9.08. Zaszczepieni nadzieją

0

9 siepnia, dzień 159

Wpis nr 148

zakażeń/zgonów/ozdrowień

51.791/1.807/36.691

Kiedy spotykałem antyszczepionkowców pukałem się w głowę. W najlepszym razie myślałem, że mają przesadzony „gen wolności” i jak chcą, oni i ich dzieci, to niech się nie szczepią – i tak wymrą i będzie po kłopocie. Teraz – w czasie koronawirusa zacząłem się przyglądać sprawie. I okazało się, że nie jest to takie proste.

Ja rozumiem szczepienia przeciw kokluszom, odrom, ospom i zapaleniom płuc. Sam jestem z Wrocławia i przeżyłem epidemię czarnej ospy wraz z kwarantanną całego miasta. Raz sobie zrobiłem szczepionkę na grypę i się pochorowałem. Przestałem brać, kiedy dowiedziałem się, że szczepionki na grypę mają 47% skuteczności. Chodzi o to, że wirus grypy co roku mutuje i jedyne co dostaniemy w szczepionce aktualnej to jakiś miks poprzednich wersji grypy. Prawdopodobieństwo, że w danym roku trafimy akurat na „stary” wirus jest poniżej 50%.

O szczepionce na koronawiursa mówi się od pierwszych dni pandemii czy co tam mamy. Już w styczniu dawano nadzieję na szczepionkę „za trzy miesiące”. Choć tej na SARS z 2003 roku wyczekujemy do dziś. Dlaczego więc ta, trudniejsza jak się zdaje, ma się pojawić szybciutko? W dodatku kwestia testowania takiej szczepionki to całe lata, a tu mamy już ją mieć zaraz. Może być więc tak, że będziemy ją szczepić niezbadaną, tak jak robimy z testami na koronawirusa – bez ich jakiejkolwiek walidacji. Po prostu pan Christian Drosten z laboratorium Charite w Berlinie bez procedury peer review, czyli krytyki testów przez recenzentów zrobił tzw. in-house test i potwierdzony on został przez szpital w Wuhan, że pokazuje wyniki na tym co mają tam w szpitalu. WHO to zaraz klepnęła, by było „coś” do testowania i teraz mamy na świecie test, który nie wiadomo co pokazuje i czy pokazuje TYLKO Covid-19 czy inne, mniej zaczepne wirusy z grupy SARS, albo i w ogóle cokolwiek. Stąd się biorą rzesze bezobjawowców. Coś tam test PCR pokazuje a goście nie mają objawów, za to świecą w statystykach. I tak może być ze szczepionką, tyle, że sprawa jest poważniejsza. W teście pobierasz materiał i nic nie wstrzykujesz – w przypadku szczepionki wprowadzasz do organizmu, no właśnie, jak widać z tempa kreowania szczepionki – coś.

Niepokojem powinien napawać fakt, że firmy, które potencjalnie mogą wyprodukować taką szczepionkę od razu każą odbiorcom podpisywać klauzule zwalniające je z odpowiedzialności za jakiekolwiek skutki uboczne, ba nawet za wyleczenie.

Do tego dochodzą zapewnienia, że testy trzeba będzie powtarzać od dwa razy w roku do raz w roku, a więc ludzkość razy dwa, razy ilość lat „pandemii” – interes wszechczasów. Ma to być prawdopodobnie robione na wypadek mutacji wirusa, która jest – jak pisałem – gonieniem własnego ogona sprzed roku, a nawet później.

Nad tym wszystkim wisi złowrogi cień Bill Gates’a, uważanego przez płąskoziemców za głównego machera całego interesu z covidem. Głównego sponsora WHO i laboratoriów takich jak berlińska Charite. Ma on stać za całym wirusem, bo chce wprowadzić przymusowość szczepień i nie tyle po to by dorobić do i tak już bajecznej fortuny, ale by uratować ludzkość przed nią samą, czyli dokonać depopulacji planety. Demograficzny rozrost ludzkości niszczy ponoć nią samą oraz skazuje przyszłe pokolenia na wegetację. Potworne, acz ukryte przed światem za pomocą wypierania wiedzy fakty z eksperymentalnych szczepień w Kenii wykazały, że pod pretekstem szczepienia przeciw tężcowi wpakowano do szczepionki substancje sterylizujące kobiety nią objęte. Wybuchł skandal, sprawę odkryły instytucje kościelne, wykradziono pilnie strzeżone próbki i okazało się, że mamy do czynienia z próbą chemicznej sterylizacji kobiet, która następowała po serii pięciu szczepień – proceder wstrzymano na trzeciej serii.

Kwestia szczepionki ma duży aspekt propagandowy. Jest jak bajka o Żelaznym Wilku – nikt nie widział, a wszyscy gadają. Ma być też jutrzenką nadziei, że – jak zapewniają wszyscy zainteresowani – tylko ona przybliży nas do normalności. Bez niej będziemy mieli różne dotkliwe obostrzenia. To jest przygotowywanie ludzi na to, że będą tak zmęczeni, iż jak pojawi się już „coś” – tak jak testy z Charite – to same społeczeństwo będzie wołało: dajcie już coś, cokolwiek i niech to się jak najszybciej skończy. A wtedy rządy i usłużne firmy farmaceutyczne „przychylą się” do woli ludu i szybko coś wypuszczą, bo przecież ludzie umierają w szpitalach. Inaczej czeka nas beznadzieja – cywilizacja w maseczkach, lockdowny i życie zza pleksi. To lepiej już wszczepić sobie cokolwiek i wyjść na powietrze.

Jeszcze niedawno stanęła kwestia refundacji przyszłej szczepionki, teraz się nawet o tym nie wspomina, bo jak tu płacić za coś co ma być zaraz… przymusowe? Bo na to idzie.

Choć kandydat na prezydenta p. Żółtek w czasie debaty obnażył głupotę przymusowości – przecież zaszczepieni nie mogą wymagać od niezaszczepionych ich zaszczepienia bo sami są przecież po szczepionce… odporni – to już w realu, co widać po histerii maseczkowej – sam naród dopilnuje by inni nie zakażali. Nie będzie nam tu egoista zarażał starców i kobiety. A jak już zakazi innego egoistę to niech sam płaci za leczenie, a jak! A jak pali i pije to też. Minister może teoretycznie zarządzić tw. szczepienie akcyjne i przełożyć je na całość populacji, zaszczepiając ją przymusowo. Za odmowę zaszczepienia można odpowiadać jak za ucieczkę z kwarantanny, czyli nawet z więzieniem włącznie, bo naraża się życie innych.

Pomógł trochę w kampanii pretendent Duda, który stwierdził, że nie wyobraża sobie przymusowych szczepień na kowida. Od razu nieżyczliwe media chciały z niego zrobić antyszczepionkowca i płaskoziemcę, ale odwinął się – jak nie przymierzając ja -, że na choroby oczywiste to się szczepimy, zaś na kowida – jak na grypę, czyli – kto chce. Trzeba to zapamiętać, choć pamiętanie obietnic z kampanii wyborczych to jednak zajęcie dla marzycielskich entuzjastów.

Kwestia wątpliwego wysokiego poziomu śmiertelności kowida w porównaniu z odrami i ospami wydaje się tu decydująca, szczepionki skuteczność zaś, jak w przypadku grypy – wątpliwa i część ludzi będzie się burzyć.

Ale mogą ruszyć warunkowe obostrzenia. Bez szczepionki na koronawirusowym paszporcie (lub bransoletce – vide Hongkong) nie pojedziesz pociągiem, nie polecisz samochodem, nie zrobisz zakupów nie pójdziesz do szkoły a Twoje dziecko do przedszkola. I co? Złamiesz się? Czy dasz się zaszczepić dla świętego spokoju?

Jednocześnie amerykańscy lekarze na konferencji przed Kapitolem wykazali, że skutecznie stosują hydroksychlorohininę, jednak cała konferencja jest kompletnie zbanowana i można ją obejrzeć tylko w rozrzuconych kawałkach. Wzbudza to podejrzenia, że media wycinają wiadomości o lekarstwie na koronę, bo inaczej nie sprzeda się przyszła szczepionka. W ogóle dziwny jest ten ruch – WHO zwróciła się, skutecznie, m.in do Facebook’a i Google, by banowały jako fake newsy wszelkie informacje i tezy inne niż oficjalna wersja podawana przez WHO i podległe im media. Inna niż oficjalna wersja ma mącić w mózgach zdezorientowanych ludzi i oddalać ich od akceptacji wymaganych obostrzeń. Ciekawe podejście „wolnych mediów”, poszerzające w rezultacie szeregi wątpiących.

Ja tam się już zaszczepiłem wcześniej na wszystko, oprócz grypy, według kalendarza szczepień, obecnie do 19. roku życia. Swoje dzieci też zaszczepiłem, ale nawet nie będę musiał im odradzać szczepienia na koronawirusa wnuków – bo moje dzieci mają takie same poglądy jak ja. Ale możemy zostać przymuszeni nie tylko polityką władz, ale i przymusem paniki postrachanego społeczeństwa. Wezmą za łeb, przyduszą do chodnika, przytrzymają a strażnik miejski od Pana Rafała wbije ci strzykawkę – oby w udo – dla twojego dobra. I spełni się biblijna przepowiednia o „znamieniu bestii”, bez którego nie będziesz mógł „kupować ani sprzedawać, jeżeli nie ma znamienia”, na czole lub na prawej ręce.    

Znamię bestii na wejściu do Biedronki. Absurdalne, ale w rzeczywistości wcale nie śmieszne.

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.

About Author

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *