29.01. Orwellowskie zsucziwanije

5

29 stycznia, wpis nr 1246

Zapraszam do wsparcia mego bloga

Wersja audio

To nie będzie recenzja teatralna, choć do tego tekstu inspiracją był spektakl. Obejrzałem bowiem w Łodzi rockowe przedstawienie orwellowskiego roku 1984. Spektakl niezły z super muzyką i tekstami, teatralnie trochę gorzej, ale opowiada historię. Pozwala więc prześledzić akcję dzieła, które natchnęło wiele pokoleń do rozważań o przyszłej, niewesołej postaci świata. Jak widać rozważania te niewiele dały, bo wedle wielu jesteśmy „na ścieżce i na kursie”, zaś pozostali, pomijając śpiewaków „nic się nie stało…”, uważają, że już jest po makao, tylko postać zewnętrzna świata jest inna, zaś orwellowskie zasady wdrożone i innowacyjnie poprawione. Mnie jednak zafrapował inny aspekt.

Kluczowa kwestia u Orwella

W wielu współczesnych interpretacjach tematu widzimy ważne nawiązania do współczesności, tak jakby tropienie już obecnych, acz ukrytych objawów miało tu jakieś znaczenie. A to by było tylko śledzenie powieści z kluczem, gdzie obecne procesy osmatycznego zamordyzmu są przyporządkowywane do ówczesnych tez i należy je tylko rozczytać. Nawet gdyby to było inspirującą zabawą – oddala nas ona od kluczowej kwestii, czyli uniwersalnej istoty orwellowskiej zasady ostatecznej, czyli tego, do czego prowadzi cały proces. Wiem, obrazowa wizja jest metaforyczna – but depczący ludzką twarz, ale jak to ma wyglądać w praktyce? Czemu człowiek ma się na to godzić? Co ma doprowadzić go do tego stanu? Sama zamordystyczna odpowiedź, terror nie wystarczą. Nie wystarczą także systemowi.

Myślę, że przeżyliśmy to wszyscy jak jeden mąż, żona i inne legbty. Wszyscy. W kowidzie. Był to bowiem proces jak z Orwella, który przyspieszył i tak kwitnący proceder, jego nachalność była tak oczywista, że… niezauważalna. Chodzi mi o proces, który kiedyś Suworow nazwał zsucziwanijem. Nie chcę się tu zastanawiać jak długo przed Orwellem był on udziałem ofiar historii, ale na pewno sowiecka rewolucja wyprzedzała jego ukazanie (choć nie nazwanie) przez Orwella. Ten kongenialnie przewidział kierunki i metody rozwoju progresywizmu w zamordyzm jedynie na podstawie swej obserwacji wojny domowej w Hiszpanii, w której brał udział. W latach trzydziestych, przy imporcie „doradców” z sowieckiej Rosji używanych do wzniecania i „profesjonalizacji” zamordyzmu już zobaczył kiełki przyszłości, z których wywiódł drzewo przyszłej przemocy. Ale zsucziwanije działo się już w okresie samej rewolucji bolszewickiej, a właściwie wojny domowej, którą wywołała garstka szaleńców na drodze do urzeczywistnienia swych kawiarnianych ideałów.

Definicja zsucziwanija

Na czym polega ono zsucziwanije? Zacznijmy od próby przetłumaczenia tego słowa i najbardziej pasuje mi tu polskie „skurwienie”. Suworow pokazał je na przykładzie wioski otoczonej przez bolszewików, której napastnicy dają alternatywę – wydajecie nam na śmierć ze 40 swoich kułaków, a jak nie, to zginiecie wszyscy. I taka wioska oddaje tyle ile trzeba, ale przestaje istnieć nie fizycznie, ale jako społeczność. Bo, aby sprostać temu okrutnemu zadaniu, trzeba zrobić rzeczy, po których nie ma już powrotu do stanu sprzed. Trzeba (kto?!) wytypować takowych do tego okrutnego okupu. I tu już rodzi się pierwszy problem – kto ma to zrobić i na jakich zasadach? Wiadomo zrobi to ten, który nie chce się sam znaleźć na liście. Musi się wykazać podłą inicjatywą, postraszyć innych, że też mogą się znaleźć pośród przeklętego grona. Musi też przeprowadzić to przez gwałconą „opinię publiczną”. Wytłumaczyć jej, że tak trzeba, że straty mniejsze i należy poświęcić mniejsze zło. I była społeczność musi się na to zgodzić, internalizować te argumenty jako swoje i oczywiste. Napisałem „była społeczność”, bo tym samym przestaje być TĄ społecznością, którą była, bo ta nie zasadzała się na takich wartościach. Zostaje obecnie zamieniona na wspólnictwo w zbrodni, piętno, które będzie jej towarzyszyć na wieki. Wchodzi w „nową normalność”, zamknięty, choć niepisany katalog wartości, a właściwie anty-wartości, gdzie wspólna zbrodnia jednoczy ich jak członków mafii, powiązanych krwią, w dodatku pobratymców.

My jesteśmy taką właśnie społecznością w wielu wymiarach poddaną procesowi zsucziwanija za kowida. Dlatego wyszliśmy w „nową normalność” już nie jako społeczność, ale zbiór indywidualnych strachów, wciąż pamiętając z tyłu głowy na jakie kompromisy i dlaczego poszliśmy. Orwellowski 1984 rok kończy się wyznaniem, że bohaterzy przeżyli, ale stało się w nich to nieodwracalne. System doprowadził ich do takiej desperacji, po której nie ma już powrotu do siebie. Jesteś już inny. Nie mogłeś po prostu okłamać, nabrać systemu i wrócić do siebie. Przekroczyłeś takie granice, że zobaczyłeś własną miałkość, a tej konstatacji nie da się wyprzeć ani samooszukać. Tkwi w tobie jak herbertowski pocisk, wystrzelony przez ciebie, okrążył glob zamordystycznych zabiegów i uderzył cię w plecy. Pozostanie tam na wieki, przypominając ci, w momentach obłudy, że taki naprawdę jesteś. Zaprzeczyłeś swym podstawom i to w zamian za co…

Kowidowe zsucziwanije

No właśnie – jak to było za kowida? Co nas łamało, że chodziliśmy w maskach (choć okazało się, że nie musieliśmy), zostawialiśmy swych rodziców na łasce kosmitów, szczepiliśmy swe dzieci by pojechać na narty. Nie były to dna piekieł, nikt nad nami nie stał z nożem, nie wtrącał do więzienia, nawet nas nie straszył, bo „karą” było niepojechanie do Grecji, albo złe spojrzenia w pracy. Wiem, bywało gorzej medykom, żołnierzom, ale niektórzy wytrzymali. Jednak kuszono nas byle czym. A na co byśmy się zgodzili, gdyby naprawdę można byłoby beknąć za tak bierny i mierny  poziom sprzeciwu jaki wyznaczył nam kowid? Myślę, że oddalibyśmy wszystko. I myślę, że w tym procesie oddaliśmy wszystko, tylko się łudzimy, że nie, bo wiemy tyle o sobie ile nas sprawdzono. A nie sprawdzono jeszcze wszystkiego. Te niewinne kowidowe próby dały już odpowiedź – można z nami zrobić wszystko. Jedni się w ogóle nie orientują i nawet nie orientują się, że się nie orientują. Inni wypierają te niewygodne gesty z przeszłości, by jakoś żyć, jednak ten diabełek (aniołek?) sumienia siedzi na ramieniu i szepcze jaki jesteś naprawdę. I to, że możesz jeszcze bardziej zaprzeć się siebie, w związku z tym i wszystkich, nawet swoich najbliższych.

I najgorsze w tym wszystkim, jak za kowida wśród tych, którzy przekroczyli tę granicę, jest to, że taki później pilnuje innych, by nie wyleźli z gara jego poziomu upodlenia. Za łeb i pod pokrywkę, żeby zapomnieć o swojej maliźnie, że my wszyscy w tym wszystkim tacy sami, świnie a nie ludzie, ale za to w gromadzie, choć upodlenia. A więc wszystko w porządku, w czasach demokratyzacji etyki. Widzieliśmy to wtedy za pandemii i widzimy te wyrosłe z tego zaczynu dzisiejsze formy. Ściąganie w dół, ta cała etyka dyskryminacji pozytywnej: ma być równo w naszym upadku, a nie jakieś katońskie herosy się tu będą pałętać.

Wybór Zofii

Przypomina się tzw. mocny film nakręcony na podstawie książki Williama Styrona – „Wybór Zofii”. Jak się odcedzi kalki polskiego antysemityzmu i (moją) niechęć do lewaczącej milionerki, aktorki Meryl Streep, to wychodzi ważna, uniwersalna rzecz. Historia sprowadza się do kulminacyjnego momentu – jest okupacja, wywózka do obozu koncentracyjnego, młoda Zofia-matka prowadzi za rękę dwójkę swoich dzieci. Zatrzymuje ją niemiecki oficer i każe wybrać: możesz zabrać tylko jedno dziecko, to drugie idzie do pieca, jak nie dokonasz wyboru – cała dwójka idzie na zatracenie. I Zofia wybiera. Musi. Ale potem już jest złamana na całe życie. Została postawiona przed wyborem, który nie tylko nie może być happy endem, nawet jego połowiczną namiastką, jest uratowaniem mniejszego zła i złamaniem sobie z tego powodu życia na całe życie. To się już nie odzobaczy, nie da się tego zapomnieć, wyrzucić z duszy. Tych dylematów, co można było zrobić, jakby było jakieś dobre wyjście.

I tu znowu trzeba wrócić do Orwella. Ten napisał kiedyś taki fragment w jednym ze swoich esejów, który mocno utkwił mi w pamięci. Nie zacytuję go w całości, bo go tylko pamiętam, a znaleźć mimo internetu nie mogę. Pamiętam, że napisałem go sobie na maszynie i zawiesiłem na ścianie jeszcze w latach osiemdziesiątych, może nawet w jego, orwellowskim 1984 roku. Pisał on o tym, że rozpoczęta wojna rządzi się swoimi prawami. Jak już się zacznie strzelanina, to wchodzi się w nieodwracalne procesy. Nikt się nie zastanawia kto strzelił, zgwałcił, spalił pierwszy, Zaczyna się łańcuch deterministycznej wymiany, który sprowadza ludzkie istnienia do określonych ról, na pewno przez uczestników nie określonych. Dlatego, skoro tej machiny nie można zatrzymać aż się nie wypali paliwo dziejów, to wojnie nie jest winien ten, kto ją prowadzi, ale ten, kto doprowadził do nieuniknionego jej wybuchu. Wszystko dzieje się przed, jest działaniem z rozmysłem, za które można już winić. Bo za to, że cię wezmą w kamasze, że pójdziesz na wojnę to już nie – jesteś w lejku i nie masz większego wpływu co tam narozrabiasz, może już tylko pośrednio. I to jest moim zdaniem genialne spostrzeżenie, morał z „Roku 1984”. Jak już jesteś w krwawej maszynce terroru, to już jest pozamiatane. Tym bardziej najbardziej odpowiedzialni są już nawet nie kaci, co ci się mogą wytłumaczyć takim samym strachem jak twój, ale ci, którzy na fundamentach strachu budują nowy świat, (swoją) nową normalność. Wykorzystując i stymulując ludzkie przyzwolenie na wszystko, po tym jak ludzkość uświadomiła sobie, że jest zbiorem worków mięs, trzęsących się nad swoim wręcz fizycznym przeżyciem. Ocaleniem swej egzystencji. Tylko po co, skoro zostaje tylko strach i mięso?

A więc pamiętajmy – winien jest nie operator pieca spopielającego dzieci, ale niemiecki oficer, który stawia cię przed strasznym wyborem, po którym nie ma dobrego zakończenia, ale jest złamany człowiek, który już nigdy nie dojdzie do siebie. Po tym wszystkim nie będzie się nawet martwił o but, który przyciska do ziemi jego twarz. Będzie się tylko martwił by przeżyć, choć sam nie wie – po co? Ideał niewolnika.

Napisał Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.

About Author

5 thoughts on “29.01. Orwellowskie zsucziwanije

  1. Pozostaje mieć nadzieje w nowej inicjatywie.

    Z inicjatywy dziennikarzy Gadowskiego,Sumlinskiego oraz prezydenta Piecha RUCHU OBRONY POLAKÓW.

    Więcej za tydzień na mojej stronie .

    Wrogowie Polski oraz Globaliści tylko tego pragną i specjalnie prowokują , abyśmy się kłócili. To znana już od Rzymskich czasów metoda manipulacji ludźmi , która brzmi – DZIEL I RZĄDŹ .

    PS: Globaliści specjalne podzielili Polaków na 2 plemiona Tutsi i Hutu, sorry PIS i PO, które nawzajem się „wyrzynają” nie widzą prawdziwych zagrożeń. To taka zabawa , igrzyska dla głupich mas 🙁 Gdy tymczasem oni, pod pretekstem globalnego oćipienia klimatu, wprowadzają NWO, Wielki Reset i tzw. Zrównoważony Rozwój , czyli Komunizm 2.0 … Co za różnica, czy rządzą nami … PIS, PO, czy inne marionetki globalistów ??? … To tylko mapety, pacynki – przedstawienie, teatr, cyrk dla mas, aby wierzyły, że idąc do wyborów, coś wybierają 🙁

    https://nie-wierze-nikomu.pl/index.php/aktualnosci/327-gadowski-sumlinski-piechtworza-ruch-odnowy-Polski

    PS: W najbliższych wyborach chcą wystartować razem z Konfederacją.

  2. Pamiętam też powieść Suworowa w której bohaterowie wybierając oficerskie gó… z szamba dyskutowali o tym kiedy wreszcie nastanie prawdziwy komunizm czy za 10 czy za 15 lat. I do głównego bohatera dotarło, że zawsze ktoś będzie musiał grzebać się w szambie a przecież dobrowolnie nikt takiej pracy nie wybierze więc z tym idealnym komunizmem coś jest nie tak. Niektórzy więc będą się po drodze budzić ale nie jest to większość.

  3. Dobre, mądre, smutne…
    ale dziękuję.
    „…ten, kto doprowadził do nieuniknionego jej wybuchu”… i dlatego od wielu lat jestem zdecydowanym antyamerykaninem.

  4. Warto nazywać rzeczy po imieniu: korpofaszyzm = skrewiony rząd + ponadnarodowe korporacje połączone drzwiami obrotowymi/karuzelą posad. Za Mussoliniego we Włoszech faszyzm w wersji tylko włoskiej, osobno w wersji niemieckiej, własna wersja japońska. Teraz, przebrany w lewackie śpiochy, korpofaszyzm integruje pseudorządy pod nadzorem korporacji aby wziąć pod but całe społeczeństwa traktatami międzynarodowymi WHO, ONZ itp.. To dla proli jest neokomunizm, dla aspirujących wyżej jest funkcja kapo w korporacjach, których właściciele napuszczają jednych na drugich w rzekomej walce rynkowej. Tak to widzę po obejrzeniu „Freedom from Choice” z 2014r. coraz boleśniej aktualne: https://www.youtube.com/watch?v=1HLg_9qOthM

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *