2.11. Skumbrie w tomacie.
2 listopada, dzień 245.
Wpis nr 234
zakażeń/zgonów/ozdrowień
395.480/5.875/154.413
Lubię kościół św. Aleksandra na placu Trzech Krzyży w Warszawie. Kościół jest taki… kompaktowy, w sam raz. Nie za duży, nie za mały. Skupiony. A więc kiedy zobaczyłem w telewizji, że jest oblężony, że rozwydrzona tłuszcza chce się zapakować do środka, że zaraz pójdą w ruch spreye to poleciałem go bronić. I było ciężko – było nas mało, tłum napierał, ewidentnie chciał się dostać do środka. Sądząc po tym co krzyczeli, to nie po to by się tam pomodlić. Tam u Aleksandra są takie fajne, zielone marmury, czy właściwie tylko ich malowidła – szkoda by było, gdyby go tak pomazać głównych hasłem programowym miejskiej barbarii.
Sytuacja była niewesoła. Było nas parę osób na nomen omen krzyż. Ale dla lewactwa proporcje 20 na jednego to już ryzyko, a więc była pewna równowaga, tyle, że latały w nas butelki, petardy i kamienie. A policja stała i patrzyła. Ktoś pobiegł pod Święty Krzyż na Krakowskim, bo tam stali ci ze Straży Marszu Niepodległości. I przybiegło kilkanaście-kilkadziesiąt osób. Tłum zaczął odstępować, ale dalej tylko na odległość tchórzliwego rzutu. A policja przez godzinę nie zrobiła nic.
Parę dni wcześniej w demonstracji przeciw obostrzeniom się panowie nie pieścili z gazem i pałami. Zatrzymano prawie 300 osób. Teraz – agresywny tłum w ogóle był „nieobsługiwany”. Może chodziło o to, żeby jednak poprofanowali, bo się wtedy lud od nich odwróci? Ale te zielone marmury… piękna monstrancja. Szkoda by było.
Potem przemówienie Jarosława Kaczyńskiego, które wzywało do obrony świątyń, dla mnie – przy tej biernej postawie policji – kompletnie niezrozumiałe. I teraz powstał ruch, by się zgłaszać do dyżurów pod kościoły. I od razu beka, ewidentnie przygotowana: filmiki o Jasiu, co to przybiegł bronić w Konstancinie atakowanego kościoła, ale nikogo tam nie ma. Jasiu płacze, no beka Panie. Zdjęcia kiboli, że te przygłupy bronią kościołów, których przecież nikt nie atakuje. A może właśnie dlatego nikt nie atakuje, bo oni tam są? A co, wolelibyście by jednak zaistniała okoliczność, że są tam potrzebni? Żeby jednak zaatakowano znowu kościół? Czyli co? Tak jak Wy – powinienem obejrzeć w TVN-ie jak demolują tego Aleksandra, bo inaczej to będę naziolem i kibolem?
Na lewackich forach, tych takich bardziej taktyczno-instruktażowych Q&A akcji miejskiej. Rekomendacja – bronionych kościołów nie atakujemy. Niebronione – a owszem. Ja wiem, że uważacie katoli za miętkich, co to drugi policzek nadstawią, że można sobie z nami lecieć w trąbkę. Ale skoro głosicie, że „to już wojna”, to się nie dziwcie. Może ci co liczą na to, że się rozhulacie tak, że katole się wzburzą tak, że was przełożą przez kolanko – dobrze kalkulują. Ale to oznacza, że tańcujecie jak wam zagrają.
Jeszcze tylko parę dni akceptowania przez policję tych ulicznych potańcówek, zabawy w koronaparty kilkunastu gówniarzy, którzy blokują ruch uliczny wracającym z pracy, jadącym odebrać ze szkoły swoje dzieci. Władza cynicznie rozgrywa te protesty, które same eskalują do progu odrzucenia jakichkolwiek, nawet potencjalnie słusznych postulatów. Społecznego ostracyzmu.
Mamy kolejny obrót hipokryzji. Właściwie to nie wiadomo po co te śmieszne straże. Przecież tak właściwie to nic się nie stało. No paru z naszej złotej młodzieży puściły skołatane zdalnymi lekcjami nerwy. O co kaman? I idze marsz medialnych autorytetów-płaczek, którzy dokonują już kosmicznej gimnastyki, by to jakoś wytłumaczyć i zracjonalizować. Ale wychodzi ikoniczna twarz tego protestu i zapewnia, że będą najeżdżane kościoły, ba, mówi, że tak właściwie to łaskawie daje się szansę katolom, by się od takiego kościoła odwrócili.
Ja już to widziałem. Najjaskrawiej na zadymie pod krzyżem na Krakowskim Przedmieściu pod pałacem prezydenckim. Po katastrofie smoleńskiej. Te przyspieszone rekolekcje polskiej traumy zostały skasowane barbarzyńską ustawką. To ikoniczne do dziś zdjęcia: w katolickiej Polsce kilkanaście osób modlących się pod krzyżem i tysiące rozwydrzonej młodzieży, która przyszła pogonić katoli. Z misiami przybitymi do krzyża, skandowaniem „jeszcze jeden” i układaniem krzyża z pustych puszek po Lechu. I co? I nic. Miękkie katole przełknęły i to. Odbyła się ustawka, strony dały sobie po razie i rozeszły się każda do siebie. Do innej Polski. To było 10 lat temu. Te nastolatki z wtedy to dziś już rodacy w wieku produkcyjnym, może starbuckowskim. Pokolenie lemingów. Ale widać, że nowe nam już urosło.
Jesteśmy w kolejnej fazie otwartego okna Overtona. Czyli na drodze, na której coś do tej pory niewyobrażalnego (ataki na kościoły w katolickiej Polsce) staje się akceptowalną normą. Czyli jesteśmy pomiędzy etapem czwartym (to co już się stało akceptowalnym – pełno dookoła „uzasadnień” tej barbarii, staje się zajęciem popularnym) a etapem piątym (kiedy burdy otrzymują swoją polityczną reprezentację).
Kalkulacje polityczne kalkulacjami, ale Aleksandra by było szkoda.
Pora zrozumieć, że jesteśmy przed ścianą. Najpierw kazaliście nam wy..alać z tą naszą wiarą z przestrzeni publicznej. Oczywiście w imię obrony tolerancji. Teraz wchodzicie do kościołów, profanujecie nasze świętości, zakłócacie naszą rozmowę z Bogiem. Zrozumcie, że ci którzy was do tego zachęcają chcą byście dostali w mazak. Potrzebują świeckich męczenników, na ołtarze waszych kartonowych bluzgów. My niedługo nie będziemy mieli się już gdzie cofnąć. A jak się poczujemy osaczeni w kącie, to może się któremuś jednak zapomni o tym drugim policzku. I nie skończy się na tym, że siądziemy wam na internet czy kieszonkowe. I żeby mi potem jeden z drugim nie jęczał.
Chcieliście wojny no to ją macie – skumbrie w tomacie…
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.