22.08. Kukizowa Konfederacja

5

Zapraszam do wsparcia mego bloga

Wersja audio

Już kiedyś napisałem taki tekst. Było to 8 lipca 2015 roku. Przypomnę, że było to zaraz po sukcesie Kukiza w wyborach prezydenckich, w których zebrał on ponad 3 miliony głosów, czyli 20,8% wszystkich oddanych. Należało tu też uwzględnić, że głosujący na Kukiza nie wybrali mniejszego zła. Wiedzieli, że ich kandydat przepadnie w walce dwóch plemiennych kandydatów – tym bardziej 3 miliony głosów mających znaczenie jedynie „dania wyrazu” to było coś. Inni niezadowoleni z systemu poszli po linii mniejszego zła i z zaciśniętymi zębami zagłosowali za którymś z popisowych kandydatów.

Analogie

Czemu o tym piszę? Ano dlatego, że widzę obecnie wiele analogii pomiędzy tą sytuacją sprzed 8 lat, a dzisiejszą pozycją Konfederacji w przededniu wyborów. Postaram się to teraz wyjaśnić na podstawie zestawienia obu inicjatyw, zarówno co do szans, jak i zagrożeń.

Kukiz, jak pisałem 8 lat temu w Rzepie, i przysięgłem, że jak to spitoli, to mu tego nie zapomnę (spitolił i jako się rzekło będę mu to pamiętał po kres moich dni) miał w ręku złoty róg. Trzy miliony ludzi, którzy chcieli wyjść poza paradygmat plemiennej nawalanki, z postulatem JOW, który przeorałby polską scenę polityczną, to był gościu z obecnym potencjałem przewracania stolika (głównie okrągłego). Po jego dobrym wyniku, a tak szczęśliwie ułożył się kalendarz wyborczy, Kukiz miał szanse przemienić swą 20-procentową pozycję na ruch polityczny, niepomijalny w stworzeniu większości. Coś jak teraz szykuje się z Konfederacją. Wystarczyło tylko nie certolić się z tą bezpartyjnością, założyć partię, trzymać się ruchu samorządowego, który go wydźwigną z rokowego niebytu politycznego i wprowadzić do Sejmu tylu posłów, że każde z plemion zabiegałoby o jego przychylność.

Poszło inaczej. Kukiz zerwał ze swoją bezpartyjną bazą nie tyle wyborczą, co organizacyjną. W dodatku postawił na żywiołowy, a właściwie kompletnie wodzowski sposób wyłaniania ludzi na swe listy. W komisji weryfikującej kandydatów zasiadł psychiatra i nie wiadomo ile cwaniaków politycznych. Takie sito wyłoniło sejmową reprezentację, która natychmiast w parlamencie stała się żałośnie łatwym łupem do rozbierania przez rządzące plemię PiS-u. Ten też nie musiał się bardzo starać, bo wypadek przy pracy systemu – niedostanie się lewicy do Sejmu – spowodował, że PiS rządził i bez potrzeby korumpowania całości Kukizowego klubu. Ot, miało się kilka przyczółków symbolicznie oddanych Kukizom, na wypadek gdyby trzeba było dobierać skądinąd większość ze swego klubu, jakby się tam pojawiło jakieś renegactwo.

Ryzykowna demokratyzacja

Tu widzę pierwszą analogię, ale raczej w kategorii niebezpieczeństw. Konfederacja bowiem zdemokratyzowała proces wyłaniania liderów na jedynki, co powoduje, że mogą tam być (i są) ludzie, którzy nie wiadomo jak zachowają się w sytuacji kuszenia plemion ku większości. Konfederacja rozpoczęła rekrutację na poziomie wolnego konkursu, gdzie kandydaci do jedynek mogli startować z dowolnego okręgu, ba – „przywożąc” ze sobą własnych elektorów, choćby i z drugiego końca Polski. Jedynkę więc mógł zgarnąć prawie każdy, co co prawda dawało profit ogarniętym organizacyjnie, ale niekoniecznie pewnym ideowo.

Bo pewność ideowa jest tu kluczowa. Konfederacja w przyszłym Sejmie, jeśli będzie niepomijalnym partnerem do większości, będzie kuszona, jak Jezus na górze przez szatana. Będą rozbierani i korumpowani pojedynczo i grupami, a więc niezłomność w tym względzie jest tu elementem zasadniczym jeśli chodzi o kandydatów. Nawet z tego powodu jestem w stanie jakoś zrozumieć tych pociotków liderów na ważniejszych pozycjach z list. Kwestie ideowe są ustalone, wybory nie ujawnią raczej nowych liderów w Konfederacji, a więc będzie liczyła się zwartość w szeregach. Nawet bardziej niż merytoryczna praca. A puszczenie na żywioł list, zwłaszcza oddanie „ludowi” jedynek, nie zapewnia spoistości w szeregach, a to będzie kluczowe. Inaczej Konfederacja straci swój główny atut – języczka u wagi – i zostanie rozebrana na części w politycznej dziupli kradzieży nowych inicjatyw politycznych. I skończy jak Kukiz.

Co do strategii powyborczej – zakładając utrzymanie zagrożonej wobec powyższego spoistości – to Konfederacja powinna popatrzeć na losy Kukiza. Ten zebrał głosy na swe ugrupowanie głównie dlatego, że powiedział, iż w drugiej turze wyborów prezydenckich w 2015 roku nikogo nie poprze, a stracił poparcie, jak wszedł do Sejmu zaczął popierać w głównych sprawach PiS. Konfederacja ma podobną narrację przedwyborczą, ale chodzi mi o to, by po wyborach nie poszła, jak to Kukiz jednak zrobił, w miękkie poparcie rządzącej partii, a już nie daj Boże do rządu.

Formy współrządzenia języczka

Miękkie poparcie zakładałoby zgodę na powołanie rządu, od razu mniejszościowego, uzależnionego za każdym głosowaniem od stanowiska cichego koalicjanta. Ale ta sytuacja wymagałaby ciągłego kluczenia i tłumaczenia swojemu elektoratowi dlaczego akurat w danej sprawie Konfederacja popierałaby rządzących. Czyli byłby to słaby wariant strategii. Branie na siebie części odpowiedzialności, stawanie na konferencjach od czasu do czasu obok rządu, zaś bez operacyjnego wpływu na działanie państwa. Jego poookrągłostołowe młyny dalej by mieliły w odwrotną stronę, zaś Konfederacja zużywałaby się w tej hybrydowej pozycji. Skukizowała by się. W rezultacie przy trwającej równolegle akcji korumpowania pojedynczych konfederatów (w dodatku wyłonionych wedle idealistycznego mechanizmu wybierania jedynek, opisanego wcześniej) Konfederacja zaczęłaby topnieć w szeregach, pozostawiając już jedynie osamotnionych i sfrustrowanych liderów.

Jeszcze gorszy byłby wariant wejścia do rządu. Zawiodło by to elektorat, który naprawdę chce przewrócić stolik pookrągłostołowej III RP. Tu mielibyśmy wariant jak z Suwerenną Polską Ziobry. Koalicjant mniejszościowy w rządzie zaczyna się mościć i ten większy cały czas, metodą wpychania noża w masło, patrzy jak daleko może się posunąć. I w sprawach uzgodnień programowych, i – zwłaszcza – personalnych. Ziobryści przez te osiem lat, choć sami byli wewnętrznym języczkiem u wagi, wiele razy dochodzili do ściany dylematu – stawiać się, a wtedy wszystkie wice- i ministry won, czy jednak doprowadzić do przesilonka i odpuścić. Widać, że zawsze wybierali ten drugi wariant.

Co robić?

Moja rada jest prosta. Konfederacja wykręca dobry, niepomijalny wynik. Nie wchodzi do rządu, nawet nie popiera mniejszościowego. Wtedy III RP dojdzie do granic swej formuły. Pierwszy raz – po niewątpliwych atakach ze strony POPiS-u na Konfę – będzie można zobaczyć istotę III RP: porozumienie ponad podziałami, by ustrojowy filar naprzemienności rządów jednego z plemion i blokowanie każdego trzeciego – pozostał nienaruszony. Wtedy odbędzie się skomlenie i obrzucanie najgorszymi obelgami tego, który popsuł zabawę. Będzie to też okres korupcyjnych łowów większości ciułanej z niepomijalnej Konfederacji, co będzie procederem ostatecznego bezwstydu realnego ustroju. I jeśli Konfederacja to wytrzyma, utrzymując spoistość szeregów, jako gwarant niepomijalności, to nawet nie musi się specjalnie bronić i odwijać. Wystarczy tylko kupić czipsy i usiąść przed sejmowym telewizorem. Resztę degrengolady dokona sam plemienny system. Trzeba więc będzie się wykazać cojones. Tylko tyle i aż tyle.

Efektem muszą być przyspieszone wybory, poprzedzone spektaklem samognicia realnego ustroju III RP. Czyli wreszcie pewien efekt oczyszczającego katharsis. I wtedy Konfederacja może zagrać o całą pulę. Nie jakieś naście procent, ale o wyższe miejsce, choć i tak już jest na podium. I wtedy będziemy mogli wreszcie pożegnać się z tym taktycznym mutantem Okrągłego Stołu, który patologicznie wyrodził się w system naprzemiennego klientelizmu plemion. Polskie sprawy już od dawna leżą na ulicy. Każdy trzeci, niepomijalny, może je podnieść, korzystając ze znoszenia się przeciwstawnych wektorów sił wojujących plemion. Do tej pory takie inicjatywy albo popadły w błędy niebu obrzydłe (Kukiz), albo były prokurowane przez system, by niszę niepomijalności zająć zawczasu kimś dyspozycyjnym, by suweren tego nie zrobił (Palikoty, Petry, Biedronie czy ostatnio Hołownie).

Kolejny złoty róg?

Bo mamy do czynienia z kolejną szansą na przełamanie systemu. Tak jak za Kukiza, który to koncertowo spitolił. Naród w swej kilkumilionowej grupie wypowiada posłuszeństwo systemowi realnej III RP. Nie boi się, że jego głos „przepadnie”, oddany na partie, które albo do Sejmu nie wejdą, albo ich wejście nie będzie miało realnego wpływu na politykę. Otrząśnięto się z fałszywego odium obciachu głosowania na brunatnych. Ba – wszelkie ataki na Konfederację (często skoordynowane w POPiS-ie) obracają się przeciw agresorowi, przysparzając zwolenników Konfie. Dowodzą bowiem prawdziwości tezy lansowanej przez Konfederację, że w gruncie rzeczy wojujące plemiona trzymają się pewnej wspólnoty interesów.

U Lema w jednym z opowiadań z „Dzienników Gwiazdowych” jest fragment o dziwnym zwierzaku, który na odległej planecie żywił się falami dźwiękowymi. Turyści z Ziemi przelatywali miliony kilometrów, by zobaczyć, jak zwierzak rośnie w oczach, kiedy obrzuca się go obelgami. Tak jest obecnie z Konfederacją. Im więcej w nich, tym bardziej rosną. Znowu lepiej jej będą tylko siedzieć i patrzeć jak plemiona się zużywają w tej kontrproduktywnej nawalance.

Wystarczy tylko odczekać i przeczekać, przy pierwszej próbie kuszenia Konfederacji. Jak to Konfa spitoli to wyjdzie na to samo, co mi wyszło z Kukizem. Znowu zryw antysystemowy pójdzie w krzaki, znowu nadzieje wielu zostaną zawiedzione, spychając ich w duchową i czasem fizyczną emigrację. I znowu, tym razem im – tego nie zapomnę. I znowu trzeba będzie czekać z osiem lat, albo i dłużej, albo i do nigdy, by podobnie zawiedzione nadzieje chciały się odrodzić. Może dopiero w kolejnym pokoleniu, a może już nigdy, patrząc na te tzw. nowe pokolenia…     

Napisał Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.

About Author

5 thoughts on “22.08. Kukizowa Konfederacja

  1. Teraz czekam na analityczny artykuł o partii PJJ Rafała Piecha i jej wpływie na wynik wyborów.

    Na konwencie w Warszawie jej lider Rafał Piech przedstawił główne postulaty PJJ jak m.in.:

    oparcie polskiej gospodarki na małych i średnich przedsiębiorstwach,

    powrót do wartości chrześcijańskich znajdujących odzwierciedlenie w haśle „Bóg Honor Ojczyzna”,

    czy zapewnienie bezpieczeństwa energetycznego kraju, bazującego na polskich zasobach naturalnych.

    Pod nazwą „Polska Jest Jedna” odbył się w niedzielę 25 czerwca w Warszawie konwent programowy ugrupowania o tej samej nazwie. To nowa partia, która działa od 2020 r. jak ruch społeczny i stowarzyszenie założone i dowodzone przez prezydenta Siemianowic Śląskich Rafała Piecha..

    – Dzisiaj nadszedł czas, abyśmy wszyscy połączyli siły! – mówi Rafał Piech. – Chciałbym Was zaprosić na naszą stronę partii politycznej Polska Jest Jedna To jest ten czas wielkiej mobilizacji, ale też czas, kiedy potrzebujemy Waszego wsparcia. Zobaczcie, nie potrafimy się przebić przez media głównego nurtu – dodaje Piech.

    Ugrupowanie wystartowało w 2020 r., protestując głównie przeciwko polityce sanitarnego dzielenia Polaków w czasie pandemii COVID-19 oraz „dewastacji małych i średnich przedsiębiorców, zmuszanych do rezygnacji z ich podstawowego prawa konstytucyjnego, jakim jest możliwość prowadzenia własnej działalności gospodarczej”. Z czasem skład osobowy ruchu się powiększył i zapadła decyzja o wejściu na polityczną scenę. Władze partii zapowiedziały start w najbliższych wyborach.

    https://nie-wierze-nikomu.pl/index.php/aktualnosci/225-konwent-partii-polska-jest-jedna-rafala-piecha-25-vi-2023?highlight=WyJwaWVjaCJd

    1. Szanowny Panie Autorze… z przykrością odnotowuję, że Pańskie kalkulacje są (moim skromnym zdaniem) dalekie od racjonalności. Trochę tak, jak kalkulacje totalnej opozycji, że suma wyników partii w bloku totalitarnym przekłada się na wynik wyborczy zjednoczonego bloku. Tak się oczywiście nie stanie, bo nie uwzględniają oni szerszego kontekstu.
      Mam wrażenie, że i Pan gubi szerszy kontekst sytuacji. Ten sam błąd popełnił przecież PiS, gdy prezydent rozwiązał parlament. Też im się wydawało, że są na fali wznoszącej. I mieli zonk, bo kolejne wybory to kolejne niewiadome. Wiele może się wydarzyć. Przeciwnicy mogą pójść po rozum do głowy i zmienić metody działania na bardziej skuteczne. Mogą w trakcie kampanii już przechwytywać co bardziej sprawnych działaczy (z PiSu będzie trudno urwać, ale z takiej Konfy, przy zagrożeniach, jakie pan opisał – dużo łatwiej), będą musiały się pojawić nowe hasła i zmodyfikowane programy, żeby nie jechać na starych kotletach – a te mogą się różnie spodobać… może się wydarzyć też dużo na świecie, co zmieni zapatrywania wielu wyborców. A do tego dochodzi czynnik zmęczenia materiału – wielu ludzi zwyczajnie odpuści i śmietankę zbiorą partie posiadające zaplecze najbardziej zmotywowanych czy nawet sfanatyzowanych wyznawców – a więc PiS i PO.
      Słowem – Konfa może się ostro przejechać na powtórzonych wyborach, zwłaszcza, że POPIS ma do dyspozycji duże media, a Konfa tylko chimeryczny Internet (gdzie w każdej chwili inne siły antykonserwatywne mogą ich łatwo przyblokować).
      Jeśli Konfa czuje swoją spójność i lojalność swoich ludzi – niech wchodzi do rządu i niech działa jak to się robi w polityce – na sprawie X nam średnio zależy, możemy pójść na ustępstwa, a sprawę Y stawiamy na ostrzu noża, łącznie z groźbą upadku rządu.
      A jeśli nie czuje, to musi grać na zwłokę poza rządem, pozwalając mu jako tako trwać mniejszościowo, a przynajmniej przez pewien czas. W ten sposób też może coś ugrać, a jak faktycznie zrobi się źle, to może zaryzykować upadek rządu przez wstrzymanie wszelkiego poparcia, i nowe wybory. Ale jak pisałem, to jest dla nich ryzyko, może będzie lepiej, a może będzie gorzej. Jednak korzystniej dla wizerunku Konfy będzie pokazać, że są skutecznymi politykami, zrealizowali chociaż część swoich postulatów wyborczych, bo inaczej to łatwo im przypiąć gębę pieniaczy i rozrabiaków silnych w gadce, ale jak mieli okazję coś zmienić…

  2. Może tak być jak Pan pisze, ale też nie należy liczyć na zmianę tego jak ludzie zagłosują. Większośc ludzi których widzę na codzień to poskomuna, ich dzieci, wnukowie, oni nie mają innej opcji głosowania, niż TVN im powie. Tak samo jak się pojedzie na wieś – tam gdzie PIsowskie klimaty. Dla nich Konfederacje to utrata posady w urzędzie czy 500+. Na dodatek oni mają do dyspozycji media. Zmiana rządzenia Polską wymaga pracy organicznej całych pokoleń i wykształcenia prawdziwych elit. A to jest nieco trudne w czasach totalnego ogłupiania ludzi przez internet. Tak więc pewnie się będziemy cieszyć przez parę miesięcy, patrzeć z nadzieją, a skończy się jak zwykle. Przepraszam, że tak pesymistycznie.

  3. Problemem nie jest, kto u władzy, ale jakie jest społeczeństwo. Demokracja ma swoje wymagania, społeczeństwo w swej masie powinno być aktywne i konstruktywne, inaczej władza się degeneruje. Jedna wcześniej, druga później. U nas medialnie jest przedwyborczy i międzywyborczy teatr, a władza, każdej maści, bo na szczeblach krajowym i samorządowym są różne, z reguły ma głęboko gdzieś, co obywatelom czy przedsiębiorcom potrzeba. W dodatku najłatwiej przychodzi wykrzyczenie jedynie swoich racji.

    Sprowadzenie demokracji do kartki wyborczej to jak seks z prostytutką: chwila satysfakcji, później trzeba płacić. Bez szans na trwały związek, a przy okazji można złapać brzydką chorobę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *