19.06. Piłka, czyli polski charakter narodowy.

14

19 czerwca, dzień 474.

Wpis nr 463

zakażeń/zgonów

2.878.634/74.823

Wzbraniałem się przed tematem piłkarskim, bo pełno tego, ale chyba trzeba. I to nie z pozycji kibicowskich, ale bardziej socjologicznej i intuicyjnej amatorki, jaką tu uprawiam. Piłki nie dość lubię, wolę siatkówkę, ale szczególnie nie lubię patrzeć jak nasi grają. Nie żebym się tam denerwował, żebym tam w sobie wzbudzał nadzieje, a potem wraz z całym narodem je gasił, nie, żebym się tam na piłce szczególnie znał. Po pierwsze piłka jest dla mnie zbyt rozwodniona, parę bramek na mecz, czasem zero-zero, jakieś pojedynki czy podania, nie ma lotów do siatkówki, gdzie masz czasem i ponad dwieście akcji skończonych punktami i każda inna. Po drugie – nie mogę znieść poziomu polskiej piłki. Jak już pisałem jesteśmy dobrzy w eliminacjach z Andorami, wygrywamy w średnim stylu i przez to dostajemy się do finałów jakichś mistrzostw i tam wychodzi jak słabi jesteśmy.

Gdzieś tak od mistrzostw Korei nasz system gry się nie zmienił. Nawet nie można powiedzieć, że jest XX-wieczny, bo by człowiek ubliżył Orłom Górskiego. Gramy nawet nie starą piłkę tylko taką jakąś swojską, której nawet nie gramy w naszych ligach. W obronie wyglądamy jak drużyna hokejowa z dwoma zawodnikami na ławce. Tamci atakują, wygląda jakby ich było więcej a my jak jakoś przejmiemy cudem piłkę to wystrzeliwujemy ją jak hokeiści krążek. Na uwolnienie. W napaści jeszcze ciekawiej. W ogóle nie gramy przez środek, tylko długimi wykopami „na aferę” liczymy, że przejmie je bezpośredni atak. I jest to najczęściej Lewandowski. Odwrócony tyłem do bramki przeciwnika. A nasi przeciwnicy atakują inaczej, mają piłkę przy nodze, podają, przechodzą przez całe boisko, odwróceni przodem do bramki przeciwnika. No gramy jakąś inną piłkę, w dodatku te nasze mecze mogą zepsuć styl gry najlepszej drużyny, ale i tak przegrywamy, tyle, że gra obu drużyn wygląda brzydko.

No, mamy to Euro i widzę, że z innym podejściem. Pierwszy raz nie jedziemy z nadmuchanym balonikiem pychy i nadziei. Tak było na początku, a mecz ze Słowacją tylko to potwierdził. Ale boję się, że i tak średni mecz z Hiszpanią (dalej graliśmy swój styl po 10 minutach czegoś innego, tak jest ZAWSZE) będzie dzisiaj rozdmuchiwany do wielkiego sukcesu i do meczu ze Szwecją balonik się nadmucha. I znów zagramy w ulubioną grę Polaków rozbudzonych naiwnych nadziei i tych nadziei upadek. I tu się rozchodzą dwie drogi reakcji – „wszyscy won” oraz „Polacy nic się nie stało”.

Moją koncepcją jest opcja zero. Wszyscy won i zaczynamy od nowa. Wydaje mi się, że systemowo i organizacyjnie polska piłka jest tak przegniła, że nic się zrobić nie da, zaś jej konstrukcja to już wyłącznie łata na łacie, z czego żyją utrzymywacze starego układu. Zatrzymać to gnicie może jedynie porządny wstrząs, spektakularna klęska, która każe zacząć od nowa. Musimy przejść przez to katharsis. I dlatego ten mecz z Hiszpanią mnie wkurzył, bo uniknęliśmy takiego momentu. Teraz będzie, że jednak dajemy radę, że zostawiliśmy na boisku serducho (jak ja nienawidzę takich określeń!). A w rezultacie szczęśliwie się opieraliśmy nie najlepiej dysponowanym Hiszpanom, zaś wyszła nam jedna akcja, wykorzystana przez instynkt Lewandowskiego.

I już się wśród komentatorów zaczyna to pompowanie do Szweda. Że byliśmy z Hiszpanami lepsi niż Szwedzi z nimi, że to, że tamto, że statystyki. I będą snute warianty, a wystarczyłoby parę centymetrów i Hiszpanom wszedłby karny i co? Nasz styl przez to jest obecnie lepiej oceniany? Żyjemy dzięki błędom przeciwnika.

Nie to, że kibicuję jako patriota. Na piłkę patrzę się jak na obraz społeczeństwa, testuję poziom „nic się nie stało”. Ile jeszcze Polacy dadzą sobie sami wmówić, że każdy wpierdziel da się uzasadnić, a my z wielkim sercem przebaczamy patałachom, bo ci zostawili serducho na boisku. Co zazwyczaj oznacza, że piłkarsko, sportowo, technicznie i jakościowo byliśmy gorsi, ale się staraliśmy. To polskie takie, bo my tu gramy w piłkę, a nie w zaangażowanie. Ale trzymając się reguł niesportowych tylko (daj Boże, by występujących) wolitywnych, wychodzimy poza rzeczywiste pole gry. W ten sposób możemy być dumni nawet z porażki, bo nasze odczucia nie krzyżują się z realnym wynikiem. W związku z tym zwalniamy się z wyciągnięcia wniosków z klęski, co biorąc pod uwagę naszą historię, staje się jedną z główniejszych dominant naszego charakteru narodowego (jeśli coś takiego w ogóle istnieje).

Skazani więc jesteśmy na chichot historii, bo nie uwzględniamy jej surowych dla nas wyroków, żyjąc w pięknoduchostwie własnej racji, spoza pola rzeczywistej gry. I zdaje się, że ta rzeczywistość, nawet już poza piłkarska, będzie nam fundować tyle zgryzot, że coraz bardziej będziemy odpływać w fantasmagorie. Będziemy więc dostawać baty, ale będziemy szczęśliwi. Ale my w tym momencie kulturowo-geopolitycznym nie mamy miejsca na postawy buddyjskie.

Tak czy siak, myślałem, że z tą piłką się rozstrzygnie, a tu najgorsze – ani zwycięstwo, ani oczyszczająca porażka. Ale patrząc na stylówę, to straciłem pretensje do Bońka, że nie załatwił paru meczy na naszym Narodowym. Jak się patrzy na 60.000 Węgrów, którzy oddają swej drużynie to, co ta im daje na boisku, to może lepiej już nie mieć okazji oglądać w Warszawie kowidowo łysych trybun i masowych świadków kolejnej odsłony imposybilizmu.

Zakończonej hymnem dumnych pokonanych, który mentalnie powoli wypiera Mazurka: „Polacy – nic się nie stało”.

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.

About Author

14 thoughts on “19.06. Piłka, czyli polski charakter narodowy.

  1. Prosiłem Pana już wcześniej, by z szacunku dla własnej ciekawej i twórczej pracy nie brnął Pan w tematy, na których się Pan absolutnie nie zna- wg.zasady: jeśli nie mam nic mądrego do powiedzenia to siedzę cicho zamiast się odezwać i rozwiać wszelkie wątpliwości. Wypunktowałem Pański brak wiedzy na temat sportu w obszernym mailu swego czasu. Myślałem, że to pomoże nabrać dystansu do siebie, a przede wszystkim do tematu. Szkoda, że tak się nie stało. W efekcie końcowym przez te nieudane wstawki na temat sportu traci Pan moje zaufanie, przez co sięgam po Dziennik z coraz większym przymrużeniem oka.

  2. Szczęśliwie dla mnie sprawy piłki do kopania zupełnie mnie nie interesują, poza aspektem socjologicznym i z tego względu powyższy wpis przeczytałem z zainteresowaniem.
    I niestety muszę się z naszym tutaj Gospodarzem z niechęcią zgodzić:
    Duch umiłowania dyletantyzmu, bylejakości, braku woli do profesjonalizmu jest w narodzie przeogromny.
    Właśnie kończę kilkutygodniową analizę projektu ważnej inwestycji z poczuciem głębokiej frustracji tym co oglądałem. A miałem taką nadzieję że może tym razem tylko jakieś drobne poprawki, niewielkie korekty, bo zespół podobno doświadczony…
    Zobaczymy jeszcze jaka będzie reakcja na recenzję? Wielka Obraza jak w 90% przypadków, czy chęć poprawy?

  3. Co było do przewidzenia, odezwą się oburzeni kibice, bo przecież jakiekolwiek negatywne wypowiedzi, zwłaszcza, na temat piłki nożnej, zawsze będą powodować różne napastliwe reakcje, do okołostadionowego mordobicia włącznie. I nic to, że mówię to, co widzę, i wcale nie muszę być ekspertem, by się wypowiadać, bylem nie próbował udzielać rad ani analizować poszczególnych akcji, bo od tego są inni. Dotyczy to nie tylko sportu, na każdy temat można mieć własne zdanie, byle tylko nie wypowiadać się autorytatywnie, bo do tego potrzebna jest głęboka wiedza i brak pychy. Obserwacje ze sportowego podwórka można na pewno przenieść, dla porównania i przykładu na inne dziedziny (ekonomiczne, społeczne…) i są to zdecydowanie analizy socjologiczne.

    1. Nie mam problemu z tym, że każdy ma prawo do własnego zdania- to gwarantuje wolność słowa. Tylko jeśli ktoś wyraża opinie, które są bezpodstawne to fakty bronią sie same. Pierwsza z brzegu wypowiedź:
      „ Jak już pisałem jesteśmy dobrzy w eliminacjach z Andorami, wygrywamy w średnim stylu i przez to dostajemy się do finałów jakichś mistrzostw i tam wychodzi jak słabi jesteśmy.”

      Zestawmy to z porcją faktów.

      Na początek eliminacje do ME 2016. Zajmujemy drugie miejsce w grupie tracąc zaledwie punkt do Niemców. Notujemy zdecydowanie lepszy bilans bramkowy (33-10) niż faworyt naszej grupy (24-9). Wygrywamy pierwszy raz w historii naszego futbolu z Niemcami. Robert Lewandowski jest królem strzelców całych eliminacji.

      Eliminacje MŚ 2018- wygrywamy pewnie grupę z 3 punktami przewagi. Robert Lewandowski znów z koroną dla najlepszego strzelca.

      ME 2020- wygrywamy grupę z 6cio punktową przewagą. Większą różnicę osiągneli tylko w swojej grupie Włosi.

      Problemem współczesnego świata jest to, że każdy zna się na wszystkim. Żyłoby się lepiej, gdyby opiniotwórcy zabierali głos publicznie jedynie w dziedzinach, w których czują się mocni.

      1. i co dalej po tych eliminacjach, gdzie większość drużyn to „Andorry”… choćby w latach 70-tych w mistrzostwach Europy grało 8 drużyn, a teraz?… wiem, że jest więcej państw, ale nam to tylko pomaga awansować, aby ponieść klęskę…

        1. To je to! 😉 nie uznawajmy rezultatów w piłce z państwami zdecydowanie mniejszymi liczebnie niż Polska. To byłby żaden zaszczyt wygrać z 10ktotnie mniejszą Chorwacją, 19krotnie mniejszą Islandią czy Walią, a to że dochodzą one do finału mistrzostw świata czy półfinału mistrzostw Europy nie odgrywa żadnej roli w sporze. Bierzmy pod uwagę tylko mecze z Holandią, Włochami, Anglią. Za to w ukochanej autora siatkówce cieszmy się z każdego sukcesu. W końcu Kuba, Honduras, Portoryko, Słowenia to bez zagłębiania się w dyscyplinę wiadome jest, że mierzymy się z potęgami. Każdy może grać w piłkę, tak jak każdy może wybrać sobie siatkowę- tylko co wnoszą te wylewane żale. Widz sam wybiera co chce oglądać. Piłka nie dominuje dzięki PRowi tylko dzięki swej atrakcyjności i szerokim zasięgom. Jednak wielu twierdzi, że żużel powinien być sportem narodowym, bo mamy najśilnieszą ligę na świecie. Szkoda, że poza naszym krajem nikt się tym sportem na poważnie nie zajmuje.

          1. No to cofnijmy się może do2002. I idąc dalej widać wzloty i upadki. A atrakcyjność piłki nożnej najlepiej widać po meczach przy stadionach, zresztą nie tylko u nas.

          2. Nie pomogło czytanie ze zrozumieniem?

            Czyli, w szkole zamiast nauki czytania była nauka kiwania?

          3. Tak czytam pańskie wpisy i nie mogę doszukać się puenty; co z tego, że mieliśmy lepszy stosunek bramek, lub Lewy zdobył koronę? To tylko świadczy o tym, że my zawsze gramy o wszystko, a inni w eliminacjach myślą i nie chcą się przemęczać z cieniasami, lub nałapać kontuzji(któryż to skład wystawili Niemcy w tym wielkim zwycięstwie?). I jakie były późniejsze osiągnięcia, po tych eliminacjach? Tak jak Pan zapewne wie w piłce liczy się wynik, a nie wypracowane sytuacje. Przykro to pisać, ale nawet najmłodszy kibic zna naszą drogę; mecz otwarcia, mecz o wszystko i mecz o honor. Mam takie nieodparte wrażenie, że jest Pan(nie pierwszy zresztą) tu tylko po to, aby zdyskredytować autora, ale my dalej będziemy sobie czytać Dziennik, bo jest mniej więcej zbieżny z tym co my myślimy.
            P.S. Tak już na marginesie dam Panu do obrony jeden fakt; jaki by trener nie był, zawsze w pierwszym składzie wystawia Krychę. Nie dziwi to Pana uwzględniając umiejętności i intelekt wymienionego? To właśnie jest przeważający argument do opcji zerowej.

      2. Czemu? wtedy to o piłce gadałyby tylko Piechniczki i nikt by nie chodził na mecze. POan tez by sie nie mógł odezwać. I co mnie obchodzą statystyki? Ja chce oglądać dobre mecze a nie tkwić w tabelkach. Właśnie się cieszymy, że Szwedzi nie będą musieli z nami chcieć wygrać. Szykuje się super mecz.

        1. Dla sprostowania nigdy nie byłem za PO i innymi sprzedawczykami. Nie wchodziłem tu dla hejtowania co zostało zarzucone. Staram się być obiektywny. Przyznawać rację tam gdzie jej miejsce i wytykać rażący brak niewiedzy w sytuacjach tego wymagających i to właśnie też tu czyniłem. Wiele informacji zaczerpnąłem z tego dziennika, lecz nie jest dobrym stale, na siłe szukać w życiu tematów do narzekania. Dodatkowo widzę tu emancypację zachowań kowidowych. Albo jest się totalnie za albo totalnie przeciw. Żadnej dyskusji. Jak przytaczam argumenty do dyskusji na temat sportu to padają dziwne podejrzenia. Dorzućcie jeszcze ruską onucę, bo z tymi politycznie akurat sympatyzuję. Debata publiczna sprowadza się do tego, że gdy ktoś się na czymś zna i to wyraża to próbuje się go zdyskredytować. Obraz współczesnych czasów. Nie będę nikogo na siłe edukował. Jednak wobec powyższego odłączę się od grona subskrybentów- wrażenie końcowe jak na studiach u profesora, który wie wszystko i na każdy temat i wolno tylko słuchać, bądź chwalić- a wchodzenie w dyskusję jest zabronione. Jak ktoś ma ochotę dołożyć coś w dyskusji pod moim adresem to polecam spozytkować ten czas na dziesiątkę różańca. Wyjdzie nam wszystkim bardziej na zdrowie.
          Pozdrawiam, żegnam i życzę wszystkiego dobrego!

          1. I tak można oskarżenia przerzucać z jednej strony na drugą, najlepiej walnąc focha i napisać, że ja się na tym znam, a wy nie i mnie obrażacie, wiec zabieram swoje zabawki i idę do innej piaskownicy. Gdzie Pan tu widzi dziwne podejrzenia; podają kontrargumenty, a Pan zamiast się do nich odnieść strzela focha.
            Jest już dla nas po turnieju i jak mają się Panie Bartku, pańskie usprawiedliwienia dla naszych w kontrze do puszczonych w różnych telewizjach wypowiedzi zwykłych kibiców, co nie są jakoś ukierunkowani, tylko komentują to co widzą, że pierwsze co trzeba zrobić to pozbyć się Krychowiaka i Szczęsnego?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *