27.04. Sekcja manipulacji w medialnym prosektorium

4

27 kwietnia, dzień 421

Wpis nr 410

zakażeń/zgonów

2.768.034/65.897

Ja mam taki zwyczaj – jak widzę, że idzie jakaś afera i ktoś się z niej będzie tłumaczył to kupuję czipsy, moszczę się na medialnej kanapie i czekam. Bo to trzeba poczekać. Jak afera walnie w kamień układu, to nie wolno się spieszyć z reakcją, nawet oceną. Najpierw słychać stamtąd niewyraźne szepty naradzania się, ale to co ustalono, widać dopiero jak zaczną wyłazić spod kamola ustalenia, a właściwie narracje. Ale nie wolno się spieszyć i zabierać od razu za pierwsze lepsze. Bo to wszystko ma wyleźć do końca, narracje są zawsze jakoś skolejkowane, zaś finał daje wyobrażenie do czego te początkowe zwody prowadziły.

Ja już tak długo śledzę media plemienne, że przestałem już wierzyć w spontaniczność aktów medialnych. Sorry, ale tak mam i można mnie oskarżać o spiskową perspektywę wglądu w rzeczywistość, a więc zgorzkniałą podejrzliwość medialnego dziadersa, co to jeszcze pamięta jak pachnie farba drukarska. (Nie ma porównywalnego zapachu łączącego sprawczość z prawdą. Pachnie jak napalm w „Czasie apokalipsy”, czyli jak zwycięstwo). Ale spróbuję pokazać na przykładzie, że mam rację z tymi mediami.

Ostatnio publiczność obiegły komentarze dotyczące filmu pani Ewy Stankiewicz o katastrofie smoleńskiej „Stan zagrożenia”. Film wielokrotnie zapowiadany i… przekładany, właściwie, nie wiadomo dlaczego. A ja wiem – po prostu pan Macierewicz nie chciał, by redaktor Stankiewicz ukradła mu cały show z jego filmem od jego komisji, bo tezy i wiele ujęć były te same. Właściwie nie było tam wiele z rzeczy, o których publiczność już by nie wiedziała, jednak zdjęcia pani (wtedy) minister Kopacz z prosektorium przykryły wszystko. No właśnie – to był chyba najważniejszy dla obu stron politycznego sporu zbieg korzystnych okoliczności. Naród zaczął się oburzać (lub odwrotnie) na dwa zdjęcia pani Kopacz, całkowicie zapominając o wnioskach z filmu. A te były – jeśli brać je na serio – porażające. Ale jak widać i opozycja nie musiała się tłumaczyć z bomby, zaś PiS nie musiał wypowiadać wojny Rosji. Zajęliśmy się dwoma zdjęciami (4-5 sekund z całego ponad godzinnego filmu).

Będę łaskawy i nie będę się zajmował oceną tych zdjęć, nich sobie to każdy zrobi na własny użytek, wedle własnej wrażliwości i samoempatii – jak by się zachował w takich sytuacjach. Mnie interesuje co innego – odtwarzalny mechanizm, a więc system wciąż funkcjonuje, bronienia się opozycji w sytuacji zdawałoby się nie do obrony. Ale tu walnęło w kamień i trzeba jakoś odreagować, bo się zaczną różni pytać o tę nieskomentowaną rysę.

Film poszedł dość późno, by reakcja przyszła jeszcze tego samego dnia. Ale moim zdaniem film zepsuł noc paru medialnym macherom i redakcjom. Na gazety to było za późno, bo numery były już zamknięte a co to za reakcja na pojutrze? Zostały tylko media społecznościowe i robótka była odrobiona. W pierwszy dzień poszła narracja psychologii traumy. Dlaczego uważam, że to było sterowane? Ano dlatego, że z tą historią wyszło spod kamienia kilkanaście robali i rozeszło się z tą samą piosenką w różnych kierunkach. Nie ma takich przypadków, bo kiedy rano sobie otworzyłem fejsiki i twitki to już było gotowe. Jakiś profesor wylał swoje dywagacje, że w momentach granicznej traumy ludzie reagują nawet śmiechem. Wygląda to irracjonalnie, ale tak się zdarza, kiedy stres jest ponad wytrzymałość. I nasza pani Kopacz też pewnie tak miała. I widziałem to powielenie już rano w kilkunastu wersjach, już się różnicujących. Nawet jakiś gościu mnie nagabnął z gotowym już zdjęciem uśmiechających się notabli nad trumną Busha starszego. Czyli warianty już poszły.

Na drugi dzień zaplanowany był wariant rozszerzający. Winny był… Macierewicz. Narracja na dzień drugi szła jakoś tak (ale jaja…): Dzielna Kopacz została na posterunku (raczej pojechała nań), zaś Macierewicz się przestraszył i uciekł. Tu jest parę słabości, ale nie o to chodzi. Słabość pierwsza – Macierewicz miał zostać i co robić? Czekać czy go rząd PO zaprosi i wpuści do moskiewskiego prosektorium? Pan Antoni popędził do Warszawy zdaje się uratować aneks do raportu WSI przed przejęciem, ale się spóźnił, bo ten – przyszły prezydent Komorowski – przejął z kasy pancernej Pałacu jeszcze przed oficjalnym ogłoszeniem śmierci prezydenta Kaczyńskiego.

Druga słabość to taka, że jeżeli Macierewicz stchórzył, zaś dzielna Kopacz się nie bała to trzeba postawić pytanie – czego się nie bała? Przecież właśnie oddaliśmy smoleńskie śledztwo w ręce „naszego człowieka w Moskwie”, zaś – jak sama wspomniała pani Kopacz w obecności srogiego Putina – „wszyscy pracowaliśmy jak jedna wielka rodzina”. (Ja tam nie słyszałem, żeby jakaś rodzina zamykała w trumnach po dwie głowy, trzy ręce i niedopałki fajek).

Po trzecie – co ma piernik do wiatraka? W jakim sposobie imputowane tchórzostwo Macierewicza ma się do słodkich selfików w prosektorium? Nawet gdyby Macierewicz był największym tchórzem świata to wcale nie zmuszało pani minister do fotografowania się z uśmieszkiem w obecności wytatuowanych zeko-pracowników prosektorium.

Była też nieśmiertelna piosenka – w czyim to jest interesie i że cyrylicą pisane scenariusz. Po prostu to ruskie onuce destabilizują Polskę, nie bez tak zwanej kozery, kiedy Putin stoi z maczugą na granicy, zamachnięty na Ukrainę. No bo czemu akurat teraz? A kiedy jest dobry czas na takie zdjęcia? No… nigdy. Przecież z Ruskimi mamy ciągle na pieńku a tak takie zdjęcia, no właśnie co? Osłabiają zdolność naszej armii do obrony przed Kremlem?

To poszło już w dzień drugi, czyli x+2, ale już w x+1 zasygnalizowano następny wariant, który uruchomiono w dzień X+3. To się robi czasami na zakładkę, nawet ma się czas podbadać jak wchodzi kolejny wątek i czy warto w to inwestować. Otóż pan Arłukowicz dopytywany na wywiadzie zasugerował, że to wcale nie takie pewne, bo to nie wiadomo czy te zdjęcia to są w ogóle prawdziwe. I w dzień X+3 już ruszyło ze wszech stron. Zdjęcia są sfałszowane i to nieudolnie – na dowód czego przedstawiono analizę manipulacji zrobioną przez jakiegoś fotoszopiarza. Analizę natychmiast zmasakrowali inni fotoszopiarze, ale przecież nie o to tu chodzi kto ma rację. Chodzi o to, by każde plemię miało swoją i trzeba ją nakarmić. Może być dowolna papka.

No bo pod tymi wszystkimi trzema fejkami mieliśmy wspaniałe komentarze, że oczywiście, że jeden to się śmiał na pogrzebie swego ojca (wow!), drugi to wie, że Macierewicz to tchórz i uciekał ze Smoleńska pociągiem, zasłoniwszy okna, by go wraży snajperzy nie ustrzelili. A w ogóle to takie zdjęcia jak tej Kopacz to nasz syn z trzeciej podstawówki, to z kolegami robi lewą ręką, jak się opiją bezalkoholowym Piccolo. Dzióbki w plemiennym gniazdku szeroko otwarte, bo noc po filmie była ciężka, i było zdziwko, dopóki nie przyleciała medialna matka i nie włożyła w puste gąbki paru robaczków narracji. Żeby nie było – tak samo to działa w gniazdku drugim.

Ale obiecywałem, że dojedziemy do stacji końcowej. A ta jest zawsze ta sama. Bo taktycznie to możemy wymyślać różne opisane wyżej warianty, ale musimy skończyć zawsze w starej dobrej przystani. A więc i tym razem. Ale to musi powiedzieć ktoś z autorytetem – żadnych merytorycznych kontrargumentów. To podłość! Jak tak można?! Jaka to małość, taniec na grobach, wyciąganie zabliźnionych (?) traum w celach nieczystej gry politycznej. Czyli po staremu – jak to, na elitę?!?! Chamy zbuntowane, ciury ośmielone przez populistów do skakania do oczu pana?

Czyli dalej po staremu. Pod kamieniem nic się nowego nie dzieje – PR-owcy wymyślą ileś tam taktycznych wersji, ale przekaz jest stary jak III RP, bo to na tym filarze stoi ten gmach. Założyciele III RP i ich kontynuatorzy mają być poza podejrzeniami, ba – poza jakimkolwiek osądem. Czemu? Bo tak! Aksjomatów się nie tłumaczy. Ma się w nie wierzyć i już. A kto ma wątpliwości jest wykluczony nawet z potrzeby dyskusji. A więc przykład pani Kopacz pokazuje, że pod kamieniem – jak na Zachodzie – bez zmian.  

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.

PS. Lichocka, pamiętamy

About Author

4 thoughts on “27.04. Sekcja manipulacji w medialnym prosektorium

  1. W takim razie po co przeciętnemu człowiekowi media ? Każda strona ma swoją narrację, którą odbiorca bezkrytycznie chłonie. A jak się dowiedzieć prawdy ? I czy jeszcze komuś potrzebna prawda ? Największym poszukiwaczem prawdy był dla mnie prof. Wolniewicz, choć i on się dał trochę omamić politycznym szarlatanom. Miło się czyta Pana blog, choć potwierdza on tylko moje obawy, ale po co nam w gruncie rzeczy te wszystkie twittery, fejsbooki, telewizje ?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *