8.11. Strachy na Lachy
8 listopada, dzień 251
Wpis nr 240
zakażeń/zgonów/ozdrowień
546.425/7.872/209.363
Dziś chciałem sobie podsumować bilans skuteczności walki z kowidem za pomocą lockdownu. Ale dzień wcześniej miałem dość pesymistyczne wnioski dotyczące rzeczywistej struktury pandemii, poparte bezlitosnymi statystykami. Powtarzanie okazuje się podobnych wniosków z analizy skuteczności strategii lockdownu byłoby zbyt pesymistycznym przesłaniem jednym po drugim. A więc pomyślałem, żeby może zająć się czymś innym, nie mniej mrocznym, ale powszechnym zagadnieniem – strachem, a właściwie stałym mechanizmem podsycania go.
Co do istoty mechanizmu siania strachu to dla czystości wywodu odrzućmy w tym tekście wersję najprostszą – jest jakiś tam ukryty rząd światowy i w celu zrealizowania swych zamiarów wzmaga paniczny strach w duszy ludzkości posługując się przekupionymi mediami. Tego nie rozstrzygniemy, a więc lepiej zająć się sprawdzalnymi ocenami i weryfikowalnymi faktami by zobaczyć jedno – straszą nas i będą straszyć jeszcze bardziej. Odrzuciwszy spiskowe założenia pora się zwrócić do głównego źródła cywilizacyjnej dynamiki strachu – mediów i ich mechaniki.
Do tej pory media – w metaforze kina – jechały na komediach romantycznych. Polityka, która stała się od kilkudziesięciu lat tematem zastępującym horrory miała swoje nisze (kanały informacyjne) oraz formaty na podstraszenie człowieków w przerwach między lifestale’owymi serialami i fajnymi filmami. Miał być miły podkład do niepochamowanej konsumpcji. Dziś już jest inaczej. Jak pisałem temat strachu przed kowidową śmiercią jest lajtmotywem już praktycznie wszystkich mediów oprócz kanałów filmowych. Skoro temat „grzeje”, to wszystkie media rzuciły się na kowida i siłą rzeczy w splocie walki o widza będą chciały za każdym razem przebić konkurencję eskalując przekaz. Nakręca się sprężyna strachu, kiedyś to człowiek dowiadywał się z rana z mediów o tym jaka będzie pogoda i co tam kto w innym świecie narozrabiał. Dziś od rana trupy, kolejne procenty i – jak zwykle – jakiś przykład skądeś co to o tym, że pani Halina została czy to dobrze zaopatrzona przez państwo, czy w telewizji odwrotnej – Janina źle.
I uwaga, uwaga. Kowid się od czasu do czasu jako temat „psuje”. Bo powszednieje. Widać to było kiedy trochę przygasł wynikowo (okolice wakacji) i trzeba było poszukać nowych tematów. Wtedy koronawirus zszedł z podium i zaczęły się jakieś wakacyjne pogaduszki czy Margoty. Teraz zakażenia wystrzeliły i pandemiczny strach wrócił na ekrany. Ale mimo to – taki temat aborcji potrybunałowej go spokojnie przygasił na tydzień. A więc z kowidem jest różnie i trzeba go podrasowywać. Albo innymi tematami, albo innymi wariantami choroby, albo tym, że koronawirus to dopiero początek armagedonu. No bo jak to tak, kiedy kowid powszednieje to trzeba coś przecież dołożyć. A gdzie jak nie w nowym szlagierze odkrytym przez media – strachu? Poniżej popatrzmy jak temat się rasuje na większe strachy.
Po pierwsze mamy specjalistów od straszenia. Niektórzy rozsądni na początku lekarze (mój były faworyt prof. Simon) załapali „ciąg na szkło” i specjalizują się w eskalacji panicznych narracji. Media podsuwają takim gościom mikrofony i mają sprawę załatwioną. Wspomniany prof. Simon najpierw straszył, że cmentarze zabiją we Wszystkich Świętych, a później stwierdził, że spontaniczne marsze antyaborcyjne są ok pod względem epidemiologicznym. Jedynym logiczny wytłumaczeniem tej wolty są jednak… polityczne poglądy Pana Profesora, co nie daje mu dobrego świadectwa jako autorytetowi medycznemu, którego by się bez zastrzeżeń słuchali ludzie.
Czteromiesięczne niemowle zmarło chore na koronawirusa w Katowicach. Z nagłówków wynika na pierwszy (i jedyny) rzut oka, że zmarło z jego powodu, choć później w tekście jest zastrzeżone, że nie wiadomo czy. Ale kto dziś czyta coś więcej niż tytuły? Poza tym – śledztwo w toku. Wynik mentalny – no widzicie, dzieciaki też kowid zabiera, a więc pełne uzasadnienie w sprawie zabierania matkom dzieci zaraz po porodzie i pakowanie je w przyłbiczki. A szkoły to w ogóle zamknąć.
W Danii miała pojawić się nowa mutacja koronawirusa co zdaje się popychać ten kraj do małego lockdownu. W ogóle to ta „nowa mutacja” rozprzestrzenia się – na razie medialnie – po świecie, bo jest wygodnym, logicznym, choć naukowo nieuzasadnionym (jeszcze?) pretekstem do wyjaśnienia światowego fenomenu „drugich fal”. Normalnie wirus działa na jednej krzywej, czyli ludzie się zakażają wzajemnie, aż nabiorą odporności, potem krzywa zakażeń opada, bo nie ma kogo zakażać, bo są uodpornieni, nawet ci co nie są uodpornieni to się już w końcu nie zakażą, bo wirus stracił nosicieli. A tu druga fala? No więc logiczna próba wytłumaczenia tego fenomenu jest taka, że to nowa mutacja. Czyli zakażamy się od nowa. I tak w kółko Macieju. Znikąd pomocy, bo jak nabierzemy odporności na jedną wersję, to przyjdzie druga i jedziemy znowu z lockdownami i DDM. O szczepionce to już nawet nie chcę pisać.
Idzie nowy kowid, w przeciwieństwie do naszego betakoronawirusa, ten jest alfakoronawirusem, nazywa się SADS-CoV i tu już na pewno winne będą nietoperze. Okazuje się, że wirus ten łatwo może się przenosić ze zwierząt na człowieka i atakować płuca i jelita. Tak że nasz stary to pikuś, a więc jak go zwalczymy, to nie ma się z czego cieszyć. Nowe bydle czeka za rogiem.
Idą kolejne pandemie. Okazało się, że skoro wirusy skaczą ze zwierząt na ludzi to podliczono ile tego może być. Otóż wyszło, że mamy szacunki, iż ponad 1,7 mln zwierzęcych wirusów jest jeszcze nie odkrytych, z czego 850.000 może mieć zdolność zakażania ludzi. No to rozumiem, że koniec i zaczniemy numerować po prostu wirusy i kolejne pandemie od 1 do 850.000. Nie mamy szans.
Ostateczny ciekawy wątek to taki, który łączy wirusa z ekologią. Ja dość wcześniej zauważyłem ten (przyszły wtedy) ślad panikowania. Na tyle ciekawy, że zebrałem już na ten temat materiał i coś o tym napiszę osobno, bo temat jest rozwojowy. Dość wiedzieć, że wirusy będą przychodziły falami jeśli nie poradzimy sobie z ekologią, ociepleniem klimatu i naszym stosunkiem do zwierząt. Tak, że nawet jak przegonimy te 850.000 wirusów, to i tak ekologia nas pokarze następnymi.
Na koniec by nie przysypiać w temacie kowidu – dziura ozonowa powiększyła się. Co prawda nie ma (na razie) bezpośredniego połączenia tego faktu z koronawirusem, bo chodzi o szkodliwy tzw. wir(us?) polarny i niskie temperatury. I jak człowiek się już jakoś otrzepie ze swoich pandemicznych strachów, to jeszcze przyładują inne. Po prostu plagi egipskie. Ktoś nas doświadcza.
A w ogóle wszędzie, gdzie człek nie popatrzy to tylko gorzej. Kasy i pracy zaczyna brakować, w polityce idzie na noże, w sporcie lipa, pobawić się nie można. Znikąd innych niż złe wieści, idziemy w dół i w nieznane. Ludzie postrachani, media to podkręcają. Co może z tego wyjść? Gdzie koniec tej spirali? Może by się zapytać jakiegoś fachowca od psychologii, co tam się może dziać w tak długim stresie paniki. Ale obawiam się, że to nie powinien być ktoś od psychologii tłumu, ale raczej od psychiatrii społecznej.
Jeśli takiej dyscypliny jeszcze nie ma, to trzeba ją jak najszybciej ustanowić. Bo dochodzimy powoli do stanów granicznych. Coś mi się wydaje, że w reakcjach to będzie wybór pomiędzy alternatywą apatii i agresji.
Nie wiadomo co gorsze, aż (znowu) strach się bać.
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”