27.05. Wirusowa corrida

0

27 maja, dzień 85.

Wpis nr 74

zakażonych/zgonów/ozdrowień

22.472/1.028/1.030

Dziś będzie o Hiszpanii, jako przykładzie czegoś bardziej ogólnego. W pandemii Hiszpania radziła sobie słabo, nawet rząd dał się przyłapać kilkukrotnie na większych kłamstwach. Teraz po dwóch miesiącach izolacji hiszpańska polityka wyszła na ulice. Cała przemieniona.

Przypomnijmy, że Hiszpania jest rządzona przez koalicję socjalistów i komunistów, premiera Sacheza, socjalisty. Rząd do tej pory sprawnie dzielił Hiszpanów kontynuując rewolucyjną politykę napuszczającą biednych na bogatych i zdobywają głosy tych pierwszych za „obronę” przed tymi drugimi. Ale pandemia wszystko wyresetowała. Mieszkańcy dzielnic robotniczych wyprani ze środków po dwóch miesiącach izolacji nie poszli do pracy, bo ją stracili nawet przed pandemią, tylko wyszli z domów i ustawili się w wielokilometrowych kolejkach po darmowe jedzenie. A jest to moment, w którym można przejrzeć na oczy. W brzuszku burczy, kolejka przesuwa się powoli i jest czas by przemyśleć priorytety i otrzeźwieć po mentalnym karnawale na cudzy koszt. Dziś ci robotnicy są głównym zarzewiem protestu Hiszpanów przeciwko rządowi. Ten jeszcze chciał dalej grać na podział, że to protestują głównie bogacze, ale jak dołączyli do nich robotnicy to się zrobiło, no właśnie… solidarnościowo.

Zaczęło się jak zwykle od przypadku i nadgorliwości funkcjonariuszy, a la pieśń Kazika. W Madrycie na ulicy Nunez de Balboa jakiś facet puścił hymn Hiszpanii z głośników na ulicę. PRZYJECHAŁA POLICJA – bo to skandal i zaczęła REWIDOWAĆ MIESZKANIA, brama po bramie, by złapać przestępcę. Sąsiedzi wyszli na balkon i zaczęli walić metalowymi łyżkami i młotkami w miednice. Zaczął się rwetest i rozlało się po mieście, a potem po kraju.

Protesty w całej Hiszpanii to kompletny spontan i dowód na to, że jak już człowiek przetrzeźwieje to wraca do prostych, acz podstawowych odruchów i symboli. Symbolem protestu jest hiszpańska flaga, pieśnią – hymn, zaś hasła są proste jak żołnierska piosenka, a zatem najgroźniejsze: „Governo dimision” (rząd do dymisji), „Wolność” i „niech żyje Hiszpania”. Formą protestu jest wyleganie na ulice miast o 21.00 i walenie czymś metalowym o metal (caceroladas).

Lud odwiedził już luksusową rezydencję komunistycznego szefa frakcji rządzącej tow. Iglesiasa, gdzie zobaczył jak „proletariat pija koniak ustami swojego przedstawiciela” i mu się to nie spodobało. Ale tak to już jest z wodzami lewaków – zawsze kończą w luksusach, mydląc oczy gawiedzi o równości i dobrobycie, które się biorą – wiadomo – z dziejowo nieuchronnego łupienia bogatych.

Ale nie ma lekko – władzom się to nie spodobało. W Hiszpanii dotąd nie było obowiązku noszenia maseczek, a teraz kiedy wirus słabnie i zrobiło się ciepło nagle ogłoszono obowiązek ich noszenia. Tłumaczy się też społeczeństwu, że walenie metalu o metal jest śmiercionośnie niebezpieczne (chciałoby się powiedzieć – jak polskie koperty). Ale to to pikuś – nasz hiszpański szef komunistów wezwał na ulice swoje komunistyczne bojówki, które załatwiają sprawy z patriotami zamiast policji. Dochodzi do ulicznych burd prowokowanych przez zagony tęczowych, którzy – skąd my to znamy? – wyzywają noszących flagi Hiszpanii od… faszystów.

Dzieje się w Hiszpanii – pokazuje to proces spontanicznego ruchu, który nie ma programu, organizacji i liderów. Nie wiadomo więc jak to się dla niego skończy. Świat się nie upomni, bo o rozruchach w Hiszpanii cicho w międzynarodowych mediach. Po co dawać zły przykład własnym społeczeństwom? Na przykład w Polsce nie ma tradycji walenia metalem o metal. No chyba, że chodzi o hełm…

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.

About Author

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *