6.11. Koniec amerykańskiego happy endu?
6 listopada, dzień 614.
Wpis nr 603
zakażeń/zgonów
3.091.713/77.733
Weekend minął, znowu odłożyłem sobie kowidki na później, czyli na weekend w okolicach Święta Niepodległości i trzeba było sięgnąć do tematów aktualniejszych. Marsz w sprawie „Izy z Pszczyny” się odbył, czyli teatrum reaktywujące obumarły Strajk Kobiet, gdzie na selfikach (niektórzy z uśmiechami) lansowała się obowiązkowo opozycja. Do tego tysiące ludzi, których ta historia poruszyła. Ja już o tym swoje napisałem i nie będę rozwijał wątków powtarzalności tych rytuałów.
Aż wstyd powiedzieć – po obejrzeniu obrazków z manifestacji… pozwoliłem sobie na kilka weekendowych filmów. Miałem dokonać zmiany ciuchów z letnich na zimowe (robię tak zawsze kiedy pojawi się nieomylny znak nadejścia zimy, czyli mandarynki w sklepie), ale poległem, bo coś pokasłuję i słabuję, tak że o większych wysiłkach mowy nie było. A więc owoce, płyny i telewizja. Chyba pierwsza od miesiąca. I uderzyło mnie jedno. No, nie newsy, bo tych unikam od dawna, ale filmy. Amerykańskie.
Naszło mnie z drugiej strony. Wiele pisałem o przyczynach, zakresie i światowych konsekwencjach opuszczenia przez USA pozycji hegemona i światowego strażnika pax americana. Jaki on tam był taki był, zaś jego zmiana może spowodować, już widoczne nowe przetasowania, tworzenie się regionalnych mocarstw, z nowym, światowym, aspirującym, czyli Chinami. Co z tego wyjdzie to sprawa otwarta i do spekulacji. Dziś, po obejrzeniu ze dwóch filmów z okresu amerykańskiej dominacji zacząłem się zastanawiać nie jak to przeżyje świat, ale jak to przeżyją sami Amerykanie.
No bo ich świat, co najmniej od stu lat, a już na pewno od utraty pozycji mocarstwa przez Wielką Brytanię, jest (był?) światem nieuświadomionego dyskontowania swej pozycji hegemona. Dla gros Amerykanów był to chleb powszedni, oczywista oczywistość, pewnik, że takie są pozytywne rezultaty amerykańskiego stylu życia, a nie dominacji światowej i eksploatacji całych regionów. Te nie dość miłe fakty były przykrywane masową propagandą, że chodzi o misję demokratyzacji świata, która ma przynieść wszystkim pokój i dobrobyt. I że to właściwie Ameryka się temu poświęca wobec niewdzięcznego świata.
A więc mieliśmy dwie narracje, tak jak dwa filmy, które wyzwoliły u mnie takie refleksje. Po pierwsze – militarni zbawcy, obrońcy pokojowego świata. Ratujący go przed zagładą, w świecie zwaśnionym, głównie na poziomie religijnych czy narodowościowych ekstremizmów. Czyli z punktu widzenia Amerykanów z przyczyn kompletnie debilnych, z którymi społeczności rozwinięte (czytaj Amerykanie) dawno sobie poradziły. A więc taki George Clooney, w dodatku przystojniaczek, sfruwa z nieba na linie przyczepionej do helikoptera, by ratować świat gdzieś na jego zadupiu przed nim samym. Towarzyszy mu jakaś wylaszczona reporterka czy działaczka z USA i wszystko kończy się dobrze. Te mity odchodzą. Coraz bardziej świat i sama Ameryka ma świadomość, że dzisiejsza obecność militarna Stanów ma charakter nieskrywanego pilnowania interesów USA, a nie porządku światowego. Amerykanie ograniczają swoją obecność, bo nie mogą być wszędzie w świecie, który namnożył już ognisk zapalnych ponad miarę do opanowania.
Druga sprawa to dobrobyt amerykański. Do tej pory następny pewnik dla ichniego społeczeństwa. No tak, tam nie każdemu dobrze się żyło, ale ścieżka do dostatniego życia była najprostsza na świecie – kraj dla każdego, kto ma chęci, siły i zdolności. Ba, już w którymś pokoleniu kumulujący niezagrożony kapitał, czyli dziedziczący i pomnażający ten dobrobyt. Potęga klasy średniej, głównego filaru amerykańskiej gospodarki, była oczywista i jak już tam się dostałeś, to miałeś często albo spokój, albo drogę do klas wyższych, chyba, że coś się nie udało po drodze. Dla Amerykanów to było oczywiste: dobra szkoła, rodzina, dobra profesja, dom, jeden-drugi, samochody, dzieci do szkół i poranna kawa przed wyjściem do korpo. Kapitalizm amerykański by co prawda okrutny i ze szczytów można było spaść, dotkliwie potłuczywszy się, ale tak to jest na szczytach – wieje. Nie mówię, że nie pracowali ciężko. Pracowali. Ale wejście do systemu i zwroty z tej pracy były światowo nadmiarowe.
I to się teraz kończy. Nie dość, że Amerykanie spadli z podium dla beneficjentów światowej gospodarczej dominacji, to jeszcze zafundowali sobie w domu komunistyczny eksperyment polityczno-społeczny, anarchizujący podstawy ich działającego do tej pory jako tako systemu. I co się stanie z ich nawykami, z tym światem, który się kończy? Jak będzie z pracą? Ba – z rywalizacją kapitalistyczną, która napędzała cały układ, a dzisiaj jest traktowana jako systemowy rasizm, bo wszyscy mają być równi? Jak to się zamknie finansowo? Kiedy Biden drukuje piramidy pieniędzy, które w dodatku pójdą na spalenie w równościowym piecu przeróżnych akcji afirmacyjnych.
A więc Amerykanów czekają społeczne frustracje. Bo doszło do pechowej kumulacji – utraty dotychczasowego statusu, na którym były oparte relacje społeczno-gospodarcze oraz konsekwencji fatalnego wyboru Bidena. W dodatku wydobyci z pozornego poniżenia pozorni dyskryminowani będą mnożyli roszczenia, przechodzili ze społecznych na polityczne, w końcu na finansowe rządania i światową stolicę wolnego rynku zeżre social. A to smok, który chłepce każdą krew. I dawców, i w końcu biorców. Wyhodować go prosto, ale zabić już nie tak łatwo. My, przeżywszy komunizm stosowany, wiemy o tym bardzo dobrze. Ale też wiemy, że ci, którzy tego nie wiedzą skazani są na przeżycie tego zanim zrozumieją istotę tego potwora.
Przed nami (nimi?) nieciekawe czas. Będziemy te stare filmy amerykańskie oglądali jak jakąś piękną, ale naiwną bajkę o czasach mitycznie przeszłych. Może się i nad tą naiwnością uśmiechniemy, jakie to wszystko było nierzeczywiste, w tym swoim prostym (prostackim?) ułożeniu i porządku. Czy w USA, a te mają do tego inklinacje, w momentach zawahań dojdzie do samoizolacji Stanów, tak by przeczekać światowe burze? Czy to jest możliwe w dzisiejszym, zglobalizowanym świecie? Czy w Amerykanach jest jeszcze ten duch, czy wszystko zglajszachtowała poprawność polityczna, ten lewacki szantaż, któremu poddają się całe społeczności z powodu wpartego im poczucia winy przodków sprzed stuleci? Jeśli tak już zostanie, to znaczy, że ludzie ludziom zgotowali ten los i będzie to nie pierwszy w historii przypadek samounicestwienia się cywilizacji na własne życzenie.
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.
Jest tam kilka normalnych stanów(Texas, Floryda, Montana), ale niestety większość ma zryte łby, gdzieśtam jeszcze się budzą(Wirginia), ale to raczej nie wystarczy, bo np. do Texas-u, w dużej ilości napływają śmieci z Nowych Jorków, czy Kalifornii, duże korpo(bo nie ma podatku dochodowego) ze swoimi(wiadomo jakimi) pracownikami, także pewnie mają jeszcze kilka, lub kilkanaście lat jak przy wyborach w dwudziestym drugim się nie obudzą.
Pytanie jest inne: kiedy dolar przestanie być światową walutą rezerwową, czyli – kiedy reszta świata przestanie pożyczać USA kasę na amerykańskie życie ponad stan (czyli kupować amerykańskie obligacje), by zahandlowawszy nimi na światowym rynku wtórnym mieć potem owego dolara na zakup niezbednych surowców (ropa, gaz, uran itd), których za euro, funty czy pln kupić po prostu się nie da, ba! Nie wolno!
Dopóki dolar pozostanie walutą rezerwową (a do tego i TYLKO do tego potrzebna jest USA rola hegemona militarnego – przypomnijmy sobie, kiedy upadli Saddam i Kadafi – gdy tylko stwierdzili, że swoją ropę zaczynają sprzedawać nie za zadrukowane na zielono papierki, a za złoto), dopóty USA BĘDĄ żyć ponad stan. I trząść światem.
Ale… Chiny i kraje BRICS nadal idą jak burza. W dodatku same stopniowo szykują własną walutę rezerwową. I mają już niemal wystarczającą ekspozycję militarną i pozycję gospodarcza (a przy tym nie dopuszczają rewolucji zielono tęczowej, by sobie nie spowolnić rozwoju) by zdetronizować dolara, więc w efekcie Stany.
Zatem stawiam owe dolary przeciw orzechom, że obecne tryumfy lewackich nierobów i idiotow w USA są robione i nakręcane w tym kraju po prostu w dużej mierze przez agenturę, w tym agenturę wpływu. Qui bono?
Przecież wiadomo!
To, to jest oczywista oczywistość od dekad, nawet nie trzeba wspominać o tym, że jak upadnie dolar w handlu ropą, to i USA upadnie, ale masz rację ktoś im robi krecią robotę. Słyszał Pan, żeby ktoś kiedyś użył zwrotu chiński Żyd?
Bez sensu. USA to dziś JEDYNY oprócz 250 izraelskich głowic, gwarant istnienia Izraela.
Od lat 40-ych wodę z mózgów młodych Amerykanów robilo uniwersyteckie lewactwo wprost lub pośrednio finansowane przez ZSRR i kgb. I tak jest też dzisiaj. Tyle że ruskie mają na to już mniej kasy, a chińczyki wiecej. Instytuty Konfucjusza to tylko wierzchołek góry lodowej.
Tak, tak, bez sensu, nawet nie pomyślałem o Izraelu.
Patrząc metafizycznie ” Karma „to okrutna Pani . USA jako światowy żandarm ,terrorysta i ludobójca w jednym , został widać skazany na odkupienie win .
Nie czyń drugiemu co tobie niemiłe ,a czynili i to w pełnym zakresie bandyctwa .Nie widzę żadnego powodu do litowania i współczucia nad tą imigrancką zbieraniną ,żądną po trupach napełniać sobie kabzy . Czy ktoś z nich zapytał nas Polaków jak sobie radziliśmy pod butem stalinizmu -komunizmu do którego nas zaprzedali ?.
Jak nam się udało przetrwać w biedzie i rabunku przez okupanta ? Dzisiaj znowu próbują nas sprzedać ,wykiwać, wydrenować finansowo ,wpędzić w zależność od populacji pohitlerowskiej i izraelskiej.
Po każdym amerykańskim filmie ,można się wyśmiać, że – i znowu Ameryka uratowała świat i żyjemy w cudownym świecie .Ratujcie się sami. Obejrzyjcie swoje filmowe knoty i do dzieła .Świat ma was dosyć.
Bujajcie się chłopcy ze swoimi murzynami .To też wasze dzieło .Swoje bogactwo zawdzięczacie zrabowaniu i brutalnej kolonizacji różnych części świata .
Biedny świat nie chce już na was pracować .Być może niedługo jak ZSRR po upadku ,nie będą mieli za co utrzymywać swojego wojskowego aparatu przemocy i światowej agresji.
Ale główny nasz strateg Kaczyński postanowił ratować USA przed upadkiem i w podskokach i ukłonach do ziemi wydał nasze narodowe ostatnie pieniądze na żelastwo nie wiadomo do czego zdatne i przydatne .
Nie wiadomo jak się to wszystko zakończy ,ale mam nadzieję ,że OPATRZNOŚĆ nad tym rękę trzyma i da solidnego kopa tym którzy na to zasłużyli. Świat będzie dalej istniał .Chłeptanie cudzej niewinnej krwi , nigdy nie jest bezkarne . Rosja -ZSRR , zachodnia Europa już się przekonały ,Czas teraz na USA . Chiny też się pewnie załapią . Komuniści wszystkich krajów łączcie się -ale w biedzie 🙂
Święta racja, tylko nie jest temu winien redneck z Texasu, czy tirowiec z Iowa, ktoś kiedyś powiedział; zamknąć, albo zabić pięćdziesięciu najbogatszych Żydów i na świecie będzie pokój i spokój.
Andrzeju, nie ekscytuj sie tak. Dwa poziomy w dół i bedzie git. Propagandę prorosyjską TEŻ trzeba umieć robić. :DDD. Inaczej działa to odwrotnie.
Amerykanie PRZEDE WSZYSTKIM przez wiele pokoleń zapitalali jak traktory i od tego się wzbogacili. Kiedy inni , np w Europie, głównie wojowali i od tego biednieli, np. w I i II Światowej.
Trzeba było nie robić Rosji rewolucji, to i ona byłaby dziś pewnie supermocarstwem…
A gdzie u Andrzeja choć najmniejszy przejaw prorosyjskiej propagandy?
Może odwrotnie?
Ja widzę że każdy przejaw braku antyrosyjskości powoduje wściekłe posadzenia o bycie ruską onucą w najlepszym razie. Cóż, przy takim rozumieniu świata to zawsze będziemy z łatwością rozgrywani…
Amen.
Moment tuż po podpisaniu umowy kredytowej jest zawsze przyjemny. Na koncie kupa forsy i wspaniałe perspektywy na przyszłość. Gorzej jest po wielu latach życia na kredyt. Taka atmosfera panuje dziś w świecie Zachodu…
To że Kaczyński to tylko taki lokalny namiestnik (na usługach raczej mało sprzyjających polskim interesom sił) to wiadomo od czasu niewyrzucenia z hukiem Sikorskiego (oczywistego agenta wpływu) w roku 2006 po jego słynnej wypowiedzi przyrównującej Nord Stream do paktu Ribbentrop-Mołotow, co spowodowało utracenie przez Polskę manewrowości strategicznej.
Nawet Bonda usmiercili, więc znikąd nadziei…