30.09. Ekohipokryzja
30 września, dzień 212
Wpis nr 201
zakażeń/zgonów/ozdrowień
91.514/2.513/69696
Kiedy jeszcze uczyłem dziennikarzy rzemiosła zawsze wspominałem o sprawie mało wśród nich popularnej, ale przynoszącej chwałę dziennikarstwu. Chodzi o wracanie po jakimś czasie do kiedyś kontrowersyjnych tematów i zdawania relacji co się stało później w sprawie. Jest to taktyka „na leniucha”, bo można wrócić do czyjegoś tematu i odgrzać go jako swój. Czytelnik nie bardzo pamięta kto kiedyś zaczął, ledwo kojarzy temat, tak wszystko pędzi w dzisiejszych czasach, że tropienie konsekwencji niegdysiejszych newsów może być medialnym odkryciem dnia.
Ja robię sobie od czasu do czasu listę byłych tematów co „grzały” opinie publiczną, by później zobaczyć, jak to było, czyli jak się skończyło i kto miał rację. Zazwyczaj to smutne konstatacje, pozwalające wykazać manipulacyjny charakter mediów i stadne zachowania publiczności.
A więc minister Szyszko. Pamiętacie Państwo? Zaczęło się jak zwykle od dużej bomby. Chłopaki z PiS mieli (i mają do tej pory) słabo z komunikacją i zamiast przygotowywać publiczność na swoje decyzje i ich egzekwowanie, oddają się pod opiekę prawdzie, która się podobno sama obroni. A więc „wrogowie” mogą sobie pohulać, bo publiczność nie wie o co chodzi, zaś po atakach, jak pisowcy reagują, to znaczy, że się tłumaczą, a tłumaczy się winny. A więc poszło, że minister środowiska wycina matkę naszą leśną, Puszczę Białowieską, chronioną nawet przez UNESCO. Strona totalnie ekologiczna nie brała jeńców, bo postulowała, że oprócz normalnych ciągotek destrukcyjnych PiS czyni to, by zarobić wycinką na… kampanię wyborczą. Na nic były tłumaczenia ministra, że musi wyciąć część drzewostanu zaatakowaną przez kornika-drukarza, by nie zajęła się tym kataklizmem cała Puszcza. Media uznały ironicznie, że kornik został mianowany przez PiS wrogiem Polski, bo naszywki o „śmierci wrogom ojczyzny” dociekliwy reporter wypatrzył na rękawie jednego leśnika.
Wylądowaliśmy z tematem nawet w Trybunale Sprawiedliwości Unii Europejskiej, gdzie minister z drukarzem-winowajcą w słoiku tłumaczył sędziom o co chodzi w gospodarce leśnej. Zaczęła się medialna i już umiędzynarodowiona nagonka na ministra, włączyły się celebryty i masy ekologiczne. I wycinka zwolniła. Co jest oczywiste, niekontrolowany kornik zeżarł znaczną część Puszczy, co spowodowało wysychanie drzew i… zagrożenie pożarowe, które – też nie pamiętacie? – było spowodowane suszą zawinioną przez klimatycznych morderców rządzących w naszym nieekologicznym kraju. Co prawda zaraz przyszła klęska powodzi – taki płodozmian ekologicznych klęsk – i ekolodzy też wytłumaczyli, że to przez człowieka. Ale najlepsze, że ci sami ekolodzy, którzy za Szyszki uniemożliwiając wycinkę chorych drzew doprowadzili do ich wysychania, później oskarżyli rząd o winę potencjalnej klęski suszy i pożarów w Puszczy. Pewnie były to zresztą te same osoby. No szczyt hipokryzji i byłoby to nawet śmieszne, gdyby nie było szkoda Puszczy.
Oczywiście całej zadymie towarzyszyła odpowiednia oprawa medialna z ikonicznym zdjęciem na czele (takie zdjęcia zawsze towarzyszą „początkowi” newsa). Pamiętacie Państwo wstrząsające zdjęcie wiewiórki zabitej przez Szyszkę przy wycince Puszczy? Kto nie uronił wtedy emocjonalnej łezki nad rudym truchełkiem? A okazało się, że: a) wiewiórka weszła do przeciętego pnia i tam dokonała żywota, b) było to owszem, ale w Warszawie, gdzie zarządzono wycinkę drzew przez ratusz, wtedy politycznej szpicy protestów przeciwko wycince w Puszczy. Ale emocje zapracowały i teraz nikt się nie przyzna do manipulacji, a szczególnie ci, którzy wtedy w nią uwierzyli.
Dokładnie tak samo było w sprawie pożarów w Australii. Znowu zapomnieliście? A ja pamiętam. Pamiętam te histerie ekologów, znowu celebrytów, że to przez tego strasznego człowieka i ocieplenie klimatu płoną miliony hektarów australijskich lasów. I znowu ikoniczne zdjęcie kangurka, który przybiegł do człowieka po pomoc (oczywiście fake, bo to zdjęcie sprzed pożarów, ze schroniska dla kangurów), że wombaty ratowały inne zwierzęta (następna bambiczna bzdura, bo inne zwierzęta po prostu chowały się w ich norach). Nikt już nie zwracał uwagi na fakty – mapy pożarów zmanipulowano, długoterminowe badania klimatu nie potwierdziły propagandowej tezy, że Australia się ociepla. W końcu – choć w 2019 roku spłonęło ponad 18 mln hektarów użytków, to w takim 1974 roku spłonęło ich 117 milionów i świat nie zamarł w przerażeniu (widocznie nie wiedziano jeszcze o niszczycielskiej roli człowieka – teraz wiadomo), że pożary buszu to codzienność w Australii, tak mniej więcej jak w Polsce nieprzygotowanie drogowców do zimy.
Ale już poszło. Pełno zdjęć i filmików. Fejków głównie. No rzeczywiście – obraz płonącego misia koala robi wrażenie, ale gdzie byli ci kamerzyści co roku, kiedy spaliło się w Australii więcej zwierząt niż w sezonie 2019/2020. Ano kręcili co innego, bo co innego grzało. Ale zaczęły się pojawiać napomknienia strażników przyrody, że przyczyny tego – niezbyt wielkiego jak na Australię, dodajmy – kataklizmu mogą mieć rzeczywiście ludzkie przyczyny. Australijki las, zwłaszcza ten eukaliptusowy, ulubiony przez misie koala jest złożony z drzew o dużej zawartości oleju. To znaczy zapalają się trudno, ale jak się już zapalą to płoną żywym ogniem, jak pochodnia. Wyszło na jaw, że zmienił się nie tyle klimat, ale polityka. To znaczy nadzór nad lasami przeszedł z władz stanowych na samorządowe, a tam zaczełi coraz bardziej rządzić ekolodzy. I jak to ekolodzy – tak samo w przypadku Szyszki – walczyli, by wszystko zostało jak było, bez ingerencji agresywnej ręki człowieka. I tak zaprzestano zbierania ściółki leśnej, której zaczęło przybierać tak, że poczęła stanowić wystarczające paliwo, które jak by się zapaliło to rozgrzałoby eukaliptusy do temperatury pożaru. Do tego wstrzymano i spowolnione prewencyjne wycinki i wypalania lasu. Tak, że jak przyszła zwyczajowa letnia pora pożarów, to ogień miał i super paliwo, i jazdę bez przeszkód. I tak samo jak z Szyszką – wczorajsi winni tej sytuacji, kiedy przyroda powiedziała: sprawdzam, pierwsi stanęli w szeregu walczących z katastrofalnym iskutami działań człowieka, które… sami sprokurowali.
Ale wróćmy do Polski. Pamiętacie państwo dziki? Mordowane przez krwawych myśliwych za poduszczeniem śp. Szyszki? Też była jazda, co? Z tych głupich sadystów. I znowu – fakty obok, emocje na pierwszy plan. Nikt nie słuchał, że to najpierw z powodu zagrożenia ASF, afrykańskim pomorem świń, a wszystko i tak z powodu nadpopulacji dzików w Polsce, których co roku przybywa ponad 200%, a które rolnikom rujnują zbiory (ale to wiadomo – głosowali na PiS i Dudę, a więc na pohybel). Wszyscy odwrócą wzrok, że proekologicznych przecież Niemców, którzy wykończyli w tym samym sezonie, z tych samych powodów 837.000 dzików, bez słowa protestów. Nie, nic – biedne dziki i już. Włączyły się jak zwykle płaczliwe dyżurne celebryty, bez jakiejkolwiek styczności z faktami, ba – nawet bez zainteresowania: dlaczego ludzie to robią? Ale co tu mówić o ludziach, którzy – łącznie z ekologami i sporą częścią ogłupiałego społeczeństwa – myślą, że woda jest z kranu, prąd ze ściany a jedzenie z Biedronki. Tych z postawą ekoempatyczną zapraszam na możliwe spotkanie ze stadkiem dzików (szczególnie z młodymi), jak idą sobie ulicą do Lidla. I co, podejdziecie je przytulić, czy będziecie z dzieckiem w wózku spylać do domu, by zrobić tam facebookowy wpis z tej wspaniałej przygody, jak to człowiek spotkał zwierzę i jak się fajno żyje razem w mieście?
W ekologicznej szpicy króluje młodzież. Nie wiem czy to prawda, czy też są „wystawiani” przez środowiska na pierwszy front, bo to (nie bardzo skąd) wiadomo, że młodzież mamy świetną, przyszłość to nasza i pewnie zawsze ma rację wygadując te swoje komunały w obecności zawstydzonych pryków. Ja wiem, że młodość, jak woda ujście, musi sobie znaleźć przestrzeń do buntu. Pamiętam to ze swoich czasów. Ale czemu tak głupio? Co to – nie ma co robić w pomocy humanitarnej, edukacji, w końcu w zmianie politycznej? W dodatku młodzi powielają hipokryzję starszych towarzyszy sprawy. Świetny wpis australijskiego reportera ze SkyNews, który wypada tu przytoczyć:
„Jesteście pierwszym pokoleniem, które zażądało klimatyzacji w każdej klasie. Wszystkie wasze lekcje odbywają się przy komputerze. W każdym pokoju jest telewizor. Spędzacie cały dzień korzystając ze środków elektronicznych. Zamiast chodzić pieszo do szkoły, jeździsz wszystkimi środkami transportu. Jesteście największymi konsumentami dóbr w całej dotychczasowej historii świata. Ciągle kupujecie najnowsze ubrania, aby być „modnym”. Wasz protest ogłaszany jest za pomocą środków cyfrowych i elektronicznych.
Zanim więc zaprotestujecie, wyłączcie klimatyzację, idźcie do szkoły pieszo, wyłączajcie telefony i poczytajcie książkę, zróbcie kanapkę i obiadek w domu, zamiast kupować gotowe jedzenie. Niestety nic z tego się nie wydarzy, ponieważ jesteście samolubni, słabo wykształceni i manipulowani przez ludzi, którzy Was wykorzystują mówiąc, że macie szlachetny cel, bawiąc się w najbardziej szalonym zachodnim luksusie. Obudź się – i zamknij się. Dowiedz się o faktach zanim zaprotestujesz”.
Pisałem już o bambizmie wobec zwierząt. Tutaj mamy do czynienia z ubóstwieniem przyrody i postulowaną postawą upokorzenia się przed nią, tak jak przed gnębionymi kobietami, Murzynami, mniejszościami tożsamościowymi. Mamy się wstydzić de facto za swoją ludzką przynależność, by odkupić grzechy przodków i własne wobec Matki-Natury. Bez zrozumienia, że pomiędzy człowiekiem a przyrodą będzie zawsze piła, siekiera czy strzelba. Jak je odłożymy, to wszystko będzie „naturalnie”, zarosną nam lasy, ogrody i… zbiory, zaś dzika może spotkamy w Lidlu. O to chodzi? I wtedy jak to się zapali to będziemy pomstować na kogo? Bo przecież nie na siebie Jak zgłodniejemy, bo przestaniemy kraść krowom mleko to do kogo pójdziemy? Jak dzik przyatakuje w Lidlu, szukając czegoś do zjedzenia to będziemy ubóstwiać przyrodę czy podamy tyły?
A dzik może się wkurzyć, jak zobaczy co jest na półce, nomen omen, z… dziczyzną.
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.
Jak zawsze świetne. Gratuluję i dziękuję
Super! Jak wszystkie wpisy!
Dzięki