3.12. Sejm shit

9

Zapraszam do wsparcia mego bloga

Wersja audio

3 grudnia, wpis nr 1235

Wszędzie słychać, że transmisje z Sejmu biją rekordy telewizyjnej oglądalności. Ultrasi demokracji wpadają w zachwyt, bo wedle nich świadczy to o zaangażowaniu ludu w procesy demokratyczne, odświeżające po pisowskiej flaucie. Gigant suwereński miał się przebudzić i teraz podgląda demokrację w działaniu, w Sejmie znaczy się. Nic bardziej mylnego – mamy bowiem do czynienia z kolejnym wcieleniem demokracji, po (upadłej) bezpośredniej i triumfującej – przedstawicielskiej, jesteśmy w objęciach demokracji emocjonalnej opartej na podglądaniu w nadziei na widowisko doginania do ziemi znienawidzonej pisowskiej mordy.

No, bo zobaczmy czemóż by to miał tak ochoczo lud zasiadać przed telewizorami, by zobaczyć – co? Czyżby ta X kadencja polskiego parlamentu różniła się czymś szczególnym od poprzednich? Poanalizujmy. Z punktu widzenia estetyki, pyskowania, przekrzykiwania się i zakrzykiwania mamy do czynienia raczej ze stanem wzmożenia, w stosunku do czasów pisowskich. Faza tymczasowa, którą z konstytucją w ręku zafundował Najjaśniejszej prezydent Duda, w parlamencie objawia się wrzutkami ustawowymi obu obozów po to, by odrzucenie ich przez przeciwnika kompromitowało go przed ludem. Ależ, ludzie parlamentarni – przecież jesteśmy tuż po wyborach, a kompromitacja przeciwnika ma sens kiedy odniesie jakiś skutek u głosującego ludu! A tu wybory za cztery lata (jak Bóg i Duda pozwolą) i po kiego oddziaływać ustawami bez sensu na preferencje wyborców, skoro do ich rachunku w postaci kolejnych wyborów jeszcze cała kadencja? Ale widocznie w demokracji kampania trwa w sposób permanentny i tylko taka jest – wyborcza – perspektywa działań polskiej sceny politycznej. Co wróży nam fatalnie i nie jest jakąś szczególną anomalią, bo trwa ona przez całą III RP, tyle, że intensywność tego procederu coraz to zadziwia. Co kadencję osiągamy wyobrażone dno, a potem, po kolejnych wyborach słyszymy pukanie od spodu.

Czemu więc lud wali drzwiami przed telewizor, aby oglądać ten coraz bardziej żenujący spektakl? Myślę, że chodzi o sadyzm społeczny. Chcą zobaczyć jak nowi zwycięzcy tarzają kiedyś butnych pisowców w pierzu szydery. Ogólnie widok budujący, jeśli przyjmie się perspektywę egzystencjalną. Nie masz nic bardziej rozkosznego w życiu społecznym sfrustrowanego narodu niż widok upokorzonej pychy, która, jak wielu ostrzegało, poprzedza upadek. Człek roi sobie jakieś bzdury o nieuchronnej sprawiedliwości, triumfie człowieka prostego nad wyniosłością elit. Ale to nie ci zagęszczają widownię przed ekranem. To raczej konsumenci satysfakcji plemiennej – chcą zobaczyć jak ich znienawidzony PiS będzie się wił w pętach, które kiedyś sam zakładał opozycji, a które to ta przejęła po wygranych wyborach.

Tu pewna dygresja. Tak, demokracja uczy umiaru, ale tylko tych, co mają jakąś refleksję. A PiS zachowywał się jakby miał rządzić wiecznie. Ja wiem, to scalało szeregi, rodziło pewną solidarność straceńców, co to mają jedyny kurs, z którego już zboczyć nie można. Ale przejmując państwo na swój użytek nie pomyśleli, że taki urobek przejmie z całym dobrodziejstwem inwentarza ten, kto wygra następne wybory. Uszykowano więc kumulację państwowych fruktów do przejęcia za jednym zamachem. Nie tylko przez PiS, ale – powtarzam – przez każdego, kto z nim wygra. I dzisiejsza opozycja ma to wszystko w jednym koszyku, tylko zmienił się Czerwony Kapturek oraz babcia, której to trzeba wszystko zanieść w darze. Taki np. Orlen – ciach i to ze wszystkim: atom won, Polska Presse do Wirtualnej (czytaj Sorosa), wszystkie spółki energetyczne skumulowane w Orlenie także. I tak ze wszystkim. To, że PiS wykorzystuje tam ustrojową pozakadencyjną zakładkę (Trybunał Konstytucyjny, TVP, NBP, prezydent itd.) to się da obejść. Lud chce na skróty, Unia przyklepie nowe podejście do tematu, gdyż okaże się, że żeby dojść do praworządnego celu trzeba się nie certolić i zacząć działać niepraworządnie. A, że później to pozostaje, to nie tylko przymiot polskości hołubiącej latami tymczasowość rozwiązać, ale i konstytuująca cecha progresywizmu lewicowego, dla którego cel uświęca środki. A jako, że cel się oddala w trakcie zaostrzania się walki klasowej, to pozostaje tylko eskalacja środków. Zwycięzca w Polsce bierze wszystko i lud, który stawiał na te zmianę chce zobaczyć to na własne oczy.

To, na razie, zwiększa atrakcyjność Sejmu. Mamy pogwarki, tarzanie, wykluczanie i ośmieszanie. Ale to zaraz minie, bo za 2-3 tygodnie rola medialna Sejmu zmaleje, wszystko przeniesie się do nowego rządu, zaś Sejm – co widać – stanie się tylko poczekalnią plenarną do prawdziwej swej funkcji X kadencji: pracy komisji śledczych. To będzie główna arena sejmowych dyskusji, czyli nie prawodawstwo w sali plenarnej, ale kumulacja, bo przecież nie pranie, brudów po salkach śledczych. To zrozumiałe – po kiego ekscytować lud decyzjami trudnymi przy egzekwowaniu strategicznej zasady „pieniędzy nie ma i nie będzie”? Wszystko przeniesie się z chleba (brakującego) na igrzyska komisji śledczych. A więc znowu jeszcze (jeszcze?!) więcej emocji, merytoryka tylko w sosie rewanżyzmu, zamiast jeb.ć PiS, będzie „sadzać PiS” i tak nam zejdą następne 4 lata.

Ja wiem, lud, podobno tego chce (ale w te zapewnienia statystycznie nie wierzę), dał władzę nowym, by rozliczyć starych i nowi ten akurat punkt programu dowożą i będą dowozić. Z resztą programu będzie trudniej, bo tam właściwie poza ***** *** nie było żadnych postulatów, a więc nikt, oprócz rewanżystów, innych działań nie będzie rozliczał, przecież nie obiecywanych. Realizacja punktów merytorycznych nie wyjdzie poza ogólniki porozumienia koalicjantów, do którego każdy ze składników centrozlewu włożył po jednym punkciku swej minimalnej różnicy wobec innych koalicjantów, co i tak będzie się międlić w Sejmie, do czego wcale żadna zamrażarka nie jest potrzebna. Wystarczy tylko przedłużanie procedowania rzeczy, które nową koalicję mogą rozbić.

Ma więc swe pięć minut Sejm i ma jego marszałek, Szymon Hołownia. Ten korzysta z nich, jakby to miało trwać wiecznie, zapominając w swej pysze (oj, słychać ją w głosie, słychać), że zaraz wszystko przejmie Donek, bo to do premiera będą teraz latać dziennikarze, gdyż to tam bije puls polskiej polityki, co jest zapisane w hołubionej, a widać, że nie czytanej, Konstytucji. Wydaje mi się, że Tusk z ulgą przyjął ambicje Hołowni bycia drugą osobą w państwie, by się na tym wybudować i wystartować do tej pierwszej osoby. Stanowisko marszałka Sejmu zużywa osobę, nikt na tym nie zbudował swej kariery, łącznie z Komorowskim, który nie dlatego, że kiedyś dzielnie marszałkował stał się zwycięzcą wyborów prezydenckich. Donek liczy na zużycie się Hołowni w sporach sejmowych, gdzie nie ma dobrego zwycięzcy dla reprezentanta wszystkich Polaków. W ten sposób ta dwójka obstawia tę sama stawkę, tylko z różnych pozycji: Tusk, że to osłabi Hołownię, Szymon, że wybuduje się w roli rozjemcy wtedy już nie tylko posłów, ale wszystkich Polaków. Na razie trwa festiwal cmokania nad Szymonem, ale nie wykracza on, jak to w Polsce, poza zachwyty nad dogaduszkami i bon motami, co do których strona (kiedyś?) opozycji totalnej ma odwieczną słabość. Wiadomo – stylówa przed merytoryką (kiedy jej brak) zobowiązuje.

Lud więc to ogląda, ale zaraz to się zmieni. Ławy poselskie i tak są puste, trwa zakulisowe dzielenie się na komisje i ministerstwa, prozaiczna reprodukcja władzy, a więc spektakularne odzywki odbywają się do pustej sali, na której pozostali już tylko dyżurni przerywacze z obu stron. Czyli spektakl jest nadawany do odbiorcy, którym wcale nie jest poselskie sumienie przedstawicielskie, ale tłumy telewizorne, którym trzeba zacząć serować serial igrzysk, skoro ma zabraknąć chleba. Nie ma się co zachwycać nad tym frekwencyjnym fenomenem. Jest on, jak już pisałem, odzwierciedleniem nie żadnej tam fali wzmożenia demokratycznej partycypacji, ale folgowaniem najniższym instynktom. Mam się cieszyć z sadystycznych motywacji tłumów przed ekranami, jako dowodem zmądrzenia suwerena? Ten, tak jak w wyborach, zrobił (głównie sobie ) na złość, tak teraz będzie te negatywne emocje wzmagał przez następne 4 lata. Nie rozumiejąc nie tylko tego, że nie rozumie, ale, że nie rozumie, że nie rozumie. Żyjąc w ułudzie sprawczości, oglądając tylko pozorowany spektakl zemsty, kiedy prawdziwe decyzje i procesy będą się działy gdzie indziej. I to niestety nie na scenie polskiej polityki, tylko na innych scenach, na których nie będziemy ani reprezentowani, ani zapraszani.

My zajęci będziemy wtedy sprawami ważniejszymi – willą plus, kopertami za 60 baniek i tym, że największy poziom satysfakcji społecznej będzie osiągnięty przez to, że pani Witek nigdy już nie poprowadzi obrad w tej kadencji. Taki to nasz bilans prawdziwej wewnętrznej polityki transakcyjnej. 

Napisał Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.

About Author

9 thoughts on “3.12. Sejm shit

  1. Szkoda czasu, są ważniejsze tematy:
    – Głos europejskich i polskich organizacji w bitwie o regulacje nowych technik genomowych
    https: // strefazieleni.org /glos-europejskich-i-polskich-organizacji-w-bitwie-o-regulacje-nowych-technik-genomicznych/
    W instytucjach unijnych toczy się od kilku miesięcy debata nad tzw. NGT, new genomic technics, po polsku Nowe Techniki Genomowe. Od tradycyjnych GMO opartych zasadniczo na technikach tzw. transgenezy, nowe techniki różnią się technologicznie tym w jaki sposób dokonuje się manipulacji genów. Mówi się o mutagenezie i cisgenezie. Za najsławniejszą z metod, znaną jako CRISPR-Cas9 albo „nożyce genowe” jej autorki otrzymały w 2020 roku Nagrodę Nobla. …
    30 marca podpisaliśmy list otwarty 162 organizacji z całej Europy do wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej Fransa Timmermansa aby wyrazić zaniepokojenie próbą deregulacji GMO w rolnictwie unijnym …

    – STOP GMO/NGT – list otwarty – Petycja do Marszałków i Radnych wojewódzkich
    https: // doprawdy.info /2023/09/ulotka-uwaga-stop-nowym-technologiom-genomowym-ngt-nowe-gmo/

    – Dr Jacek J. Nowak 16-09-2023: Fakty o nowych technologiach genomowych (NGT) i produktach NGT, czyli nowych GMO
    https: // doprawdy.info /wp-content/uploads/2023/09/01-Nowak-popr-2023-Fakty-o-nowych-technologiach-genomowych-NGT-Krakow-16.09.2023.pdf

    1. Popieram – szkoda czasu.
      Od niedawna zauważam narastające wzmożenie tematu szczepionek na C19. Najpierw nieśmiało w mediach, że przecież nie zniknął, że na pewno się czai, a teraz w radio, że koniecznie trzeba dalej się szczepić, że to bardzo bezpieczne, że szczepionka jest na bieżącą mutację… czyli jadą zupełnie starymi tekstami i w ogóle się nie przejmują, że jakiś tak (bez urazy) Karwelis, czy Szlachtowicz obnażają temat. Bo na moje oko zdecydowana większość Polaków wierzy w to, co im powiedzieli, mówią, czy powiedzą w TV. Choćby narracja zmieniała się z dnia na dzień jak w „1981”.
      Czy ktoś z Was też dostrzega to wzmożenie prowadzące do powrotu do stanu pandemicznej idylli, czy tylko ja mam jakieś zwidy? 🙂

      1. Radio Nowy Erewań/Świat 6.12.2023 godz. 8:08 – Beata Grabarczyk w rozmowie z Zuzanną Dąbrowską (Rzeczpospolita)
        B.G.: Wiesz co, ja bym zaczęła od takiej sprawy, która troszkę mnie gnębi, a dotyczy dziennikarzy. Mianowicie mam wrażenie, że dajemy się nabrać znowu na narrację PiS’u. W sprawie tej dotyczącej wiatraków co i rusz słyszę „afera wiatrakowa” i tak sobie myślę: kurcze, jaka to jest afera, znaczy, mamy na przykład taką sytuację że Jastrzębska Spółka Węglowa wydała 2 miliardy na budowę kopalni, w której nie ma węgla i o tym nie mówimy, że to jest „afera kopalniana” czy „węglowa”. Natomiast tutaj jest jakiś, nie wiem, błąd, niezrozumienie czy coś takiego, od razu jest afera, bo w ten sposób mówi PiS. To jest takie przyzwyczajenie? Co to jest?
        Z.D.: … Media mają to do siebie, media które są prawdziwymi mediami, że relacjonują to co się dzieje na scenie politycznej i jeżeli partia, która miała najlepszy wynik w wyborach, o czymś mówi, no to trzeba to relacjonować. I oczywiście cytować tych polityków, którzy mówią to co mówią, a to oni mówią o „aferze wiatrakowej”. Ważne, żeby została przedstawiana odpowiedź na zarzuty, i ta też jest przedstawiana. Pytanie tylko, czy ta odpowiedź jest wystarczająca, tzn. czy nowa większość nie została zaskoczona tym atakiem. Myślę, że została ….

        B.G.: Jak ci się podoba dorobek 14-dniowego rządu, tzn. minister spraw zagranicznych, który jeździ po Europie i rozmawia na tematy nieistniejącego na razie problemu dotyczącego zmian traktatów europejskich, no, zawiadomienie prokuratury o rzekomej aferze wiatrakowej i reakcja tejże prokuratury, właściwie błyskawiczna – trochę takich jest. A powołanie jakiegoś nowego rządowego pełnomocnika nie wiadomo po co, bo człowiek nawet 14 dni nie będzie urzędował, itd. … nie potrafić rozwiązać problemu na granicy polsko-ukraińskiej.

        Z.D.: … to czym oni się zajmą, to naprawdę nie ma większego znaczenia, chociaż oczywiście na pewno takie rzeczy jak wyszczepienia na Covid…
        B.G.: No właśnie.
        Z.D.: …na tę nową mutację, na Krakena, no, to jest ważna rzecz. I to jak zostanie to przeprowadzone – czy wszyscy dostaną skierowania, ci, którzy powinni dostać. I dlaczego te skierowania nie dotarły w ogóle do wszystkich obywateli powyżej dwunastego roku życia? No zobaczymy jak to będzie rządowi szło. No tutaj można zrobić coś bardzo konkretnego, można zrobić dobrze albo źle.
        B.G.: No można, tak, tylko że wiesz, jak się zamówiło jakieś 500 tys. tych szczepionek na, no pewnie, 30 milionów ludzi, którzy mogliby się zaszczepić, no to trochę to słabo wygląda. A jeszcze nie sprawdzałam ale podobno ta lista miejsc, w których można się szczepić, która jest na stronie Ministerstwa Zdrowia, jest fałszywa, tzn. część tych miejsc po prostu nie istnieje.
        Z.D.: Tak, to stara lista, bo chyba nie została zaktualizowana, i no jest to problem. I także liczba szczepionek jest problemem. Ja sprawdziłam dzisiaj rano, nie mam skierowania na pewno. Co prawda nie spełniam tych kryteriów choroby aktualnej przewlekłej ani też rocznikowo ale, no, chciałabym się zaszczepić. I co? I co w takiej sytuacji właściwie mogłabym zrobić? Chyba nic, chyba że coś się zmieni, dzisiaj będzie oświadczenie Ministerstwa Zdrowia, no zobaczymy.
        B.G.: No tak, to czekamy a minister sobie jeździ (Sękowski vel Sęk – przypis mój). No w ogóle ręce i nogi opadają. No po prostu wiesz, jak myślę sobie o tym 2-tygodniowym rządzie, to co on robi i to co on pozoruje, to robi mi się źle. No ale z drugiej strony mamy w Sejmie koalicję prawie rządzącą, tak bym to ujęła, no i ona dosyć ostro próbuje pójść do przodu. …

        B.G.: Praworządność jest niezbędna do tego by dostać pieniądze z KPO, a wg sondażu, który ukazał się w tym tygodniu zdobycie tych pieniędzy to jest, wg wyborców, najważniejsze zadanie tego nowego rządu.
        Z.D.: No tak, bo to jest najgłośniej wypowiadana obietnica przez Donalda Tuska, który obiecywał, że następnego dnia po wyborach te pieniądze będą. Ja rozumiem, że to była taka retoryka przedwyborcza. No i też widzę, że coś się jednak w tej sprawie udało zrobić, ponieważ część tych pieniędzy..
        B.G.: Tak, zaliczki zostały, tak, uruchomione.
        Z.D.: … Co prawda nie jest to bezpośrednia zasługa Donalda Tuska no ale jednak idzie na jego konto, to on był w Brukseli.
        B.G.: Taaak.
        Z.D.: Więc to się pojawiły i zobaczymy co będzie dalej. Więc myślę, że Komisja Europejska będzie próbowała tak zrobić, żeby uruchomić niektóre ścieżki, jeżeli tylko nowa władza wykaże swoją własną determinację w tej sprawie.

        1. Nooo… to życzę pani Zuzannie, żeby czym prędzej otrzymała kolejną dawkę… i jeszcze kolejne… To chyba dobrze jej życzę? I nam wszystkim?
          I jeszcze panie Tusk – wierzę w pana dar składania retorycznych obietnic, niech pan obieca, że pan wszystkich przymusi do szczepień, to może będę spokojniejszy? 🙂 (albo i nie… jeśli potraktuje nieszczepów jak kibiców, czyli na poważnie i z dużą przesadą) 🙂

  2. W epoce narastającego skretynienia wśród rządzących i rządzonych nie ma to jak stoicka emigracja wewnętrzna. I skupienie się na rzeczach ważnych dla najbliższych i siebie samego. To z miejsca przywraca należyte proporcje rzeczom, ludziom i zjawiskom. Zachęcam, naprawdę działa!

  3. Mnie to nie ciekawi. Z przyjemnością obejrzałam kilka wystąpień Brauna, który pięknie przemawia, ale reszta to strata czasu. Lud się ekscytuje tym, że coś może napisać na X czy FB albo obejrzeć sejm na żywo i skomentować, ale to nie ma większego przełożenia na losy ich samych i kraju. Nie zaglądam też od paru dni na some i mam więcej czasu na czytanie i pracę.

  4. „Czemu więc lud wali drzwiami przed telewizor, aby oglądać ten coraz bardziej żenujący spektakl? Myślę, że chodzi o sadyzm społeczny. Chcą zobaczyć jak nowi zwycięzcy tarzają kiedyś butnych pisowców w pierzu szydery. ”

    Nie tylko. Druga część Stadionu Narodowego zapełnia telewizyjne trybuny, aby zobaczyć „największą aferę od czasów Rywina” (a może od zawsze), ustawę wiatrakową (ponoć wyrażenie zakazane w TVN), a praktyce prawdopodobnie to, jak zostanie zamieciona pod dywan przez większość. W największym skrócie (aby uświadomić niewtajemniczonych, oglądających jedynie „wolne” i „nie reżimowe” media): Rafał Ziemkiewicz w „Do Rzeczy” nr 48/2023 (z 27.XI) popełnił artykuł „Jak stracić cnotę za własnego rubla” (nie zauważyłem aby ktoś poruszył tę sprawę wcześniej, natomiast po wybuchu awantury w Sejmie jego tezy powtarzają wszyscy (a przynajmniej połowa, ta prawa). Zaczął od kwestii dotacji unijnych w Polsce:

    „Mało kto pamięta wystosowany prawie dwa lata temu list jednej z niemieckich organizacji przedsiębiorców, postulujący jak najszybsze uruchomienie KPO dla Polski. Nie był on bynajmniej wyrazem poparcia dla polityki PiS, jego autorów takie sprawy w ogóle nie obchodziły – podnosili oni tylko, że większość pieniędzy z KPO posłuży zakupom w niemieckich firmach, więc każdy miesiąc zwlekania z ich uruchomieniem to straty dla niemieckiej gospodarki.
    W zasadzie nie było to nic nowego – były unijny komisarz finansów, Günther Oettinger, już kilka lat wcześniej publicznie oszacował, że z każdego euro z unijnego budżetu wydanego w „nowych krajach członkowskich” do Niemiec trafia ok. 80 centów (polska komisarz Elżbieta Bieńkowska poszła jeszcze dalej, oceniając, że każde wydane tu euro generuje Niemcom 1,2 euro dochodu). ”

    O czym obie strony politycznego sporu, bijące się o uznanie swoich elektoratów w zawodach o to, kto wyrwie więcej unijnej kasy, wspominają nader wstrzemięźliwie i niechętnie. Podobnie jak o tym, że są to co prawda nasze pieniądze, z naszych składek (innych Unia nie ma), ale do wydania wyłącznie na cele unijne – głównie ekologiczne, realizację „zielonej polityki”, ewentualnie infrastrukturę transportową (połączenie europrowincji z brukselsko-berlińskim Centrum – bardziej niż między sobą, bo to akurat redukowałoby ich prowincjonalność) – czyli cele wzmacniające ekonomiczną dominację Niemiec, a jeżeli coś zostanie, to ma iść głównie na realizację „tęczowych” postulatów, czytaj „walkę z dyskryminacją”, w praktyce z korzeniami Europy konkurencyjnymi względem nowej świeckiej eurotradycji w walce o dusze nowoeuropejczyków (wraca stare po nowemu). Czyli te wszystkie lamenty burmistrzów i wójtów w TVN, ile by to sobie postawili za eurodudki basenów i stadionów gdyby „zły PiS” ich nie blokował, było, delikatnie mówiąc, nadużyciem opartym na niedopowiedzeniach.

    Ale do rzeczy (albo „Do Rzeczy”😉). Autor w artykule przypomina o niespodziewanej decyzji Unii:
    „Do programu posiedzenia Komisji dopisano niespodziewanie, w ostatniej chwili, punkt o przekazaniu Polsce 'zaliczki’ na poczet KPO , w kwocie 5,1 mld euro. Nie będą to, oczywiście, żadne palety pełne banknotów, które Polska mogłaby sobie wydawać na szkoły, baseny, węzły drogowe i inne dowolnie wybrane inwestycje – takie prezentowanie tych funduszy było od początku kłamstwem. Przyznana zaliczka może być wydana tylko na jeden, ściśle określony cel: 'zieloną transformację energetyczną’. A konkretnie – na zakup turbin wiatrowych. Nie przypadkiem jednym z najusilniej forsowanych 'kamieni’ była zmiana polskiego prawa ułatwiająca stawianie wiatraków przez likwidację prawnego wymogu zachowania wokół nich strefy chroniącej zdrowie okolicznych mieszkańców. ”
    Pomimo, że żaden z powodów blokowania tych funduszy nie zdążył zostać odwołany czy zlikwidowany (a teoretycznie i oficjalnie nawet nie można stwierdzić, kto powoła rząd…). Skąd ten pośpiech? Okazuje się, że Siemens, jeden z filarów (podupadającej ostatnio, żeby nie powiedzieć walącej się) niemieckiej gospodarki w wyniku obłędnych założeń „zielonej polityki” stanął na krawędzi bankructwa (konkretnie spółka zależna Siemens Energy, odpowiedzialna za produkcję turbin wiatrowych (podobno mocno wadliwych), których na lądzie nikt nie chce budować, nawet Dania odwołała kontrakty. Do spięcia budżetu i uratowania przed bankructwem brakuje ponoć Siemensowi akurat tyle, ile możemy wydać z „darowanej sumy” (tak naprawdę pożyczki, o czym akurat obydwa nasze polityczne obozy zgodnie milczą) na wiatraki, taki przypadek.

    Natępny przypadek zdarzył się w Sejmie, akurat trzy-cztery dni po publikacji tego artykułu (prorok jaki, czy co?). Wypłynął projekt ustawy maksymalnie ułatwiającej stawianie wiatraków na lądzie, kosztem interesów społeczeństwa, łącznie z prawem wywłaszczania opornych. Tak jak pisał Ziemkiewicz – proponujący redukcję odległości farm wiatrowych poza wszelkie unijne rozwiązania, w Niemczech czy gdziekolwiek. I granice rozsądku.

    Nie mogę się powstrzymać od zacytowania puenty na zakończenie artykułu: „Reasumując: Polska wspólnym wysiłkiem obu nienawidzących się politycznych plemion sprzedała swoją suwerenność za prawo do kupienia niemieckiego „zielonego” badziewia, które nie jest jej do niczego potrzebne, na kredyt, który sama w przyszłości spłaci. I w dużej części jest szczęśliwa, że dostała od Europy prezent. Legendarna transakcja Rockefellera, który kupił bank za pieniądze z niego pożyczone, przy tym popisie niemieckiego sprytu i polskiej głupoty wydaje się niczym.” Artykułu opublikowanego na kilka dni przed aferą wiatrakową, podkreślam.

    Takie smaczki, jak prawnicze, fachowe przygotowanie ustawy pod zakup używanych łopat (badziewia, którego chcą się pozbyć Niemcy, zresztą nie tylko oni, bo to antyekologiczne świństwo którego nie sposób utylizować), czy gwałtowne wycofanie się „Polski 2050” z projektu nowelizacji innej ustawy (o wsparciu kredytobiorców i przedsiębiorców) po skierowaniu ustawy wiatrakowej do prokuratury w celu wyjaśnienia podejrzeń o płatną protekcję, albo wczorajszym wypłynięcie faktu, że ustawę wiatrakową pisały prawdopodobnie kancelarie prawnicze reprezentujące również interesy lobby energetycznego („to jak zatrudnienie wilka do ochrony kurnika”), to już tylko kolejne wisienki na torcie.

    Lud ogląda telewizję nie tylko z „sadyzmu społecznego” (to kibice lewej strony Sejmu). Myślę, że kibice prawej strony oglądają to z powodu „społecznego masochizmu”, aby zobaczyć jak największa afera sejmowa ever zostanie uwalona bez żadnej badającej ją komisji (przynajmniej za tej kadencji) i przyklepana stwierdzeniami „oj tam, oj tam, nic się nie stało, przecież odwołaliśmy – chwilowo i w tej formie – jak się wydało”.

    Za wcześnie i za szybko, towarzysze. Trzeba poczekać, aż system medialny zostanie uszczelniony, zlikwidujemy „pisowską telewizję”, wtedy nie takie przewały będą przechodziły bez echa. A lud ogląda, bo to być może ostatnie chwile, kiedy takie kawałki wypływają (ale co poradzić, że Niemcy nie mogli czekać, przycisnęło ich – senior każe, wasal musi). Ale za to później zlikwiduje się CPK, wszystko co zagraża niemieckiej dominacji, wbrew coraz głośniejszym opiniom ekspertów, kupione uzbrojenie przesunie się w ramach wspólnej polityki obronnej (po zmianie Traktatów Unijnych, też bez nadmiernego rozgłosu i uświadamiania ludziom skutków) do obrony Unii na linii Wisły lub Odry (bo Polski będą bronić tak, jak planowali bronić Ukrainy zaraz po agresji „antyfaszystowskich Sił Pokojowych”), a mozolnie zwiększane polskie rezerwy złota do Europejskiego Banku Centralnego (tylko najpierw za wszelką cenę trzeba uwalić Glapińskiego, stąd takie naciski).

    Gorąco zachęcam do kupna w księgarni internetowej archiwalnego numeru „Do Rzeczy”, choćby dla tego artykułu, dopóki system medialny nie zostanie uszczelniony. A przy okazji numeru 41/2023 (548) z 9-15 października z artykułem Jana Fiedorczuka „Święte Cesarstwo Unijne” o tym, że Niemcy z powodów historycznych nie są zdolni do budowy normalnego państwa, od setek lat dążą do dominacji nad Europą (raz militarnie, raz gospodarczo), jeżeli kogoś interesują głębsze geopolityczne analizy i zrozumienie tego, co się dzieje, gwałtownych nacisków na „centralizację Europy” kiedy Niemcom walą się podstawy ich gospodarczego dobrobytu i mają prawdopodobnie ostatnią szansę na realizację swoich odwiecznych planów w tym stuleciu.

    Ludzie oglądają, bo to być może są ostatnie ciekawe transmisje sejmowe. W głębszym sensie, niż sugeruje Autor tego blogu. I jest to daleko mniej wesołe, niż sugeruje to Jego – też w sumie niewesoły – wpis (w wakacje 1939 roku też się podobno bawili nieprzytomnie, sami się zresztą temu dziwiąc).

    1. „Glapiński rozesłał po świecie listy z prośbą, żeby międzynarodowe instytucje wzięły go w obronę na wypadek, gdyby nowa koalicja chciała postawić go przed Trybunałem Stanu. Glapiński napisał do Banku Światowego, Międzynarodowego Funduszu Walutowego i do Europejskiego Banku Centralnego twierdząc, że taki wniosek byłby zamachem na niezależność NBP.”
      https:// wiadomosci.onet.pl /tylko-w-onecie/stan-wyjatkowy-glapinski-donosi-na-polske-kaczynski-podwoil-oszczednosci/pz8q8es

  5. Nie ma się czym ekscytować. Owszem, Churchill miał rację z tym profilaktycznym bombardowaniem Niemiec co 50 lat.
    Ale z nami, Polakami, też tak jakoś jest, że raz na 200 lat musimy z własnej winy i głupoty dostać zdrowo w dupę, żeby potem przez kolejne stulecie trzymać jakiś pion i kierować się czymkolwiek więcej niż dziecinnymi emocyjkami tudzież głupotą przy konstytuowaniu własnych elit.
    Po mojemu właśnie nadciąga na nas kolejne „co 200 lat”. I w pełni na to zasługujemy naszymi własnymi wyborczymi decyzjami z ostatniego ćwierćwiecza.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *