18.04. Samokrytyka. Kolektyw. Mainstream.
18 kwietnia, dzień 1142.
Wpis nr 1131
zakażeń/zgonów
993/12
Zapraszam do wsparcia mego bloga
Wersja audio
Ja sobie temat odpuściłem, ale wrócił do mnie rykoszetem. Chodzi o sensację, która obiegła media – Jacek Kurski, tak ten od telewizji, a teraz w bankowości, opublikował tekst w dzienniku „Rzeczpospolita”, co odbiło się wielkim echem. Nie wśród odbiorców, ale w łonie mediów, w samym centrum wolności słowa. Apogeum mieliśmy w cotygodniowym konwektyklu wolniaków, czyli „Loży prasowej” TVN24, gdzie kwiat koncesjonowanego dziennikarstwa spotyka się, by omówić sprawy z tygodnia.
Zaproszono na spotkanie redaktora naczelnego Bogusława Chrabotę i odbyło się widowisko, które trzeba pokazywać każdemu chętnemu do zawodu dziennikarza, żeby potem nie było, że nie wiedział, gdzie idzie. Opis całości jest w linkach, z fragmentami wypowiedzi dziennikarza i obwinionego występku publikacji, zacytuję tylko fragmencik:
B. Chrabota: „Skoro tu jestem, to znaczy, że nie jestem człowiekiem przeklętym w polskich mediach już. Dziękuję, że się Państwo wyłamali z chwilowego, chwilowego hejtu. Spójrzmy na to z dziennikarskiej perspektywy: niezależna gazeta publikuje kontrowersyjnego faceta, jednokrotny tekst, w nowej roli. Chcieliśmy po prostu pokazać, dać ludziom do przeczytania, co ten człowiek dzisiaj myśli. Jest to człowiek, który polaryzuje opinię publiczną…
Redaktor Dobrosz-Oracz (przerywa): Ja nie będę się tutaj cenzurowała – to jest skandal. Naprawdę. I trochę żałuję, słuchając Ciebie, że Ty się nie chcesz dalej uderzyć w pierś. Bo to jest to takie tłumaczenie, że my oddajemy łamy komuś, kogo uwiarygadniamy…
B. Chrabota: Ja się już uderzyłem w pierś, przeprosiłem tych, którzy się poczuli urażeni…
Redaktor D-O: Zachowałeś się jak polityk…”
Paręnaście sekund a tyleż treści, proszę państwa. Zacznijmy od rozbioru logicznego tego, co tu padło. A padło dziennikarstwo, a właściwie resztki tego, co zostało po wojnie polsko-polskiej, dosładzanej wojenną propagandą kowidową. Czyli od początku. Nie, pani redaktorze, skoro już dostąpiłeś zaszczytu pobywania w loży, to nie łudź się, że ci odpuszczono – jesteś tu po to, by odbyć nad tobą niedokończony widocznie sąd publiczny, by reszta zrozumiała, że trzeba maszerować wytyczoną ścieżką, bo inaczej wolne media będą strzelać. Ubieranie się w togę niezależnego dziennikarstwa, w przypadku Rzepy, która udaje, że siedzi na płocie wojny polsko-polskiej, zaś bierze kasę od każdej ze stron, tylko nie wystawia kwitów, to szczyty hipokryzji. Nie z nami takie numery Boguś. Przykład – kowid, na pełnej petardzie. Na początku pandemii ochotny właściciel dziennika pisze wstępniaka, że ten kowid to ściema, zaś milknie, kiedy przychodzą czeki. Pałeczkę przejmuje sanitarystyczna redakcja i jest jazda po kowidowej bandzie. Jak wszędzie. Nie ma zapraszania „kontrowersyjnych” lekarzy, którzy – tak jak dzisiaj Kurski – „polaryzowaliby publiczność”, ciekawą podobno innych punktów widzenia.
No, riposta pani redaktor mówi wszystko. To skandal. No jasne – jak to tak, dawać łamy komuś takiemu jak Kurski? Ma on zamilknąć na wieki, albo iść do swego ścieku TVP. Inaczej się nie godzi. Walłeś się Boguś w pierś, ale to za mało. Musisz się walnąć bardziej i trochę przyklęknąć. I jesteś jak polityk, w domyśle, nie jak dziennikarz. Jakbyś był dziennikarzem, to byś znał swoją powinność, że pewni ludzie głosu nie mają. Nie pasujesz tu, nawet jak już się zwalisz pod własnymi ciosami, coś w tobie pękło, szkodzisz monolitowi. Na to redaktor z rozbrajającą skargą: przecież już się uderzyłem w pierś, przeprosiłem tych, których uraziłem.
To piękna coda zamykająca, niech wybrzmi. Redaktor przeprosił tych, których uraził. Wychodzi – że głównie innych redaktorów, którzy sami przecież sprokurowali fake, że Kurski będzie w Rzepie stałym felietonistą, żeby podbić cenę skandalu. Boguś, albo-albo. Albo jesteś niezależną trybuną kontrowersyjnych i ważnych dyskusji, albo przepraszasz, za to że nią jesteś. Rzepum non datur.
Co z tego wychodzi? Ano, jak ktoś nie widział zebrań partyjnych, szczególnie w ostrych czasach, co to telewizji jeszcze nie było, to nie wie, co to znaczy publiczna samokrytyka wobec kolektywu. To teraz może sobie pooglądać. Mamy winnego, co to nie zrozumiał mądrości etapu. Bierzemy go na widły przygotowawcze i grillujemy w mediach. Ten się łamie, głównie środowiskowo, bo czytelnicy to z chęcią poczytali, co tam Kurski ma do powiedzenia w nowej roli. (Właściwie niewiele, ale warto chociażby TO odnotować). Stąd oficjalne bicie się w pierś, nie przecież za poglądy Kurskiego, ale za fakt ich opublikowania. A tu nie ma tak, że jakieś obce nadają w „naszej” bańce. A może wyście Chrabota nie nasz? A więc idziesz na zebranie medialnego kolektywu i będziecie musieli otwarcie złożyć samokrytykę, bo inaczej wypadniecie z partii mediów mainstremowych. A gdzie wypadniecie? W ciemności zewnętrzne, bo pisowcy was nie wezmą, a my to wiadomo. A więc na kolana psie (dylemat mam taki z ostatniego obejrzenia „Krzyżaków”, gdzie pełno tego – przecież pies nie ma kolan) i słuchaj jakeś zgrzeszył, bo ci mózg chyba odjęło.
Uwiarygadniasz, gościu zdemolował tkankę społeczną, a ty mu łamy? On się u ciebie podlizuje, by wrócić po następnych wyborach (znaczy jednak przegranych przez siły jasności pomrocznej…) i znowu nam tu robić cyrk. Zemsta na wroga, a nie żeby jakieś tam dyskursy. Ma być szczelnie i bezczelnie, i nie wiadomo, czy ci kiedyś wybaczymy. To stara śpiewka, z braku zrozumienia meandrów etapu. Tak jak kiedyś z Radiem Nowy Świat. Też się wtedy przejął jeden z drugim jakimiś tam ideałami, a tu się okazało, że to nie tak i trzeba iść w nogę. A więc codziennie zaglądać w oczy wyznaczających rytm i kierunek, a nie jakiś tam woluntaryzm.
Normalnie odbiło mi się komuną. To już koniec definitywny dziennikarstwa. Za moich czasów wywaliłbym całą zgraję na zbity pysk. Za co? Za zamianę wolności wyboru czytelnikowi, na filtrowanie świata pod jedną tezę. Czyli za czystą politykę, w ustach dziennikarki, która jest jej kwintesencją, zaś cała postać wygląda jak uosobienie dzisiejszego dziennikarstwa. Z szacunku dla dam powiem tylko, że nieciekawie.
Napisał Jerzy Karwelis
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.
A kogo to w ogóle jeszcze?
Państwo z kartonu, politycy czy z po czy pis – z mumijnego gwna, to z czego maja byc dziennikarze? Ze stali?🤣
Nas , Polski i Polaków, już NIE MA!
Po wczorajszym klepnięciu rozporządzeń ws fitfor, z ich dorżnieciem i wywłaszczeniem ludzi i firm w Polsce, na co pozwolił lata temu bankster Morawiecki, juz po ptokach.
Napoleon w swoim czasie zdjął chłopom kajdany wraz z butami.
POPiS liżąc du.ę ZSRE pozbawił Polaków butów, za to z powrotem nałożył nam i Polsce kajdany.
Wieczna hańba im!
Wolne i niezależne media są oczami demokracji.
Jesteśmy ślepi.
Tak upadają cywilizacje. Usychają powoli, odcinając się od swoich podstaw, od korzeni.
PS: Jakby ktoś chciał dokładniejszej diagnozy, to kapitalizm liberalny (kiedy panuje „wolnoamerykanka” – nazwa nieprzypadkowa – i wielkie koncerny mogą bezkarnie wykupić wszystko, nas, całą cywilizację), nieuchronnie przekształca się w feudalizm. Prawdziwy kapitalizm to był przed wojną (u nas, bo w USA raczej w XIX wieku).
Kiedy niezależne media (łącznie z lokalnymi gazetkami) zostały wykupione przez międzynarodowe (albo nawet „jednonarodowe”, ale zagraniczne, tym gorzej dla tubylców) koncerny, wielki kapitał, to było już pozamiatane. Umysły tubylców są formatowane przez reprezentantów interesów wielkiego kapitału i obcych potęg narodowych jednocześnie (świat lubi paradoksy).
Gratulacje dla Autora, że zdołał wychwycić ten moment, kiedy media przez moment odsłoniły swą naturę w pełnej krasie, rzadko to się zdarza (i chyba tylko na światowej prowincji, gdzie medialne diabły bywają gnuśne i leniwe, dają się momentami złapać za ogon i wyciągnąć z mgły, żeby wszyscy ujrzeli ich prawdziwą naturę 😉). W Centrali nie do pomyślenia, a w Polsce wychodzi jak zawsze, żaden totalitaryzm nie zdoła się na dobre zakorzenić.
Prawdziwy kapitalizm (jak wszystkie prawdziwe rzeczy) jest bezprzymiotnikowy, „kapitalizm liberalny” brzmi jak „demokracja socjalistyczna” (albo krzesło elektryczne, jak mawiali złośliwi). Liberalizm ma się tak do kapitalizmu, jak komunizm do socjalizmu (i oba, jak już powiedziałem, nieuchronnie przekształcają się w feudalizm, a docelowo wręcz w niewolnictwo). Każdy ustrój musi mieć „hamulce”.
Zresztą kapitalizm też nie załatwia wszystkiego. Rozpaczliwe (z biegiem czasu coraz rozpaczliwsze) poszukiwania ustroju idealnego trwają od czasu, kiedy rozmaite rewolucje (społeczne, przemysłowe) zanegowały tradycyjny, odwieczny porządek świata (mała podpowiedź: problem nie leży w budowli, tylko w budulcu, nieważne co budujemy, tylko kim, poprawianie świata ludzie powinni zacząć od siebie samych – a tym zajmowało się chrześcijaństwo, które tak naprawdę nie negowało żadnego porządku jako takiego, o co zresztą wszyscy „reformatorzy” mieli zawsze pretensje – inaczej nic z tego nie wyjdzie, owszem, to trudna droga, bardzo trudna, ale innej na skróty nie ma, każda kończy się wyzyskiem i niewolnictwem jak widać powyżej, a potem zbrodniami).
Za początek poważnych analiz „ustrojowych” uznałbym encyklikę „Rerum novarum” (O rzeczach nowych) Leona XIII (bo „Kapitału” Marksa do lektur konstruktywnych raczej nie zaliczymy), gdzie papież (wówczas wielki autorytet) rozważał problem wyboru między „bezbożnym komunizmem” i pełnym wyzysku kapitalizmem. Skrajności nie są dobre… Zresztą wydaną dokładnie w sto lat później, po spektakularnym upadku komunizmu, encyklikę „Centesimus annus” (W stulecie [wydania Rerum novarum]) Jana Pawła II oskarżano o to, że nie dość mocno potępia socjalizm i nie chwali bezkrytycznie zwycięskiego kapitalizmu. Dziś coraz bardziej wyraźnie widać, że jednak był Prorokiem… stąd chęć zniszczenia Go za wszelką cenę, przez siły którym Jego przesłanie i pamięć o Nim stoi na przeszkodzie w „reformowaniu” świata.
Miało być krótko, a wyszło jak zwykle 🤣 No trudno, zalecana lektura na koniec (bez linków, bo automatyczna moderacja wycięła):
Wikipedia: Centesimus_annus
Do Rzeczy: jak-wylaczyc-wielki-reset
„Z Markiem Morano, amerykańskim publicystą, autorem książki „Wielki Reset: Globalne elity i wieczny lockdown” rozmawia Piotr Włoczyk.
Piotr Włoczyk: W swojej książce pokazuje pan niedaleką przyszłość, jeżeli konserwatyści przegrają. Jak będzie wyglądał świat Wielkiego Resetu?
Marc Morano: Jeżeli pozwolimy na to, by globaliści zrealizowali swoją wizję, to będziemy żyli jak za Mao Zedonga. Liderzy Światowego Forum Ekonomicznego (World Economic Forum – WEF) zupełnie otwarcie przekonują społeczeństwa na świecie, że jeżeli nie będziemy niczego posiadali, to będziemy szczęśliwi. To wcale nie oznacza jednak, że na świecie nie będzie ludzi posiadających rzeczy na własność. Po prostu ja i pan nie będziemy niczego posiadali. Wszystko, co będziemy użytkować, będzie własnością wielkich korporacji, które będą zrośnięte w państwa, bądź też to same państwa będą właścicielami. My będziemy tylko wynajmującymi.
Gdzie będziemy żyli?
Globaliści najchętniej widzieliby nas zamkniętych w czterech ścianach, z minimalnym kontaktem ze światem zewnętrznym. Wszystko ma być dostarczane pod drzwi dronami, więc ludzie nie będą czuli konieczności wychodzenia z domów. W jednym z materiałów WEF planiści nowego świata napisali, że jeżeli zamówimy jakiś sprzęt AGD, to zostanie on dostarczony dronem, poużywamy go np. godzinę, a następnie znów zamówimy drona i to urządzenie zostanie przekazane kolejnej osobie. Promotorzy takiego świata mają obsesję na punkcie efektywności. Wszystko musi być efektywnie wykorzystywane! I twierdzą przy tym, że są w stanie stworzyć doskonały system, który będzie tym wszystkim zarządzał. Zrozumiałe więc, że posiadanie na własność domu czy mieszkania, gdy nie spędza się w nim całego dnia, musi zostać uznane za tracenie zasobów. Dlatego do mieszkań i domów, które tylko będziemy wynajmować od korporacji czy państw, w czasie naszej nieobecności, gdy pójdziemy np. na kawę do ulubionej kawiarni, zostaną wpuszczeni ludzie, którzy będą potrzebowali w tym czasie kąta do przespania się czy umycia. (…)”
(reszta za paywallem, lub w najbliższym punkcie z prasą – „Do Rzeczy” nr 16/523 z 17–23 kwietnia 2023, strona 70).
Na koniec ciekawostka – w którym kierunku zmienia się świat (strzyżenia owiec):
SpidersWeb: Wymiana tylnej szyby w Corolli kombi kosztuje 22 tys. zł. Powód może zaskoczyć
„Producenci od lat idą w tym kierunku, żeby zintegrować ze sobą jak najwięcej podzespołów w samochodzie. Nikogo nie dziwią już łożyska zintegrowane z piastą, turbosprężarka nieodkręcalna od kolektora, nie wspominając już o nienaprawialnej elektronice zalanej specjalną żywicą uniemożliwiającą wylutowanie zepsutego elementu. Nie spodziewaliście się jednak, że można zrobić tylną klapę zintegrowaną z szybą.
(…)
Producent zawyża ceny napraw w sposób absurdalny, ponieważ ubezpieczyciel i tak zapłaci. Na tym najlepiej się zarabia. Ubezpieczyciel zapłaci zaś z tego, co zedrze z klientów, tłumacząc im, że stawki muszą wzrosnąć, bo przecież wzrosły ceny napraw. Auto stało 6 tygodni w ASO ku niezadowoleniu właściciela? No trudno, hajs się zgadza, więc tak bywa.
(…)
Nie mam też wątpliwości, że w biurach projektowych dużych producentów trwają dalsze prace nad integrowaniem elementów, tak aby w końcu osiągnąć ideał – każda stłuczka to konieczność kupna nowego auta. Bo tylko wtedy jest eko.”
Nie zgadzam się, że za te problemy odpowiedzialny jest liberalizm. System liberalny w tej chwili, nawet w USA, nie istnieje. Mamy ustrój feudalny, oparty o korporacjonizm, parający się przekupywaniem polityków i zmianami w systemie prawnym im sprzyjającym. Podam przykład pierwszy z brzegu. Podatki dochodowe. Małe firmy płaca go w kwocie, której wielkie firmy nigdy by nie zapłaciły. Ponieważ istnieje coś takiego jak optymalizacja, która małym nie jest dana(ze względu na koszty), a wielcy z niej korzystają. Przepisy sa tak zagmatwane, że tylko wielcy są w stanie na tym skorzystać. W państwie liberalnym podatki są proste i nieskomplikowane tak by płaciły je wielkie małe firmy. Np. nie ma podatków dochodowych, które można unikać, a mali musza je płacić w pełnej kwocie ze względu na zagmatwanie prawne. Dlatego obecna demokracja europejska czy amerykańska z liberalizmem ma tyle wspólnego co słynne krzesło z krzesłem elektrycznym. Dlatego mamy system feudalny, choć mamy XXI wiek. Państwa i społeczeństwa zaś są silne wobec słabych i słabe wobec silnych.
Czysty liberalizm jest ułudą, abstrakcją (podobnie zresztą jak „czysty” komunizm), a próby wprowadzenia go (ich) w życie kończą się feudalizmem. Jeżeli nie nałoży się kagańców wielkim koncernom, to prędzej czy później wykupią cały świat i zaczną dyktować kierunek jego rozwoju podporządkowany ich celom korporacyjnym, maksymalizacji zysku, zamiast odwrotnie (ogon kręci psem). A przedtem narzucą warunki gry eliminujące konkurencję (lokalną drobnicę do poziomu ogólnopaństwowego włącznie – jakieś lokalnych Pollen, Rometów, Ursusów itp. – wszystko padnie lub zostanie wykupione, widzieliśmy to na żywo). Pożrą wszystko. Wystarczy być dostatecznie wielkim i silnym, żeby móc wymuszać i dyktować warunki gry „pod siebie”, potem już z górki. Nie chodzi tylko o politykę fiskalną wygodną dla wielkich i zgubną dla małych, ale o wiele innych rzeczy. Np. reklamy, nowotwór na tkance współczesnej cywilizacji, dozwolona prawem manipulacja i pranie mózgu (w imię „wolności” oczywiście, w tym wypadku wolności żerowania na naszych umysłach). Kogo nie stać na globalne akcje reklamowe ten pada, znika z umysłów klientów.
Krótko mówiąc – opisałeś skutki tego, czego bronisz ;->. Państwa są „słabe wobec silnych”, bo pozwolono koncernom urosnąć na ponadpaństwową skalę.
Proponuję każdemu, kto urośnie do poziomu pozwalającego wykupić nie tylko jedną hutę, fabrykę samochodów, linię kolejową czy cokolwiek czym się zajmuje, ale całą gałąź przemysłu w państwie (lub kilku) natychmiast dać domiar, upaństwowić (i ewentualnie zaraz sprywatyzować, sprzedać po kawałku innym, aby cały proces zaczął się od nowa ku ogólnemu pożytkowi i bogactwu społeczeństw), a delikwenta otoczyć szacunkiem, wszelkimi możliwymi zaszczytami – dać mu miejsce w Sejmie, fotel senatorski, tytuł kandydata na Prezydenta, dodatkowo jacht i willę na Rivierze, telewizyjny prime-time w publicznej TV do prowadzenia kursów biznesu jako Autorytet, tytuł państwowego konsultanta i darmowe bilety do muzeów na dodatek 🤣. Oraz zakaz zajmowania się prywatnym biznesem jako potencjalne zagrożenie (odniosłeś już sukces, daj miejsce innym). A poważnie, w rozwoju cywilizacji doszliśmy już do tak ślepej uliczki (z perspektywą zostania będącymi własnością koncernów, nie posiadającymi niczego poza maoistowskim mundurkiem prolami), że tego typu rozwiązania, „ustrojowe hamulce” jak wczoraj napisałem, byłyby jeszcze stosunkowo najmniej bolesnym lekarstwem (alternatywą są krwawe rewolucje, połączone np. z niszczeniem wszelkiej elektroniki jako potencjalnego narzędzia totalitaryzmu i cyberkontroli, bo człowiek nie dorósł do używania narzędzi jakie wytworzył, odwieczny problem).
Poszukiwanie „czystych pojęć” to ulubione zajędcie nieodmiennie niemieckojęzycznych filozofów (po trosze też socjologów takich jak Max Weber) a zwłaszcza „filozofów nauki” (Wilhelm von Humboldt, Karl Popper). Wszak owe pojęcia muszą być zgodne z tzw. „dziesięcioma dogmatami nauki” spisanymi (w sposób krytyczny) przez dra Ruperta Sheldrake’a (warto zapoznać się z jego myślą, nawet jeśli obszar jego zainteresowań przez wielu postrzegany jako część myśli lewicowej). Chyba najważniejszym z tych „dogmatów” jest mechanistyczna wizja człowieka (a w zasadzie wszystkich organizmów żywych, określanych jako roboty skonstruowane z materiałów nie posiadającyh struktury krystalicznej). Ten mechanistyczny opis jest następnie (z opłakanymi skutkami jak przytomnie zauważył prof. Krzystof Meissner) na zjawiska społecznej i definiowanie pojęć takich jak „liberalizm” czy też „komunizm”. Tym czasem liberalizm początkowo w ogóle nie odnosił się do sfery gospodarczej a pragnął jedynie ukrócić ambicje prawodawców stawania się „karzącymi rękami Boga” czyli takiego konstruowania systemów prawnych, w którym każdy czyn zabroniony przez religię jest automatycznie ścigany przez wymiar sprawiedliwości. Z takim podejściem m.in. polemizował jako liberał F. Bastiat m.in. zwracając uwagę na słowa Jezusa o prawie Mojżeszowym i zatwardziałości serc.
To właśnie z równoległego zaprowadzania liberalizmu (pewnych jego elementów, nie jest uczciwym krytykowanie F.A. Hayeka czy M. Rothbarda za niezbyt szczęśliwe skutki bardzo wybiórczego wprowadzenia proponowanych przez nich rozwiązań ) i komunizmu (dobrze opisuje to na przykładzie USA Ben Shapiro w „Autorytarnym Momencie”) bierze się zwycięstwo feudalizmu (czy też raczej, powrót do tego, co M. Friedman opisywał jako „stan naturalnej, powszechnej nędzy”, gdyż średniowieczny feudalizm gdzie niegdzie ucywilizował nieco stosunki między panem a sługą, który – do czasu – przestał być nawet nazywany niewolnikiem).
Jedynym powodem większości zjawisk na które Szanowny przedmówca tak utyskuje (Dennis de Rougemont podpowiada nam, że pozostałe trzeba tolerować jako „mniejsze zło”) jest dopuszczenie do powstania w 1907r w USA i i rozszerzenia na cały świat w 1944r systemu rezerwy cząstkowej. Po dopuszczeniu tego można wprowadać setyki tysięcy stron regulacji (acquis communautaire EU) a wsystkie będą przeciwskuteczne. Alternatywą jest degenerująca się do momentu powstania kilka tys. lat temu – bardzo powoli, ale systematycznie – dykatura rodem z Państwa Środka. Mówiąc nawiasem, degeneracja postępowała by znacznie szybciej, gdyby Chiny przystąpiły do Bretton Woods (zamiast tego zrobiły następną „najlepszą” rzecz, czyli posłuchały się pohukiwań (neo)maltuzjanistów pokroju Rockefellera, Kissingera, Peceei’ego, Kinga i Ehrlicha, wprowadzając politykę jednego dziecka).
To co Szanowny Przedmówca przedstawił jako żartobliwą propozycję brzmi jak echo opisywanych przez red. Ziemkiewicza działań rządu amerykańskiego przeciwko seniorowi rodu Rockefellerów. W moim przekonaniu skutecznych jednynie częściowo, gdyż ów jegomość właśnie jako „autorytet” zdołał dopiąć swego, czyli uzależnić przemysł farmaceutyczny od swoich produktów, przy okazji rozpoczynając powolną erozję zawodu lekarza swoimi „reformami edukacji medycznej” – bez tego, a w szczególności bez starań jego wnuka, mającego więcej obsesji niż li tylko tylko „obsesję efektywności” nawet dziś nikomu nie przeszyszło do głowy stoswanie AI w medycynie, która albo podlega na tyle na ile to możliwe indywidualizacji albo zabija każdego kto – wg J. Attali’ego, następnego obsesjonata – żyje w sposób „niezrównoważony”.
Korci mnie aby napisać coś (pozytywnego) o wspomnianej pozycji Marca Morano (nie jedyna zasługująca zresztą na pochwałę), ale i tak wszyscy zbyt odbiegliśmy od tematu głównego. Może nadarzy się lepsza okazja do takiej dykusji .
„Wolnoamerykanka”, nie musi oznaczać oszustwa, które kryje się za cząstkowym systemem rezerw wprowadzonym w ramach postanowień w Bretton-Woods, praktycznej realizacji hasła „dajcie mi władzę stanowienia pieniądza, a wtedy stanowienie prawa będzie mi obojętne” (przytoczonego ostatnio przez prof. Gwiazdowskiego) realizowanego w USA już od 1907r. O ile kapitalizm istotnie jest bezprzymiotnikowy a wiązanie samego pojęcia „kapitału” z finansami jest błędem który Marks powtórzył po nie znającym łaciny Jacquesie Savary’m (przypomnę tylko że 'capita’ lub w bardziej archaicznej pisowni 'capitae’ to liczba mnoga od 'caput’ oznaczającego głowę, co oznacza 'kaputt’ w języku niemieckim nie trzeba nikomu tłumaczyć), to np. przestrzegał bym igraszkami ze terminem „gospodarka wolnorynkowa” dokonywanym przez z taką swadą powołującego się na Rerum Novarum, W.E.Kettelera i Maxa Webera Krzysztofa Karonia. Jego „gospodarka rynkowa” to w istocie gospodarka centralnie planowana, postulująca „obiektywny” a więc oparty o struktury technokratyczne proces ustalania cen, nakazy pracy zastępująca administracyjnymi zezwoleniami na pracę w konkretnym zawodzie, abyśmy nie mieli „zbyt dużo spekulujących kupców kosztem fryzjerów”. Koniecznie ze ściśle egzekwowanymi wymogami formalnego wykształcenia (do opanowania każdej dziedziny wiedzy niezbędne jest 10tys. godzin i ani sekundy mniej) opartego o pruską dyscyplinę (bo współczesny opanowany przez „marksistów antykulturowych” świat za bardzo demonizuje przymus). Książke sen. Morano z miła chęcią przeczytam,
Napiszę tylko, że wolnoamerykanka nie oznacza oszustwa, bo nie można łamać zasad tam, gdzie umawiamy się, że ich nie ma. A nazwa jest nieprzypadkowa, bo to właśnie w odrzucającej wszelkie ograniczenia Ameryce koncerny zaczęły przejmować kontrolę nad państwem i społeczeństwem. A następnie, używając Ameryki (USA) jako narzędzia, narzucają swe zasady całemu światu.
