14.04. Oczy szeroko piekące
14 kwietnia, dzień 1138.
Wpis nr 1127
zakażeń/zgonów
914/14
Zapraszam do wsparcia mego bloga
Wersja audio
Już tu o tym pisałem, że mam pewną słabość. To zażenowanie. To znaczy, że jak widzę, że ktoś się publicznie kompromituje, to nie mogę na to patrzeć, tak mi jest głupio oglądać czyjś upadek. Jak ktoś fałszuje np. na koncercie to jedni to olewają, inni gwiżdżą, jeszcze inni robią bekę, ja wychodzę, bo mi głupio, głównie za tego, co się kompromituje.
Tak i teraz. To tak jak w jakimś zapyziałym cyrku, kiedy wychodzi klaun-emeryt i pokazuje znaną i od dawna zdemaskowaną sztuczkę, o której wszyscy, łącznie z dziećmi na widowni, wiedzą, że to ściema i wyliniały fircyk z całą powagą odkrycia super nowości powtarza zgrany numer po raz n-ty, zatrzymuje się po finale, oczekując na oklaski publiki. No – dla mnie ciarki po plecach, taka żenada.
Było ich chyba tysiące. Konia z rzędem temu kto to zliczy. Chodzi o warianty kowida. Bo wy tu sobie żyjecie państwo w swoim światku, pomiędzy zbożem technicznym a OIOM-em męża marszałkowej Witek, a tam chłopaki wciąż te pandemiczne pociągi wysadzają, choć wszyscy, oprócz płatnych sanitarystów, poszli już do domu. No, było tego w opór, greckie alfabety, gwiazdozbiorów nawet zabrakło, tyle tego było, że globalistyczne językoznawstwo nie nadążało.
Można się pokusić o historię wariantów. Się kiedyś za to wezmę, albo jakiś cierpliwek, lepszy ode mnie. Dość, że tam po alfach-betach w sumie – na dziś – najbardziej zainwestowano w markę Omikrona. Do niego to były jakieś tam subwarianty o kolejnych malowniczych nazwach, zazwyczaj lokalnie aktywnych. W sumie kowid wylądował na Omikronie i zaczął się na nim wariantować. To znaczy, że sama marka tu się wypaliła, zaległa w umysłach ludzkich i nie ma co dalej iść, tylko odgrywać improwizacje na jeden, tu omikronowy, temat. Ja wiem, że to nudne już, ale nie wiem czy wiecie – idzie Arcturus.
Przeanalizować go, to przeanalizować wiele aspektów uniwersalnej maszynki kowidowej. Po pierwsze – co to za diabeł, co on tam sprowadza na ludzkość, bo to przecież musi być coś nowego niż standardowe drapanie w gardle, lub – słynny – cwany brak objawów. Nasz nowy bohater powoduje zapalenie spojówek. Błyskawicznie rozprzestrzenia się po USA, ale pochodzi z Indii i idzie na Europę. Pora się samemu pozamykać w domach i teraz nie ten co kichnie, ale ten co pociera powieki staje się roznosicielem. Nie wiadomo co teraz, jakieś maseczki na oczy? Może od razu – klapki.
Co na to nałóka kiedyś, przed pandemią, zwana medycyną? Czytamy: „Prof. Joanna Zajkowska z Kliniki Chorób Zakaźnych i Neuroinfekcji Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku i podlaska konsultant w dziedzinie epidemiologii ostrzega, że objawy zapalenia spojówek, takie jak łzawienie, swędzenie czy zaczerwienienie oczu mogą, być bardzo mylące. ‘Obawiałabym się, że mogą być mylone z alergią i mogą być bagatelizowane. Mamy teraz sezon alergiczny, więc łzawiące i czerwone oczy można pomylić z reakcją na pylenie roślin. Nawet jeśli będą łagodne, nie należy ich więc lekceważyć, bo to może być COVID’ – zaznacza prof. Zajkowska.”
No dobra, pani profesor i media moje zapyziałe. Ok, okaże się, że zapalenie spojówek to nie pyłek z kwitnącej wiśni, tylko kowid. I co? No i co to zmieni? Nie będziemy kropić oczu? Będziemy tak czy siak. A co z kowidem? No właśnie – dowiemy się, że to kowid i co? Zamkniemy się w domu i będziemy płakać już nie ze smutku, tylko z powodu piekących powiek? Będziemy się kąpać z pulsoksymetrem? Leczyć kowida? A, przepraszam, czym? Pojedziemy pod respirator? Bo pieką nas powieki? No, ludzie…
To jest typowy numer, który ćwiczymy od lat. Jakiś kolo z jakiejś redakcji chce się załapać na pińcet dziewiąty wariant tematyki kowidowej. Wiadomo, temat przygasł przyciśnięty wojną, ale trzeba spróbować kolejny raz numer, który tak fajnie kiedyś wchodził, kiedy codziennie było kilkaset rewelacji kowidowych. Może ludność zapomniała, ekscytować trzeba i wyciąga się jakiegoś naukowca z piwnicy z Kentucky, Helenę z kliniki z Pcimia, która dowiedzie nam, że wszystko to kowid. Zmarszczki, nerwowość dzieci, strzykanie w kolanie, kłucie w boku – to nie tylko kowid, ale to nowy szczep, w przypadku Arcturusa, to subwariant subwariantu, czyli – uwaga – XBB 1.16. I hoduje się taką medialną rewelację. Z żenadą, bo bije się na alarm, a publika poszła na papierosa.
To syndrom chłopca z wilkami. Przypomnę, że chodziło o młodziana, który pilnował owiec i dla zabawy od czasu do czasu krzyczał, że idą wilki, ludzie się zbiegali z pomocą i okazywało się, że to taki żarcik. A więc się zniechęcili. I takie Arcturusy to to samo, bo przypomnę końcowy morał – jak naprawdę przyszły wilki na owce i młodzian zaczął się drzeć, to nikt nie przyszedł z pomocą. I jak się takimi pustymi rewelacjami ekscytuje publiczność, to ta się nie przejmie, kiedy przyjdą naprawdę ciężkie termina. Taki jest efekt tego wariantowania. Objawem jest masowe odejście ludzi od przedkowidowych szczepień, taki szczepienny NOP. A ciężkie termina mogą przyjść kiedy się będzie chciało. Zbrodniarze po laboratoriach kontynuują swoje śmiertelne zabawy w uzłośliwianie istniejących wirusów, co – podobno – widzieliśmy w realu w przypadku kowida, który miał wyskoczyć z laboratorium i rozlać się po świecie. W przypadku kowida nie wierzę w tę wersję, bo ma ona usprawiedliwić i uniewinnić decydentów, którzy jakoby starli się z jakimś diabłem, co to wyskoczył z pudełka i wyszywali, jak my wszyscy, w ciemności, i jak się mylili, to przecież dla naszego dobra. Ale prace nad Gain of Function wciąż trwają nie wiadomo po co. To zabawa w Boga, z pewnością z tyłu głowy, że Adam może kiedyś sam uciec z laboratoryjnego raju. Można też bramy raju otworzyć i go wygnać. Całego gotowego, z podrasowanym wirusem pierworodnym.
Machina jest gotowa. Wystarczy tylko wrzucić dowolny wirus i cały mechanizm zafunkcjonuje. Ostatnio już naładowano jego akumulatorki wsadem za 10 miliardów dolków. Bank Światowy i Billu Gatesowy wkładają takie pieniądze, w oczekiwaniu na nowy wirusowy wsad do starej maszynki i taka kasa nie może się przecież zmarnować. Bank Światowy pany, tu nie ma żartów, bo jak wiadomo – banki są od wkładania pieniędzy w zwrotne interesy, a więc to długo nie potrwa.
I znowu wyjdzie na kolistą scenę cyrku, całą w otrębach, stary bezzębny klaun, odwali te samą sztuczkę, którą prezentuje od lat z nadzieją na paniczne oklaski. No, jako się rzekło – żenada. I będziemy musieli to oglądać. Mniejszość się przestraszy, większość nie zauważy, Kasandry będą znowu nawoływać do pozostałych, że oszukują. Odbędzie się teatrum, tylko dlatego, że nie można wyjść z sali.
Nie można?
PS. Już zamykałem wpis a tu się okazało, że „Ministerstwo Zdrowia Gwinei Równikowej poinformowało, że liczba ofiar śmiertelnych wirusa Marburg wzrosła do 11. Najnowszy przypadek śmiertelny stwierdzony został na początku kwietnia. Potwierdzona liczba zakażeń w tym kraju to 15 (znacznie mniej niż początkowo podejrzewano), co oznacza, że śmiertelność wirusa wynosi 73 %„. Znikąd nadziei – 73% śmiertelności dowiedzione na 15 przypadkach. Trzeba więc położyć się w rowie i czekać na koniec, co sprawniejsi powinni się przykryć Wyborczą i czołgać w kierunku cmentarza. Kolejny hicior nazywa się więc Marburg i to on nas w końcu wykończy, jak boniedydy…
Napisał Jerzy Karwelis
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.
Akurat Marburg, jak Ebola, również koronawirusy, ale te naprawę są śmiertelne. Przy tym Covid19, czy jak ja to już nazywam, zespół piekącego tyłka. Bo jak tak patrzę na te wszystkie rewelacje to mi się już śmiać chce.
Ostatnio śniło mi się, że MZ znów wprowadziło kolejne obostrzenia. Oby mój mózg nie był prorokiem. Albo, jak już to kiedyś czytałem, mózg próbuje w ten sposób wszystko usystematyzować, uporządkować i ułożyć w sobie. Może już czas na wnioski końcowe, a tym co wysadzają pociągi dac kolejki dla hobbystów i nie tam je wysadzają.
A dzisiaj Niemcy zamykają elektrownie atomowe. Stwierdzili, że energia atomowa nie jest wcale zielona, jest niebezpieczna, generuje szkodliwe odpady na tysiące lat, niszczy planetę i zdrowie ludzi. A u nas ani słowa o tym w wiadomościach ? Swoją drogą pracowałam kiedyś w fabryce, która swego czasu produkowała płyty z azbestu i uważano to za niedrogie i bezpieczne rozwiązanie. Teraz, jak mówią pracownicy, mnóstwo osób w okolicznych wsiach choruje na nowotwory – byli pracownicy ale i również ich rodziny. Tak to możemy ufać rządzącym i koncernom.
Każda technologia jest w jakiś sposób niebezpieczna. Węgiel, wydobywamy s pod ziemi.. To droga eksploatacja, niebezpieczna(
ile już ludzi zginęło), a sam węgiel spalany wytwarza ogromne ilości substancji niebezpiecznych. Atom, jest również niebezpieczny. Ale właściwie używany służy latami. Tak samo jak wiatr. Farmy wiatrowe generują dźwięk, zakłócają przeloty ptaków, no i składowanie skrzydeł jest skrajnie zagrażające planecie) A nie można ich utylizować ot tak.
My nie mamy wyjścia. Skoro zabraniają nam korzystać z węgla, gazu, ropy, cóż. Słońca mamy mało. 300 dni w Polsce jest NIE słonecznych no i w nocy panele nie generują prądu( a w okresie październik marze mamy ponad 12 godzin ciemności), wiatr jest mało efektywny, bo albo wieje, albo nie. A przecież prąd potrzebujemy cały czas. Wody czy też rzek mamy mało ,a zasobami wodnymi raczej chwalić się nie możemy. No więc co nam zostało?
Wypowiedzieć posłuszeństwo durnym przepisom.