28.07. Czemu Polacy nie dymią? Próbka analizki

8
dymią okładka

28 lipca, dzień 878.

Wpis nr 867

zakażeń/zgonów

3.514/12

W dyskusji tych, co to jeszcze dyskutują pojawia się coraz częściej paczka wątków. Jest ściśle ze sobą powiązana, jedne wynikają z drugich i wracają do tych pierwszych, czyniąc z tego nie tyle kłębek wełny, co węzeł gordyjski, którego nie ma komu przeciąć.

Pierwszym z tych wątków jest fenomen braku protestów Polaków w czasie trwania pandemii. Drugi, to praktycznie zerowa reakcja sprzeciwu do wyrażenia przy urnie wyborczej wobec jednolitej postawy rządzących i opozycji, czyli praktycznie całej klasy politycznej. Trzeci wątek – tu już mocno międzynarodowy – niewykształcenie się znaczącej alternatywy medialnej, nie tylko jeśli chodzi o technikę, ale i narrację. Jednocześnie obiektywne czynniki wskazują jednak na mierzalne potencjały sprzeciwu, chociażby osiągnięta jedynie 50-procentowa wyszczepialność, w dodatku spadająca jak kurs złotego. To razem czyni właśnie ten węzeł gordyjski, posplatany dziwnie i nie zrozumiale, ale… stabilny i mocno trzymający całą konstrukcję. Pytanie tylko czy to jest węzeł powrozu na szyję społeczeństwa? Ale do tego dojdziemy. Zacznijmy najpierw rozsupływać sznurki.

Dlaczego Polacy są tacy potulni i to wobec tak przemożnych sił, które zniewoliły je w pandemii, bez większych protestów? Toż my byliśmy zawsze w awangardzie zadymnej, first to fight, obaliliśmy komunizm duchem Sierpnia i takie tam. A tu takie gnuśniaki z Zachodu, których mieliśmy za konformistycznych tchórzyków porobili u siebie praktycznie wszędzie chociaż jeden porządny protest, a u nas – blado. Czemu? Po pierwsze baza porównawcza, czyli oni, tam na tym Zachodzie. Czemu oni tak, a my nie? Przecież media mieli co najmniej tak samo skoszarowane jak i my. Tak samo im robiły wodę z mózgu, albo i lepiej. Przecież oni tam mieli od wieków (odwrotnie niż my) ugruntowaną wiarę w przedstawicielską misję ich wybranych polityków, którym my nie wierzymy od pokoleń z definicji. I te naiwne dowiarki podniosły sztandar i powychodziły na ulice. A my nie? Czemu?

Wydaje mi się, że dlatego, że oni tam jednak mają tę swoją resztkę obywatelskiej samoorganizacji. Resztkę, bo ją tracą, ale my widać takiej nie mamy, bo nawet się jej nie dorobiliśmy do takiego poziomu. Po prostu tam się skrzyknęli i wyszli. A czemu my nie? I tu wracamy do drugiej strony tego porównania, czyli nas. Po pierwsze mit waleczności Polaków o wolność rozmył się zupełnie w III RP. Upupiły nas dwie rzeczy – odejście od zainteresowania sprawami publicznymi, na co pracowało rzucenie się w konsumpcjonizm indywidualny, czyli nadrabianie postu czasów komunistycznych. Po drugie – sam system III RP, od jego narodzin przy Okrągłym Meblu był tak skonstruowany, że zniechęcał do wejścia w sprawy publiczne, albo strasząc koniecznością kompromisu wobec warunków układu, który inkorporował, albo nie, albo strasząc okropnym stylem i amoralnością. Czyli ofertą selekcji negatywnej. Zresztą wzmacnianą przez popkulturę, która stworzyła, obok złodzieja-przedsiębiorcy, ugruntowany stereotyp sprzedajnego i cynicznego polityka. A więc nie zdobyliśmy polityki dobrymi ludźmi, bo tacy do niej nie poszli

Ale czemu nie protestowaliśmy? Moja teza jest okrutnie prosta. Bo nas upupił mit o bezalternatywności wojny polsko-polskiej. Zawsze jak protestowałbyś w nowej Polsce, to byłbyś z automatu w takim samym stopniu przeciwnikiem władzy, jak i zwolennikiem danej formy aktualnej opozycji. A większości, czyli niezapisanym do plemion, nie za bardzo jest w smak, by tak było. W związku z tym – w tył zwrot i wracamy do własnej prywatności. Do perpetuum mobile III RP, fundamentu jej trwania w tej formie, która z tymczasowości rozwiązań uczyniła ponad trzydziestoletni dysfunkcyjny, trwały, choć suboptymalny (prof. Zybertowicz) blamaż państwowości. Za komuny było prościej – oni i my. Czerwoni i biali. Dobrzy i źli. A teraz jest inaczej – są źli i jeszcze gorsi. I kogo wybrać to pestka, ale przeciwko komu protestować jak zaraz zapiszą cię do tego drugiego? Jest to wojna świeża, bo podobne dipolowe podziały istnieją na Zachodzie, który tam parę zadym zrobił, ale u nich, nie tak jak u nas, nie chodzi wyłącznie o plemiona, a o minimalny, ale istniejący zbiór wspólnych pewników, którego u nas nawet nie ma, bo widzę ugrupowania, które uważają, że tak w ogóle to nam ta cała Polska nie wyszła i pora się roztopić w tyglu wyimaginowanej wspólnoty ponadnarodowej.

Wiem, wielu utyskuje, żeśmy leniwi, ogłupiali przez te media, plemiennie czarno-biali lub konformistyczni. Jest jakaś tęsknota za tym, że czai się w naszych duszach stara idea walki o wolność naszą i waszą. Ale jak my mamy walczyć o wolność innych, skoro o swoją nie jesteśmy w stanie? Wspomniana dwójpolówka wojny polsko-polskiej to wygoda dla leniwego obywatelsko Polaka. Gorszość PiS-u w stosunku do perspektywy PO w głowie jego zwolennika rozgrzesza nie tylko z widzenia błędów swego faworyta, co rokowałoby jakiś oddolny ruch na poprawę. Nie – tu wola zmian generowana jest od góry do dołu, w dodatku często obliczona na korzyści wewnętrzne w obozach władzy, nie na dobro wspólne. W związku z tym nie tylko można uchylić się od działania lądując w którymś z plemion, ale oddalić się od jakiegokolwiek myślenia o alternatywie dla tego podziału. W wielu przypadkach motywowane jest to wyborem mniejszego zła, co czyni z takiego „wyboru” jego wygodnicką farsę. No więc skoro my nie mamy ruchu na wyłanianie się sił politycznych, nawet w obliczu trwałego zagrożenia interesów sporych grup, to jak mamy marzyć, że się skrzykniemy i pokażemy, skoro dipolowy podział wojenki polsko-polskiej wciąga wszystkich jak czarna dziura polskiej polityki. W końcu media, jak się popatrzy na III RP, niczym innym się nie zajmują, nie znajdują się w innych konfiguracjach, tylko jako chorążowie sztandarów któregoś z obozów.

I tu przechodzimy do drugiego sznurka w naszym węźle. Dlaczego Polacy, którzy tak mocno dostali zgonami i lockdownami w kość nie wystawili rachunku w wyborach, a parę mieliśmy po drodze? No, niby odpowiedź padła już wyżej – jak dać czerwoną kartkę rządzącym skoro oni ramię w ramię z opozycją szli w sanitarystycznym marszu, nawet poganiając siebie (społeczeństwo?) do szybkiego biegu? Jeżeli się przyjmie podział na dwa plemiona, to nie było z czego wybierać, tylko ze starego zestawu. No, została jeszcze Konfederacja, ale ta ma zbyt przykrą gębę konsekwentnie malowaną przez (tu pogodzone) obozy medialne. Wiadomo – POPiS strzeże tego układu jak niepodległości. Poza tym medialnie to się tylko istnieje jak media dopuszczą (a nie dopuszczą), albo jak coś się wymknie z trybuny sejmowej. Mało.

A więc Polacy, tu jak i kraje zachodnie, odtworzyli stare przedpandemiczne podziały. A było za co wystawić rachunki, tyle, że trzeba je rozumieć i widzieć. Lenistwo przeczyło potrzebie rozumienia, zaś strach zasłaniał oczy. Tak jak dziecko je zasłania sobie, by nie widzieć potwora pod łóżkiem. Ani nie ucieka przed nim, ani nie walczy – trwa tylko i udaje, że nie widzi. A czasy kowidowe to był bezwzględny egzamin sfery publicznej na poziomie cywilizacyjnym. Okazało się, że nie ma narzędzi ustrojowych, ani woli ludu, by powstrzymywać zapędy władzy wobec osobniczej wolności. Wystarczył tylko strach i wszystkie te dorobki demokratyczne poszły w kąt. Coś tak jak dzisiaj wystarczy obawa, że Niemcom zmarzną tyłki i wszyscy w Europie biegają jak opętani. Jest to doświadczenie głównie liberalnej demokracji, bo wyszło wyraźnie, że demokracja demokracją, ale jak elity coś postanowią, to nie ma zmiłuj. I uszło to na sucho, co oznacza, że przekroczyliśmy już granice, poza którymi w demokracji władza może zrobić z suwerenem co chce.    

I trzeci wątek, też już coraz bardziej międzynarodowy, czyli media. Wszędzie szło po kowidowemu i ta ostentacja wskazuje na inne niż merytoryczne uzasadnienie. Bo merytorycznie moglibyśmy dopuścić inne opcje do głosu, nawet jak się z nimi nie zgadzaliśmy. A tu nic – pełen blok. Nawet na milimetr nie udawaliśmy. Było po wojennemu, jeden przekaz, foliarz-wróg. I znowu – skoro tam jest medialnie tak samo, jak u nas, to czemu oni, poddani takiej propagandzie powyłazili parę razy na ulice, a my nie? Co, my mamy bardziej skuteczne te media w robieniu wody z mózgu? Nie sądzę. Mogliśmy się skrzyknąć przecież w MeSo (media społecznościowe, nowy stylowy skrót), tak jak Holendrzy, Anglicy czy Austriacy. I co, i nic?

Ja myślę, że ta różnica zasadza się w pewnej specyfice. Polacy są albo plemienni, albo kompletnie rozdrobnieni. Sukces plemion to możliwość wykształcenia alternatywy dla tego rozdrobnienia, i za to dostają już od 30 lat nagrodę w postaci wyborczej bezalternatywność układu. Za to cała reszta to plankton. Każdy kto zacznie „scalanie ziem polskich” pada ofiarą. Nie tylko ze strony POPiS-u, ale i tych innych, nie zrzeszonych. Po pierwsze przyjdą inne kanapowe zasłużone organizacje i będą uniemożliwiać konsolidację. Po drugie – strona planktonowa jest w jeszcze w większym stopniu nasycona frustratami. Ale przeważa machnięcie ręką, a gdzie mnie (nie nam!) do tych spraw. Jak mnie docisną to jakoś to sobie sam załatwię. Za komuny tak było, a III RP tylko zakonserwowała nawyki raczenia sobie pozasystemowego, bo promowała skutecznie wielopoziomowy klientelizm.

A więc urządziliśmy się w tym dwubiegunowym systemie, poza którym nie widzimy alternatywy. A więc czemu mielibyśmy dymić? System skutecznie izoluje grupy obierane z własności i majętności, napuszcza jednych na drugich i tak można się bawić długo, bo to nie ja. A jak przyjdzie czas na mnie to będę „ja”, a nie „my”. I dlatego dziwią mnie spekulacje, że na dalej to sobie nie pozwolimy. A niby dlaczego? Gdzie jest ta granica, skoro była tak często bezkarnie przekraczana? Kiedy nóż wciskany w społeczne masło natrafi na jakiś opór, skoro sami to masło roztapiamy? Tym bardziej dziwią mnie rachuby, że rząd pod pretekstem kowida wprowadzi obostrzenia wycelowane w wolność zgromadzeń, po to by uniemożliwić wyjście na ulice tłumów z wyziębionych domów, gnanych do protestów przez drożyznę i głód. Coś mi się wydaje, że wcale się nie musi bawić w takie subtelności. Wszystko da się zagadać, nawet zimny tyłek. No, chyba, że jest się Niemcem, bo tamtejszy rząd na to nie pozwoli, choćby i miały marznąć tyłki Polakom, ale wtedy tu już po równo – z obu plemion.

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.                 

About Author

8 thoughts on “28.07. Czemu Polacy nie dymią? Próbka analizki

  1. Czy jest jakis prostest ktory coś zmienił? Jak nie widać efektów to po co działać. Natomiast co do przyczyn to ja widzę jedną. Ludzie liczą na to że ktoś za nich coś załatwi. A wystarczy mieć taką postawę że ja załatwiam sam swoje sprawy. Czyli idę na wojne sam przeciwko wszystki a potem się okaże że tych samotnych jest milion. Ja decyzję o braku szczepienia podjąłem sam wbrem otoczeniu za cenę ostracyzmu rodzinnego i towarzyskiego. Ale ilu tak robi?

  2. To niebywałe jak Autorowi marzy się jakaś zadyma… ech, wrócić tak do młodych lat, odymić, pokrzyczeć, ech chciałoby się, co? Mam wrażenie, że Autor w postrzeganiu współczesnej sytuacji kowidowej kieruje się sentymentem, a nie obserwacją.
    Po pierwsze:
    Na Zachodzie nie ma żadnej kontynuacji dawnych narodów, Zachód został maksymalnie zlewicowany (nawet prawica tam to tak na prawdę umiarkowana lewica z elementami konserwatywnymi) i w dużej mierze to bojówki lewicowe wykorzystują okazję do dymienia. Wystarczy spojrzeć na flagi i transparenty podczas relacji z tych zadym. Pozostali się co najwyżej przyłączają. A więc to nie jest kwestia tego, że ci ugodowi „zachodniacy” to jednak odważnie wyszli na ulice, tylko kwestia tego, że na Zachodzie mają masę ultralewicową, która co rusz dymi na ulicach, bije przeciwników ideowych, albo pali kościoły. Nie postrzegam tego jako zaletę zachodu, a raczej jeden z poważniejszych probleemów.
    Po drugie:
    Jak to wyraził w jednym z wywiadów Braun (zwykle się z nim nie zgadzam, ale tu akurat ma rację) – nas nie stać na tą chwilę na żaden nowy bunt czy powstanie, bo (skracając jego myśl) żeby był skuteczny, to musi być zorganizowany, żeby był zorganizowany to musi mieć do tego środki (własne, a nie zewnętrzne, bo zewnętrzne prowadzą do instrumentalizacji buntu), żeby były środki, to musielibyśmy mieć przynajmniej jakąś klasę posiadającą środki i zainteresowaną wyrażeniem takiego sprzeciwu. Kiedyś powstańców w broń wyposażały np. dwory szlacheckie, które albo rozdawały strzelby, albo wyprzedawały w tym celu srebra rodowe. A dziś kto by miał to zrobić? Ci zadłużeni po uszy w bankach obywatele? Dobra, kiedyś też byli ludzie zadłużeni i niemożność spłaty długów pchała ludzi na ulice… ale kiedyś zadłużeni byli u Żyda, któremu wszystko jedno było skąd weźmiemy pieniądze na spłatę, czy obrabujemy kogoś, czy wywalczymy sobie coś na ulicy… Teraz za gardło trzymają ludzi banki, a jak to wygląda to pokazała Kanada (ta sama Kanada, której Autor wróżył, że to tam przeniósł sie duch Solidarności ’80, a ja mówiłem wedy, że tam nie ma organizacji i wszystko się rozejdzie po kościach… kto miał rację? Opłacało się tam dymić? oj nieeeee!). Zresztą już widzę, jak pracodawca daje komuś urlop, żeby pojechał na kilka dni na protest do Warszawy… jassssneeee 🙂 A przecież tego nie da się ukryć, bo TV jest wszędzie. Jest obawa straty pracy, a jak straci się pracę, to bank… itd
    Po trzecie:
    Czy u nas są bardziej skuteczne w ogłupianiu media? Nie, ale mają wsparcie w innych instytucjach typu Kościół, który poparł Sanitaryzm w całej rozciągłości, nierzadko napuszczając zaszczepionych na nieszczepów, że przecież ci drudzy to egoiści zabijający niewinne staruszki oddechem (wiem to z własnego podwórka). Tak samo sprzyja tej wierze w media fatalne wyedukowanie społeczeństwa – również tych po studiach. Śmiem twierdzić na bazie moich obserwacji, że studia w ostatnich dziesięcioleciach nie nauczyły studentów krytycznego myślenia, które jest podstawą nauki, tylko wpoiły bezkrytyczną wiarę (kategoria quasi-religijna) w nieomylność profesora. Wobec takieego stanu rzeczy większość społeczeństwa, nawet tego niezaszczepionego wierzy bez zastrzeżeń w to co podają im media. Osób dostrzegających np. że ponadnormatywne zgony są wynikiem sanitaryzmu, a nie rzekomej głupoty tych, co nadmiarowo umarli – jest garsteczka. Tak samo tylko garsteczka dostrzega szerszy aspekt obecnych zdarzeń prowadzący do kompletnego ubezwłasnowolnienia ludzi i społeczeństw. Bo skoro TV tego im nie powiedziała, to taki punkt widzenia u nich nie zaistnieje, nawet po osobistej dyskusji ze mną czy z szacownym Autorem. To kto zdaniem Autora ma wyjść na te ulice? Ta garsteczka jako tako swiadomych ludzi? Media by nas zjadły jednym mlaśnięciem.
    Po czwarte:
    Zagłosować przeciwko temu czy tamtemu ugrupowaniu… Nie da się wyselekcjonować poszczegónych kwestii na któe się zagłosuje lub nie. Politykę bierze się w pakietach. Tak jak kablówkę. Chcesz mieć np. opcję z Canal+ Sport, ale dostajesz przy okazji 20 innych, niepotrzebnych kanałów, za które de facto też płacisz. W polityce też się głosuje na partie w pakiecie – z jej zaletami, ale też wadami (w postrzeganiu wyborcy). Więc może komuś nie pasuje np. PiS pod względem sanitaryzmu, ale jednak może pasować pod względem polityki obronnej, zwłaszcza w obliczu wojny NA Ukrainie… które to zagrożenie też jest skutecznie pompowane przez media (jak widać media mają tu najwięcej do powiedzenia).
    Po piąte:
    Drogi Autor chyba nieco przesadza w bohaterskością swojego pokolenia. Ja sam pamiętam lata ’70, a bardzo dobrze lata ’80. Nie przypominam sobie co miesiąc zadym i protestów. Strajki zakładów co jakiś czas się zdarzały i kończyły sie fiaskiem, bo nie były zorganizowane w sposób ogólnopolski, skoordynowany itd. Społeczeństwo było spacyfikowane i zatomizowane. Podwyżki, niedostatek, wieczne braki, niedoróby, kolejki, znowu podwyżki… kiedyś (jakoś koło roku 85) citka na wsi zapytała mojego ojca, czy ludzie w miastach nie buntują się, nie próbują coś zrobić, bo to przecież nie da się tak żyć… No cóż – nie buntowali się, choć szemrali z oburzeniem po kątach. Komuna robiła co chciała. Gdzież to pokolenie szacownego Autora tyle chwalebnych bohaterskich czynów oporu dokonywało? Na pewno nie na ulicach.
    I po szóste:
    Na Zachodzie wychodzą na ulice w pierwszej kolejności ultralewicowcy… alee do nich przyłączają się często ludzie o innych poglądach. TAK – ale tam system jest tak dalece wszechogarniający, że nie zostawia żadnej furki na działanie na boku. Są pod ścianą, więc idą dymić, a że robią to w sposób niezorganizowany (ech ta wiara, że przez MeSo można się zorganizowac…), to nie osiągają zadnego efektu. U nas te furtki jeszcze są, więc ludzie nie czują się zmuszeni do ostatecznych działań. Dotyczy to również mnie samego. Ale tu warto zaznaczyć, że PiS przy okazji uszczelniania systemu w ramach walki np. z przestępczością gospodarczą czy z nieuczciwymi pracodawcami (co jest godne pochwały) uszczelnia ten system tak, że i furtki dla takich jak ja zaczynają znikać. I to te działania mogą doprowadzić kiedyś buntu na ulicach. Kiedyś… o ile w nowym systemie nie pojawią się nowe furtki :).
    Życzę spokojnego, a nie zadymiarskiego popołudnia. W trudnych czasach najważniejsze, aby zachować spokój i zdrowy rozsądek, szukac dróg wyjścia, a nie dążyć do czołowego zderzenia bezładnych mas z machiną korporacyjno-państwowo-medialną.

  3. Podstawowy znak rozpoznawczy Polaków? Indywidualne wydeptywanie sobie własnych pojedynczych ścieżek przez pole minowe.
    Dopóki się udaje, jest OK.
    I nie trzeba się łączyć.
    Ale jest taki próg społecznego napięcia, kiedy Polacy – nadal działając indywidualnie – mówią „p….olę, nie robię!”. Oraz (do waaadzuchny): „wszyscy wyp…lać!”
    I wtedy nagle mogą się policzyć.
    A wówczas tłum Polaków nagle staje się ORGANIZACJĄ Polaków.
    Słowem – coś z niczego. Solidarność z chaosu.
    To tylko kwestia potencjału masy inywwidualnych wk.. wień ludzi, którym waadzuchna i dyktatura ciemniaków zablokowała ostatnie ich pojedyncze ścieżki przez pole minowe.
    A to się właśnie w Polsce znów dzieje.

    1. Obawiam się, że to tylko mrzonki… takie mickiewiczowskie: szlachta na koń siędzie, ja z synowcem na czele i jakoś to będzie. Nie tak się robi przewroty. A poza tym nie każda niedogodność wymaga od razu przewrotu i zadymy. Ghandi doprowadził do przewrotu bez rozlewu krwi.
      Jakąkolwiek drogą by się nie poszło – przewrotu czy pretrwania to trzeba najpierw przygotowania pod każdym względem:
      – odpowiedniej organizacji lub samoorganizacji.
      – odpowiedniej świadomości w masach lub odowiedniej samoświadomości
      – odpowiednich środków na cele wspólne lub na własne przetrwanie
      Przy czym przzez pretrwanie rozumiem niedopuszczenie do ingerencji systemu w skali mikro – w rodzinie, grupie przyjaciół, sąsiadówitp. Bo w takich komórkach przetrwalnikowych kryją się nasiona, z których może się urodzić później coś nowego i dobrego. Inaczej to jest tylkko nawalanka, w której traci się siły środki i zęby, a owoce ewentualnego zwycięstwa (dość wątpliwego) zagospodarowują inni.
      Z chłodną głową należy działać, a zacząć od poziomu mikro. Inaczej wszystko się sypnie jak wiekszość strajków w komunie i jak stowarzyszenie Nowa Endecja, gdzie nikt nie myślał o pracy organicznej od podstaw, tylko prawie każdy chciał zrobić dym i dorwać się do władzy.
      A potem jest płacz…

  4. Na przykładzie Kanady, czy Australii widać ile dają pokojowe protesty, tutaj należałoby wdrożyć bardziej drastyczne rozwiązania. Tylko, kto to zrobi?

  5. Że znów powtórzę – kończy się czas stad-plemion, a zaczyna epoka mrowisk – świat
    zmierza do termitiery. Parę mrówek może uciec z systemu i jakoś sobie tam radzić, i tak pewnie niektórzy próbujemy. Ale nasze dzieci już nie będą wiedziały, co to wolność. A tak na marginesie – czy ktoś nie chciałby przygarnąć kota ?

  6. Polaków dotknął syndrom Białej Góry.;
    Chodzi mi oczywiście o bitwę na Białej Górze w 1620, po której Czesi z niezwykle walecznych wojowników stali się potulnymi poddanymi imperium Habsburgów.
    Mieli jednak to szczęście że ich kraj nie został podzielony, co więcej, Czech stały się perłą w koronie Habsburgów, w dużym stopniu dzięki wybitnym talentom rzemieślniczym Czechów.
    Polska Biała Góra to kolejne akty dekapitacji Polskiej Inteligencji dokonane w czasach IIWW.
    Nowe „elity” które zajęły jej miejsce po IIWW wdrożyły doskonale funkcjonujący (a w IIIRP znacznie usprawniony) system negatywnej selekcji, który gwarantuje im że ludzie światli i przyzwoici nie uzyskają istotnego wpływu na losy kraju.
    Efektem jest współczesny tzw. zwykły Polak, osobnik głupi i tchórzliwy, którego patriotyzm zaczyna się i kończy na wymachiwaniu biało-czerwonymi barwami na imprezach sportowych.
    Gdy dochodzi do spraw poważnych, gdy go okradają, odbierają wolność i plują na niego ten wykrzywia gębę w debilnym uśmiechu i udaje zadowolonego.
    Symbolem takiego współczesnego Polaka jest ten parchaty niby prezydent andrzej duda.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *