18.05. Grecka tragedia pt. „Czy warto rozmawiać?”

3

18 maja, dzień 442

Wpis nr 431

zakażeń/zgonów

2.856.924/71.920

Obiecałem sobie wrócić po jakimś czasie do sprawy redaktora Pospieszalskiego. Odczekałem swoje, aż coś się wyklaruje i się klaruje. Po pierwsze, chciałem zobaczyć czy przywrócą jego program i kiedy, ale przede wszystkim, co on sam zrobi w tym czasie. No i po pierwszych enuncjacjach, że mają go przywrócić (w maju?) sprawa jakoś przycichła i moim zdaniem program nie wróci. Dlaczego?

Ano pani niesławna Lichocka, która obiecała i dotrzymała, że naskarży na redaktora w swojej Radzie Mediów Narodowych, uruchomiła pewien mechanizm, powiedzmy lejka, w który wszyscy aktorzy tego wątpliwej jakości spektaklu – weszli. Jak już pisałem, posłanka Lichocka w swojej, wierzę, że naiwności uruchomiła mechanizm, który przerasta jej emocjonalne, góra taktyczne, możliwości. Chciała ci ona zabłysnąć nieubłaganą surowością, podciągnąć poprzeczkę lojalności wobec linii rządu i naczelnika. Ja rozumiem te motywacje, trzeba się odkuć pilnością za aferę z paluszkiem, która kosztowała PiS parę punktów poparcia, a prezesa – niechciane zgryzoty. Niestety zrobiła to samo drugi raz.

Mechanizm jest jak w greckiej tragedii. Ale nie chodzi tu o tragizm „racji uprawnionych”, bo nie ma symetrii pomiędzy dążeniem do prawdy a jej zamazywaniem. Chodzi o uruchomienie procesu, w którym prawda tryumfuje, ale wszyscy… przegrywają. No, bo Lichocka w w sumie traci, choć taktycznie myśli, że uciułała plusiki u Prezesa, ale prezes ma z tym kłopot, bo bez jej reakcji sprawa by przyschła, byleby się nie awanturować. Stracił Kurski, który „musiał”, po stanowisku Rady zawiesić program na ruski miesiąc. Stracił też Pospieszalski.

Zbiorowy lejek w jego przypadku pchną go w ramiona koronasceptyków, z pełnym dobrodziejstwem inwentarza. Dotąd jakoś sobie przez pandemię radził. Od czasu do czasu przeprowadził jakąś debatę na tematy zasadnicze, rozwadniając je w gąszczu tematów bieżących. I jakoś szło. Teraz został przystanią dla niekowidowych ofiar zapaści systemu zdrowia i busolą dla koronasceptyków. A to gotowa recepta na przypięcie mu łatki foliarstwa, tak by go wpisać w paradygmat świrów, którzy zyskali swojego medialnego idola.

I problem w tym, że redaktor Pospieszalski nie mógł w to nie wejść, jako człowiek odpowiedzialny za to co robi i mówi. Ale do tego został popchnięty, przez mechanizm wytworzony w mediach publicznych. Bo ostrzejsza niż dotychczas deklaracja Pospieszalskiego jest de facto na rękę… telewizji publicznej. Można pokazać – zobaczcie wy tam na Nowogrodzkiej, był ci kiedyś taki redaktor, jakoś się tam trzymał i nagle nam odjechał. Mamy więc to co najważniejsze – dostarczony przez niego samego pretekst, by programu nie odwieszać. No, bo jak odwiesimy, to popatrzcie na Youtubie, co on tam wygaduje. I chcecie to mieć w TVP?

No bo, znając pana redaktora, jak się przeszło przez tę kowidową rzekę i powiedziało kilka niepopularnych prawd, to Jan już nie może zawrócić z tej drogi. Nie namawiam go do oportunizmu, broń Boże, ale ten mechanizm wsunął go w lejek i pozbawił w większości możliwości manewru. Nie chodzi mi też o to, by jak za komuny mieć kogoś kto między wierszami będzie robił organicznikowską robotę w upolitycznionych mediach. Pamiętam takie bohaterskie postacie, ale później, jak się okazało, te wysiłki tylko legitymizowały pozorowaną liberalność władz, która mogła w ten sposób kanalizować (u siebie!) niezadowolenie pewnych grup społecznych. Casus stanowojennej Trójki w Polskim Radio był tego ewidentnym przykładem. Nie wiem, czy Jan by w coś takiego poszedł, mając, pewnie podobne do moich, doświadczenia.

No dobrze, powiedzmy, że Janowi odwieszą ten program, w co nie bardzo wierzę. I co będzie w pierwszym przywróconym wydaniu? Będziemy udawać, że nic się nie stało? Nie z Janem takie numery. Będziemy jechać po bandzie? Nie z Kurskim takie numery. A więc moim zdaniem nikłe szanse na powrót, bo ktoś musiałby ustąpić.

W teorii negocjacji jest taka figura, że jak interesy negocjujących są sprzeczne to stosuje się taktykę wyrzuconej kierownicy. Któraś ze stron zachowuje się jak kierowca jadący na zderzenie czołowe z rywalem. I, żeby pokazać mu, że nie ustąpi – wyrywa i wyrzuca przez okno swoją kierownicę. Jan już to zrobił. Ciekawe co zrobi Kurski? Ale on jedzie czołgiem.

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”   
      

About Author

3 thoughts on “18.05. Grecka tragedia pt. „Czy warto rozmawiać?”

  1. przykre w tym wszystkim jest to, że nikogo nie interesuje ani prawda, ani słuszność jakichś racji… wszyscy muszą się opowiedzieć po jednej ze stron i na dyskusję nie ma miejsca… myślę, że podstawowym założeniem „nowego? ładu” jest podział społeczeństwa na oświeconych i błądzących, których przecież można przekonać… BATEM…

  2. Ja mam podobnie z moim kuzynem. Zderzenie czołowe jest nieuniknione… chyba w każdej z polskich rodzin… Może taki był cel?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *