17.05. Wszyscy przyjaciele Putina
17 maja, wpis nr 1265
Zapraszam do wsparcia mego bloga
Wersja audio
Właściwie to to przegapiłem. Chodzi mi o ostatnie wystąpienie Tuska. Nie mam nerwów i czasu na oglądanie telewizji, bo spektakl to coraz gorszej jakości. Czasami myślę, że jeżeli ten Sejm to jest ucieleśnienie wielu lat walki i marzeń o wolności szeregu pokoleń Polaków, to się niedobrze robi. I dlatego nie oglądam, z szacunku do pamięci naszych przodków, którzy nie wiem czy przelaliby choć kroplę swej krwi, gdyby zobaczyli jak wygląda ta nasza niepodległość, w której się sami rządzą Polacy.
Ale doszło do mnie w komentarzach co tam się nawyrabiało. W sumie nic nowego. Ot, jakieś tam wotum nieufności do jakiejś tam ministry. W sejmowej większości zazwyczaj jest to akt bezzębny, bo większość rządząca broni swego ministra, chodzi więc bardziej o samo pogadanie. I tu wychodzi pan premier i wcale nie broni swojej podopiecznej koalicyjnej, ale wprost atakuje PiS za onucyzm wieloletni. W sumie nie na temat debaty, ale któż odmówi tak nadarzającej się okazji?
Klatka z małpą
Nuda. Ile można powtarzać ten sam numer, czyli jak tym razem PiS zamknięty jest w klatce jak małpa, to trzeba przejechać prowokacją po prętach klatki, by wkurzony małpolud skoczył i pokazał widowni jeszcze raz wmuszany medialnie skrzywiony pysk. Ileż można to powtarzać? Recepta jest do znudzenia prosta i już chyba nie działa. Najlepiej zaatakować poległego brata prezesa, bo tu jest duże prawdopodobieństwo, że Kaczyński nie wytrzyma i wyskoczy z czymś na mównicę „bez trybu”. Zaraz po tym, na drugim miejscu tematów prowokujących małpę jest zarzucanie jej wspierania Putina oraz proruskie działania i sympatie. I tak było tym razem. Ale proponuję przyjrzeć się temu zgranemu chwytowi z bliska. Nie tylko dlatego, żeby demaskować już chyba jasną dla wszystkich oczywistość manipulacji, ale dlatego, że zbliżamy się do pewnej poważnej granicy.
Ale zacznijmy od podstaw. Jeżeli jest tak, że dwójpolowa scena polityczna przerzuca się nawzajem oskarżeniami o sprzyjanie Putinowi i agenturalność na rzecz Kremla, to korzystają z tego najbardziej… rzeczywiści agenci Rosji ulokowani w Polsce. Jak zauważył Łukasz Warzecha, nie dość, że Polacy sami wykonują za nich robotę osłabiania Polski, to jeszcze wytwarza się taka pozorancka zadyma, że w tych oparach realni wrogowie mogą czynić swą robotę, jak zbiegły sędzia, nawet od czasu do czasu włączając się w podpuszczanie plemion na siebie. Kiedy wszyscy mają być agentami, to ci prawdziwi mają święty spokój i samoobsługującą się zapaść państwa.
Formalną i merytoryczną słuszność ma tu poseł Braun, który złapał za słowo oba plemiona. Kiedyś, jak wyszedł na mównicę Kaczyński i powiedział, że Tusk to agent niemiecki, to poseł gaśniczy stwierdził, że po czymś takim należy oczekiwać ze strony prezesa zawiadomienia do prokuratury, niech by nawet uwalonego z powodów politycznych. A tu nic. Tak samo i teraz – Braun stwierdził, że skoro mamy tu zagończyków kremlowskich u (byłego) sternika państwa, to należy natychmiast wszcząć śledztwo, zaś obiecana przez Tuska komisja sejmowa jest ostatnim ciałem do badania szpiegostwa w polskiej polityce. Ale wszyscy wiedzą o co kaman. Premier powiedział, że powoła (reaktywuje?) komisję do spraw zbadania związków PiS-u z Rosją. I tu się okropnie wygadał.
All you need is Putin
No, bo kwestia penetracji polskiej polityki przez rosyjski wywiad jest rzeczą oczywistą. Państwo polskie jest tu słabe jak rozwodniony drink w barze go-go. Wywiady hulają po polskim polu i piją kakao. Służby są albo niekompetentne, albo zmieniają się co nawrót władzy, albo ich kompetencje ujawniają się jedynie w matactwie politycznym, w najczęstszym kontekście finansowych przewałów. W sumie służb jest od pyty, efektów nie ma i gdyby tak ich wszystkich rozpuścić, to państwo by nie straciło, nawet by tego nie zauważyło, a budżet by zyskał. Nie ma więc chyba komu wziąć się za taką robotę jak łapanie szpiegów. I jak Tusk już wie gdzie ulokowała się ta agentura, ba nie tylko już wie, ale tylko w tym kierunku będzie to badał komisją, to już wiadomo, że żadnego szpiega się nie znajdzie. Chodzi o to, by go widowiskowo szukać, co oznacza, że ci prawdziwi znowu będą mogli kupić sobie czipsy i zasiąść przed telewizorem polskiej polityki.
No dobrze, co tam było, to tam było, ale zastanówmy się nad samą kwestią rosyjskiej penetracji dokonywanej na polskiej polityce. Pies ich trącał jakimi to czyniono technikami, czy nielegałami, czy agentami, społecznościowymi trollami i botami, agentami wpływu, pożytecznymi idiotami czy płatnymi pachołkami Rosji. Należy przypomnieć, że kwestia ta zaczęła być popularna całkiem niedawno. Praktycznie do 2014 roku, a więc w okresie 25 lat od ustrojowej transformacji o wpływach rosyjskich nie mówiono wiele, agentów nie łapano, tak jakby Rosja o nas zapomniała, a samo zamknięcie oczu likwidowało problem. Polityczni analitycy zajmowali się „miękkimi” wpływami na polską politykę ze strony Niemiec czy też dyszla amerykańsko-izraelskiego. O Ruskich było zadziwiająco cicho. Nawet kluczowe dla relacji Rosji z Polską takie kwestie jak wyraźnie „pod wpływem” podpisywane niekorzystne kontrakty gazowe z Moskwą obchodziły się bez żadnych konotacji medialno-politycznych. Rosja się pojawiła jako odniesienie dopiero niedawno, po drugiej wojnie ukraińskiej. Ale podskórnie trwał ciekawy proces.
Źródła prorosyjskości Platformy
Widać go było zaraz po objęciu władzy przez Tuska Pierwszego, czyli w 2007 roku. Nowy premier pierwszą podróż na Wschód odbywa do… Moskwy. A dzieje się to w momencie, kiedy Kreml przydusza Ukrainę szantażem gazowym. Pomimo tego, że dotychczas wszystkie pierwsze wizyty wschodnie każdej z nowych władz odbywały się do Kijowa, to Tusk jedzie w momencie kryzysu rosyjsko-ukraińskiego do Moskwy, co jest odczytywane jako wsparcie Kremla w tak kluczowym momencie.
Platforma wcześniej zawsze była prorosyjska. Teraz nie jest, ale to właśnie wskazuje na źródło tych inspiracji. Chodzi o to, że stosunek Platformy do Rosji jest wyłącznie emanacją stosunków niemiecko-rosyjskich. Aktualnych. Jak Niemcy flirtowały z Rosją w swoim dealu mającym im zapewnić tanie surowce do ekspansji gospodarczej, a w rezultacie do hegemonii europejskiej, to relacje z Rosją miały być poprawne także w wykonaniu polskich partii satelickich, sprzyjających Berlinowi. To Tusk poczynił to otwarcie z „Rosją taką, jaka ona jest”. Tak jak Niemcy, trzeba było na taką Rosję przymknąć oko, z jej wszystkimi zbrodniami i imperialnymi zapędami, dokładnie tak samo, jak to czynili patroni polskich, pożal się Boże, liberałów – czyli Niemcy. Polska miała nie przeszkadzać, nie szumieć, kiedy duzi załatwiali swoje deale.
I Tusk dowoził to w polityce polskiej. Dziś, kiedy się u Niemców odmieniło, przeskoczył szybko na konia jadącego w odwrotną stronę, pokrzykując „łapaj złodzieja!”. Niemcom się odmieniło co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze – przez wojnę. To musiał być dla Berlina załamujący szok, że Putin tak popsuł zabawę. A więc byli na niego bardzo źli, choć na początku drugiej wojny ukraińskiej przez dłuższy czas jakoś specjalnie nie utyskiwali na Rosję, licząc, że jakoś to się da uładzić, wrócić do gry. Drugi powód to jest emanacja niemieckiej polityki na Unię Europejską. Ta jest w takim już kryzysie, że jej jedność może być utrzymywana jedynie groźbą wojenną. Stąd te podżegające tromtadrackie deklaracje, potrząsanie papierową szabelką, tak, żeby narody się (jak za kowida) spanikowały, że „uwaga, nadchodzi” i wszystkie schowały się pod skrzydła unijnej nioski. A ta w międzyczasie będzie wprowadzała swoje łady i tęcze, bo groźba wojny przykryje wszystko.
Stąd też to nagłe granie na onuce i unijna polityka reductio ad Putinum. Niedawni apologeci Moskwy stają się dziś ultrasami w drugą stronę. Ci najlepsi kiedyś przyjaciele Putina dziś każdego, kto się nie zgadza zarówno z ich buńczucznymi deklaracjami taktycznymi na rzecz Ukrainy, jak i nawet zielonym szaleństwem – wyzywają od onuc, co ma być uniwersalnym kluczem zamykającym gębę każdej dyskusji. Dystrybucją tej obelgi Unia zajmuje się obecnie dzień i noc – chwilowo i taktycznie dotychczasowe lewicy oskarżenia każdego ze swych przeciwników o faszyzm zostało zamienione na zarzuty sprzyjania zimnemu ruskiemu czekiście. I, tak, jak w przypadku zarzutów o szpiegostwo, w takim tumulcie prawdziwi zwolennicy Putina mogą spać spokojnie. Nie tylko nie zostaną ujawnieni, ale całą rozbijacką robotę zrobią za nich cwani wyrachowani oraz wyrywni naiwni.
Wygoni nas leśniczy
Ale skoro tak liczymy putinowskie przewiny obu plemion i staramy się zrównoważyć „racje” obu stron – może tak być, że niedługo nie będzie to miało żadnego znaczenia kto i jak na polskiej scenie kibicuje interesom Kremla. No, właściwie to w przypadku uśmiechniętej Polski numer przejdzie bez większych problemów, bo w kwestii, o której za chwilę, PiS, jakby był u władzy, to tylko by się bardziej stawiał, obawiam się, że – jak w przypadku dealów z Unią – bardziej na pokaz. Chodzi mi o wojnę na Ukrainie. Ta idzie coraz gorzej, Putin, gra na wykrwawienie Ukrainy i walkę na zasoby, a więc celuje tam, gdzie ma przewagi: w demografię i slimaczącą się pomoc Zachodu. Wojna zapowiada się na długo – uwaga! – to wersja optymistyczna, albo na krócej, jak się ukraiński front załamie. W obu przypadkach daleko jesteśmy od mrzonek o zwycięstwie, czyli wyparciu wroga poza granice sprzed 2014 roku. A jak pójdzie źle, to każdy kilometr zdobytej ziemi w wykonaniu Putina, to jeden punkt więcej w żądaniach negocjacji o pokój.
A apetyty w związku z tym rosną i Rosja już zapowiedziała, że ich „propozycja” nowego ładu europejskiego z grudnia 2021 roku jest już nieaktualna. Kreml będzie chciał więcej. A więc będzie chciał więcej niż wtedy żądał, a chciał chociażby, aby jego wpływy przesunęły się na Wschód, powoli odtwarzając strefę satelickich wpływów dawnego ZSRR. A to dla nas nieciekawa perspektywa. Pytanie więc czym będzie handlował Zachód? No przecież nie Brandenburgią czy Prowansją. Zahandlują nami. I będziemy się na to patrzeć niezaproszeni nie po raz pierwszy do stołu. Nam się powie, że to w imię pokoju, że lepiej oddać ziemie i wpływy niż krew i wtedy polska klasa polityczna, szczególnie ta Tuskowa, będzie już tylko reagować wokalnie, jeśli w ogóle, biorąc pod uwagę narrację Sikorskiego – oralnie. Po prostu znowu przyjdą zachodni leśniczy i wygonią Polaków z lasu. Z tą ich całą zabawą w wojnę polsko-polską, która jest w sumie polityczną grą w dupniaka, ku uciesze już chyba tylko zewnętrznych sił.
Dwa spotkania Kaczyńskiego z Putinem
Sejmowe wystąpienie Tuska z zarzutami pisowskiego onucyzmu naiwni uznają za wystąpienie emocjonalne. Nie uważam tak. To było specjalnie przygotowane, nie było tam żadnego spontanu. Prętem po PiS-ie i z satysfakcją dla swego elektoratu – że mamy ten PiS na talerzu. Z dymiącą lufą ruskiego Makarowa nad trupem Ukrainy. Tak, to zabawa dla własnych uśmiechniętych. Ale doszliśmy już do ściany ściemniania, dna, spod którego i tak, jak to w Polsce rozlegnie się jeszcze pukanie od spodu. Ja tam w przypadku takich manipulacyjnych chwytów nie zwracam uwagi na stylówę, ale ostatnio profesor Nowak zwrócił uwagę na jedną symptomatyczną rzecz.
Tusk nakłamał w całym swym przemówieniu jak zwykle, ale jedno kłamstwo pokazuje coś obrzydliwego. Pociągnął po klatce prętem na Lecha Kaczyńskiego, stwierdził bowiem, że spotykał się sam tyle samo razy z Putinem, co poległy prezydent. To kłamstwo, bo sam się z nim spotkał ze cztery razy, zaś Lech Kaczyński nigdy, chyba, że w towarzystwie Tuska. A spotkali się w trójkę dwa razy. Pierwszy raz na obchodach rocznicy wybuchu II wojny światowej na Westerplatte. To tam Putin zaserwował swe kłamstwo o pakcie Ribbentrop-Mołotow, że był to akt… samoobronny państw pokrzywdzonych przez pokój wersalski. Po czym wyszedł na mównicę Lech Kaczyński i rozniósł w proch tezy kremlowskiego kłamcy. Ja pamiętam te kadry – Tusk piorunował Lecha wzrokiem, wyraźnie zażenowany, że polski prezydent może popsuć tak ładnie zapowiadający się ruch, kiedy tak Donald siedział na optymalnym miejscu – pomiędzy Merkel i Putinem. Potem rozegrała się wyraźna batalia mediów mainstreamowych przeciwko rusofobii prezydenta, w której premier Tusk wyraźnie wziął stronę jeżeli nie narracji rosyjskiej, to tonizujących historię naszych stosunków – Niemców.
Drugie spotkanie trójki Putin-Tusk-Lech Kaczyński odbyło się w… lasku smoleńskim. Tusk przybijał sobie żółwiki z Putinem a obok w smoleńskim błocie stała trumna zmasakrowanego polskiego prezydenta. Piszę to nie tylko Polakom ku pamięci, ale i tym wszystkim rozgrzanym posłom, którzy niedawno klaskali na Tuskowe kłamstwa i obrzydliwości, tracąc w swej zapalczywości nie tylko umiar, nie tylko przyzwoitość, ale i resztki szacunku do Polski, jako państwa.
Napisał Jerzy Karwelis
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.
Jak to mówią: ruscy szpiedzy (agenci) są dobrzy na wszystko. I nie tylko ci POPiSowi, ale także „ci prawdziwi”. Podobno to oni mają także na sumieniu premiera Słowacji, jak to wciska gawiedzi główny ściek, choć dużego sensu to nie ma. Słonia w przedpokoju oczywiście nikt u nas nie widzi. Polecam kolejny felieton pana Michalkiewicza
pt. Pierwsze zachodnie ostrzeżenie.
Tusk nie jest raczej agentem Putina, ani „ich człowiekiem w Warszawie”, może na tyle, że dba incydentalnie o swój częściowo postubecki elektorat (ale bądźmy szczerzy, udawać potrafi każdego i dla każdego, typowy polityczny Kalibabka, uwodzący Polactwo). Donald tak naprawdę jest ewidentnie „pod wpływem” (delikatnie mówiąc) Berlina i to na wyraźne życzenie Niemców budował przyjaźń polsko-rosyjską, żeby „typowa polska rusofobia” nie bruździła w energetycznym dealu. Na linii Unia-Rosja miała być sielanka, dopóki Niemcy mieli z tego ropę i gaz. Fakt, że Tusk w nadgorliwości poszedł za daleko, zaczął dofinansowywać Gazprom (czyli Rosję) w skrajnie niekorzystnych dla Polski gazowych kontraktach, kosztem wysysania polskiego budżetu (może naprawdę mieli na niego jakieś haki, nie wiem, ale w obronie tych kontraktów jego rząd pierwszy i jedyny raz potrafił postawić się nawet Unii). Gazowemu „Kontraktowi stulecia” (temu, któremu obiecał postawić weto Prezydent Lech Kaczyński, tylko dziwnym trafem zginął tuż przedtem) zapobiegli dopiero… Niemcy (stosując, jako Unia oczywiście, jakieś ekologiczne kruczki prawne), dobitnie uzmysławiając Rosjanom, że uważają Polskę za swój kawałek europejskiego talerza.
Wpływy obcych agentów zawsze były w Polsce silne (Piłsudski przed nimi przestrzegał, jako przed najniebezpieczniejszym wrogiem), co widać w całej pookrągłostołowej strukturze systemowo bezsilnego państwa, w tym jak dostowywaliśmy strukturę gospodarczą do potrzeb Zachodu (jak wcześniej – w ramach RWPG – Wschodu, symetria jest większa niż by się wydawało). Próba demontażu tego systemu (zaczynana od poziomu poniżej mułu niestety) to właśnie „wstawanie z kolan” Kaczyńskiego, wyśmiewane głośno przez wiadomo kogo.
Ale jak ma walczyć z agenturą państwo nią przeżarte i na niej zbudowane? Kwadratura koła. Potrzebny byłby powszechne poparcie i entuzjazm, jak za pierwszej „Solidarności” (też zresztą przeżartej na wylot), żeby się udało. Ale cuda (i Papieże Tysiąclecia) nie zdarzają się na co dzień.
_____
PS Znowu tylko zacząłem, ale dodam ciekawostkę. Po próbie zabójstwa słowackiego premiera, natychmiast pojawiły się u nas skwapliwe powtarzane i kopiowane głosy z kraju naszych południowych sąsiadów, żeby zaprzestać szerzenia nienawiści w polityce. Tak nawiasem mówiąc równie skwapliwie zapomniano, że jedyną próbą politycznego zabójstwa („z pojudzenia” przez media) na najwyższym szczeblu była u nas próba zabicia Jarosława Kaczyńskiego, do innych nie strzelano. Na szczęście nieudana, zginął „tylko” szeregowy polityk PiS. Ale to na marginesie. Czy to przypadek, że apele o „brak nienawiści” współgrają z nazywaniem politycznym hejtem oskarżaniem o niemiecką (czy rosyjską) agenturalność? Zostawiam instynktowi i domyślności Czytelników „kto za tym stoi i komu to służy” (jak mawiano za pierwszej „S”).
System trzeba przebudować od podstaw. A dla kraju leżącego między dwoma potęgami jedyna szansa na zmianę jest w oparci o jakąś zamorską potęgę i chwilową conajmniej wspólnotę interesów.
PS2: Niemcy widzą jedyną szansę na imperialną potęgę w oparciu o Rosję „z którą nie da się wygrać” (co rzekomo udowodnili Hitler i Napoleon). Inna sprawa, Rosjanie są mistrzami bleffu i gry powyżej własnych sił i mośliwości. Niemcy (a za nimi reszta świata) nie rozumieją, że z Rosją NIE DA SIĘ koegzystować i współpracować (my niestety wiemy i na tym polega nasza „rusofobia”). Od wieków wchodzą nieustannie na te same grabie. Jedyna nasza szansa, że ktoś w końcu zrozumie, że architektura świata na takich podstawach nigdy nie będzie stabilna i finalnie zakończy się katastrofą (zwłaszcza jeżeli za Rosją pojawi się inny, autentycznie silny gracz). Polecam wywiad z Kasparowem wyemitowany wczoraj czy przedwczoraj w Polskim Radiu (pewnie do znalezienia na jego serwerach) – „z rakiem się nie negocjuje, raka się wycina”. Chyba wie co mówi…
Że niby wdepczemy Putina i Rosję w ziemię? I mieliby nam w tym pomóc Niemcy ?
Że wszelkie próby paktowania czy choćby koegzystowania z Rosją (taką jaka ona obecnie, znaczy od najazdów tatarskich, podbicia przez Azję, jest) skończą się wcześniej czy później, za którymś nawrotem koła historii, podbojem Europy po Lizbonę i być może Londyn. Porządek europejski, taki jaki obowiązywał przez ostatnie kilkaset lat, w oparciu o duopol niemiecko (dawniej zachodnioeuropejsko)-rosyjski (tak na marginesie – z pilnowaniem, aby ziemie pomiędzy Wschodem i Zachodem, Europa Centralna, nigdy nie urosła do naturalnego znaczenia, sprzed Potopu i zaborów, jako jednym z naczelnych dogmatów) stwarza tylko pozory stabilności, jest dla Europy śmiertelnie niebezpieczny. Zwłaszcza teraz, kiedy Rosja w swej oficjalnej ideologii postanowiła ostatecznie obrazić się na Europę i stać się pacynką (czego jeszcze nie przyjmują do wiadomości) Azji, czyli Chin.
„Rosja jeżeli się nie nawróci, zaleje świat swoimi błędami”, jak głosi (coraz bardziej się sprawdzająca) przepowiednia fatimska. Papież Franciszek (pochodzący z lewicującej Ameryki Południowej, gdzie wpływy ideologiczne Rosji sowieckiej były silne, o prawdziwej naturze Rosji wie mniej niż papież „z dalekiego kraju”) nie rozumie po prostu, a przynajmniej nie rozumiał do niedawna, że Rosja się nie nawróci, dopóki nie dostanie potężnego, otrzeźwiającego łomotu, opętanie i zaczadzenie „wielkoruską” ideologią zaszło tam za daleko. Rozumie za to (lepiej od nas), że od nawrócenia Rosji (na wiarę, europejskość – w dawnym znaczeniu, może demokrację, zachodnie wartości zamiast azjatyckiej despotii, etc.) przyszłość świata zależy o wiele bardziej, niż od zwycięstwa w jednej czy drugiej wojnie. Każdy widzi inną część prawdy, stąd wzajemne niezrozumienie.
Ale ten wtręt o tym co naprawdę istotne, to był tak na marginesie. Wracając do polityki: Zachód (głównie Europa i USA) nie wygra z Azją wojny o ostateczny kształt świata i model cywilizacji, jeżeli będzie próbował przeciągnąć na swoją stronę Rosję taką, jaka jest, ponownie cytując klasyka. Bez ostatecznego łomotu na tym froncie (przy polityce starannego pozbawiania Ukraińców inicjatywy strategicznej i szans, aby załatwili interesy Zachodu własnymi rękami, i krwią, do czego są zresztą bardzo chętni) cywilizacja Zachodu jest skazana na porażkę i zagładę.
W naszym interesie jest tłumaczenie Amerykanom że przyszła Era Wielkiej Zmiany, koniec pewnej epoki i świata jaki (od kilkuset lat conajmniej) znamy i przetrwają tylko ci, którzy odważnie i aktywnie te zmiany zaakceptują, wykorzystają je, zamiast za wszelką cenę walczyć o zachowanie tego, co jest nie do zachowania. Nowy porządek europejski musi uwzględniać istnienie tłumionej od wieków przez Rosję i Niemcy Europy Centralnej jako partnera Zachodu, „trzeciej siły”, a nie opierać się na niszczącym ją (i w końcowym efekcie Europę jako taką) sojuszu niemiecko-rosyjskim. To nasza największa, jeżeli nie jedyna, szansa. „Polska będzie wielka, albo nie będzie jej wcale” – Józef Piłsudski.
Są w USA siły, które to rozumieją. Książki George Friedmana polecam przykładowo („Następne sto lat”, jak dotąd się sprawdza). To, w którym kierunku pójdzie Ameryka, zależy także od naszej inicjatywy, zwłaszcza dopóki Amerykanie sami do końca nie wiedzą czego chcą w nowej sytuacji.
Pewnik pierwszy: Mumia zdycha, częściowo przez Niemcy i Francję, a częściowo przez obcą agenturę wpływu z jej zielonogenderowym ideolo.
Pewnik drugi: „polskie” elyty właśnie się kończą, a z nimi 35 letnia pookrągłostołowa RP.
Pewnik trzeci: Rosja wygrywa z Ukrainą i Europą, coraz mocniej
wiążąc się z Chinami.
Pewnik czwarty: USA z Trumpem wchodzą w azjatyckie qui pro quo, odpuszczając sobie Europę.
Pewnik piąty: tworzy się nowy porządek światowy i to nie obecne „elyty” RP zdecydują, jaką będzie w nim rola Polski i Polaków. One Polskę już przes…ły, od PO po PiS i lewicę.
Pewnik szósty: trzeba już dziś , my, normalni ludzie, Polacy, szykować się na dłuuuugą, niewdzięczną i ciężką pracę u podstaw, by coś porządnego zbudować w miejsce tego upadającego żerowiska dla wszelkiej maści zdrajców, idiotów i bandziorów, albo to już będzie definitywny koniec Polski.
Doprecyzuję i uzupełnię:
Pewnik pierwszy – Unia jest w rozkładzie, od kiedy przestała być łańcuchem spętującym Niemcy w ich imperialistycznych zapędach, a te ostatnie zdołały ją zmienić w łańcuch na którym prowadzą Europę dokąd chcą. Oraz od kiedy ze wspólnoty swobodnego przepływu ludzi, towarów i kapitału zmieniła się w narzędzie w rękach ideologów. A agentury rosyjska i (mocno niedoceniana, niewidzialna wręcz) chińska od dawna prowadzą mrówczą pracę nad rozkładem „zgniłego Zachodu” od środka.
Pewnik drugi – polskie elity skończyły się w Katyniu, Auschwitz i na Syberii oraz na frontach II Wojny Światowej, w najlepszym wypadku na emigracji. Komuniści wykształcili na drodze do nowego, socjalistycznego (w perspektywie docelowej – komunistycznego) człowieka „inteligencję zastępczą”, której jedną z podstawowych cech miała być bierność i posłuszeństwo zagranicznej centrali, realizacja jej interesów w zamian za ochronę, ze strachu przed tubylczym żywiołem (żeby się nie obudził i nie pokazał tej sprzedajnej „elicie” z urojeniami wyższościowymi jej miejsca). Dzieci tej elity przejęły w pełni ten „genotyp”, tylko Centrala się zmieniła.
Pewnik trzeci – Rosja staje się pacynką Chin, realizując azjatyckie interesy w Europie. Qui pro quo polega na tym, że jak Niemcy miały nadzieję, że ich Rosja nie wydudka, tak Rosja ma identyczne nadzieje wobec Chin (że jej nie pożrą, razem z Europą, którą – dla nich – zdobędą).
Pewnik czwarty – Amerykanie sami nie wiedzą czego chcą (a co najmniej do niedawna nie wiedzieli) w nowej sytuacji. Nasza rola polega na przekonywaniu ich że nasze interesy są też ich interesami, wręcz stawianie ich często wobec faktów dokonanych (jak uratowanie skóry Ukrainy w pierwszej fazie wojny).
Co do pewnika piątego – o nowym porządku światowym już napisałem (jest wiele sił które chcą ugrać na zmianach, ważne żeby dołączyć do zwycięzcy we właściwym momencie, może nawet współuczestniczyć w jego wykreowaniu) a także o tym, co sądzę o naszych elitach (zwłaszcza tych zachowujących ciągłość z prl-em).
Pewnik szósty – a to jest oczywiste, zresztą na dobrą sprawę zawsze aktualne (a w takich czasach szczególnie).