4.05. Niemiecki pacyfizm. Wyrachowanie wzruszające.

8

4 maja, dzień 793.

Wpis nr 782

zakażeń/zgonów (dzisiaj)

173/1

Kilka dni temu kanclerz Scholz został wygwizdany w Dusseldorfie, na wiecu. I myliłby się ktoś, kto by myślał, że dostał społeczną burę za brak zaangażowania Niemiec w pomoc dla Ukrainy. Nie – kanclerz został wygwizdany za… zbyt prowojenną strategię. Tłumy Niemców nie chciały, by Niemcy, by ich rząd angażował się tak bardzo w tę pomoc. A więc to, co wyczynia obecnie Berlin okazuje się na wyrost w stosunku do tego, co chce naród, lub jego część. Pora to rozwikłać, bo niemiecki rząd wychodzi na radykała idącego pod prąd woli narodu. A taka sytuacja w krajach demokratycznych nie może trwać długo, pora więc wyjaśnić całościowy kontekst.

Jak pisałem w poprzednim wpisie, intelektualiści napisali ostatnio list do swego kanclerza, który to list zdaje się być merytorycznym beforkiem przed takimi gwizdami. Czyli mamy jakieś logiczne i rzecz jasna intelektualne uzasadnienie do tego, żeby Niemcy stali z boku awantury, którą sami nam na kark do naszej części Europy sprowadzili. Brzmiało to mniej więcej tak, żeby powtórzyć tym, którzy zaniedbali wczorajszy wpis: „niepotrzebnie upokarzamy Rosję, ta reaguje, pokój natychmiast, bo giną Ukraińcy (jak jest po niemiecku „krokodyle łzy”?), skończmy to jak najszybciej, Kijów niech się nie targuje krwią swoich obywateli, bo zaraz przegrywająca i przyparta do muru Rosja przeniesie konflikt na inne kraje. Ukraińcy poddajcie się. Pół biedy, że wojna przeniesie się na jakieś natowskie kolonie typu Polska, wtedy będziemy się musieli jeszcze bardziej wić z tym naszym niezaangażowaniem, ale jeszcze i na nas. W związku z tym, nie pomagajmy, bo to wydłuża ten szkodliwy stan, a my musimy wrócić do starego ładu, kiedy robiliśmy deale z Kremlem i przez ich surowce stawaliśmy się niekwestionowanym liderem Europy.”

To drugie to wnioskowanie dla zaawansowanych. Dla ludu pacyfistycznego wystarczy sam pacyfizm.  W końcu Zachód zawsze się wojny bał, od kiedy stał się zasobny, zaś od Wschodu szła ta cała zawierucha. Wolał więc, by się trzymała za wszelką cenę jak najdalej od niego. Ceną za to było to, że konflikty z agresywną Rosją odbywały  się na terenie „skrawawionych ziem”, z Polską w centrum. Tak miało być i tak ma być teraz. Polityka appeasementu nie skończyła się na upadku Hitlera. Przypomnę, że polegała ona na ustępowaniu agresorowi, dla świętego spokoju, by uchylać się od konfliktu jak najdłużej. W tym samym czasie agresor gromadził siły, appeasmenciarze też, ale za ten czas Europa Centralno-wschodnia płaciła daninę krwi lub/i wolności. Dziś tę cenę płaci Ukraina. Hitlera w swej roli obiektu ustępstw podmienił Putin, dzieje się to od dłuższego czasu, teraz płacimy za to rachunki. Mechanizm jest ten sam.

Jego przejawem, przynajmniej w przypadku Niemiec, jest sterowany pacyfizm. Ja już jestem na tyle stary, że pamiętam jego wymiar, i rolę, w latach 70-80 zeszłego wieku. Wtedy szło mniej więcej, w Niemczech, ale nie tylko, tak: USA stacjonuje ze swymi wojskami u nas, na terenie, wtedy, Zachodnich Niemiec. Oni tam w tych jankeskich bazach kiszą broń atomową i, tak jak dzisiaj z Ukrainą, na razie bez atomu – zrozumiałe, że Rosja będzie chciała na to odpowiedzieć. A więc strzeli w nas atomowymi kartaczami. I polegniemy jako naród za sprawę amerykańską. Jaki więc ratunek? Rozbrójmy się, czyli Yankee go home! Może nie konwencjonalni, ale atomowi – won. Ale wtedy nie ma powodów dla Kremla żeby do nas strzelać nukami. I zaczęło się. Wielosettysięczne manifestacje przez co najmniej dwadzieścia lat, pompowanie histerii, zamęt wewnętrzny, awanse polityczne pacyfistów, przejście z ulic do ciał ustawodawczych. Ogólny marazm. Na Kremlu – szampan.

Bilans tego, dla wytrwałych – marny. No, bo na logikę: gdyby nie było wojsk USA w Niemczech to byłoby już dawno po Niemcach, a zwłaszcza, gdyby sprawa poszła na broń konwencjonalną, bo do tego by się sprowadzały zdolności militarne Ameryki w Europie, gdyby ta, na życzenie pacyfistów, pozbawiła się atomu. Królowało hasło „better red than dead”, co – przynajmniej dla Kremla – oznaczało: weźcie nas, bylebyśmy przeżyli. Dla zdemoludów Europy Centralno-wschodniej oznaczało to jedno. Będziecie i czerwoni, i zabici. I ta lekcja, jak widać nie dość odrobiona przez Zachód, szczególnie przez specyficzny pacyfizm niemiecki, poszła jak dziś w zapomnienie. Bo wraca.        

Moim zdaniem ta powojenna inklinacja do tego dziwnego rodzaju pacyfizmu ma kilka powodów, ale jeden jest dominujący. Już wiadomo z papierów, że te niemieckie ruchy pacyfistyczne w znacznym stopniu inspirowała za komuny Moskwa, bo tak opisany mechanizm, kończący się pozostawieniem bezradnej Europy na pastwę woli Rosji, bez Amerykanów, to było i jest jedno z większych powojennych marzeń Kremla. Okazuje się, że to trochę po drodze z marzeniami niemieckimi, którym obecność Amerykanów na Starym Kontynencie przeszkadzała w liderowaniu Europie za pomocą dealu z Rosją.

Czyli mamy powrót do starych źródeł. Nawet nie chce mi się rozważać ile w tym odgrzewaniu pacyfistycznego kotleta inspiracji bezpośrednio z Moskwy, a ile to jest wymiar pożytecznych idiotów. Ci ostatni mogą mieć swoje powody. Rzecz jasna emocjonalne. Łatwo jest grać pacyfizmem na poczuciu winy narodu, który puścił z dymem dwukrotnie całą Europę i pół świata. To może paść na podatny grunt. I pada. Oskarżenie o militaryzm, jakiego doczekał się kanclerz Scholz, to w polityce niemieckiej zarzut najcięższego kalibru. I on pada. Pada również na podatny grunt.

To jest ewidentna gra w interesie Rosji, a pośrednio – Niemiec. Tłumki pełne pacyfistycznych haseł grają więc (chcąc nie chcąc) na korzyść Rosji, a jednocześnie na korzyść Niemiec, by wreszcie wszystko wróciło tak jak było (skąd my to znamy, c’nie?). Świadomi okoliczności od dawna podkreślają, że gdyby nie międzynarodowa opinia publiczna, to Niemcy by się dziś w ogóle nie przyłączyli do niczego z akcji przeciwko Putinowi. Ich suweren tego nie chce. Zainfekowany pacyfizmem, który, oczywiście przez przypadek, gra na ich interesy, a jednocześnie umacnia Putina.

Rzymianie mieli zasadę, że nie uchylali się przed konfliktem zbrojnym jeżeli ten mógł zapobiec o wiele cięższej wojnie. Nie dawali podrosnąć aspirującym challengerom do zrzucenia Rzymu z podium światowego żandarma. Powojenny Zachód, zasobny po odbudowie wojny, która nie tak zniszczyła ich tkankę jak tę centralno-wschodnią, uchylał się od konfliktu, bo chciał chronić swój dobrobyt, nawet za cenę odraczania zapłaty za ten luksus, de facto hodując swych przyszłych siepaczy. Ci wiedzieli o tym długu, cierpliwie zbierali zarobione w ten sposób dutki, by użyć tych zasobów przeciwko sponsorom pozornego, tymczasowego spokoju. Wygodnictwo odwlekania zmierzenia się z nieuchronnością powiększało ten dług. I kiedyś to manko musiało wyjść, chociażby w takim audycie, jak dzisiejsza wojna.

Niemiecki pacyfizm to udawane pięknoduchostwo, które daje argumenty Rosji do swoich poczynań w naszym regionie. Tak naprawdę to naiwni (lub płatni) w służbie twardych geopolitycznych interesów Berlina. Idąc z gołąbkiem pokoju na armaty Putina, mają oni nadzieję, że te do Berlina nie dojadą. Przecież Putin chce zrobić interesy i, jak śpiewał bard pacyfizmu, niejaki Sting w czasach komuny – miejmy nadzieję, że „Rosjanie też kochają swoje dzieci” i dlaczego, z taką oczywistą (choć mocno domniemaną) postawą mieliby chcieć wojny?

Przypomina mi to stary standardowy obrazek z komunistycznej telewizji: mała dziewczynka z wielką kokardą i przemili chłoptasie piskliwymi i wzruszającym głosami śpiewają „pust’ wsiegda budiet sołnce”, między nimi przemykają się wychowawczynie w mundurach, a za nimi siedzą weterani z medalami z wojny, którą rozpoczęli ramię w ramię z Hitlerem. Wzruszające, pod warunkiem, że nie widzi się tła.

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.  

About Author

8 thoughts on “4.05. Niemiecki pacyfizm. Wyrachowanie wzruszające.

  1. Niemiecki pacyfizm wyrósł z głębokiej alergii na to wszystko, co Niemcy zrobili w czasie II Wojny Światowej (podobnie jak francuski w 1939 roku wyrósł z hekatomby IWŚ, ofiar jakie Francuzi wówczas ponieśli). Był też troskliwie hodowany przez Amerykanów, którzy hodując „nowego niemieckiego człowieka” postanowili ten pacyfizm zaszczepić głęboko w niemieckiej duszy, aby Niemcy i ich „naturalny” militaryzm nigdy już nie stały się zarzewiem przyszłej wojny (bo Amerykanie hodowali po wojnie „nowego niemieckiego człowieka”, podobnie jak Rosjanie, u siebie czy u nas ,”nowego człowieka komunistycznego” z opłakanym zresztą skutkiem – widać że inżynieria społeczna jeszcze raczkuje, w sumie może to i lepiej – przynajmniej dopóki Chińczycy nas nie wyprzedzą w efektywnym wykorzystywaniu złych rzeczy, ale to już inny temat). Niemiecki pacyfizm jest oczywiście precyzyjnie i bezwzględnie wykorzystywany przez niemiecką politykę, która posługuje się takimi narzędziami, jakimi dysponuje.

    Skutek jest taki, że pacyfistyczni Niemcy do wywołania trzeciej wojny światowej musieli zainwestować w Rosjan (a przypomnę, że dwie poprzednie – dzięki niemieckiej polityce – rozpoczęły przemianę Europy z niekwestionowanego przywódcy świata i centrum cywilizacji w coraz bardziej prowincjonalny kontynent). Oczywiście wojna nie jest ich celem, tylko tradycyjnie nieuniknionym skutkiem ubocznym niemieckiej polityki, środkiem do celu. Może tym razem Niemcy nie tyle wywołały III Wojnę (bo sprawy globalne, relacje chińsko-amerykańskie to jednak nie ich kaliber), co spowodowały, że nieunikniony konflikt zaczął się od Europy, a wiadomo, że wojnę przegrywają ci, od których się ona zaczyna, a wygrywają ci, którzy wchodzą jako ostatni, w pełni sił na sam finał.

    Do tego co napisałem tutaj (i pod wczorajszym felietonem) dodam, że niemiecki pacyfizm podczas poprzedniego podobnego konfliktu, wojny polsko-bolszewickiej w 1920 roku, doprowadził do blokowania dostaw dla Polski przez robotników w niemieckich (i holenderskich) portach. Wtedy co prawda motywem było otumanienie robotników, wierzących że zwycięstwo Rewolucji w całej Europie (i świecie w konsekwencji) doprowadzi do zakończenia kapitalistycznego wyzysku, globalnego komunizmu, powszechnego pokoju i dobrobytu, ale każda epoka ma swoją specyfikę (i swoje miraże).
    Przypomnę też, że do zajęcia Bramy Smoleńskiej, czyli zamknięcia Rosji drogi do Europy, zabrakło Piłsudskiemu jednej wygranej bitwy. Podobno po Pokoju Ryskim z człowieka towarzyskiego zmienił się w odludka, uznał że sprawa polska (i europejska) jest już przegrana, można tylko odwlekać wyrok. Przestał się zajmować obroną sprawy polskiej, jako czymś beznadziejnym, ograniczył się do budowania swojego mitu, jako zbawcy Ojczyzny.

    Niemiecki pacyfizm sto lat temu doprowadził do możliwości realizacji imperialnych planów Moskwy, Drugiej Wojny Światowej ze wszystkimi tego konsekwencjami (od podziału Niemiec i katastrofy Europy Wschodniej zaczynając na przegapionym przez Zachód wzroście potęgi Chin kończąc, co się może skończyć dla Zachodu nawet największą, ostateczną katastrofą, gorszą nawet dla świata – co trudno sobie dzisiaj wyobrazić, wiem – od zwycięstwa komunizmu czy faszyzmu).

    Czym będzie dla świata niemiecki pacyfizm dziś? Kontynuacją tamtych procesów? Chyba że Niemcy otrzeźwieją i zrozumieją w końcu, że współpraca z Putinem (czy kimkolwiek stamtąd) skończy się wylądowaniem w jego kotle. Nawet dla nich.

    Bo otrzeźwienie samej Rosji to byłby niewyobrażalny cud…

    1. Komentarz wskazujący na całkowite zagubienie w realiach dzisiejszego świata.
      Oraz na bezsilność w konfrontacji z ogłupiającą propagandą massmendiów.

  2. Ludzie, co się wam porobiło? Wnioski, insynuacje…zupełnie inne niż wynika to z życia codziennego.
    Ja rozumiem wrodzoną niechęć Polaków do ruskiego…ale bez przesady! Teraz każdy kto myśli inaczej niż chce telewizja staje się ruską onucą czyli opcją prorosyjską.
    KILKADZIESIĄT LAT WPAJANEGO WYRZUTU SUMIENIA musiało na Niemcach wywrzeć jakieś wrażenie… nie musi być ono od razu PRO-rosyjskie…

    1. O!!! Melio przeszła na ruską stronę mocy! Kolejny głupek od „nierządu” który nie potrafi zrozumieć związków przyczynowo-skutkowych. Pomaganie napadniętemu to ” brnie do wojny”. Taka sama logika jak to, że pomaganie chorym to niszczenie państwa przez przeciążanie służby zdrowia. Logika tuskowo-leszczynowa.

    1. Masz jakieś nazwisko ruska qrwo? Adres może gnido?
      Dla was wszystko jest ” pisiorską prowojenną agitką” w odróżnieniu od waszej ruskiej „antywojennej” agitki i praktyki która polega na torturowaniu i mordowaniu ludzi i rozwalaniu im kraju.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *