18.02. Trzecia fala w Zakopanem, polewamy się szampanem
18 lutego, dzień 353.
Wpis nr 342
zakażeń/zgonów
1.614.446/41.582
Ja już kiedyś pisałem, że winni wszystkiemu pandemicznemu będą zwykłe człowieki. Nie system, nie bezradność ochrony zdrowia, nawet nie wirus. I proszę – ledwie otworzyli stoki – już wyległ nieodpowiedzialny lud na Krupówki. Jak przeczytałem: „na efekty lockdownu czeka się 2-3 tygodnie, na efekty otwarcia – 2-3 godziny”. A przecież w kwestii tego, że wyległ, to nie dlatego, że coś otworzyli, po prostu zjechali się na skoki, tak jak to lud mógł zrobić i przed 12 lutego. I gdzieśby się tam przespał, jak pisze Wyborcza, nawet w zaspie. I bez otwarcia z dnia 12 lutego i tak by się zjechali bo i przed i po 12 lutego nie można było skoków oglądać z trybun. No i już został znaleziony pretekst do wytłumaczenia trzeciej fali, która wisi nad nami jak ostry cień mgły.
Epidemiologicznie to bzdura jakaś. Dane zakażeń skoczyły prawie od razu po poluzowaniu, a to oznacza wytestowanie infekcji co najmniej sprzed 4-5 dni, a więc nie ma związku przyczynowo-skutkowego pomiędzy Krupówkami a wykresami. Poza tym – skala. Policzmy: Powiedzmy, na grubo, że się bawiło no z 2000 luda. Nauka mówi, że się mogło zakazić góra 10%, czyli mamy 200. Teraz znowu – z tych 200 około 10% zachorowało. I mamy 20 chorych, którzy w dwa następne dni (choć paru jeszcze pewnie leczy kaca w Zakopanem) pozakażało ponad 7000 ludzi w całym kraju. Dziennie. No absurd przecież.
A jako, że w kowidzie wszystko jest już polityczne to okazało się, że największa zakażalnia pod Giewontem to sprawa ideowa jest. Dla Gazety Wyborczej to akt największego sprzeciwu przed złowieszczym PiS-em, co z dziennikarskiego wzmożenia zaznaczają dziennikarze tej gazety. No tak – słyszeliśmy te obrazoburcze hasła o polewaniu się szampanem, oczywiście przeciwko Kaczyńskiemu. To już nie jest fobia, to zboczenia, jak u pacjenta, któremu wszystko kojarzyło się z ch…usteczką.
Zmartwiliśmy Niemców, odwiecznych amatorów westchnień „ach ci Polacy, znowu oni…”. Tym razem zdjęcia krwiożerczych Krupówek i tłoku na stoku obiegły niemiecką prasę. Oczywiście z dyżurnym politowaniem w opisach, że my tu Niemcy cierpimy w lockdownie i kwarantannie, a ci Słowianie z tym, genem „jakoś to będzie” to pozakażają całą Europę. Ma to uzasadniać trzymanie Niemców w domach, którzy z przerażeniem mogą oglądać epidemiologiczne harce nieodpowiedzialnych Polonusów. Teatrum się więc odbyło.
Ale to kolejny przykład ryzykownej strategii komunikacyjnej władz. Nie można otwierać w poniedziałek, bo wyniki i perspektywy są ok, a zaraz we wtorek puszczać przecieki, że zaraz zamkniemy, bo naród nieodpowiedzialny wyległ. No nie da się, jak już to pisałem wyżej, uzasadnić tego efektem krupówkowym w tak krótkim czasie. Ale mamy tu sprzeczność dwóch narracji na raz. Pierwsza to, że popatrzcie, popatrzcie – otwieramy. Wiadomo, jak naród będzie się zachowywał w porządku to będziemy otwierać. Ale naród – szczególnie restauratorzy pamięta, że zamknięto go na próbne 14 dni, by zobaczyć, czy zachowa się odpowiedzialnie. Naród się zachował, ale wyniki, a raczej decyzje były takie, że ten okres przeciągnął się do dni 114. O stówę więcej.
Ja wiem, że władza liczy, że jak się otworzy to… nikt nie wyjdzie. Bo na tym będzie polegała jego odpowiedzialność? Że wyjdzie na powietrze pojedynczo, tak jak się rozchodziło w czasie wojny po tajnych kompletach? Przecież to socjologiczny absurd. Naprawdę, co to za idea, żeby nikt nie wyszedł, jak się otworzy? A kto ma zapełnić hotele i stoki? Rozsądny strumień społeczny? Reglamentowane wyjście? No ludzie… Przecież jest jasne, że im dłużej trzymają tym bardziej lud chce wyjść. Ale właściwie nie wyjść tylko wybiec. Można sobie zobaczyć na starych wojennych filmach. Uwolnieni więźniowie, oprócz tych z obozów koncentracyjnych, ale tę analogię zostawię sobie na gorsze czasy, zawsze wybiegali na zewnątrz, nie patrząc na strzały czy pola minowe. To odruch, a więc coś silniejszego niż rozsądek czy rachuby władz.
A więc władza nie miała się co chwalić, że otwiera. Spełniła po prostu oczekiwania społeczne, bo chyba zniechęcenie (nie ogólne, ale do władzy) narasta, a PiS ma nastroje społeczne ciągle badane. No i druga strona medalu. Nie można pięć dni po małym wielkim otwarciu straszyć trzecią falą. Co to za fala z pięcioma dniami przerwy między drugą a trzecią? Kto w takie bzdury uwierzy? Chór wujów zafunkcjonował jak na, nomen omen, komendę. Profesor Horban wyskoczył pierwszy, ale tej Kasandry to chyba już mało kto słucha.
Potem poszło w czuły punkt: skoro Polacy coraz bardziej są za szczepieniami okazało się, że trzecia fala – uwaga, uwaga – może zakłócić płynność (?) szczepienia narodu. Bo co? Bo runą umierający trzeciofalowcy do kowidowych szpitali? No fakt – teraz większość z nich stoi pusta (napiszę jeszcze o tym) i służy za punkty szczepienne. Ale zapowiadam, że będzie o tym, że mamy kilkadziesiąt szpitali, z których wyproszono w wielu przypadkach ich dotychczasowych gości, bo nie chorowali na nasz hit sezonu, z pełnym wyposażeniem i jedyne co w nich robimy to wkłuwamy się w ramię, co można zrobić w każdej (z zamkniętych) przychodni.
Jedziemy dalej z gęgaczami. Mój ulubieniec od zmiany zdania (wide maseczki z marca) profesor Gut: przebywanie na świeżym powietrzu nie powstrzyma transmisji wirusa, to mit. I znowu jego – mamy bez wątpienia do czynienia w najbliższej przyszłości z polską wersją wirusa. Nie wiadomo czy to dobrze czy źle i czy to oznacza (patrząc na kraj pochodzenia, to chyba tak), że jest bardziej złośliwy i zjadliwy. Czy zachodnie szczepionki na niego zadziałają? Czy stuprocentowa przecież wyleczalność na wirusa w szpitalach runie teraz w dół na łeb, na szyję? Inni koledzy wyliczają kolejne mutacje, właściwie co kraj to obyczaj. Minister Niedzielski zaczął skromnie od najpopularniejszej (medialnie) wersji, czyli wirusa angielskiego. Czyli oczekiwany (?) wzrost zakażeń ma już swoją przyszłą przyczynę, na wypadek gdyby ktoś rozsądny wyszedł i pukaniem w głowę obalił wersję Krupówek jako polskiej odmiany targu nietoperzy w Wuhan, od którego, jak wiemy, wszystko się zaczęło.
Są też jakieś racjonalne próby wyjaśnienia „trzeciej fali”, co to jej jeszcze nikt nie widział, ale można ją zrobić. W interencie pełno foliarzy, którzy mówią i pokazują, że zwiększenie zakażeń odbywa się poprzez powiększenie skierowań na testy. I że jakoś teraz przed trzecią falą podobno pełno ludzi w punktach pobrań. Ale odrzucając nierozwiązywalne płaskoziemstwo pojawiają się w miarę racjonalne próby znalezienia korelacji pomiędzy otwieraniem a wzrostem zakażeń. Przeważa korelacja szkolna. No, od biedy można zobaczyć, że druga fala urosła w październiku jak dzieci poszły do szkoły, ale to miesiąc różnicy, a wirus się wylęga góra 10 dni i powinniśmy mieć skokowy wzrost w drugim tygodniu września. A poszło do góry w połowie października. Teraz te wzrosty z połowy lutego to miałby być efekt „drugiego otwarcia” szkół. Ale od tego czasu znowu minął miesiąc, a nie dwa tygodnie. Ba – zaraz po otwarciu szkół był spadek. I jak teraz, przez Krupówki mamy w trzy dni epidemię, a po szkołach w dwa pierwsze tygodnie spadek?
Ale zaraz szkoły się zamkną i to nie przez dzieciaki, te bezobjawowe bomby z opóźnionym zapłonem, co to niewinne, bez własnej wiedzy i rodziców zgody, przeniosą bez szkód własnych wirusa ze szkoły do dziadków. Wiele szkół się zamknęło po grupowych zaszczepieniach grona nauczycielskiego. Nie wiem dlaczego, ale edukatorzy dostali w większości tę „gorszą” wersję szczepionki AstraZeneki, kóra zdaje się nie gmera w genach jak te inne innowacyjne, tylko wprowadza zdezaktywowanego wirusa, tak by organizm zareagował przeciwciałami. I wielu nauczycieli zapadło na objawy grypowe i dzieci odbijają się szkoła po szkole od zamkniętych drzwi.
Tak czy siak, jak pisałem, zamknięcie szkół to pełzająca forma lockdownu, bo rodzice muszą zorganizować opiekę nad dziećmi. Kosztem swojej pracy albo grupy najsłabszej kowidowo – dziadków. I wtedy już wszystko jedno czy Milusińscy przyniosą pod skrzydła babci-dziadka kowida z podwórka czy ze szkoły.
Najgorsze jest to bujanie tak-nie. Mieli rację otwarci (na razie do 28 lutego) hotelarze. Rząd zobaczy na wykresy, się zastanowi, ale hotelarze nie wiedzą co mają zrobić? Ile zamówić posiłków, jak obsadzić kuchnie, sprzątanie? Rząd obiecał, że będzie ogłaszał zmiany z dwutygodniowym wyprzedzeniem. Łaskawcy. No jak na przykład zatowarować sklep odzieżowy w centrum handlowym? Żeby się po 14 dniach dowiedzieć, że zamykamy budę? Już się kolekcje zimowe przeleżały w magazynach i zaśmierdły. Za drugiego lockdownu. Teraz ma (miał?) wejść sezon wiosna. I co, z perspektywą 14 dniowej niewiadomej? A co z kolekcją letnią? Zamawiać? Szyć? Importować? Jak żyć panowie politycy?
Zaczyna się giełda kogo zamkną na początek. Korwin obstawia, że stoki, Bogu ducha winne, ale jak się zaczęło od Krupówek to kara musi być. Po drugie nie możemy odstawać od zamkniętych sąsiadów, bez względu na wyniki epidemiologiczne. Wszak żyjemy w globalnym świecie, bez granic. I jeszcze swą swawolą pozakażamy niewinne narody i trzeba będzie domykać granice. Pamiętajmy, że nie tylko nasza władza szuka wytłumaczenia dla niekorzystnych krzywych, inne państwa też. U nas winnym jest płaskoziemca (przewidziany przez mnie już w kwietniu 2020), „tańczący z Krupówkami”, bo to jest figura wewnętrzna, dla nas. Nasi, szczególnie zachodni, sąsiedzi mają lepsze apetyty, na całość narodu, na „głowę zdrajcy” nieodpowiedzialnego Polaka. Trafia to i tak w gotowe już stereotypy, nie ma co dłużej tłumaczyć – znowu ci Polacy.
Ale takie bujanie może wygenerować społeczny wściek. Spontaniczny, nie żaden tam strajk czy Tanajny. Po prostu nie można z dnia na dzień, bez rozsądnej przyczyny wzbudzać i gasić nadziej narodu, który chce wreszcie wyjść na powietrze i do roboty. Przypomina mi się opowieść, którą często przytaczał mi mój ojciec. Było to o Napoleonie, który podniósł podatki chłopom. Chłopi pozłorzeczyli, pozłorzeczyli i się rozeszli, Drugi raz jak podnosił – to samo, tle, że wściek był większy. Za trzecim razem jak Napoleon podniósł chłopom podatki to się przestraszył. Bo chłopi nic nie powiedzieli tylko zaczęli się śmiać…
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.
Trzy uwagi:
1. To że otworzenie szkół powoduje skok zarażeń po miesiącu, nie po dwóch tygodniach, łatwo wyjaśnić. Najpierw dzieciaki zarażają siebie nawzajem, chorują bezobjawowo (swoją drogą, jak ten „bezobjawowy” wirus wpływa po latach na stan płuc, mózgu, nie wiem czego, może płodności – już mamy spadek urodzeń – wbrew oczekiwaniom – na skutek lockdownu, czy brak tych, często spontanicznych „decyzji” o powiększeniu rodziny można wytłumaczyć tylko strachem przed szpitalem?), dopiero po następnych ~dwóch tygodniach te bezobjawowe dzieciaki zarażają swych rodziców, dziadków, etc. Tak że obecny skok epidemii można jak najbardziej wyjaśnić otworzeniem szkół sprzed mniej więcej miesiąca (oraz bardziej zaraźliwymi wirusami „obcych” narodowości ;-)). Tak na marginesie nie sądzę aby to było tylko kilka odmian, raczej tysiące często mało lub nic nie znaczących mikromutacji, „podgatunków” wirusa. Może zauważamy tylko istotne z punktu widzenia zaraźliwości czy widocznych objawów zmiany, ale nie jestem wirusologiem.
2. Krupówki to dobry medialnie symbol, „chłopiec do bicia” za winy (także) innych, ale przy konkretnych, poważnych obliczeniach należałoby brać pod uwagę również Krynicę, Szklarską Porębę i mnóstwo innych miejscowości. Być może także Sopot a nawet hotele warszawskie czy poznańskie (sam Pan napisał, że wybiegamy na oślep, gdzie kto ma najbliżej, a i różnych spraw się ludziom nagromadziło, nie zawsze do załatwienia zdalnie, zwłaszcza jak jest pretekst do wycieczki). Tak że do telewizji Krupówki, ale do Excela – obłożenie wszystkich hoteli.
3. Nie wiem na jaką odpowiedzialność liczy rząd, ale można przypuszczać że na to, iż do ludzi dotrze, że mamy wojnę, nie kolejną okazję by „bojkotować państwo”, bo ONI rządzą i na złość mamusi zamrozić gospodarkę (każdy rząd, czy opozycja, ma tendencję do sądzenia że wszyscy myślą jak oni, już Gomułka uważał że podpisanie paktu z RFN o uznaniu granic na Odrze to usunięcie największego, egzystencjalnego zagrożenia Polski, więc ludzie go będą na rękach nosić, nie patrzeć na takie relatywnie drobiazgi jak podwyżki cen – a w sumie naraził się Ruskim, bo ich armia u nas przestała być jedynym gwarantem bezpieczeństwa Polski, więc go usunęli prowokując krwawe zamieszki).
Ale wracając do naszych wirusów – jak mamy wojnę, to kiedy AKowiec wypuszcza z piwnicy, rozsądni ludzie przemykają pojedynczo od bramy do bramy (jak już koniecznie muszą po wodę czy konserwy) a nie wybiegają radośnie hurtem na dwór, jak po otwarciu bram obozu. Na takie rozumienie „otwarcia drzwi” moim zdaniem liczy rząd, jako oczywiste i zdroworozsądkowe.
A Gazeta Ludowa, tfu, armia Wyborcza, podżega ludzi do tańczenia na ulicach, im będzie gorzej, tym lepiej dla nich i tak zwalą na końcu winę za wszystko na „zbrodnie AK”. Znaczy PiS.