19.05. Disney politpoprawny
19 maja, dzień 443.
Wpis nr 432
zakażeń/zgonów
2.859.261/72.250
Kiedy w piątek 14 maja otwarto kalifornijski park Disneya – wybuchł skandal. Na jednej z atrakcji pokazano ikoniczną scenę, kiedy to książe budzi pocałunkiem Śpiącą Królewnę. Okazuje się, że ten temat, obecny w popkulturze od prawie stul lat, jest dziś nie na miejscu. Pojawiły się oskarżenia, że to trzeba zdjąć, gdyż królewicz całuje śpiącą kobietę. A gdzie jej zgoda na to? 61-letnia feministka z Japonii, ekspertka Kazue Muta oskarża Disneya o promowanie przemocy seksualnej.
To nie wszystko – okazało się, że kolejne atrakcje parku rozrywki nie tylko promują dewiacje seksualne, ale też wylała się na Disneya fala krytyki za inne instalacje, w tym „Jungle Cruise”, za przedstawianie stereotypowych ról dla mniejszości etnicznych i prymarną nad nimi postawę białego człowieka.
A przecież Disney tak się stara nadążyć, ale jak widać nie dość pilnie. Jest obiektem sugestii, które powoli zaczyna uwzględniać, żeby odkonserwatywnił swoje treści. W efekcie już mamy w filmie „Naprzód” główną bohaterkę lesbijkę. Co prawda były to tylko niewinne dialogi (ocenzurowane np. w Polsce i Rosji), ale w krajach arabskich filmu nie dopuszczono do pokazów. Ale już w innej produkcji, „The Owl House”, cała akcja oparta jest na biseksulanej bohaterce. To dziwi rodziców, wychowanych przecież na bajkach Disneya, gdzie mama zawsze była mamą, propagowano wartości rodzinne. Wejście seksu do niewinnej sfery dzieciństwa to coś tak niebywałego, że przekracza wyobrażeniem nawet alkohol w McDonalds’ie.
Ponieważ właściwie całość Disneyowskich produkcji z kanonu popkultury czasów minionych nie nadaje się do zlewaczonych czasów, Disney posunął się do tego, że te – z dzisiejszego punktu widzenia – niepoprawne politycznie, wycofał w ogóle z dystrybucji. Pewnie czekają na „przegenderowanie”, tak by odpowiadały dzisiejszym kanonom. W filmie już to się zaczęło, widać to po instrukcjach kwalifikacji do Oskarów – tyle i tyle Murzynów i innych etnicznych mniejszości, co najmniej jeden bohater ma być z LGBT, to samo w dziedzinie zespołu filmowego. W efekcie mamy już przewidywalne i nudne produkcyjniaki o tłamszeniu mniejszości przez heterowiększość.
Będzie to samo u dzieciaków? No pewnie! Disney właściwie się nie opierał, przyparty do muru przez politpoprawność sam na wyprzódki zaczął się resocjalizować wraz ze swoimi (i naszymi) bohaterami. Pamiętam, kiedyś jak się jeszcze w komunistycznej szkole uczyłem o chińskiej rewolucji kulturalnej, to myślałem naiwnie, że ta nazwa pochodziła od tego, że rewolucja tam przebiegała w sposób… kulturalny. A okazało się, że przeorała kulturę chińskiego społeczeństwa. Teraz mamy do czynienia z tym samym i to na ważnym „odcinku” kształtowania przyszłych pokoleń. Na razie w sposób kulturalny.
Redaktor Michalkiewicz miał rację mówiąc, że marksizm klasowy przemianował się na kulturowy i zamiast terroru wprowadził duraczenie. Znacznie skuteczniejsze, mniej bezpośrednie niż przemoc i walka klas, a więc mniej zauważalne dla operowanego nowego człowieka. W zakresie przemysłu duraczenia wymieniał trzy filary: media, edukację i przemysł rozrywkowy. W tym ostatnim ostatnio zaczyna się „dbać” o duraczenie dzieci. Tak, że społeczeństwo jest poddane od najmłodszych lat zglajszachtowanej papce politpoprawności, genderyzmu, całemu temu rozwalaniu rodziny od środka i odcięciu rodziców od dzieci. Cywilizacja ma wyprodukować kulturowe monady. Powtarzalne, nakierowane do wewnątrz istoty proste, bez społecznej interakcji. Pretekstem są „nowe czasy”. Co kiedyś kulturowo uchodziło, dziś już nie ma wjazdu. To jest coś na kształt kulturowego prezentyzmu, ten, w odróżnieniu od prezentyzmu historycznego, przenosi dawne kulturowo dozwolone konteksty i zachowania na dzisiejszą siatkę „pojęć jak cepy”, gdzie – w tym nowym paradygmacie ogłaszane są jako nieakceptowalne.
Kłopot w tym, że jeśli zastosować je w praktyce, to Śpiąca Królewna nigdy by się nie obudziła. No bo jak, śpiąca, mogła móc pozwolić księciu na pocałunek. I lewactwo jak zwykle wylewa… królewnę z kąpielą – lepiej by umarła niż miałaby się dać pocałować bez wyrażonego pozwolenia. I jak zwykle lewactwo nie pyta się co wolałaby sama królewna. Ma nie żyć, byleby spełniły się te pokraczne kombinacje lewicowego dyskursu pt. ile diabłów zmieści się na główce szpilki. Zmarłej królewny.
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.
„Zbyt stary żeby nosić broń i walczyć jak inni –
wyznaczono mi z łaski poślednią rolę kronikarza
zapisuję – nie wiadomo dla kogo – dzieje oblężenia
(…)
oblężenie trwa długo wrogowie muszą się zmieniać
nic ich nie łączy poza pragnieniem naszej zagłady
Goci Tatarzy Szwedzi hufce Cesarza pułki Przemienienia Pańskiego
kto ich policzy
kolory sztandarów zmieniają się jak las na horyzoncie
od delikatnej ptasiej żółci na wiosnę przez zieleń czerwień do zimowej czerni
(…)
teraz kiedy piszę te słowa zwolennicy ugody
zdobyli pewną przewagę nad stronnictwem niezłomnych
zwykłe wahanie nastrojów losy jeszcze się ważą
cmentarze rosną maleje liczba obrońców
ale obrona trwa i będzie trwała do końca
i jeśli Miasto padnie a ocaleje jeden
on będzie niósł Miasto w sobie po drogach wygnania
on będzie Miasto
patrzymy w twarz głodu twarz ognia twarz śmierci
najgorszą ze wszystkich – twarz zdrady
i tylko sny nasze nie zostały upokorzone”
Herbert, Raport z oblężonego Miasta (1982)
Zmieniają się kolory sztandarów, z czerwonych na tęczowe, ale wróg cywilizacji i człowieczeństwa jest ciągle ten sam. Lewica poniosła klęskę na Wschodzie (w przeciwieństwie do zła, którego była narzędziem), teraz atakuje z Zachodu.
Idą po Wasze dzieci, upokorzyć ich sny.
Herbert jednak był prorokiem. Pewnie właśnie dlatego nie dostał Nobla.
PS: Przyjdą żółte sztandary i pogodzą wszystkich. Na razie przysyłają mikrowojowników, na miarę epoki…
Herbert to moja miłość. Będzie o nim wpis wkrótce. A co do Nobla, to po kiego on w tym towarzystwie…
Nie wiadomo, kiedy i jak to szaleństwo się skończy. A skończyć się musi, bo jest przeciw ciągłości zachodniej cywilizacji; jak komunizm, nie wytrzyma konkurencji. Na dziś „cancel culture” się rozlewa, do szczytu nadal daleko. Nowe wcielenie marksizmu – tak, nie wiem tylko dlaczego powtarza się za ideologami, że to lewica, to w najczystszej formie totalitaryzm. Póki są – kompletuję bibliotekę filmów na dvd i blu-ray. Dla siebie, dla dzieci, kiedyś wnuków, taka kapsuła czasu.
Jeśli chodzi o polskie bajki, to dziś szanse u lewactwa miałby pewnie tylko zniewieściały i zapłakany Miś Colargol. Bo na Bolka i Lolka czy Reksia na pewno znalazłyby się jakieś haki.
No, może upiekłoby się także parze gejów: Żwirkowi i Muchomorkowi. Ale to czeska produkcja.
dobre