5.05. Papież doczesny
5 maja, dzień 794.
Wpis nr 783
zakażeń/zgonów (dzisiaj)
912/29
No chyba jednak znowu muszę o papieżu Franciszku. Tak w ogóle i on, i Kościół w czasach kowida, to jedno moje zmartwienie. A teraz jeszcze to. To znaczy „zaangażowanie się” papieża w wojnę na Ukrainie otwiera szerokie pole do refleksji w którą stronę zmierza kościół katolicki pod jego przywództwem.
Od samego początku pontyfikatu, kiedy powoli okazywał się charakter oddziaływania papieża na Kościół mieliśmy do czynienia z wieloma kontrowersjami. Zwłaszcza w porównaniu z „papieżem zrezygnowanym”, czyli Benedyktem XVI, który chciał raczej wrócić do korzeni, nawet przedsoborowych, gdyż uznawał, że pogoń Kościoła za uwspółcześnieniem wiary jest drogą donikąd, gdyż wydaje wiarę na pastwę zmiennej przecież doczesności. Nowy papież od początku miał na odwrót. Właśnie uwspółcześniał wiarę katolicką, dochodząc do granic jej podstawowych dogmatów, relatywizując je. Ale wtedy przebywaliśmy w obszarach doktryny, co – paradoksalnie – było męką dla katolików.
Czemuż? Ano temuż, że w katolicyzmie obowiązuje dogmat nieomylności papieża. Dworują z tego diabełki, wytykając głupoty, które przydarzają się papieżom i naśmiewając się z tego, że muszą się temu przyporządkować głupie katole. Ale dogmat o nieomylności papieża dotyczy jedynie jego stanowiska w obszarze teologicznym. Czyli wykładni wiary. Wszelkie inne jego wypowiedzi – społeczne, polityczne czy gospodarcze nie mają waloru dogmatu i mogą być dyskutowane i podważane również przez katolików. Dlatego „przedwojenna” postawa Franciszka była zmorą dla ludu wierzącego, gdyż dotyczyła stricte zagadnień wiary, choć szła często wbrew uznanej wykładni.
Tak się stało i w dobie czasów wojennych. Tu papież wyszedł swoim zaangażowaniem, nieteologicznym przecież, ze sfery komfortu dogmatu do poglądów, o których można wśród katolików dyskutować, a już na pewno bez obowiązku podzielania ich i wcielania w życie. Na poziomie traktowania papieża na linii katolik-ateista było od początku ciekawie. Otóż ateiści (i nie dziwota) są „nowoczesnym papieżem” zachwyceni. A właściwie bywają. Używając argumentu dogmatu często wykazywali katolikom, że się Franciszka nie słuchają w jego najbardziej progresywistycznych wypowiedziach. Ale jak papież jednak coś bąknął ze starych prawd, np. o ochronie życia nienarodzonych, to już nie był taki fajny. Zazwyczaj przemilczano wtedy takie „wpadki”, czekając – często z dobrym skutkiem – aż się papież nawróci na nowoczesność.
W kowidzie papież kontynuował tę drogę, a właściwie ją pogłębił w środkach wyrazu – był w szpicy sanitaryzmu, w czym niestety wtórowała mu większość polskiego kościoła (hierarchicznego, dodajmy). I tu się znowu wrócił na łono progresistów, bo ci akurat byli mocno w sanitaryzm zaangażowani i z faktu wtórowania im w tej drodze papieża bardzo zadowoleni. Z punktu widzenia dogmatu – znowu, to nie teologia (choć były próby steologizowania kowida, żałosne, szczególnie w wymiarze… szczepionkowym), a więc słuchał Franciszka kto chciał. Kościół w dobie kowidowej utracił moim zdaniem swój podstawowy punkt odniesienia. Zanurzył się w doczesność, stawiając ponad główny cel bytowania (zbawienie), przyziemny cel – przeżycie. Czyli – jak starałem się dowieść powyżej – główny grzech Kościoła, czyli sprowadzenie jego misji do materialnej rzeczywistości, zabijającej wszelką transcendencję.
A teraz mamy Kościół w wojnie, dowodzony przez Franciszka. Zaczynał już od początku dziwnie, bo symetryzując zagadnienie wojny, czyli relatywizując dobro i zło. W imię pojednania. Nie ma czegoś takiego w katolickiej doktrynie. Pojednanie może być aktem miłosierdzia, ale po ustaniu konfliktu, karze, przyjęciu pokuty, jest aktem dobrowolnym, to znaczy, że można go stronie przeciwnej nie udzielić. A tu proszę: papież mówi: „wszyscy jesteśmy winni”,
na procesję zaprasza do niesienia Krzyża naprzemiennie rodzinę rosyjską i ukraińską. Taki to przekaz „nowego kościoła zrelatywizowanego”: kat i ofiara niosą przecież ten sam krzyż.
No i teraz – ostatnie wypowiedzi z wywiadu dla „Corriere della Serra”.
Papież mówi tam między innymi, że być może Putina sprowokowało szczekanie NATO pod drzwiami. I, że się do Putina wybiera a do Kijowa – nie. Odezwał się oczywiście rząd Ukrainy wskazując, że nikt Putina do wojny nie prowokował, zresztą – co to za okoliczność łagodząca? Wygląda to słabo. Bo to wychodzi – znowu na tej zasadzie pomylonego zakresu dogmatu – że tak myśli Kościół, a więc i katolicy. Co dodatkowo daje nieciekawe argumenty prawosławnym przecież Ukraińcom.
I znowu – to jest wypowiedź papieża-dyplomaty (zresztą niespecjalnie subtelnego), a nie papieża-teologa.
A teraz, jak progresywiści „wybaczali” mu „wpadki” o takim życiu poczętym, wspierali go gdy odjeżdżał w nowoczesność z prawdami wiary, tak Ukrainy mu nie są w stanie wybaczyć. I to wszystko idzie na konto katolików. I jeszcze Putin wcale pozytywnie nie odpowiedział na publiczną deklarację chęci rozmowy papieża z przywódcą Kremla. To dość upokarzające, ale do przewidzenia. Ot, nauczka. Przyjmie, przyjmie papieża, czym jeszcze bardziej namiesza, ale Franciszek będzie musiał odczekać w przedpokoju ile trzeba, tak jak kiedyś Erdogan, prezydent Turcji. Pokazucha musi być.
No dobra, papież pojedzie i co? Uprosi Putina o pokój, wstrząśnie jego sumieniem, którego nie ma? Po co pchać tam nogę, gdzie konie kują? Czy to symetrystyczne pięknoduchostwo niosące oliwną gałązkę pokoju? Komu – diabłu wcielonemu, który dopuszcza się ludobójstwa?
A może to konsekwencja pewnej teorii, o której słyszałem dość dawno? Że nowy kościół uwierzył w zgniłość swej obecnej formuły i szuka jej odświeżenia w ożywczej idei Moskwy jako „Trzeciego Rzymu”? Że Rosja ma zbawić świat i ten świat dlatego szczekał pod jego drzwiami, by się wreszcie wkurzył i kopnął w ukraińskie drzwi? A może chodzi o to, że Moskwa ma być ostatnim bastionem walki z globalizmem, a więc ten wydał jej wojnę? Ale to by zakładało, że papież jest antyglobalistyczny, a przecież jego postawy są z gruntu modernistyczne, czyli odpowiadają narracji zmiany posad świata, w tym świata katolicyzmu.
Jak tam jest, tak tam jest, ale widać, że tego rodzaju ruchy znowu wtrącają kościół katolicki w ryzykowną grę w doczesność. A Kościół nie jest od tego. Ma z uporem powtarzać wielkie słowa, powtarzać je z uporem. Znane, może i nudne, ale stanowiące właśnie kotwicę w zmieniających się jak w kalejdoskopie czasach. Wyciągając tę kotwicę na pokład doczesności Kościół pod takim przywództwem poddaje się wzburzonym falom polityki, do której uprawiania, w pragmatycznych czasach rządów nagiej siły, nie ma zasobów własnych. Bo przecież jest „nie z tego świata”. A chcąc do niego aspirować straci rację własnego bytu.
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.
Dokładnie nie pamiętam, ale zdaje się że Banderowcy wymordowali ponad 100 tysięcy Polaków. Władze dzisiejsze nigdy nie przeprosiły Polaków, no chyba że coś przegapiłem. Obecnie też nie uważają Polski za przyjaciela, raczej się pogardza kimś, kto bez mydła podkłada się na każdej płaszczyźnie. Więc to porównanie z Jezusem wydaje mi się „lekko” przesadzone. A kupowanie droższego ruskiego gazu od Niemiec, zamiast od Rosji i tłumaczenie, że jest to dowód patriotyzmu, jest dobre dla różnych bolców albo innych herbatników, nie dla ludzi, którzy zachowali jeszcze trochę szarych komórek w czasach globalnego medialnego prania mózgów.
Tak, ruski czytelniku. Nawet tego nie wiesz, że banderowcy wymordowali znacznie więcej niż 100 000 Polaków. I tego pieprzony ruski propagandysto nie wiesz, że nawet najobrzydliwsze zachowanie naszych wrogów nie zwalnia nas Polaków z obowiązku zachowania godnego i przyzwoitego. Na tym m.in. cywilizacja łacińska polega w odróżnieniu od waszej cywilizacji stepowej, ruski prymitywie.
Wasza ruska mentalność polega na tym żeby się nażreć, nachlać i nie myśleć o tym co jutro.
Jak ci ceny gazu nie odpowiadają to wypad do swoich. Tam mają gazu pod dostatkiem i w swoim języku będziesz mógł rozmawiać z ruskimi qrwami takimi jak ty.
Co do śmiesznych przeprosin za przeszłość. Rzymianie w czasie swoich pochodów wymordowali miliony. Oczekujesz od współczesnych Włochów przeprosin? Ile razy mają to zrobić, żeby było ważne?
Tylko głupawy „papież” Franciszek przeprasza wszystkich za wszystko, nawet dewiantów i twojego idola putina za szczekanie pod drzwiami.
Co do potomków banderowców którzy identyfikują się ze zbrodniami przodków.
Przyjąłbyś przeprosiny rusku? Nie sądzę by jakikolwiek Polak przyjął.
Benedykt XVI wycofany??? Podstawą jego pontyfikatu i wcześniejszych prac była spójność, trwałość i ciągłość nauczania. Proponuję poczytać choćby deklarację „Dominus Iesus” z czasów przewodniczenia Kongregacji Nauki Wiary (link dla leniwych: https://opoka.org.pl/biblioteka/W/WR/kongregacje/kdwiary/dominus_iesus.html ). Praktyczna realizacja ewangelicznego przekazu „tak – tak, nie – nie”, czego u Franciszka brak.
Dogmat nieomylności dotyczy tylko wystąpień z powołaniem na autorytet.
Będę musiał chyba, ku własnemu zaskoczeniu, trochę jednak bronić Papieża. Zaznaczam, że nie miałem nic przeciwko Jego „franciszkańskim” zapędom, apelom, że każdy z nas powinien ruszyć cztery litery sprzed kanapy pod telewizorem, zmieniać świat na lepsze, czy podzielić się swoim dobrobytem z biedniejszymi, słowem – jesteśmy na tym świecie na posterunku, z zadaniami i obowiązkami do wykonania, nie na wczasach. Takie myślenie i tacy Papieże też są potrzebni (zwłaszcza w naszych czasach). Bardziej mnie niepokoiły Jego (anty)doktrynalne zapędy , częściej wtedy kiedy czytałem alarmistyczne artykuły na ten temat napisane przez ludzi których uważam, zwłaszcza w tych kwestiach, z mądrzejszych ode mnie, niż wtedy, kiedy słuchałem bezpośrednio Papieża (może po prostu za rzadko Go słucham). Domniemana afirmacja tęczowości, hipermodernizm (osobiście to raczej słyszałem jak mówi, że nie jest naszym obowiązkiem bycie „na czasie”, „nadążanie” za „światowością” – w sensie znać wszystkie modne seriale, trendy we wszystkim, najnowsze technologie etc. – nie ulegać strachowi, że wypadnie się z obiegu, nie to jest naprawdę ważne), stopniowe „wygaszanie” Mszy Wszechczasów, tego typu rzeczy.
Zanim dojdę do meritum, jeszcze drobna uwaga – Papież jest nieomylny tylko wówczas, kiedy wypowiada się w sprawach doktrynalnych, z zachowaniem odpowiednich procedur i formułek, po spełnieniu określonych warunków, nie na co dzień.
A Kościół zawsze realizował swoją „transcendentną” misję poprzez odniesienie do konkretnej, materialnej rzeczywistości. Warunkiem zbawienia jest właściwe postępowanie, modlitwa to „tylko” konstrukcja na której się opierają, taki kompas na okręcie (którego mechanizmu „żeglarze” często nie rozumieli, nie wiadomo jak to działa, ale działa i często ratuje wszystko). I ZAWSZE Kościół był za to zaangażowanie w doczesność krytykowany przez tych, którym to akurat nie pasowało (dla przykładu „liberalna opozycja” inaczej traktowała „mieszanie się do polityki” Kościoła w czasach komuny – które to mieszanie się krytykowali rządzący wówczas towarzysze, a inaczej w czasach wolnej Polski, kiedy sama była już tą krytykowaną władzą). Nie mówię, że w sprawie covida (czy jakiejkolwiek innej) Kościół jest nieomylny, ale sam fakt działania, zaangażowania w doczesność (w czasie której działając właśnie dążymy i osiągamy – lub nie – zbawienie) jest jego obowiązkiem, niezależnie od krytyki, bo ta będzie zawsze. A marzenie o czystej, oderwanej od rzeczywistości transcendencji, to niebezpieczny miraż pięknoduchów.
Ale do rzeczy. Po pierwsze nie ma – za wyjątkiem Jezusa, który był człowiekiem we wszystkim, poza grzechem (piję do nie najmądrzejszych, choć efektownych, wręcz efekciarskich, graficznych memów powyżej) – ludzi bez winy. Każdy psycholog leczący alkoholików to powie, ich rodziny też potrzebują terapii, jako członkowie toksycznych związków, reagujący złem na zło. A Papież mówiąc „wszyscy jesteśmy winni” mówił to przede wszystkim do społeczeństwa Zachodu, budującemu swój dobrobyt na energetycznym dealu z Moskwą, tucząc bestię twardą walutą za tani gaz i ropę (zresztą Morawiecki mówił to samo do Niemców: „tym rurociągiem płynie krew…” i nikt go za to, przynajmniej u nas, w Polsce, nie potępiał – ale wtedy „my” – ci winni, to byli nadal jacyś „oni”). A oglądając reakcje wielu naszych mediów na zatopienie „Moskwy” przykładowo, byłem wręcz przerażony. Uniemożliwienie desantu na Odessę jest oczywiście dobrą, wręcz bardzo dobrą wiadomością, ale reakcją była czysta radość, bez żadnej refleksji, że tam zginęli ludzie (a mówiono nawet o setkach ofiar). Wojna zmienia wszystkich. Już wolę pomodlić się z Franciszkiem za tamtych Rosjan (zresztą oni najbardziej potrzebują modlitwy), niż otwierać szampana z powodu czyjejkolwiek śmierci. Tak, to też ludzie (choć często robią wiele, aby to zmienić, ale w myśl doktryny katolickiej – nie da się).
NATO nie tyle „szczekało”, co być może wręcz prowokowało Putina do wojny. A może nawet nie tyle całe NATO, co USA (co oczywiście w żadnym wypadku nie zdejmuje odpowiedzialności z Putina, że skorzystał z okazji do mordu, która wydawała się dużo bardziej korzystna, niż była w rzeczywistości). Polecam wywiad „Putin pożytecznym idiotą Bidena” z serii „Wywiady Sroczyńskiego” https://next.gazeta.pl/next/7,151003,28369106,putin-jako-pozyteczny-idiota-bidena-dzieki-tej-wojnie-usa.html (jeżeli portal Wyborczej przeprowadza uczciwy wywiad z konserwatystą, to taki ekumenizm sam w sobie jest już wart uwagi ;-). Rozmówcy nie posuwają się aż do wniosków, że USA celowo ewakuowało się z Afganistanu demonstracyjnie potykając się o własne nogi, czy wystawiło na swego przywódcę człowieka sprawiającego wrażenie przysypiającego dziadka zainteresowanego głównie koedukacyjnymi szatniami w amerykańskich szkołach, aby sprawiać wrażenie rozpadającego się mocarstwa i zachęcić Putina do zdecydowanych kroków, ale są tego blisko, mówiąc np. „Amerykanie doszli do wniosku, że skoro Rosja chce zrobić sobie sama krzywdę, to nie będzą przeszkadzać”. Jankesi mając na karku największe wyzwanie w swej historii, większe nawet niż wojna z faszyzmem czy komunizmem, wojnę z inną, chińską cywilizacją (a to być może będzie wojna wręcz z odmiennym od naszego rozumieniem człowieczeństwa), pospiesznie porządkują inne fronty. Dla nich wyjaśnienie i wyklarowanie się sytuacji na wschodzie kosztem życia paru Ukraińców to być może zapobieżenie większym ofiarom w przyszłości, wojna (w odmiennym od chrześcijańskiego rozumieniu) sprawiedliwa. A Ukrainie prawdopodobnie to jakoś zrekompensują (jeżeli się uda). Natomiast Papież Franciszek widzi to zupełnie inaczej, deklarował że zrobi wszystko, żeby już nikt nie ginął.
Samo określenie („szczekanie NATO”) nie jest może ani polityczne, ani do końca adekwatne (zresztą kiepski byłby politykiem ktoś dający się sprowokować do zmiany sytuacji geopolitycznej czyimś ujadaniem), ale w tym papieskim „gdybaniu”, szukaniu przyczyn obecnej sytuacji, jest coś na rzeczy. Natomiast „wina” Amerykanów polega na tym, że sprawiali wrażenie niezdolnych do reakcji, do zapobieżenia chińskim i rosyjskim naciskom i polityce powolnego „wypychania” swoich wojsk z Eurazji. I sprowokowali do rozpoczęcia tej w sumie nieuniknionej wojny na swoich warunkach, choć Putinowi i Chińczykom wydawało się że jest dokładnie odwrotnie.
I na koniec może najważniejsze. Polityka Papieża wobec Rosji jest spowodowana prawdopodobnie tym, że inaczej widzi środek ciężkości i istotę tego konfliktu. Losy świata zależą od tego, czy Rosja się nawróci. Czy uzna swoje błędy. Danie Rosji po pysku, choćby najefektywniejsze, powodujące, że się zamknie w swoim zacietrzewieniu i poczuciu domniemanej krzywdy długoterminowo tylko pogorszy sprawę. Odwinie się z nawiązką, nawet sprowadzając zagładę na siebie i resztę świata, kiedy tylko będzie miała okazję, choćby za sto albo i więcej lat. Nie do mnie należy ocena, na ile Papież rozumie zakamarki i ciemne strony „rosyjskiej duszy”, czy raczej rację ma Rafał Ziemkiewicz (podoba mi się jego określenie, że Rosja to taki ogólnoświatowy żul, największy bandzior na osiedlu, postrach ulicy, który nawet chory i osłabiony na wyciągniętą rękę potrafi w odpowiedzi jedynie powtarzać zapamiętale „czekajcie, jeszcze kiedyś wyzdrowieję, to wam wszystkim mordy obiję”), że jedynie naprawdę porządne manto może być początkiem psychoterapii, do tego stopnia stan rosyjskiej psychiki to ciężki przypadek, ale na pewno wojna sprawy Rosji nie załatwi definitywnie, z Rosją nadal trzeba będzie na jednej planecie żyć. Papież niewątpliwie patrzy dalej niż inni (a czy widzi lepiej od nas to już przyszłość pokaże, dziś nikt tego nie wie).
Nie sądźcie (Papieża), a nie będziecie sądzeni. Być może wie więcej od Was. Na polskich biskupach wysyłających do niemieckich oprawców sygnał „przebaczamy i prosimy o wybaczenie” też psy wieszano (szczekające lub nie…). A chodziło mniej więcej o to samo: „naszych morderców mamy przepraszać?!?”. Historia jednak lubi się powtarzać…
Fajne wypracowanie na temat „papieża” bo przecież nie Papieża. Historia papiestwa znała podobne kreatury, ten zostanie zapisany na najczarniejszych kartach historii i nic nie pomogą egzegezy jego apologetów, że: „Papież patrzy dalej”. Może jakiś patrzył, ale na pewno nie ten.
Ten odbiera majestat Kościołowi, wyprzedaje na doraźne cele majątek kościelny podlegający prawu martwej ręki, wprowadza bożków pogańskich do Kościoła. Czasu mu ubywa więc przyspiesza swoje diabelskie dzialania.
Warto spojrzeć jak dynamicznie (dzięki prowadzonym przez niego działaniom) zmniejsza się liczba wiernych w Europie. A to co dzieje się z Kościołem w Ameryce Łacińskiej to już czysta katastrofa. Przed 30 laty kościoły protestanckie miały ok. 10 % chrześcijan. Obecnie w wielu miejscach ponad 50 %. Większość zmieniła wyznanie za pontyfikatu Franciszka.
Państwo cały czas opierają swą wiedzę wojenną na tym co mówią media. A jeśli to co mówią jest KŁAMSTWEM? Tak jak to było w przypadku kowida i Syrii? Trudno jest nam przyjąć do wiadomości, że BYĆ MOŻE (!) dla Ukrainy ta wojna jest bardziej opłacalna niż dla Rosji. Papież mnie ni grzęzi ni zieje…już. Dawno stracił u mnie autorytet ale też nie dziwi mnie jego obecna postawa, jako polityka.
Tak chłopie. Ukraina ma na tej wojnie same zyski.
Wyemigrowało im bezpowrotnie kilkanaście procent najcenniejszej części społeczeństwa, bo młodego i wykształconego.
Zniszczyli im infrastrukturę, odbudowa będzie trwała latami, PKB spadło o połowę.
Wymordowali tysiące, okaleczyli kolejne tysiące.
Zasłali kraj minami… itd. itd.
A głupki twierdzą, że dla Ukr wojna jest bardziej opłacalna niż dla rosji na którą nie spadła jeszcze żadna bomba.