2.07. Dudy smalone, czyli siostra mnie zabije…
2 lipca, dzień 1215.
Wpis nr 1204
Przestali raportować zgony…
Zapraszam do wsparcia mego bloga
Wersja audio
Wciąż trwa promocja mojej książki „Dziennik zarazy”. Wciąż można zamówić egzemplarze z dedykacją od autora. Link do zamówienia: https://siedmiorog.pl/dziennik-zarazy.html
Zaproszenie na wieczorek autorski w Warszawie, w dniu 12 lipca, o godz. 19.00 z, tyłu budynku teatru Komedia znajduje się tutaj.
Siostra mnie zabije, bo go bezwarunkowo uwielbia. Chodzi o prezydenta Dudę. Nigdy z nią o powodach tego zachwytu nie rozmawiałem, bo trzeba dbać o utrzymanie minimum relacji. A siostra jest w tym temacie zadziorna i ma charakter po naszej matce – jest uparta w poglądach, do których sama (?) dochodzi. Ja prezydenta Dudę uważam za prezydenta nijakiego, który źle kończy swoją posługę. To, że był propisowski, to nie dziwota. To raczej oczywistość wynikająca z realnego kształtu III RP. Mamy – oczywiście przy zastrzeżeniu stałej plemienności polityki polskiej – dwa wyjścia: albo prezydent jest z obozu aktualnie rządzącego, i wtedy mamy układ, w którym ustrojowa rola prezydenta jest pomijalna, albo w przypadku gdyby prezydent pochodził z obozu przeciwnego rządowi, to mamy tu do czynienia z realną pokusą rozsadzania wszelkich inicjatyw, bo przy słabości pozycji prezydenta, ma on jednak jedną prerogatywę – destrukcyjną.
Oczywiście w tej sytuacji najlepszy byłby prezydent spoza tej wojenki polsko-polskiej, ale co zrobisz, jak się suwenir uparł i masz do wyboru zawsze któryś z powyższych wariantów. A taki pozaukładowiec, ba – bezpartyjny, byłby zbawieniem dla tego układu, bo tonowałby krawędzie plemiennych sporów o nieważne totemy i inaczej spriorytetyzował by politykę polską. Ale gdzie nam tam marzyć o tem.
I mieliśmy przez osiem lat układ wspólnej grupy krwi, słaby, szczególnie w drugiej kadencji. W pierwszej to się jakoś Duda pilnował, bo miał w perspektywie drugą kadencję i uważał, by nie podpaść swemu elektoratowi, nie tylko władzy Kaczyńskiego. Dlatego parę razy zawetował, w dodatku ewidentnie niekonstytucyjne ustawy. Co prawda większość takich baboli puścił, ale i tak więcej się stawiał niż Komorowski swojemu obozowi.
Końcówka tej kadencji to amok i dęcie w dudy. Widać, że świadomość niemożności kandydowania na trzecią kadencję wskazała prezydentowi inne priorytety. W dodatku przyszła wojna i poziom klepania Polski po plecach nabrał większej rangi, do której trzeba by się było załapać. A moim zdaniem takie są plany prezydenta Dudy – wygodna synekurka międzynarodowa. A – jak uczy przykład podobnych, zawiedzionych, ambicji innego prezydenta – Kwaśniewskiego – żeby takiego kopa międzynarodowego w górę otrzymać, trzeba się układać w głównym nurcie międzynarodowej polityki. A tę, w polskim paradygmacie, wyznaczają dziś Amerykanie. I im trzeba iść nie tylko na rękę, ale i antycypować i wręcz podkręcać ich oczekiwania. A w tym względzie Amerykanie wyznaczyli Polsce rolę wspomnianej przez niesławnie znikniętego rzecznika MSZ, „sługi narodu ukraińskiego”. I stąd już wywodzi się zrozumienie wszelkich działań prezydenta Dudy, który powoli zdaje się zapominać czyjego państwa jest głową.
Ostatni wywiad udzielony radiu Zet to już kompletna katastrofa. Pomijając całe to pitolenie o stanie wojennym, co to ma przestawić wybory, to główną kwestią stała się sprawa Rzezi Wołyńskiej i zbliżających się obchodów. Po odpowiedziach prezydenta widać o jaki elektorat się obecnie stara i nie zdaje się on być miedzy Odrą a Bugiem, ale jest znacznie mniej nieliczny, sprowadzony do kilkudziesięciu decydentów nad Potomakiem. Prezydent położył się w wywiadzie w tej kwestii ze trzy razy i to na amen, ujawniając odsłonięty brzuch swej własnej, bo nie narodowej, racji stanu. Pojedziemy po kolei.
Hmmm… mówienie księdzu Isakowiczowi, żeby się zajął tym, czym kapłan powinien się zajmować, to już jest walnięcie w dno. Do tej pory PiS bronił Kościóła i księży przed zarzutami „mieszania się do polityki”, uważając – i słusznie -, że Kościół swą wiekową obroną polskości zagwarantował sobie głos w politycznych sprawach. A tu nagle, że nie? To znaczy, że księża do kościołów, politycy do Sejmu, a… pasta do butów? Czyżbyśmy zatoczyli koło i wrócili do czasów komuny? Ksiądz Isakowicz jest akurat kapelanem rodzin wołyńskich i nawet jako kapłan, a nie obywatel, znajduje się ze swoją krytyką na miejscu. Okazało się jednak, że nie o czasie.
I nie trzeba było długo czekać, by wygrzebano z interentu, że podobne słowa o księżach wyraził piekłoszczyk Urban wspominając o śp. księdzu Jerzym Popiełuszce. Wszyscy (a może Duda nie) wiemy jak to się dla księdza skończyło. Ale – słowo, panie prezydencie, wylatuje ptakiem a wraca krową. Po czymś takim w pierwszej kadencji nie miałby Pan w ogóle lotu do startu w drugiej. Ale tu – jak dowiodłem – nie znajdują się już pańskie priorytety.
Drugi paw to… cytat z Kwaśniewskiego. Tak, to przecież Kwachu startował z hasłem: „Wybierzmy przyszłość!” I pan prezydent obecny powtarza je w kontekście wołyńskim. To może przypomnę, że prezydenta obóz bardzo się oburzył na takie stawianie sprawy. Że to kolejne, po Mazowieckim, postawienie grubej kreski, tym razem pod rachunkami sprywatyzowanej nomenklatury III RP. A teraz jakie rachunki, jakich krzywd będziemy przekreślać, tym razem nie obcą, ale własną dłonią? Gdzie ta symetria pomiędzy stronami? Gdzie ta wyższa racja, gumkująca już nawet nie krzywdy, ale pamięć o nich?
Podzielam tu pogląd redaktora Łukasza Warzechy. Takie słowa to realny onucyzm. Zamilczanie tej sprawy, po to, by nie drażnić narodu w wojnie, przy krzewieniu banderyzmu na Ukrainie, jako wzorca walk niepodległościowych i aspiracji tożsamościowych roznieca tylko animozje pomiędzy naszymi narodami i JEST NA RĘKĘ Putinowi. Stanowczo nie na rękę byłoby spełnienie minimum postulatów Polaków i rodzin wołyńskich w szczególności. Za to to utrzymywanie tej hipokryzji fałszywej racji stanu utrzymuje niesnaski pomiędzy nami. W dodatku Polacy, jak zwykle, domagają się tylko gestów i nawet na to nie stać strony ukraińskiej, by je wykonać. Po wywiadzie Dudy, na Kremlu wystrzeliły korki od szampanów – kurs będzie kontynuowany, z wynikami jakie ostatnio przyszły w badaniu akceptacji obecności Ukraińców – dramatyczny spadek. I na to pracuje mocno państwo polskie, bo Polacy dali już swoją odpowiedź: solidarność dla uchodźców i niechęć do wykorzystywania rządowo uprzywilejowanej pozycji, przewyższającej nawet prawa obywatelskie Polaków.
Mieliśmy już dwie wypowiedzi odniesione do innych, źródłowych cytatów: Urbana i Kwaśniewskiego. Teraz pora na własną licencję poeticę prezydenta. Prezydent stwierdził, że nie jest zwolennikiem „latania z widłami” w tej sprawie. Chciałbym przypomnieć, że w tej sprawie, u jej zarania, kto inny z widłami latał. I nie była to żadna metafora, panie prezydencie. Jak można coś takiego pomyśleć, a co dopiero – powiedzieć?
Teraz, na zakończenie cytacik: „W głównym holu Sejmu stoi wystawa przeciw homofobii, w przyziemiu ustawiono wystawę upamiętniającą Ofiary Wołynia.” Kto jest autorem tego wpisu? Ksiądz Isakowicz? Oszalały od smrodu ruskich onuc poseł Braun? Jakaś inna agentura? Nie, to pan – jeszcze wtedy nie prezydent – Andrzej Duda, data wpisu to 10 lipca 2013 roku. Tak, dzień przed rocznicą Rzezi Wołyńskiej, którą okrąglicę prezydent spędzi w Wilnie, na szczycie NATO. Wtedy, gdy ze swym obozem walczył o głosy, to była ważna sprawa, dziś jest sprawą kłopotliwą, zaś priorytety głowy państwa są gdzie indziej – na forum międzynarodowym. I to nie dlatego, że po 10 latach i 8 latach rządu PiS-u wszystko się w tej sprawie już załatwiło. Przeciwnie – wszystko chce się zamieść pod dywan. Bo my prowadzimy politykę wdzięczności wobec Ukrainy, która wobec nas prowadzi wyłącznie pragmatyczną politykę transakcyjną. Dziecko widzi, kto na tym lepiej wyjdzie.
Dziecko tak, ale prezydent – nie. Pewnie dlatego, że on osobiście wyjdzie na tym wcale nieźle.
PS. Siostra mnie zabije, na bank. Ale już nie mogłem: ósmy rok i wszystko jak krew w piach…
Napisał Jerzy Karwelis
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.
“ Kościół swą wiekową obroną polskości ”
Widać, ze tegoroczne wysokie temperatury ewidentne panu zaszkodziły.
Ksiądz Isakowicz ma zasługi, w moim mniemaniu, przede wszystkim w zakresie walki o prawdę co do współpracy KK z systemem PRL. Za agenturalność świadomą i w pełni akceptowalną w pewnych kręgach KK. Sądzę, że za to powinni dać mu medal. Natomiast w przypadku Wołynia, o prawdę należy walczyć w pełni będąc świadomym, co tam się stało i jaki był powód tego mordu i ska się wzięła nienawiść Ukraińców do Polaków? A cały czas wielu kręci wokół. Zamordowali Polaków. OK, ale dlaczego? Bo ich nienawidzili. OK, ale dlaczego? Bo, bo.. i tu sie urywa cała dyskusja. Bo fakty są niewygodne. Bo gdyby pójść dalej to trzeba by stworzyć szerszy kontekst i zobaczyć, że prawda historyczna nie jest taka prosta i oczywista. I jak jestem za wyjaśnieniem sprawy mordu na Wołyniu, tak cały czas pisze, gdzie tylko się da, żeby patrzeć na kontekst tego skąd to się wzięło? Dlaczego ludzie, którzy przez lata żyli obok siebie, nagle jedni wyciągają topory i noże i mordują tysiące ludzi?
Choćby nie wiem kto jakie fikołki intelektualne wykonał to nie usprawiedliwi bestialstwa, którego się dopuścili Ukraińcy, którzy mieli do tego czynu wdrukowane społecznie skłonności. To tak jakby holocaust tłumaczyć tym, że Żydzi w Niemczech zadzierali nosa i zarabiali na lichwie.
dlaczego nikt nie chce pamiętać co było powodem tego „bestialstwa’?
Siostra jak siostra…ja jestem gotów „zabijać” za teksty próbujące udowadniać prorosyjskie nastawienie Brauna.
To była spirala nienawiści – ja go popchnąłem, on mnie uderzył pięścią. Ja go kamieniem. On wyciągnął karabin… itd. Wogóle wiek XX był wiekiem diabła, szalejących nacjonalizmów, wojen światowych i katastrofy cywilizacyjnej (a niektórzy ciągle widzą w nim tylko wiek postępu…). Fakt, że Ukraińcy przekroczyli (w warunkach ekstremalnych, spirali śmierci wywołanej przez dwa zwalczające się totalitaryzmy) pewną nieprzekraczalną granicę, ale pewnie nawet tego nie zauważyli (albo bardzo nie chcieli zauważyć). Jeżeli Twoja wspólnota każe Ci mordować sąsiadów (pod karą wykluczenia i wymordowania Twojej rodziny, jako niegodnych życia w tej wspólnocie), to potem będziesz obie wmawiał, ze dobrze zrobiłeś. Tak działa psychologia, zwłaszcza w warunkach ekstremalnych.
Owszem, była spirala nienawiści, strona ukraińska przekroczyła nieprzekraczalną granicę (w piekle między dwoma totalitaryzmami, zresztą to była świadoma polityka banderowców – żeby nie było powrotu ani alternatywy dla nich), a teraz uciekają w mit o symetryźmie. A naszym zadaniem nie jest ich wkopać z powrotem w to bagno, tylko pomóc z niego wyjść. Prawda jest zawsze niewygodna dla wszystkich i nic nie można poradzić na to, że nigdy w równym stopniu dla każdego (wówczas byłoby najprościej…).
Kłopot w tym, że UPA i Bandera to dla rodzącego się państwa ukraińskiego mit założycielski i tożsamościowy, tak jak dla nas AK, czy sięgając do źródeł – Chrzest Polski. Owszem, bardzo ważne jest (i to być może na wiele następnych stuleci), na jakich korzeniach zbudują własną tożsamość, ale na razie nie mają innych (albo nie mają ich świadomości).
Nie da się ludziom po prostu zabrać tego, co mają najcenniejszego (nawet jeżeli są to złudzenia, może nawet szczególnie wtedy). Trzeba zaproponować inną narrację, taką jaką zdolni by byli zaakceptować, inaczej nici z jakiejkolwiek „dekonstrukcji” czy szans na porozumienie w fundamentalnej sprawie.
Tak jak Rosjanom, jeżeli w przyszłym tysiącleciu to ma być normalne państwo, trzeba uświadomić, że budują swe marzenie o wielkości na z gruntu fałszywych przesłankach (ciągnących w otchłań całą Rosję, a świat za nią – sama, wręcz odruchowa, akceptacja takiej sytuacji przez Rosjan świadczy o ich duchowej kondycji: „możemy zginąć, jeżeli innym zgotujemy podobny los, to nas satysfakcjonuje” – antyteza postawy chrześcijańskiej, czy najbardziej choćby błądzących uczniów Chrystusa, stanowi dowód, jaki Woland ich opętał), tak Ukraińcom trzeba zaproponować narrację, że nowożytna Ukraina zaczyna się od Niebiańskiej Sotni i obecnej Wojny Wyzwoleńczej, a wcześniej to była sowiecka kacapia, z której próbowali się wyrwać przejętymi od okupantów metodami. Dopiero wyzwolenie się z tych metod będzie wyrwaniem się z Imperium Zła.
Rosja to naród straszliwie upokorzony i złamany okupacją przez Wschód w Średniowieczu, co pozostawiło niezatarty ślad do dzisiaj (łącznie z budowaną obecnie filozofią, że Wschodnia satrapia jest dobra, bo broni przez zachodnim zniewoleniem poprzez prawa człowieka i podobne wymysły. Wszystko na odwrót, czarne jest białe, a wolność to zniewolenie. Dopóki zresztą nie zrozumieją, że byli pierwszymi ofiarami komunizmu (konieczne wyjaśnienie – nie do końca tak, jak Niemcy kreują się na niewinne ofiary faszyzmu, bo byli niewolnikami z syndromem sztokholmskim, akceptującymi zniewolenie i fakt, że są milionami wysyłani na zatracenie w zamian za satysfakcję, że innych też zniewolą, nie będą mieli lepiej od nich – jedyna satysfakcja poniżanego niewolnika, ze złamanym człowieczeństwem).
Bandera próbował wyrwać się z niewoli jedyną metodą znaną niewolnikom – samemu zostać takim, jak oprawcy. Na dodatek, żeby sprawę skomplikować, nacjonalizmy były wówczas dość powszechne w całej Europie (która popadając z jednej skrajności w drugą obecnie każdy patriotyzm utożsamia z nacjonalizmem, a wręcz faszyzmem – od ściany do ściany). Wszystkich zwolenników porozumienia polsko-ukraińskiego (po obu stronach) banderowcy mordowali, jako szczególnie niebezpiecznych. W Polsce międzywojennej walczyły ze sobą dwa nurty – porozumienia i zniewolenia (przypomnę – powszechnego w całej ówczesnej Europie, wschodniej nie wyłączając), dopóki stało się jasne , że ten pierwszy jest niemożliwy, nie ma już dla niego partnerów po drugiej stronie.
Dzisiaj wydaje się, że Ukraińcy chcą pamiętać o banderowcach jako o antykomunistach, ich tradycji walki z usiłującą ich zniewolić Rosją. To dla nich podstawa do duchowej desowietyzacji Ukrainy. O innych aspektach (antypolskich, antysemickich itd.) tego ruchu nie chcą raczej pamiętać, tego (poza jakimiś nieuniknionymi skrajnościami) raczej nie czczą.
Nowoczesna Ukraina zacznie się, kiedy uzmysłowią sobie, że istniała zarówno biała jak i czarna strona mitu Bandery, że sam tkwił w tym, z czego usiłował wyrwać Ukrainę. Że korzenie współczesnej, europejskiej, nie sowieckiej, Ukrainy tkwią w pomordowanych i zmarginalizowanych rzecznikach porozumienia między narodami, a jej początki – w Pomarańczowej Rewolucji. Praca nad porozumieniem polega na uświadamianiu istnienia takiej narracji.
A nowoczesna Rosja zacznie się od momentu, kiedy rosyjska delegacja składająca kwiaty np. w Katyniu nie będzie mówiła „tu nasi zabili Polaków”, tylko „tu komuniści zabili naszych – obrońców człowieczeństwa i cywilizacji przed nieludzkim komunizmem”.
Nikt nie powiedział, że wyrywanie się z łap Wolanda, opętania przez niego, będzie łatwe… Ale innej drogi nie ma.
Na tym Kremlu to ciągle te korki strzelają, bez przerwy pewnie pijani leżą na podłodze. A dookoła same ruskie onuce, czy w tą, czy w drugą stronę.