoduje, że w polskich mediach drukowanych sztuka wywiadu zanikła, bo otrzymuje się po autoryzacji nudnawe wypociny jakiegoś PR-owca i ciekawy materiał nagrany na taśmie idzie do kosza. Wyjątkiem są wywiady telewizyjne na żywo, bo jak już coś pójdzie w eter, to przepadło. W związku z tym pożądane jest „nagranie” indagowanego, tak by w telewizji z pamięci recytował wyuczone formułki, ale broń Boże nie odpowiadał na pytania dziennikarza.

I tak jest w debatach. Otrzymujemy wypucowane, obliczone na dokładnie jedną minutę odpowiedzi-formułki, wygłaszane przez kandydatów. Zwłaszcza, że nie trzeba się wysilać by pytania przewidzieć. W związku z tym – przy takim zglajszachtowaniu przekazu – liczą się kwestie niewerbalne. Uśmiechał się/nie uśmiechał się, zdenerwował się czy nie, głos mu zadrżał czy nie. I w końcu – odwalił jakiś spektakularny numer czy nie. Bo tylko to się zapamiętuje w końcu z takich debat.

Jutro (czyli jak to czytacie – dzisiaj) oba medialne plemiona odtrąbią zwycięstwo w debacie swojego kandydata, co się poprze szybkim badaniami „opinii publicznej”, i debatami ekspertów, pt. kto najlepiej wypadł. Dlatego to takie nudne, bo powtarzalne – medialne i badawcze zwycięstwo „naszego” kandydata nie ma przekonać twardego elektoratu, bo ten uzna zwycięstwo w debacie swego faworyta nawet gdyby ten nie powiedział w debacie słowa i co raz wymiotował przy mównicy. Ta szopka „zwycięstwa” w debacie jest dla wahających się, by wskazać – no widzisz jak naszemu poszło? Jak dasz swoje poparcie komuś innemu to zmarnujesz swój głos (to największy strach wahających się). Ja zaś jako dyżurny symetrysta (ostatnio mi zarzucono, że mam niesymetryczny przechył, ale ja się nie przejmuję – symetryzm tak zawsze kończy, bo jak pisałem – do nieoznakowanego czołgu strzelają wszyscy) – patrząc jednak na taką debatę okiem bądź co bądź fachowca, pokuszę się o rzeczową analizę, choć będzie ciężko, tak jak z drukowaniem uładzonych wywiadowczych banałów po przejściu przez wspomnianą autoryzację.

No i jest 22.20 i obejrzałem. Jakbym wywieszczył. Poszło jak mówiłem. Każdy miał nagrane swoje piosenki, które odtworzył bez względu na DJ-ja. Co prawda TVP bardzo się postarała, by pytania były kłopotliwe, głównie dla Trzaskowskiego, przed czym Trzaskowski bronił się, unikając konkretnych odpowiedzi. Tak naprawdę wszyscy – oprócz Dudy – skręcali w odpowiedziach w stronę, gdzie rządzący mają miękko, czyli na reperkusje koronawirusa, co było do przewidzenia. Najlepiej z taktycznych pytań TVP zawracał do meritum Bosak, który merytorycznie wypadł moim zdaniem najlepiej. Zdziwił mnie niski poziom agresji Trzaskowskiego, który przecież poszedł „bić się o Polskę”, a w debacie był niewiele bardziej wyrazisty w stosunku do reszty kandydatów. Widocznie tak mu doradził sztab. Ma (na razie) nie atakować, by jego teza o godzeniu Polaków miała uzasadnienie. Ale w drugiej turze nie będzie zmiłuj.

Jak przewidywałem wyszedł remis wszystkich ze wszystkimi, zaś jutro (czyli dziś) zobaczymy w mediach kto tak naprawdę wygrał, czyli każdy.

Co ciekawe wszyscy w swoich ostatnich autonomicznych wystąpieniach nawiązywali do udawania kandydata nie tyle ponad podziałami, co kompletnie wyalienowanego z obecnej wojny polsko-polskiej. Co potwierdza moją tezę, że politycy partyjni w trakcie wyborów udają… bezpartyjnych, bo wiedzą jak bardzo suwerena mierzi aktualny stan sceny politycznej. Jak przyjdzie co do czego to wszyscy chcą udawać „trzeci sort”, zaś jak się wybory rozstrzygną, za pomocą głosu tych, którzy się na to nabrali, wraca charakterystyczny dla III RP prymat priorytetów partyjnych nad dobrem wspólnym i „suwenir” budzi się następnego dnia rano po wyborach z „transformacyjnym kacem”.

Jazdę zobaczymy dopiero w drugiej turze, kiedy koncyliacyjne maski opadną i będzie gra na ostry podział.

PS. Z prorokowanych przeze mnie eventów z tej debaty pozostanie hit kandydata Żółtka o „menelowym+”. Muszę wrócić do zapisu wiedo i zobczyć jak to pokazała tłumaczka języka migowego, która – według internetów – jest cichym zwycięzcą tej debaty.

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.   

About Author

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *