14.06. Czego się władza dowiedziała o nas
14 czerwca, dzień 1199.
Wpis nr 1188
zakażeń/zgonów
dziennie nie wiadomo ile czego, bo Ministerstwo Zdrowia przeszło na raportowanie tygodniowe.
To już chyba koniec zabawy…
Zapraszam do wsparcia mego bloga
Wersja audio
Wszyscy już mówią o kowidzie jako o teście. Ale właściwie nie bardzo wiadomo czego, a jak się człowiek nie zapyta, to się nie dowie. Pora więc wyjaśnić kwestię, ale subiektywnie, bo to człek u innych w duszy nie siedzi i nie wie co biorą za test. A więc spróbujmy.
Obszar testu jest rozległy, ale głównie, moim zdaniem, była testowana reakcja społeczeństwa. No, bo co innego? No, może jeszcze przetestowano na skalę cywilizacyjną działanie preparatu szczepionkowego. Ten wątek jest ciekawy zwłaszcza w kontekście różnicowania reakcji na szczepionkę w zależności od numeru serii. Wahania w NOP-ach i zgonach dochodziły do 50 razy częstszego pojawiania się tych zjawisk w zależności od serii produkcyjnej. Wychodziło więc, że – w spiskowych wersjach zdarzeń, a te coraz to się potwierdzają – ktoś zmieniał składy serii i patrzył co się będzie działo. Łącznie podobno z placebo, czyli wstrzykiwaniem czegoś w ogóle nie reagującego. Ale to tylko poboczności.
Co więc testowano jeśli chodzi o społeczeństwo? Jak w każdym eksperymencie był obiekt badania i bodziec. Obiektem okazała się cała cywilizacja. Tu eksperymentatorzy musieli pójść na całość. Nikt nie mógł być pominięty. Coś jak z komunizmem – istnienie krajów spoza ustroju „jakiego świat nie widział” było najgorszym scenariuszem, bo można było sobie porównać jedno i drugie. Masowość umożliwiały totalne i globalne media, bez których ani nie zauważylibyśmy wirusa, ani rządy nie miałyby okazji „przereagować” w działaniach wobec rozdymanego medialnie patogenu.
Impulsem testowym był strach. Na niespotykaną dotąd skalę. Nawet wojna nie była tu elementem porównawczym. Było jeszcze gorzej. Nie było jednoznacznego wroga. Jakiś patogen, co to go nikt na oczy nie widział, nawet pod mikroskopem. Wszyscy zagrożeni, ale i każdy może być zagrożeniem. W wojnie to są jakieś fronty, nasi walczą, wiadomo co trzeba zrobić by się opierać. A tu – człowiek nic nie wie, albo gorzej – wie tylko co mu mówią w przekaziorach. Jest sam, znikąd pomocy, a więc trzeba się zwracać do jakiejś siły zewnętrznej, która jednocześnie i straszy, ale i mówi, że tylko stojąc przy niej są jakieś szanse na ocalenie. Tą siłą stało się państwo. I wielu się rzuciło w ramiona tej propozycji. To pierwsza lekcja władzy.
Czego więc w czasie pandemii władza dowiedziała się z tego testu? Po pierwsze – tego, że strach to graniczny argument i odpowiednio dozowany może wymusić na społeczeństwu nie tylko uległość, ale i internalizację obostrzeń, czyli przyjęcie ich jako odpowiedź na nasze własne zapotrzebowanie. Po drugie – okazało się, że ten nóż można z czasem wsuwać w społeczną tkankę bez końca. Historia pandemii to historia rozchodzenia się epidemii z rozsądkiem. Było coraz mniej argumentów medycznych do wprowadzania obostrzeń, z biegiem czasu pozostały już tylko same absurdy, które dowodziły jednego – można wszystko i nie trzeba się pocić nad uzasadnieniami. Mamy tego resztki z maseczkami i paszportami szczepiennymi, które dopiero teraz dostały rozszerzającą formułę.
Władza też łatwo przećwiczyła dzielenie społeczeństwa. I to okazało się hitem. Ja sobie zrobiłem kiedyś tabelkę rzeczy, które wyznają plemiona POPiSu. Wszystko było na przekór. Jak ci za Smoleńskiem, to tamci przeciw, jak ci za Polską, to tamci za Europą. Wszystko rozłącznie. Wydawało się, że wojna polsko-polska ma wyraźnie podzielone fronty, które nota bene tworzyły pustkę w obszarze wspólnych wartości, czego długofalowym efektem śmiertelnym dla Polski jest brak pewników uzgodnionej polskiej racji stanu.
A tu się stał cud. W tak rozdzielnej Polsce okazało się, że można te warstwy podzielić także w poprzek. Na koronaentuzjastów i koronarealistów. I są w obu grupach i pisowcy, i pełowcy. To kolejny dowód na to, że wspólnota strachu jest ponad podziałami politycznymi, jeśli jest kreowana umiejętnie. Zły to prognostyk na przyszłość, kiedy władza ma już przećwiczone, że strachem może z ludem zrobić wszystko, zaś ten nawet nie wie, że coś mu w ramach tego kontraktu zabierają.
Bo kontrakt był, tyle, że niepisany. Wymiana fałszywego poczucia bezpieczeństwa na rezygnację z wolności. Ten deal był niezauważalny dla suwerennego obiektu nie dlatego, że propozycja bezpieczeństwa była zawoalowana. Druga część dealu była nieuświadomiona. Lud nie będący świadom, że korzysta z jakichś praw i wolności, łatwo zgodził się na wymianę, bo oceniał ją jako korzystną. To coś takiego jak z mediami – człowiek myśli, że dostaje media za darmo, musi „tylko” przełknąć reklamy. A to tylko wydaje się, że „za darmo”, bo nie liczy się swego czasu oraz faktu poddania się magnesowaniu intencyjnym przekazem. Trudno więc być świadomym utraty, jak się tej wartości nie widziało, co nie znaczy, że się jej nie straciło.
Dlatego tak zekstremizowali się wolnościowcy. Ci czuli, że w formacie demokracji ta rezygnacja nie dotyczy tylko nieświadomych wyborów większości nie ceniącej wolności, ale że ten deal będzie miał konsekwencje także dla tych, którzy się na taką transakcję nie godzą. Dlatego to im przeciwstawiła władza całą bierną resztę. Wzbudziło to, jak już powiedziałem, konflikt w poprzek podziałów, ale w sposób wyraźnie stymulowany przez rządzących. To następna lekcja – jak się napuści jednych na drugich, to można kwestię egzekwowania obostrzeń oddać samoobsłudze tego procesu. I władza ma czyste rączki, bo jedno plemię pilnuje drugiego. Czasem dostarczy do władzuchny skrępowanego grzesznika, zakapuje, obsobaczy, wyzwie na socjal mediach i podda panicznemu ostracyzmowi. Najlepszą egzemplifikacją tego zjawiska były próby przerzucenia egzekwowania przymusu szczepiennego na obywateli – pracodawców i płatnych kapusiów zwanych kowidowymi sygnalistami. Władza, sama bojąc się egzekwowania własnych nakazów, oddała to żywiołowi czerni, kiedy każdy mógł zabawić się w ORMO-wca i wyrównać całkiem prywatne rachunki. To trzeba pamiętać, bo projekty tych ustaw leżą jeszcze w Sejmie.
Jestem tylko ciekaw jednego aspektu tego bilansu. Wiadomo – decyzje rządu pogrzebały ponad 200.000 obywateli, którzy w większości żyli by do dzisiaj. Ale Polska miała swój styl w tych obostrzeniach i to nie nasz rząd szedł w awangardzie. Nie było takiej jak gdzie indziej paszportozy czy ograniczania dostępu. Wiadomo – „w Polsce nic nie dzieje się do końca”. Ale ciekaw jestem czym to było powodowane. W miłosierdzie władzy mocno wątpię, a więc pozostaje jeden czynnik. Właśnie taktyczne wyniki testu. Oni nie badali skuteczności epidemiologicznej swych działań tylko ich odbiór społeczny. I wedle tego nawigowali. Widać to było w zmianie dynamiki obostrzeń. Moim zdaniem odpowiadała ona nastrojom społecznym, a nie jakimś tam falom. I to, kiedy wątek epidemiologicznego ekstremizmu spotkał się z pragmatyzmem ulegania odbiorowi społecznemu, spowodowało zejście się świata sponsorowanych medycznych jastrzębi (Rada Medyczna przy premierze) z polityką. I Rada zrezygnowała, podając się do dymisji.
Innym czynnikiem mitygującym władze w czasie tego testu mogły być jego koszty. No, trochę się przedłużyło. Tak ze 250 miliardów wpompowane w bezsensowne tarcze to jest jednak coś. To tak z trzy razy tyle ile wynosiło nasze ponad stan wsparcie Ukrainy. Może władze odpuściły trochę z tymi lockdownami, bo im się kasa kończyła? A to znowu oznacza, że jak można to było odpuścić z powodów finansowych, to znaczy, że te środki nie miały żadnego uzasadnienia medycznego.
Jak widać sporo się władza mogła dowiedzieć z tego testu. Ale jej kapitałem jest jeszcze jedno – to czego się społeczeństwo dowiedziało o sobie samym. A dowiedziało się o sobie tyle, że może to stanowić wspaniały kapitał dla poszerzania autorytaryzmu jej przyszłych działań. No, bo wyszło, że wiemy, że się boimy. Wiemy, że jesteśmy podzieleni i nawet nie wybieramy się do dzieła zasypania tych podziałów. Że możemy liczyć tylko na siebie. A to powrót do komuny, gdzie rodzina była jedynym archipelagiem swobody. Po wyjściu za próg mieszkania mieliśmy już wrogi ocean ludzkiej szarości i agresywną władzę. A więc dalej w wewnętrzną emigrację, tę rację stanu utrzymania władzy przez autorytaryzm. Przyzwolenie na wszystko w nadziei, że aż tak źle – wobec akurat nas – nie będzie. I to władza nie tyle się o nas dowiedziała, co zagwarantowała sobie, że my to o sobie wiemy. A ta depresyjna samowiedza społeczna jest największym gwarantem trwania tego układu, bo osadzona jest na jedynym efekcie pożądanym – bierności.
Tyle ze szkiców do tego jakie są rezultaty pandemicznego eksperymentu. I jak widać są one uniwersalne. I nie trzeba żadnego wirusa, ba – żadnego pretekstu, by móc się odwołać do tych „doświadczeń”. Wszystko jest gotowe, a my – ubezwłasnowolnieni. Jedyna nadzieja nie w oporze ludu, ale że się to wszystko samo zawali pod własnym ciężarem. Jak się zaczną wycofywać, to będzie oznaczało, że lud przemówił w badaniach. Na razie idą jak po swoje, co oznacza, że naród pozwala na to, swoją biernością wobec spraw, których natury nawet nie rozumie.
Napisał Jerzy Karwelis
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.
„Zaufaj nauce o przemocy. A ja jestem ekspertem od gwałcenia. Zaufaj mi, mam doświadczenie, certyfikaty pobytu i narzędzia przy sobie. Będę bezpieczny i skuteczny. Nie musisz się na tym znać, bym cię zniewolił i wykorzystał wg własnego uznania. I wierz mi, sprawię, że będziesz mi wdzięczn(y/a/e)*. Kto wątpi w moje słowa , tego będę gwałcić do skutku i namówię do tego innych. To dowodzi, że jestem ekspertem.
* niepotrzebne skreślić”
Panie Redaktorze, wrzutka do tematu: Szczepienia na HPV:
– podyplomie.pl /onkologia/35811,hpv-pozytywne-raki-jamy-ustnej-i-gardla
– otorhinolaryngologypl.com /resources/html/article/details?id=231461&language=pl
„W ostatnich latach obserwuje się, szczególnie w krajach wysoko rozwiniętych, dynamiczny wzrost zachorowań na raka płaskonabłonkowego gardła środkowego”
„znaczna część OPSCC (ok. 60%) jest spowodowana zakażeniem wirusem HPV nabytym drogą płciową”
– rynekzdrowia.pl /Serwis-Onkologia/Eksperci-apeluja-obowiazkowe-i-bezplatne-szczepienia-na-HPV-Dla-dziewczynek-i-chlopcow,232692,1013.html
„Przekonanie, że zaszczepienie przeciwko HPV do końca życia zwalnia z obowiązku wykonywania cytologii, jest błędne.”,
„Zaszczepiony chłopiec będzie zatem zabezpieczony przed nowotworem prącia, ale także przed zakażeniem HPV. Nie będzie tego wirusa przenosił dalej, a w związku z tym będzie zabezpieczał też kobiety.
– Od 10-15 lat widzimy również, że lawinowo rośnie udział HPV w nowotworach głowy i szyi, a – przeciwieństwie do okolic narządów płciowych – tam nie ma co wycinać. Zawsze lepiej zapobiegać niż leczyć, dlatego szczepienia przeciwko HPV powinny być prowadzone jak najszerzej – podkreślał dr hab. Tomasz Dzieciątkowski.”,
„Szczepionki te są skuteczne, bezpieczne i dobrze tolerowane, dlatego na całym świecie podano dotąd już ponad 270 mln dawek.”,
„Zdaniem prof. Mariusza Bidzińskiego, konsultanta krajowego w dziedzinie ginekologii onkologicznej, szanse na sukces w eliminacji nowotworów zależnych od HPV w Polsce byłyby jeszcze większe, gdyby szczepienia przeciw ludzkiemu wirusowi brodawczaka były całkowicie bezpłatne i w przyszłości obowiązkowe.”
– politykazdrowotna.com /artykul/gsk-koniec-sprzedazy/967038
P.Rutkowski:”Narodowa Strategia Onkologiczna zakłada wdrożenie programu immunizacji przeciwko HPV i objęcie 60% populacji nastolatków szczepieniami do 2028 roku. Preferowany jest poziom wyszczepialności 70-80%.”
Nasuwają się pytania:
1. Skąd łączenie HPV z nowotworami prącia? Jak dotąd HPV obarczano winą o wywoływanie jedynie raka szyjki macicy.
2. Skąd się wziął od 20 lat wzrost nowotworów jamy ustnej i gardła? Czy szczepionki mają zabezpieczać nasze „prawo” do rozwiązłości?
3. W jaki sposób „bezpieczna i skuteczna” szczepionka na HPV „zabezpiecza przed zakażeniem” ?
4. Dlaczego skrzętnie pomija się naturalną odporność organizmu na HPV przy wysokim poziomie witaminy D3 i nienarażaniu się na „ryzykowne zachowania seksualne”?
Moim zdanim problemem nie są same działania władzy, ale brak odpowiedzialności za czyny. Politycy nauczyli społeczeństwo, że obiecują coś, wprowadzają w życie, ale w razie wpadki wzruszają ramionami i mówią: „No trudno. Zawsze możecie nas zmienić”. Wytwarza to poczucie braku sprawczości u ludzi. Bo po co głosować, skoro i tak polityk może wiele, a potem nie ma żadnych konsekwencji prawnych ich błędów. Ba. Jak w przypadku PIS, chwalą się swoimi działaniami, wierząc ,ze to co robili było słuszne i dobre. Czy ktoś z rządu odpowiedział za maseczki (fabrykę która nie powstała)? Za respiratory? Za szpitale jednoimienne, które zamiast pomagać tylko szkodziły?
Mnie to trochę przypominam medyków, którzy robią testy i badania na żywym organizmie ,a jak organizm umiera, wzruszają ramionami wskazując na to, że mogą się pomylić. A medycyna nigdy nie jest na 100% pewno swoich działań. Jak to w tym tytule filmu: „Rób swoje, ryzyko jest Twoje”.
Uwierzyliśmy w „atak na WTC” , uwierzyliśmy w „reżim Assada”, uwierzyliśmy w chińskiego nietoperza, uwierzyliśmy w winę Putina, czas na atak kosmitów który zjednoczy narody!