18.08. Przychodzą boskie rachunki. Za kowid.

10
Religia okłądka to

Na zdjęciu: mapka z odpowiedziami na pytanie: „Czy religia jest ważna dla ciebie?”

18 sierpnia, dzień 899.

Wpis nr 888

zakażeń/zgonów

5.271/28

Ja już od początku piszę o Kościele w pandemii. Jeden z pierwszych wpisów był o Kościele, trosce o niego, spodziewanych wyzwaniach. I wykrakałem. Potem było już coraz gorzej. Kościół kompletnie zostawił  swoich wiernych na pastwę sanitaryzmu, czasami nawet przodował, podkręcając obostrzenia władz, głównie w narracji. Ale szybko przeciekło to do obrządków, kalendarza kościelnego, posługi i liturgii. Zrobiłem sobie zakładkę w pamięci, że trzeba do tego wrócić jak pojawią się bilanse tych poczynań. I pojawiły się.

Oto ukazał się raport z badań wykonanych przez Instytut Nauk Socjologicznych i Pedagogiki SGGW. Badania dobrze zaprojektowane, w dwóch falach dwóch fal pandemicznych, pozwalając zobaczyć zjawisko religijności Polaków czasach kowidowych w kontekście zmian w czasie, postępujących obostrzeń i zamianie percepcji pandemii przez wierzących. Najpierw dane, bo te są dość szokujące, choć przeczuwane przez wielu. Regularność w odbywaniu praktyk religijnych spadła prawie trzykrotnie, z 31,2% do 11,9%. Liczba osób, które w ogóle nie chodziły do kościoła wzrosła z 23,1% do 57%. Miedzy druga a trzecią falą pandemii nastąpił niewielki powrót do regularnych praktyk z 10,1 do 14,1%.

Co pokazują analizy tych wyników? Ano okazuje się, że mamy pewne rozwarstwienie. Ci, co już przed pandemią tracili pociąg do praktykowania wiary zostali pandemicznie utwierdzeni w tym trendzie. Zaś osoby częściej praktykujące wzmocniły swoje obcowanie z obrządkami. Jednocześnie widać bardzo wyraźne korelacje wiekowe – odeszli od Kościoła młodsi, zaś starsi jeszcze się bardziej do niego zbliżyli. To badanie potwierdza założenie, że w przypadku jakiś traum, kataklizmów, również na poziomie społecznym – ludzie wierzący bardziej powinni lgnąć do kontaktu z Kościołem, jako pośrednikiem relacji z Bogiem. Jednak w przypadku wiary „letniej”, odwracającej się powoli od uczestnictwa w praktykach, okazuje się, że jest na odwrót – pandemia wcale nie zwróciła ich ku nadziei w wierze, przeciwnie – odtrąciła ich od niej.

Całe badanie ma pewien defekt. Wskazuje na uczestnictwo w zinstytucjonalizowanych formach praktykowania religii. Te zaś, z powodów obostrzeń były ograniczone administracyjnie. A więc nawet siłą rzeczy, gdyby ktoś chciał praktykować, to miał do nich limitowany dostęp. Stąd mogą być takie wyniki, które nie koniecznie potwierdzają postawy, ale wymuszone zachowania. Jednak w przypadku odrzucenia możliwości zastępczego uczestnictwa w mszach za pomocą mediów wskazuje, że nie szukano alternatywy dla obostrzeń w przestrzeni publicznej.

Interpretacja badań wskazuje na kilka trendów. Po pierwsze – słabnącemu katolicyzmowi, odejściu młodzieży od wiary, poza innymi czynnikami stymulującymi ten proces, ostateczny cios zadała pandemia. Był to cios tak silny, że Polska przestała być wyspą wiary w morzu sekularyzmu, dołączamy do reszty. Głównie poprzez zjawisko tzw. prywatyzacji religii, czyli samowyrugowania jej z przestrzeni publicznej, religii bez kościołów, indywidualnej odpowiedzialności teologicznąej (personal Jesus). Dochodzi do tego subiektywizm religijny, oddzielenie religii od spraw publicznych, wreszcie – rynek religijny. Religia sprywatyzowana nie znika, ale staje się jedną z wielu kwestii preferencji i wyboru, tracąc ogólną moc normatywną .

Tak zapadał się Zachód i jak widać my idziemy w tę stronę. Religia stała się sprawą prywatną, co ważne – indywidualną. Chrześcijaństwo straciło swoje główne filary – społeczność, w której wspólnie oddajemy się obrządkom, dyskutujemy drogi wiary, nawiązujemy więzi na innym niż materialnym poziomie interakcji. Zanika siła zboru. Każdy zostaje sam na sam z Bogiem, bez busoli pasterzy i stada. A to ciężkie wyzwanie, jak widać – ponad siły błądzących przecież w wierze owieczek.

Kto się przyczynił do takiego trendu? Przede wszystkim obostrzenia, które ograniczały dostęp do mszy, zablokowały kalendarz świąt kościelnych (precedens nie spotkany nawet w obu wojnach światowych), zakazy dotyczące odwiedzania miejsc świętych. Kapłani opuszczali wierzących nawet w ostatnich godzinach śmierci, nie mówiąc już o poniżających praktykach kowidowych pogrzebów katolickich, czy praktykach przy udzielaniu komunii. I tak przed pandemią nie było wesoło – wiara gasła z wielu powodów: koniec pontyfikatu św. Jana Pawła II, zmiany w postrzeganiu autorytetu Kościoła, skandale pedofilskie ukrywane przez hierarchów a odkrywane przez media, polityczne uwikłania Kościoła w romansach z aktualną władzą. Kowid zdaje się dokończył dzieła.

Myślę, że najbardziej zawinili pasterze, hierarchowie kościoła. Ich postawa stała się strcite doczesna, wskazująca na przeżycie za wszelką cenę, jako cel chrześcijanina. A przecież celem jego życia jest przeżyć godnie w drodze do zbawienia, ocierając się o przykłady świętości. Nie, tu księża, nawet swoim przykładem, demonstrowali podejście mocno sanitarystyczne, w kazaniach i postawach. Wszelkie zaś nieposłuszeństwo w tej mierze ścigali i karali nie gorzej niż Sanepid. A taki kościół  prawosławny nie popadł aż w taki szał. Po prostu zachował swoją autonomię, zapisaną w konstytucji. A katoliccy hierarchowie zachowali się nie jak pasterze, ale jak część władz administracyjnych, co pokazuje nie tylko nieporozumienie co do własnej roli, ale i zadufanie co do własnej pozycji, odczytywanej jako przywódców doczesności, właśnie na poziomie wręcz politycznym. Czyli zgubnym, wszak On, Kościół nie z tego świata.

Gdy posłucha się hierarchów, to widać, że oni nic z tego nie zrozumieli. Biskup Suchodolski tak bowiem tłumaczy przyczyny tych złowrogich trendów: jest to zaburzenie międzypokoleniowego przekazu wiary. Coś mi to przypomina ministra Niedzielskiego, który najpierw sprokurował swymi decyzjami setki tysięcy ponadnormatywnych zgonów, a potem oskarżył o ich przyczynę swoje ofiary, czyli samych Polaków, którzy (jakoś tak nagle w listopadzie 2020) zaczęli się zdrowotnie źle prowadzić. Ba, – biskup uważa, że zdobyta wolność i wprowadzenie religii do szkół ”wszystkiego nie załatwiły”. Moim zdaniem załatwiły – Kościół. I nie chodzi o wolność, tylko o wprowadzenie religii do szkół. Po tym posunięciu religia wylądowała obok chemii i angielskiego jako jeden z przedmiotów do zaliczenia. Nic z transcendencji. Młodzi przestali chodzić na katechezy do kościoła, potencjał katolickiego zboru rozpłynął się  w rzeczywistości klasowej. „Zaufaliśmy procesom demokratyzacji i podstawom programowym, a tymczasem serca młodych pobiegły zupełnie w inną stronę i zostały przechwycone przez kogoś innego”, żali się biskup. Chociaż tyle samokrytyki.

Polski Kościół stracił swą busolę po śmierci Papieża. I się moim zdaniem do tej pory po tym nie odnalazł. W tym zagubieniu „pomaga” mu również obecny papież, którego wkład w proces pandemicznej utraty wiary jest nie do przecenienia. Szczepienie jako akt miłości, wyrzucanie niezaszczepionych z pracy dla Watykanu i jednoczesne modlenie się za ofiary pandemii, nie mówiąc już o ekscesach kanonicznych, to cios nie tylko w wiernych, ale i hierarchów, którym jeszcze tego brakowało w i tak chwiejnej sytuacji polskiego kościoła.

Badania pokazały jak Polacy korzystają z instytucjonalnych praktyk. Ale każdy przecież może się modlić w domu. Brak form zbiorowych, odejście od posług pasterskich ze strony hierarchów wysusza wiarę, staje się wyzwaniem ponad siły samotnego wierzącego, pozbawionego wspólnoty przeżywania swej drogi do zbawienia. Okazuje się, że trzeba ciągle obcować z Tajemnicą, regularnie, w rytm uświęconego kalendarza, wciąż odtwarzającego historię Boga-Człowieka. Widać, jak te wszystkie obrządki są ważne, jak te wszystkie deklaracje „wierzących ale nie praktykujących” są puste i prowadzą do wysuszenia serc i zapadnięcia się dusz. A może to będzie tak, że katolików czeka powrót do źródeł – ciemiężonej wspólnoty o wysokim stopniu motywacji i determinacji. Rozmodlonych i przeżywających gorąco swą wiarę. Nie tak jak katolicy letni, którym wystarczyła pompowana pandemia, by wraz ze swymi pasterzami poddać się doczesności.

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.                     

About Author

10 thoughts on “18.08. Przychodzą boskie rachunki. Za kowid.

  1. Religia jest jedynie emanacją obłędu tej rasy.
    Ostatnie 2 lata całkowicie uświadomiły mi, na czym polega ten świat: na kontroli głupiego motłochu, czy to przy pomocy policyjnej pały czy to „świętych” obrazków i obietnic niemożliwych do zweryfikowania. Odwieczny sojusz tronu i ołtarza.
    Trzodzie da się wmówić wszystko, zarówno w tematach doczesnych jak i metafizycznych. W końcu w bajki wierzy się już od urodzenia. Autor, jako wierna owieczka KK, nie jest w stanie tego dostrzec, bo sam tkwi w środku tego stada.

    Pozdrowienia, panie „A więc” Karwelis.

    1. Znaczy, że Pan również jest częścią owego głupiego motłochu. Bo co Pan zrobił, przez te dwa lata, żeby nie dać się kontrolować?

    2. Widać Psycho skąd ci nóżki wyrastają skoro tak ci przeszkadza wiara chrześcijańska. Twoja wiara jak widać to marksizm-leninizm, zwalczacie wszystko co tej waszej religii utrudnia pochód przez świat. Tylko trochę się chłopino zagapiłeś, bo twój putinu co prawda obrazki lenina i trockiego ma nad łóżkiem, ale i do cerkwi chadza gdzie inni bogowie zarządzają trzodą.

  2. Moim zdaniem proces sekularyzacji odbył by się mimo wszelkich pandemicznych szaleństw. KK w swej zhierarchizowanej, niedemokratycznej formie, jest raczej odpychających młodych ludzi obiektem niż elementem społecznego bytu. Co co chcą uczestniczyć w obrzędach, to mogli. Czy to realnie czy wirtualnie. Ale nie w tym rzecz. Zgadzam się ze słowami samokrytyki. Są one celne, ale jak to przy spowiedzi. Nie tylko ważny jest rachunek sumienia, ale przede wszystkim żal za grzechy i MOCNE postanowienie poprawy.

    1. Tak, sekularyzacja postępowałaby i bez pandemii ale jednak przez pandemię udało się ją przyspieszyć. Mało tego, konsekwencje będą długofalowe, bo biskupi zwiedli dużą część katolików wmawiając im że „zdrówko najważniejsze” a „Pan Jezus się nie obrazi” jak się posiedzi grzecznie w domu zamiast iść na mszę jak ojcowie, dziadowie i pradziadowie nawet ryzykując łapankę czy bombardowanie. Zwiedli niestety tych naprawdę wierzących i zaangażowanych w życie Kościoła i teraz oni swoim dzieciom przekażą ten skażony model wiary. A te dzieci nie mają już tej podstawy, którą mieli rodzice i odejdą zaraz po bierzmowaniu. I zagłosują na Szymona. Widzę to wśród znajomych, katolików na pewno lepszych ode mnie, ale widzę że oni nie mają nic przeciwko temu żeby mnie władza zamknęła w areszcie domowych i nie wpuszczała do kina i sklepu z powodu braku szczypanki. Kościół przyjął nowy dogmat: bezpieczeństwo (doczesne) ponad wolnością.

    2. Brawo BMX za kolejne wielkie odkrycie!!!
      KK przez 2 000 lat NIE BYŁ (wg. BMXa) zhierarchizowany i niedemokratyczny, dlatego istniał i się rozwijał. W ostatnich latach stał się niedemokratyczny i zhierarchizowany i dlatego upada. Jeszcze raz BRAWOOO!
      W następnym wpisie prosimy BMXa o wyjaśnienie po co demokracja w instytucji która opiera się na przykazaniach i dogmatach. Co byście tam BMXy chcieli jeszcze demokratycznie chcieli ustalać?

  3. Skoro KK pandemiczny sam, dla doczesnosci, zrezygnował z kultywowania wartosci nadrzędnej, czyli autonomicznej Wspólnoty wiernych, no to właściwie, po co on komu?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *