21.09. Iły doleciały na Zachód
21 września, dzień 933.
Wpis nr 922
zakażeń/zgonów
5.637/25
Miałem kiedyś taki wpis, który chyba miał największe zasięgi. Pewnego październikowego dnia 2020 roku spotkałem swego kumpla, którego mi odnowił kowid, Pawła Klimczewskiego, i praktycznie razem zaczęliśmy mówić o tym samym – gwałtownym wzroście ponadnormatywnych zgonów, w dodatku w większości niekowidowych. Paweł był załamany, bo wykresy poszły ostro w górę i NIC, nawet wojna (której nie było) nie mogła powodować takich skoków. Nic naturalnego, nawet pandemia. Widzieliśmy, że to widzą także ci, co to powodują i zastanawialiśmy się co z tym zrobią. Czy będą brnąć dalej, czy odpuszczą, choć zapoczątkowanie pewnych procesów było ciężkie do odkręcenia.
Z takimi troskami ocknąłem się pewnego razu na nordic walking przy pomniku ofiar katastrofy samolotowej i natchnęło mnie, że wtedy (przełom listopada i października 2020) spadało codziennie sześć takich IŁ-ów.
Proceder ten trwał cały miesiąc do połowy listopada, kiedy tylko zwolnił. Wtedy w 30 dni zmarło 40.000 ludzi ponad pięcioletnią normę, do dziś doszliśmy do 200.000 w porównaniu ze średnią z lat dziesięciu. Jak widać więc proceder się nie zatrzymał, jedynie tylko spowolnił. O czynnikach, które się na niego złożyły pisałem więcej w kilku tekstach, ale przypomnę: ujednoimiennianie szpitali powodowało wstrzymanie hospitalizacji innych chorób, ogólne odejście od leczenia, triaż szpitalny polegający na odsyłaniu na kowidowe umieralnie pozytywnych testowo ludzi, którzy umierali na „prawdziwe” choroby, z którymi przyszli do systemu, przerwane terapie, niezdiagnozowane choroby z powodu „diagnostyki telefonicznej”, jaką były teleporady, w końcu desymulacja chorób, bo kto by chciał się znaleźć w szpitalu, który codziennie telewizja pokazywała jako zbiór półtrupów pod respiratorami. Wreszcie niedoceniany czynnik „miękki”, ale chyba kluczowy – stres i depresja, które obniżały i tak już ledwie zipiącą odporność.
Widać z tego, że ten 200-tysięczny bilans ofiar ma podłoże osadzone w decyzjach administracyjnych i tak niewydolnego systemu opieki zdrowotnej, jaki mieliśmy w przedpandemicznej Polsce. Nie jakieś tam specjalne falowanie wirusa, który raz się chował pod kamieniem wakacyjnym (dziwne, bo w okresie największej mobilności, która powinna zwiększyć transmisję), raz to wyskakiwał jak diabeł z pudełka w rytm falowania fal testów. Potem to się trochę wypłaszczyło, bo… nie było komu umierać. I tak dojechaliśmy do dzisiaj, to znaczy został już w nadumieralności głównie czynnik długu zdrowotnego, zaciągniętego według powyższego mechanizmu.
Ale nie tylko. Okazało się bowiem, że mamy drugą falę nadumieralności. Idzie ona z Zachodu. To fenomen, nad którym zawisła zasłona milczenia, co świadczy o tym, że winni chcą, by sprawa przyschła. Ale przyschnąć to może incydent, a nie permanencja. Bowiem mamy do czynienia ze stałym procesem. Tym razem nie tylko w Polsce, ale w Europie i Stanach rośnie gwałtownie liczba ponadnadmiarowych zgonów. W Unii Europejskiej to zwyżka o 16% w stosunku do pięcioletniej średniej. W samym lipcu mamy ponad 53.000 takich zgonów. W USA w pierwszym półroczu 2022 roku zmarło 215.000 ludzi więcej niż średnia z ostatnich pięciu lat.
Interesujący jest timing. Do tej pory nic takiego się nie działo. Kowid nie naruszył średniej umieralności, choć panika na to by wskazywała. Nawet gdzieniegdzie się zmniejszyło. Statystyki ponadnormatywnych zgonów wystrzeliły dopiero po… masowym zaszczepieniu ludności. I co ciekawe – w tym obecnym przyroście umieralności udział śmierci kowidowych jest pomijalny. Umiera więcej ludzi z powodu innych niż kowid chorób. Cóż to takiego może powodować taki fenomen?
Po pierwsze nauka skrzętnie unika wydawałoby się kluczowego wyjaśnienia tego zjawiska. Kiedyś wystarczyło kilkupromilowe odchylenie i badacze oraz statystycy szaleli, by wytropić przyczynę. A tu ani mru-mru. Coś mi się zdaje, że nikt z mainstreamu nie chce się narazić na otrzymanie wyników takich badań, bo… je zna, albo co najmniej przeczuwa. Po drugie – szerokość tego zjawiska wskazuje na masowe wyłączenie podstawowego czynnika, jakim jest ogólna odporność. Bo padają na wszystko co się da, zwłaszcza na nowotwory o niezwykle szybkim i agresywnym przebiegu. I tak jak z „falą IŁ-ów”, nie może to być jakieś zjawisko naturalne, ktoś tu musiał na masową skalę mocno nabroić. I był to człowiek, a właściwie system. Moim zdaniem, po przez logiczną indukcję, wychodzi, że takim czynnikiem zewnętrznym, a jednocześnie pochodzącym nie od natury tylko działań człowieka było masowe zaszczepienie miliardów ludzi. No, bo na logikę nie może być inaczej.
Mieliśmy więc do czynienia z dwiema falami ponadnormatywnymi, jedną, administracyjną, w której przodowała Polska, tej z przełomu listopada-października 2020 roku oraz obecną, iniekcyjną, gdy fala ponadnormatywnych zgonów ma podłoże wynikające z masowej utraty odporności w wyniku powszechnych szczepień. To drugie też jest działaniem człowieka, nie wynikiem jakiejś szczególnej natury obecnego wariantu koronawirusa. Przypomnijmy dwie rzeczy – Omicron, to najłagodniejszych z pakietu, który dostaliśmy do tej pory, zaś gross ponadnormatywnych śmierci nie ma nic wspólnego z kowidem. A więc jedyną zmienną, jaką mamy do rozważenia nie jest wirus, ale masowe szczepienia.
Z tym, że my mamy u nas do czynienia z kumulacją tych dwóch fal – pierwszą „iłową” polegającą na polskiej strategii późnego leczenia oraz drugą, zasadzającą się na masowym szczepieniu. Na szczęście u nas może być w tej drugiej fali mniej, niż na Zachodzie. Bośmy się chyba trochę zreflektowali po fali pierwszej nadliczbowych zgonów, odpuściliśmy w kilku miejscach z obostrzeniami, nie tak jak oni tam na Zachodzia, zaś zaszczepiliśmy się w znacznie mniejszym stopniu, niż Niemcy, Francuzi, czy Amerykanie i to oni teraz mają kłopoty, gdyż to co mają po tych akcjach w żyłach powoli do nich wraca. Nie jako dług zdrowotny, ale dług poszczepienny.
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.
Zgony ponadnormatywne – fakt.
Brak (w związku z histerią covidową) dostępu chorych do normalnej diagnostyki i medycyny -fakt.
Zgony ponadnormatywne na podobnym poziomie i u zaszczepionych i u nieszczepów – fakt.
Ergo – to nie szczepienia są winne ponadnormatywnej śmiertelności tylko przeorganizowanie służby zdrowia w kierunku coraz mniejszej skuteczności. Do tego panika, stress depresja itd. które równo oddziaływują i na zaszczepionych i nieszczepów.
Dodatkowy czynnik – demografia. Powoli narasta fala zgonów z pierwszego powojennego wyżu demograficznego – przez kilka lat po wojnie, do ok. 1955, notowaliśmy rocznie prawie 800 tys. urodzeń. Nasila się proces odchodzenia tego pokolenia. Maksima zgonów to wiek 80-88 lat. Szczyt liczby zgonów powojennego wyżu przypadnie na lata 30-te, prawdopodobnie ok. 700 tys. rocznie. Do tego nie jest potrzebny covid ani zaniedbania w służbie zdrowia, a sama analiza powinna być daleko subtelniejsza niż w artykule. Można sobie popatrzeć na sezonowość, epidemie, upały; dane GUS, zgony wg tygodni, lata od 2000: https://stat.gov.pl/obszary-tematyczne/ludnosc/ludnosc/zgony-wedlug-tygodni,39,2.html
Ale w pierwszej fali zgonów nadmiarowych nie było szczepionych i nieszczepionych. A teraz mamy nadmiar zgonów wśród szczepionych. Więc wnioski z d…
„Ale w pierwszej fali”… Czyli skoro BEZ SZCZEPIEŃ były zgony nadmiarowe to trudno je przypisać szczepieniom. Taka prosta logika panie Kolego. Wnioski kolegi rzeczywiście z d. …
Zbyt prosta. Wielokrotnie było tu napisane, że procedurami wzmocniono efekt wirusa – porównanie ze Szwecją. Teraz warianty powodują, że gardło boli czy głowa albo ma się jakieś tam rozwolnienie. Ale poważnie chorują zaszczypani. A mam wrażenie, że kto przeszedł oryginała na właściwych lekach i przeżył, ten wzmocniony – ciekawe czy ktoś to zbada, chyba było już takie badanie, muszę poszukać.
Słusznie, słusznie. „Jak było tu napisane” zwłaszcza wielokrotnie (szczególnie w komentarzach Melio) to logika przestaje obowiązywać. „Jak będzie tu napisane”, że grawitacji nie ma to zaczniemy latać. Potęga słowa pisanego.
Jakbym z dzieckiem („a nieplawda”) rozmawiał. Normalnie Disney XD
Nie chcę tutaj śmiać się bo nie ma z czego. Ale dokładnie 11 miesięcy temu, na imprezie rodzinnej zostałem dodany do płaskoziemców, bo powiedziałem, że tutaj nie ma dróg na skróty. Ze każdy musi się zarazić, że szczepionka nic nie da a może i pogorszy stan zdrowia ludzi. No i mam kolejne potwierdzenie. Moja siostra, zwolenniczka szczepień, magister farmacji(to ona mi powiedziała, że się nie znam i nie mam prawa się odzywać), Właśnie przeszła covid. Przez kilka dni była bardzo chora. Byłem akurat u rodziców i chcieli jej posłać jedzenie by nie musiała nigdzie wychodzić. No i zgłosiłem się na ochotnika, że jej zaniosę. I widziałem ją. Osoba zaszczepiona 3 dawkami. Tak, TRZEMA dawkami, wyglądała jakby ją 30 tonowy walec przejechał. Ona chora, jej dzieci chore i mąż chory. Wszyscy zaszczepieni. Byłem tam nie po to by się śmiać, pokazywać palcem, ale by sprawdzić, właśnie to. Ze osoby zaszczepione chorują i to nawet poważnie. A im starsi tym mocniej. Że szczepionka NIE DZIAŁA, bo jest dana za późno, nie na tą odmianę, że kolejne dawki zamiast wzmacniać osłabiają organizm. Wczoraj dowiedziałem się ,ze mój tata również jest chory(miał z nią styczność). Także zaszczepiony. I to także kolejne potwierdzenie. Smutne potwierdzenie. Rozmawiałem też w pracy z pewną klientka, której mam zmarła na raka, bo.. w 2021 roku zamiast zajmować się je chorobą przesuwano zabiegi, przesuwano, aż zmarła. Także to także smutna konstatacja tamtych czasów.
„he passed away at a hospital in France while receiving treatment for COVID-19.”
Jaki był „treatment” na kowida, w paryskim szpitalu, anno domini 2022?
dziś dowiedziałem się że w maju br. zmarł Vangelis. Zgadnijcie, co było powodem śmierci.
🙁
„Smutek i nostalgia”, do której musimy przywyknąć bo będą odchodzić „nagle” i „z niewyjaśnionych przyczyn” codziennie, wszyscy których kiedyś kochaliśmy…
No cóż, za łatwowierność politykom, lekarzom i „nałuce” się płaci. Szkoda mojego ulubionego kompozytora.