A gospodarka wolnorynkowa (jakkolwiek rozumiana) nie jest tożsama z liberalizmem, jak nam wmawiają liberałowie (krzyczący, że kwestionowanie liberalizmu to rzekomo atak na wolny rynek i wolny świat na dodatek).
I pomyśleć że to mnie moi rozmówcy regularnie nazywają filozofem… Szanowny Przedmówca popełnia błąd podobny do czynionego przez część filozofów, a zwłaszcza filozowfów nauki (nieodmiennie wywodzących się z krajów niemieckojęzycznych) poszukujących czystego znaczenia pojęć. To nie jest tak, że oszustwo jest zjawiskiem społecznym, którego eliminacja jest uzasadniona wyłącznie na gruncie pewnych abstrakcyjnych, aktywnie poszukiwanych m.in. przez filozofię zasad. Zamiast takiego „filozoficznego” postrzegania oszustwa bardziej skupiam się na celach, które stawiają sobie posługujące się nim jednostki oraz jego skutki. Z tej perspektywy oszustwo pozostaje oszustwem niezależnie od zasad, a obrona przed nim jest przede wszystkim funkcją prawidłowo działającego rozumu a nie prawa. Warto zerknąć do mniej znanego dzieła F. Bastiata („Prawo”) aby zobaczyć w jaki sposób uzasadnia on prerogatywy państwa. Bynajmniej nie wychodzi od abstrakcyjnych, niesprawdzalnych i na ogół wprowadzanych celem legalizacji i utrwalenia korzyści z poprzednich oszustw lub aktów przemocy zasad (a także zagwarantowania sobie wyłączności, przez tych co zgodnie z opinią Szanownego Przedmówcy żadnych zasad nie mają). Dobrym z licznych przykładów tego ostatniego jest uzgadnianie reform gospodarczych przez Bismarcka z Gerschonem Bleichroederem (dziadkem nabliższego współpracownika George’a Sorosa z przed lat) czy T. Woodrowa Wilsona z Arthurem Andersenem (twórcy autentycznego pasożyta – jednego z wielu – na względnie podówczas zdrowym organizmie gospodarczym). Oczywiście, że gospodarka wolnorynkowa nie jest tożsama z liberalizmem, zwłaszcza zdefiniowanym w spósób ścisły i mechanistyczny. W szegregu spraw zdecydowanie częściej się zgadzam z Przedmówcą niż inicjatorem tego wątku, ale martwi mnie obecna w części naszego umownego środowiska gotowość do szukania rozwiązań zbyt łatwych, tu z kategorii Teraz K(…) My weźmy wszystkich za mordę, zanim oni wezmą nas.
Ostatnio porządkowałam sobie stare zdjęcia, takie zwykłe z kliszy. Jak chodziliśmy po górach i dolinach. Jak pojechałam gdzieś do Azji w zupełną dziurę, mało popularny kraj i szłam sobie przez pola na piechotę robiąc fotki ludziom i polom ryżowym. Po pagórkach, w jaskiniach, były jaszczurki, ryby, ptaki itp. I za głowę się złapałam w pewnym momencie – bez szczepień! bez zabezpieczeń przeciwko malarii, denga, bez skafandra przeciwko wężom, żmijom, zarazkom, bez wiedzy gdzie są zamachy, bez komórki, Google maps, maila, i w ogóle niczego! Nie miałam prawa przeżyć, a jednak są zdjęcia – dowód, że to było naprawdę…. Po co nam te media, skoro i tak kłamią, Nie lepiej poczytać jakiegoś klasyka ? Przecież wszystko już było.
Bo tera ludzie słabe, nie szanują się, i byle konował takiego zbałamuci i wykończy.
Jacek Kurski to taki bohater filmów Barei…” Mój mąż jest z zawodu dyrektorem”. Wszędzie się sprawdził. W mediach, w bankowości, ale i jako publicysta prasowy, a może nawet szef partii politycznej i przywódca narodu. I nawet inicjały są jak u naczelnika. Może to on go zastąpi? To by się dopiero działo!!!