26.10. Duzi pomagają. Sobie.

5

26 października, dzień 968.

Wpis nr 957

zakażeń/zgonów

1.024/23

Jeszcze raz dzięki wielkie za wsparcie i proszę o kontynuację

Zapraszam też na mój podcast w tego wpisu. Dla wygody. W dzisiejszych czasach lepiej mieć wolne ręce gdy się ma do czynienia z nieprawomyślnymi treściami.

Mówiąc szczerze to ja już nie rozumiem tych entuzjastów Unii Europejskiej. Ok, jeszcze do wojny na Ukrainie można było mieć złudzenia, ale i tak trzeba było być ideologicznie zamroczonym, by nie widzieć istoty tego projektu. Po 24 lutego resztki dekoracji już kompletnie opadły i ten, kto nie odwracał wzroku mógł zobaczyć prawdziwe, coraz mniej wstydliwie skrywane konstrukcje.

Unia jawi się powoli jako instrument politycznej i gospodarczej dominacji Niemiec nad Starym Kontynentem. Przed wojną byliśmy o włos od realizacji tego projektu, kiedy to Niemcy złożyły Stanom propozycję, że w ich imieniu i interesie będą pilnowały porządku w Europie. I USA zdawały się być otwarte na taką ofertę. To groziło nam, że w koncercie tak zgranych mocarstw spadniemy już do miana bezwolnej kolonii, dziękującej Bogu, że Niemcy nam załatwiły, że to oni nas będą kolonizować na montownię, nie zaś Rosja na zgubę. Taka była wtedy ta diabelska alternatywa. Wojna skasowała te rachuby.

Pokazała też na golasa cały plan i perspektywę sojuszu Niemców z Putinem. Brudna produkcja w Chinach, najbrudniejsza energia (łącznie z brudnym wodorem) w Rosji, w Niemczech zaś marża, jeśli coś produkujemy to na tanim ruskim gazie, w międzyczasie blokujemy innym rozwój alternatywnych źródeł energii (w tym nagle brudny atom). Kraje takie jak Polska stają się gospodarkami uzupełniającymi dla niemieckiej, podwykonawczymi, niskomarżowymi, innowacyjnymi tylko w takim znaczeniu, że innowacje pochodzą od niemieckich przedsiębiorstw, które u nas pracują na rzecz ichnich produkcji. U nas pozostaje tylko logistyczna bliskość oraz wciąż tańsza (choć socjalnie rząd się bardzo stara by tak nie było) praca.

I sprawa się wydała w momencie wojny. Wylazło wszystko na wierzch. I nawet nie przez to, że teraz Niemcy są w kłopocie, ale w tym jak bardzo blokują wszelkie działania wymierzone w swego kremlowskiego partnera, licząc, że w końcu ta Ukraina padnie i da się wrócić do czasów business as usual. Niemcy się tak wymyślili, byli od włos od celu i ciężko im teraz zmienić paradygmat swojej racji stanu. A przychodzą na nich srogie terminy. Łamie się kontrakt społeczny, bo w powyżej opisywany sposób kolejne rządy konsekwentnie obiecywały niemieckiemu suwerenowi, że będzie żył w dobrobycie, na który zapracują głównie inni. A to teraz leży w gruzach. I ichni suweren to czuje i internalizuje rządowe obawy jako swoją autentyczną postawę. Stąd te protesty przeciwko pomaganiu Ukrainie, nawoływanie do zakończenia TEJ wojny, by było wreszcie po staremu. W końcu niemiecki pacyfizm, sterowany z Moskwy, ma długie tradycje. Ale tu może wcale nie trzeba inspiracji – Niemcy z natury nie lubią jak im zimno. Taki mieli klimat przy swych powtarzalnych wyprawach na Wschód.

Ale przemysł u nich może (musi!) zwolnić, w domkach zaś niemieckich powieje już nie politycznym, ale realnym – chłodem. I ciekawe czy suweren wyciągnie z tego inne wnioski, niż te, że wszystkiemu winien ten okropny Żeleński. Jakby to była jego wina, a nie niemieckiego współudziałowca putinowskiej polityki, że Rosja napadła na Ukrainę.

Widać, że cały ten projekt unijny był po to. Po to by, pod płaszczykiem górnolotnych zaśpiewów, na które mogą się nabrać albo naiwni, albo wykorzystywać cynicy, systemowo zagwarantować Niemcom uprzywilejowaną pozycję. Od dawna widać bowiem w Unii podział na „starszych i mądrzejszych” i tych maluczkich, którzy mają okazję siedzieć cicho, bo wtedy może im co skapnie z pańskiego stołu.

Można to prześledzić ostatnio na kwestii pomocy publicznej. Tej z puli pomocy dozwolonej. Niemcy wzięły z tego 226 miliardów euro, które przeznaczyły na zasilenie swojej gospodarki, co stanowi 52% całej puli. Francja dociągnęła ze swoimi 160 miliardami euro do łącznej puli obu krajów – ponad 90% udziału w dozwolonej w Unii pomocy publicznej. Czyli dwa kraje, które kontrybuują w europejskim PKB w wymiarze 40% biorą 90% z puli pomocy publicznej. My bierzemy – 1,7%, a Niemcy planują jeszcze dwie transze, jedną za 100 i drugą za następne 200 miliardów euro. Ale kto bogatemu zabroni? Jechali z dodatnim bilansem od lat, naoszczędzali kasy na takie wynalazki, to mogą sobie to wykorzystać. Mogą?

Z tą pomocą publiczną to zawsze był cyrk. Jednym było wolno (Niemcy, Francja), drugim – nie. Okazało się, że to narzędzie mitygowania krajów na dorobku, by te nie wyskoczyły ponad rolę przyznaną im przez dalekosiężne plany koncertu mocarstw. Tak było na przykład z polskimi stoczniami versus stocznie niemieckie. Tam – żadna tam pomoc publiczna, u nas – jak najbardziej. Cały mit tego, by nieuczciwie nie pompować swych pieniędzy we własną gospodarkę działał odwrotnie do tego co deklarowano. Hamowanie pomocy publicznej miało ochronić biedniejsze kraje przed bogatszymi, których było stać na taki gest, co pogłębić mogło dodatkowo istniejące różnice wśród członków. Przecież te wszystkie fundusze spójności są właśnie po to, by takie różnice wyrównywać. A tu wyszło jak zwykle. Okazało się, że biedni nie mogą sobie dosypywać, nawet jak coś naskrobią (a mogą niewiele jak są w strefie euro, bo tak to by sobie swojej waluty dodrukowali), zaś bogaci sobie mogą pozwolić. Nie dla psa kiełbasa.

Ostateczny upadek limitów pomocy publicznej obserwowaliśmy w kowidzie. Bo czym że innym, jak nie pomocą publiczną były te wszystkie tarcze kowidowe, czyli helicopter money. Kraje, jeden po drugim ucinały sobie lockdownami zdrowe kończyny i zaraz wstawiały kosztowną i niefunkcjonalną protezę tarcz kupionych za publiczne, dodrukowane pieniądze. Świat stał się globalnym socjalizmem, o którym wiadomo, że dzielnie mierzy się z problemami, które sam prokuruje. Na czas kowidowy temat limitów pomocy publicznej zniknął jak zaczarowany, co dowodzi, że jak przychodzi co do czego, np. przekupienia własnych przestrachanych wyborców, to żadne tam wspólne ustalenia się nie liczą.

I widząc to wszystko trudno mi naprawdę uwierzyć w autentyczność polskich zachwytów na projektem europejskim, a właściwie unijnym. To następna pułapka semantyczna. Coraz częściej mówimy europejski, choć chodzi tu o Unię. A to mylenie, ba utożsamianie kontynentu z instytucją. Przydawanie Brukseli roli depozytariusza wszelkich europejskich przymiotów. A to nie prawda. Widać już, mam nadzieję, że projekt europejski przetrwa krócej niż sama Europa. I mam nadzieję, że życzą jej, Europie nie Unii, tego wszyscy. Nie rozumiem jednak – przy tak oczywistych dowodach, zwłaszcza wojennie wzmocnionych – tych, którzy jeszcze w to wierzą. Wierzą w to, że mamy do czynienia z dobroczynnym zrzeczeniem się interesów mocarstw lokalnych na rzecz pomniejszej europejskiej braci, po to by nie powtórzył się więcej na Starym Kontynencie, tej wylęgarni światowych konfliktów, koszmar wojny. A wyszło, że to właśnie instrumentalne traktowanie europejskiej wspólnoty przyprowadziło nam wojnę pod europejskie drzwi.

Unia coraz wyraźniej jest instrumentem wykorzystywanym do federalizacji kontynentu w interesie niemieckim. I jest to kierunek korzystny z punktu widzenia… Putina. Jemu lepiej zarządzać pośrednio Europą poprzez deal z kontynentalnym hegemonem, Niemcami, niż handryczyć się z kilkunastoma kraikami po kolei. I każdy kto tego nie widzi, lub udaje, że nie widzi, popiera Unię we wszystkich jej, głównie szkodliwych dla Polski, poczynaniach, niech wie, że nie tylko sprzyja Berlinowi, ale i Moskwie.

A opisana, proniemiecka opcja, ma coraz większe szanse w zbliżających się wyborach. Nie wiem czy tylko zwolennicy jej zdają sobie sprawę z pełnych konsekwencji swych postaw. Ja wiem, że PiS stara się jak może by dostarczyć uzasadnień do tez o swoim złym rządzeniu. Ale to będzie odmrożenie sobie uszu na złość babci. Z tym, że niech by tak i swoich uszu, ale i uszu tych, którzy nie tylko widzą to inaczej, ale przestrzegają przed pójściem za naiwnym scenariuszem, że wszyscy wokoło tylko zaglądają Polakom w oczy jak to ich zadowolić, zapominając o własnych wyborcach.

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.    

About Author

5 thoughts on “26.10. Duzi pomagają. Sobie.

  1. A co mnie obchodzą Niemcy? POLACY, MY szybko zbliżamy się do zapowiedzianej przez Morawieckiego pół miski ryżu na łeb.
    Już od dziś nie podwyzka, a inflacyjna 25 procentowa WALORYZACJA powinna być wypłacana CAŁEJ polskiej budżetówce, by zachować realny poziom dochodów sprzed roku.
    Dzięki rządowi tej w praktyce antypolskiej popisowej mafii dochody realne Polaków już dziś spadły do poziomu SPRZED wejscia Polski do Unii w 2004 r. Przy w istocie sprowadzeniu nas do pozycji kolonii.
    Inflacja rozbuchana przez PiS, ze złamaniem Konstytucji (zadłużanie kraju z ominieciem zakazów prawnych) przez Kaczyńskiego, Morawieckiego, Glapińskiego i całą tą mafię właśnie tworzy w Polsce sytuację megaprotestu społecznego, który tych sq…li zniesie najpóźniej na wiosnę.
    Policja już w istocie strajkuje, żądając waloryzacji, już ruszają inni. PiS bezczelnie okradł Polaków inflacją, a pan redaktor nawija o nieszczęsciu Niemców.
    A ch… Polaków to dziś obchodzi!
    Jeszcze Pan wyśle biednym Niemcom koce i bedzie jak za Spawacza i uszatego.
    Dosyć tego ideolo!

  2. Wszystko zgoda, z tym że nie od początku tak było. U zarania Unia Europejska (wówczas EWG, a jeszcze wcześniej „Wspólnota Węgla i Stali”) była projektem mającym za jeden z głównych celów spętanie niemieckiego militaryzmu poprzez przemianę kontynentu w jednolity organizm gospodarczy, tak aby już nigdy nie miała szansę wybuchnąć niszcząca Europę (i świat) wojna. I gdyby na tym poprzestano, na swobodnym przepływie ludzi i kapitału, to pewnie mielibyśmy idyllę (przynajmniej w porównaniu z tym, co mamy). Ale w międzyczasie władzę przejęła lewica (przy niewątpliwej choć dyskretnej pomocy ZSRR a także jego następczyni), zrobiła swój „marsz przez instytucje” a Niemcy zdołały sprawnie przekształcić łańcuchy do ich pętania w sznurki do pociągania (co ich utwierdza w przekonaniu o wyższości niemieckich nadludzi nad resztą świata i ich przeznaczeniu do rządzenia prowincjami). To jest przyczyna naszych nieszczęść. Niemiecki buldog ciągnie europejską budę do której go przypięto, dokąd chce. Niemcy wspólnie z Rosją doprowadziły do dwóch (już trzech?) wojen światowych, które nie tylko skończyły się katastrofalnie dla nich samych, ale również dla Europy – nieodwracalnie przekształciły ją z centrum światowej cywilizacji z coraz mniej znaczącą wobec nowo obudzonych potęg (USA, a obecnie również Chiny) prowincję. O destrukcyjnej dla europejskiej kultury i ludzkiej cywilizacji ideologii lewicy już nawet nie wspominam, szkoda czasu na oczywistości…

    Dramat Europy polega na tym, że aby coś znaczyć wobec światowych potęg musi się naprawdę zjednoczyć. Oczywiście nie wokół Niemiec, ani lewicowych ideologii, tylko wokół tego co zawsze stanowiło jej siłę, tradycję i korzenie. Grecka kultura, rzymskie prawo, chrześcijańska duchowość uzupełnione o humanistyczne ideały Oświecenia (ale tylko w towarzystwie trzech poprzednich, stanowiących fundament dla wyższych pięter, podkreślam). Musimy być ciekawi świata i dociekliwi jak Grecy, dumni jak Rzymianie i pokorni jak chrześcijanie – miłujący innych i gotowi do poświęceń dla wyższych wartości. Albo spełnimy marzenia i ideały naszych przodków, albo…
    Tertium non datur – mamy do wyboru ostro w górę, albo ostro w dół, skalna półka na której błogo sobie drzemaliśmy, gwałtownie się kruszy i wali (dziękujemy wam, Niemcy i Rosjo, za pobudkę, cokolwiek brutalną), skończyły się wakacje od Historii.

    A dramat Polski polega na tym, że alternatywą dla rządów PiS-u (jakiekolwiek by nie były) stanowią ludzie na garnuszku Niemiec, błagający lewicową Brukselę aby wprowadziła swe (symboliczne póki co) wojska i „obroniły demokrację” (bynajmniej nie zagrożoną bardziej niż w reszcie Europy) czyli przywróciły naszym „elitom” stołki wykonawców woli tych, którzy w samorządnej i niezależnej Polsce widzą zagrożenie dla swych planów oraz gospodarczego konkurenta. „Elity” wykształcone przez rosyjskiego okupanta (na miejsce tych rozstrzelanych w Katyniu, zamęczonych w obozach koncentracyjnych i łagrach), wychowane w pogardzie do własnej tradycji i lęku przed „tubylcami”, którzy prędzej czy później się zbuntują przeciw ich namiestniczej władzy. To się akurat nie zmieniło. „Elity” uznające że jedyną szansą dla sąsiadującej z Rosją Polski jest podporządkowanie się Niemcom, niezdolne do przewidzenia, że Niemcom prędzej czy później musi przyjść do głowy pomysł rozszerzenia sobie przestrzeni życiowej – czy to przez puszczenie nam gazu do pryszniców, „zaszczepienie” przeciw płodności czy jakąkolwiek, nawet łagodniejszą i powolniejszą koncepcję „ostatecznego rozwiązania” naszej kwestii. Nie powiem co sądzę o PiS, ale w obecnej sytuacji będę na nich głosował obiema rękami, dopóki nie pojawi się jakaś rozsądna (i bez onuc wystających z cholew) alternatywa.

    Nie wiem w którą stronę skręci Europa czy Polska, ale jedno jest pewne – w najbliższych czasach czeka nas jazda po solidnych wybojach. Skończyła się prosta droga.

    1. z Pinokiem jako agresywnym pasożytem podstawionym przez globalistów? Ministrem nagłej śmierci i prokuratorem ZERO? Sasinem w roli pożytecznego idioty? I „naczelnikiem” stand-uperem w sosie własnym? NAPRAWDĘ wybierasz nie mniejsze tylko RÓWNIE DUŻE ZŁO?

  3. Kurcze. Pan redaktor to jest jednak fachura. Jak tak czytałem o dominacji jednego podmiotu i próbie uprzedmiotowienia innych, mniejszych, że organizacja, która miała być dla wszystkich, zaczyna być jednolitą masa po dowództwem jednego osobnika, jednej siły, która wie gdzie idziemy, w jakim kierunku i że inni mają się dostosować albo zginąć.
    I zaraz przed oczami stanęła mi Polska. Jaki ten świat mały. Mamy taką małą UE w kraju. Tez mamy jedną siłę, która wie lepiej, która oczekuje od każdego dostosowania się lub anihilacji. Który lubi zaglądać nam do łózka(poprzez swoich pucybutów), pod kołdrę, do naszego światopoglądu i zasada życiowych. Ze chce być liderem, sprytnie kłócąc między sobą swoich oponentów, metodą dziel by rządzić. Mam nadzieję, ze Pan redaktor ze szczerym zaangażowaniem będzie walczył także z tą patologią. Krajową, patologią władzy, chamstwa, bezczelności władz, aparatu państwa, obchodzenia prawa, itd. Liczę na Pana.

  4. To co Pan Redaktor napisał to najprawdziwsza prawda , ale jest pewien mały ( ? ) problem. A co jak Ameryka dogada się z Rosjanami ?Ano wtedy będziemy ( osłabieni potężnym zadłużeniem i praktycznie bez broni ) pomiędzy dwoma odwiecznymi wrogami , wobec których ” nasze” narodowo – socjalistyczne władze zrobiły wszystko , aby ich dodatkowo zantagonizować. Jankesi są pragmatyczni do bólu , jak im się coś nie opłaca to wywracają stolik i odchodzą ( ostatnio Afganistan ). Mogą sobie na to pozwolić jako globalne mocarstwo . Ich nikt nie rozlicza albo sankcjonuje za toczone wojny. A dodatkowo wszyscy Europejczycy ( oprócz , oczywiście nas ) głęboko odetchną , że wojna się skończyła. Czy w ogóle w naszym nieszczęśliwym kraju ktoś bierze pod uwagę taki scenariusz ?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *