20.02. Kanada jako eksperyment
20 lutego, dzień 720.
Wpis nr 709
zakażeń/zgonów
5.553.841/109.817
Mam przyjaciela w USA, jeszcze z czasów Solidarności i obozu internowanych. Kiedyś, za czasów jak w Ameryce działo się jeszcze tak, że coś tam się warzyło, dał mi do „Dziennika” nie jeden wywiad. Zygmunt Staszewski (jak mu facebook pozamykał wszystko) teraz publikuje newsletter z ciekawymi tekstami o USA, a coraz częściej, z wiadomych względów, o Kanadzie. Dziś zaciekawił mnie tekst Davida Sacks’a, którego obszerne fragmenty publikuję. Wydaje mi się, że zachodnia wersja implementacji chińskiego systemu kredytu społecznego, który ma kontrolować w sposób ciągły i w czasie rzeczywistym zachowania społeczeństwa i wyposażać władze w systemy nagradzania, a częściej karania wybranych grup społecznych, wchodzi w nową fazę testowania. Oto tekst, ciekawy, ale mrożący krew w żyłach, pozwalający przyjrzeć się Kanadzie jako eksperymentowi na skalę wręcz światową:
„Zeszłego lata ostrzegałem czytelników Common Sense, że wykluczenie finansowe będzie kolejną falą cenzury w Internecie. Firmy Big Tech, takie jak PayPal, już współpracowały z lewicowymi grupami, takimi jak ADL i SPLC, nad zdefiniowaniem list osób i grup, którym należy odmówić obsługi. Ponieważ coraz więcej podobnie myślących firm technologicznych poszło w ich ślady (jak miało to miejsce w przypadku cenzury mediów społecznościowych), ci nieszczęśnicy zostaliby zdelegalizowani i ostatecznie całkowicie odmówiono by im dostępu do nowoczesnej gospodarki, za karę za ich nieakceptowalne poglądy.
Ta przepowiednia stała się rzeczywistością. [..]
Przez ostatnie trzy tygodnie tysiące kierowców ciężarówek gromadziło się w Ottawie i wzdłuż granicy kanadyjsko-amerykańskiej w proteście przeciwko restrykcjom i nakazom kowidowym. Zamiast nawiązać z nimi kontakt lub wysłuchać ich obaw, kanadyjski premier Justin Trudeau najpierw potępił ich jako mających „nie do przyjęcia poglądy”. Potem demonizował ich jako zwolenników białej supremacji, rasistów i „machających swastyką”.
W poniedziałek retoryka przeszła do działania, gdy Trudeau powołał się na ustawę o sytuacjach nadzwyczajnych. To dotychczas nieużywane prawo z 1988 roku daje rządowi praktycznie nieograniczoną władzę przez 30 dni, by poradzić sobie z kryzysem. Powołanie się na prawo w obecnych okolicznościach wymagałoby groźby lub użycia „poważnej przemocy”, jednak zdecydowana większość protestujących była całkowicie pokojowa – grając w „We Are the World” i wymachując flagami z klonowym liściem. Rzeczywiście, rząd niewiele próbował usprawiedliwić potrzeby nadzwyczajnych uprawnień poza częstymi narzekaniami Trudeau na rzekomą „nienawistną retorykę” kierowców ciężarówek. Jego minister bezpieczeństwa publicznego Marco Mendocino stwierdził, że takie nadzwyczajne środki były konieczne z powodu „zastraszania, nękania i wyrażania nienawiści”. Być może nie zdaje sobie sprawy, że żaden z tych powodów nie jest wymieniony w prawie jako ważne przyczyny, aby się na nie powoływać.
Trudeau zaostrzył sprawę we wtorek wieczorem, kiedy wydał nową dyrektywę o nazwie „Nakaz nadzwyczajnych środków ekonomicznych”. Powołując się na ustawę o wojnie z terroryzmem, zwaną ustawą o dochodach z przestępstwa i finansowaniu terroryzmu, nakaz wymaga od instytucji finansowych – w tym banków, spółdzielni kredytowych, spółdzielni, firm pożyczkowych, trustów, a nawet portfeli kryptowalut – zaprzestania „udostępniania jakichkolwiek środków finansowych lub powiązanych usług” wszystkim osobom związanym z protestami („osoba wyznaczona”). Doprowadziło to do „zamrożenia kont, dostępu do zgromadzonych pieniędzy i anulowania kart kredytowych”.
Banki, zgodnie z tym nowym zarządzeniem, mają „obowiązek ustalenia”, czy i który z ich klientów jest „osobą wyznaczoną”. Termin „osoba wyznaczona” może odnosić się do każdego, kto „bezpośrednio lub pośrednio” uczestniczy w proteście, w tym darczyńców, którzy „przekazują mienie ułatwiające” protesty za pośrednictwem portali crowdfundingowych. Innymi słowy, wyznaczoną osobą może być równie dobrze babcia, która przekazała 25 dolarów na wsparcie truckerów, jak i jeden z organizatorów konwoju.
Ponieważ dane o darczyńcach serwisu crowdfundingowego GiveSendGo zostały zhakowane – a ujawnione dane pokazują, że Kanadyjczycy przekazali większość z zebranych 8 milionów dolarów – wiele tysięcy przestrzegających prawa Kanadyjczyków staje teraz przed perspektywą finansowego odwetu i ruiny tylko za wspieranie antyrządowego protestu.
Już teraz urzędniczka państwowa niskiego szczebla w Ontario została zwolniona po tym, jak wyszła na jaw jej darowizna w wysokości 100 dolarów. Sklep z lodami został zmuszony do zamknięcia, gdy otrzymał groźby po tym, jak ujawniono, że jego właściciel przekazał darowiznę na protest. W środę minister sprawiedliwości David Lametti udał się do kanadyjskiej telewizji, by głośno wypowiedzieć tę zatajaną do niedawna prawdę, a mianowicie, że każdy, kto przyczynia się do „ruchu na rzecz Trumpa”, powinien „martwić się” o zamrożenie swoich kont bankowych i innych aktywów finansowych.
Kiedy ci protestujący lub ci, którzy ich wspierali, znajdą się w trudnej sytuacji finansowej, ponieważ stracą pracę, firmę lub konto bankowe, to co stanie się z tymi, którzy spróbują im pomóc? Strach przed tym z pewnością odbije się mrożąco na perspektywach osób podejrzanych o „niedopuszczalne poglądy”, tworząc kastę nietykalnych, z którymi nikt nie odważy się przeprowadzić transakcji ani im pomóc. B.J. Dichter, jeden z organizatorów protestu, któremu zamrożono wszystkie swoje konta bankowe i karty kredytowe, stwierdził: „Czuję się, jakbym został wygnany ze średniowiecznej wioski pozostawionej na śmierć”.
Jak sprawy doszły do tego punktu? Przez lata ideolodzy wykorzystywali oskarżenia o bigoterię, aby wywalać ludzi z pracy, wyrzucać ich z mediów społecznościowych i odmawiać im prawa do udziału w gospodarce internetowej. Jednak wielu obserwatorów zlekceważyło te przypadki jako marginalne przykłady, które można zignorować, ponieważ dotyczyły niesympatycznych osób. Ale teraz mamy szeroką grupę ludzi z klasy robotniczej i ich zwolenników, którzy są wykluczani finansowo za nieposłuszeństwo obywatelskie.
Kanadyjscy kierowcy ciężarówek zostali tak dokładnie zniesławieni jako rasiści i bigoci przez media po obu stronach granicy, że niewielu myśli o koszmarnych implikacjach dla zwykłych obywateli. W większości CBC, CNN, MSNBC i główne gazety w Kanadzie i USA wiwatowały i zachęcały do tego Trudeau, gdy ten pogrąża się w autorytaryzmie – nawet gdy różne kanadyjskie prowincje odwołują nakazy szczepień, które pierwotnie zainspirowały protesty.
Chyba nikt nie był bardziej entuzjastyczny niż współpracowniczka CNN Juliette Kayyem. Zabrała się do Twittera, aby zachęcić rząd Trudeau do „pocięcia opon, opróżnienia zbiorników paliwa, aresztowania kierowców”, a później do „anulowania ubezpieczenia, zawieszenia praw jazdy, zakazania jakiejkolwiek przyszłej certyfikacji dla kierowców ciężarówek” i innych pomysłów, które wydawały się ekstremalne, dopóki Trudeau nie przyjął kilku z nich. „Zaufaj mi”, oświadczyła Kayyem, „nie skończą mi się pomysły, jak w nich uderzyć”. Można podejrzewać, że Trudeau też nie, nawet jeśli zbliżający się koniec pandemii sprawia, że cały ten spór staje się nieistotny. Zabawne, to prawie tak, jakby chodziło o okrucieństwo dla niego samego.
Samoświadomość tych ekspertów i polityków nie mogła być bardziej sprzeczna z rzeczywistością. Pozują na obrońców demokracji, powołując się na uprawnienia nadzwyczajne, bez debaty ustawodawczej lub publicznej, lub bez sytuacji nadzwyczajnej wymaganej w tej sprawie. Twierdzą, że różnorodność i tolerancja są ich najwyższymi wartościami, jednocześnie twierdząc, że dopuszczalny jest tylko jeden polityczny punkt widzenia i cenzurując alternatywy. Przede wszystkim postępowe elity widzą siebie jako orędowników pokrzywdzonych, jednocześnie demonizując mężczyzn i kobiety z klasy robotniczej, których ekonomiczne źródła utrzymania zostały zniszczone przez drakońską kowidową politykę.
Te elity wkrótce przejdą do kolejnego oburzenia na Twitterze, ale mieszkańcy Kanady będą żyć z konsekwencjami działań Trudeau długo po tym, jak każda ciężarówka zostanie odholowana, a ostatni z protestujących otrząśnie się z gazu łzawiącego, granatów ogłuszających i szarż konnej policji. Rzeczywiście, w weekend szef policji w Ottawie powiedział dziennikarzom, że będą ścigać protestujących przez kolejne tygodnie i miesiące: „Jeśli uczestniczysz w tym proteście, będziemy aktywnie starać się cię zidentyfikować i zastosować sankcje finansowe i oskarżenia karne. Bezwzględnie."
Podczas gdy nakaz nadzwyczajny zezwala na zamrożenie aktywów tylko na 30 dni, banki i instytucje finansowe będą ostrożne, jeśli chodzi o wznowienie relacji biznesowych z jakąkolwiek „wyznaczoną osobą” – lub kimkolwiek, kto według nich może być taką w przyszłości. Rząd przekonany, że te prywatne firmy odwalą za nich brudną robotę, sam prawdopodobnie się cofnie, ale efekt mrożący na kolejny polityczny sprzeciw pozostanie. To zachodnia wersja chińskiego systemu kredytów społecznych, która nie zabrania całkowicie sprzeciwu politycznego, ale sprawia, że jest on tak kosztowny, że staje się niepraktyczny dla zwykłego obywatela.
[…]
Musimy także powstrzymać władzę od pełzania wokół „terroryzmu”, terminu, którego użycie stało się tak elastyczne, że teraz obejmuje nawet wściekłe matki walczące z radami szkolnymi. Tylko w tym miesiącu Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego (w USA - JK) dokonał słabo zauważonej zmiany w swojej definicji terroryzmu wewnętrznego, powołując się na „powszechne rozprzestrzenianie się w Internecie fałszywych lub wprowadzających w błąd narracji dotyczących nieuzasadnionych powszechnych oszustw wyborczych i COVID-19” jako kluczowego czynnika napędzającego to, co uznał za środowisko podwyższonego zagrożenia terroryzmem wewnętrznym. Jak widzieliśmy od ponad 20 lat, „terroryzm” jest magicznym słowem, za pomocą którego można usprawiedliwić każde ograniczenie praw i rozszerzenie władzy rządowej.
Mój komentarz:
A więc mamy trenowane w Kanadzie, do tej pory wyśmiewane jako foliarskie i tak azjatyckie, że „Zachód by sobie na to nie pozwolił” – systemy kredytu społecznego, dobrze już rozwinięte w Chinach. Okazuje się, że mamy tu pełną międzynarodówkę globalizmu. To, że się to daje implementować, krajom o bądź co bądź „demokratycznej” proweniencji, nie ma już znaczenia. Dawny podział na dyktatury i demokracje już się kompletnie zatarł, skoro oba porządki czerpią równo ze swoich doświadczeń do trzymania społeczeństwa na poziomie poganianego stada.
Historia uczyła, że taka sytuacja jest możliwa przy dwóch składowych: ostrym reżymie oraz przyzwoleniu grup społecznych na tym korzystającym. Im większy stopień terroryzmu tym mniej się trzeba było starać o jakiekolwiek zabieganie społeczne, poza aparatem przemocy. Jeśli Kanadyjczycy odpuszczą na tym etapie, dadzą się przestraszyć wyłączeniem z systemu, to system zwycięży. Terror nie będzie (na razie) przelewaniem rzek krwi, tylko pojedynczym, czyli, indywidualnym w samotności strachu, aktem wyłączania ludzi i ich dowolnie zdefiniowanych grup z obiegu. Będziemy mieli więc kasty, w dodatku w dynamicznym strachu, że każda z nich może jednym przyciśnięciem klawisza spaść w odmęty pozycji pariasa. Umożliwiają to najnowsze technologie, ze sztuczną inteligencją na czele. I ta, jak „obiektywne algorytmy” wykluczające z udziału w mediach społecznościowych, będzie wyłączała kogo trzeba. I za tymi aktami nie będą stały jakieś tam cyfrowe algorytmy, ale realna ręka władzy ubrana w białe rękawiczki najnowszych zdobyczy technologii.
Czyżby najnowsze technologie wciągnęły nas w pułapkę ułudy obcowania w globalnej, światowej wiosce komunikacji i wymiany? Po to, by nas, zniewolonych i podłączonych już bezalternatywnie do systemu móc oddać na pastwę okrutnej, beznamiętnej, i… anonimowej władzy absolutnej.
Nie wiadomo nawet gdzie jest ten zamek władzy, na który lud może pójść z widłami. A prawdziwi despoci mają twarze i charyzmę sprzedawców ubezpieczeń. Mogą w związku z tym być dowolnie zastępowalni.
Jerzy Karwelis
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.
Ciekawa konstatacja. Przypominam, że wirus skutecznie spacyfikował wiele protestów, jakie miały miejsce m.in. w Chinach, a też we Francji, USA. Pamiętacie rok 2018, 2019? Proszę sobie poszukać kolejne wielkie fale protestów wielkich chińskich miastach (słynne maski by nie można było poznać kto protestuje i inne zabiegi). I nagle pojawia się wirus, ni stąd ni z owąd. I wszystko urwało się z dnia na dzien. To teoria spiskowa. Nie lubię z nich korzystać bo one zawsze są podejrzane, ale coś w tym, moim zdaniem, jest.
A w Polsce też się dzieje. Może na mniejszą skalę, ale…:
https://www.msn.com/pl-pl/wiadomosci/polska/rekord-pokaza%C5%82-ile-os%C3%B3b-zablokowa%C5%82a-kancelaria-sejmu-na-twitterze/ar-AAU5BhJ?ocid=msedgdhp&pc=U531
Zaczyna sie też rozliczanie szaleństwa covidowego:
https://www.msn.com/pl-pl/finanse/najpopularniejsze-artykuly/burza-na-wyspach-rz%C4%85d-borisa-johnsona-pali%C5%82-miliardami-funt%C3%B3w-w-piecu/ar-AAU5Spt?ocid=msedgdhp&pc=U531
Co raz bardziej wygląda na to, że ceną za „powszechny dobrobyt” jest ograniczanie wolność.
Ludziom jest dobrze, więc stają się leni i bierni. Boją się utracić to co mają.
Ciemno wszędzie, cicho wszędzie… ciężko będzie.
Link do pełnego tekstu Davida Sacksa:
https://bariweiss.substack.com/p/a-social-credit-system-arrives-in?utm_source=url
Sprawa ma tez drugie dno, o czym władza chyba stara się milczeć. Człowiek nie mający nic do stracenia jest groźniejszy niż człowiek, który ma cokolwiek. Pozbawiając ich majątku, pieniędzy, domów i innych dóbr doprowadzi do ostateczności wielu, a to zawsze przekłada się na ekstremalne zachowania. Stad m.in nie ma w wielu krajach kar śmierci ani dożywocia. Ludzie tacy nie mają nic do stracenia. Są niebezpieczni dla otoczenia, bo co im zrobisz? Zapanować można nad 1 tyś może 2 tyś ludzi, ale jak to będą setki tysięcy? Będą ich mordować? Topić w oceanie czy w rzece św Wawrzyńca? A może jak w Argentynie za czasów Perona wywozić na środek oceanu samolotem i wyrzucać do wody z 10 km?
Straszne to coraz bardziej a uciekać też za bardzo nie ma dokąd.
Ameryka Pd? Afryka? Rosja?
Generalnie wolność (?) będzie tam, gdzie będzie słabo rozwinięta infrastruktura teleinformatyczna.
Lata temu z kolegą rozmawialiśmy o terroryzmie i wnioski były taki, że nowoczesny terroryzm będzie skierowany na infrastrukturę energetyczną lub teleinformatyczną.
Chyba dobrze wtedy wytypowaliśmy…
NIE uciekać, ale walczyć z faszyzmem. Ot tyle. Bo nie mamy gdzie uciec. Podejrzewam, ze dziś władza uwolniła pokłady politycznych cwaniaków i ci wykorzystają to jak nigdy przedtem. Możliwe, że będzie to wymagało oczyszczenia przy pomocy stalowej wojennej kąpieli. Ja wiem, brzmi to strasznie, ale takie cywilizacyjne oczyszczenie co jakiś czas odnawia społeczeństwo i uświadamia jak powinna wyglądać nasza cywilizacja. Żyjemy w spokoju, aż pojawia się grupa cwaniaków, którzy będą chcieli by ludzie sobie nie żyli jak wcześniej.
No to trzeba będzie walczyć niszcząc infrastrukturę teleinformatyczną.
Bez 5G i masztów telefonii komórkowej wszystko się sypnie bo światłowodów u nas nie ma zbyt wielu.
Może i się powtarzam , ale , że idziemy prostą drogą do celu jakim jest kompletne zniewolenie ,a środkiem do tego będzie wprowadzenie cyfrowej waluty piszę na tym forum już od kilkunastu miesięcy. Totalny sukces zarządzania strachem w czasie ” pandemii ” ( a nie – jak twierdzą niektórzy – porażka ?! ) pokazał , że ludzie bardzo łatwo , za iluzję bezpieczeństwa ,poddają się najbardziej absurdalnym poleceniom. I z tą wiedzą , prawdziwi władcy tego świata , w ciągu najwyżej kilku lat zamkną nas wszystkich w globalnym ” cyfrowym gułagu „
Przyznaję, powtarzasz. Nie tylko Ty zresztą. jest jeszcze parę innych osób, w tym ja.
Jednak to mniej ważne.
Ważne aby nie odtrąbiać zwycięstwa. Przeciwnie! Należy robić przygotowania do bardzo ciężkiej i wyniszczającej wojny.
Podkładając nieco zwulgaryzowaną regułę Pareto, 20% społeczeństwa chce zapanować i wykorzystywać pozostałe 80%. Jeśli choć część milczącej większości się przebudzi, są dwa wyjścia:
1. demokracja obali władza mniejszości,
2. mniejszość obali demokrację.
Ciekawe czasy nastały.
Myślę , że jest to ZNACZNIE , ZNACZNIE mniej, ale dzięki władzy nad mediami ( jak wymaga tego sytuacja wszystkie mówią jednym głosem ) i finansami – Bank Rozrachunków Międzynarodowych ( BIS ) mają przełożenie na rządy i różne instytucje międzynarodowe ( takie jak np. WHO ).
A tymczasem prof. Rejdak z Lublina powiedział agentom bigpharmy szach i mat!:
„Stwierdzono trend w kierunku skuteczności amantadyny, wyrażający się w dniu 15 wyższym odsetkiem pacjentów bezobjawowych (62 proc. amantadyna vs. 52 proc. placebo) oraz ciężkich powikłań i zgonu (amantadyna 0 proc. vs. placebo 4,6 proc.). W analizie bezpieczeństwa odnotowano 41 zgłoszeń efektów niepożądanych (17 w grupie otrzymującej amantadynę i 24 w grupie otrzymującej placebo). 10 zgłoszeń określono jako umiarkowanie ciężkie (4 w grupie z amantadyną i 6 w grupie z placebo) oraz 1 jako ciężkie (0 w grupie z amantadyną i 1 jako zgon w grupie z placebo)”.
To już teraz wszyscy jadno widzimy i wiemy, po co był ten cyrk kilka dni temu zrobiony wokół pseudobadań szpitalnych amantadyny przez agenture bigpharmy w Polsce. Sukinsyny chcieli zabić prawdziwy LEK łgarstwem i opluwaniem ZANIM pojawią się PRAWDZIWE wyniki badań, bo przedszpitalne. Co za skorumpowane bydlaki!
Ta sitwa powinna gnić w więzieniu!
„Ponadto obserwowano łagodny przebieg u większości pacjentów i 0,93 proc. śmiertelność w całej populacji uczestniczącej w badaniu (2,4 proc. w grupie placebo i 0 proc. w grupie przyjmującej amantadynę).”.
I wszystko jasne: sprzedajni akwizytorzy udajacy polskich polityków i urzedników medycznych świeżo po podpisaniu umowy na lek bigpharmy zaatakowali prawdziwy TANI i sprawdzony lek na covid, bo zapewne juz znali te badania i musieli administracyjnymi zakazami wykosić konkurencję.
Jesli to nie ewidentne ludobójstwo, to co nim jest?!
Ale smroda musieli puścić: pulsmedycyny.pl/prezes-abm-nie-wprowadzajmy-pacjentow-w-blad-twierdzeniem-ze-amantadyna-dziala-1141977
Złych ludzi nie cieszą dobre wieści.
A przy okazji dane o prawdziwej śmiertelnosci covid:
Hospitalizacja była niezbędna u ok 20 proc badanych pacjentów . Zmarło 2,4 proc. SPOŚRÓD hospitalizowanych.
Czyli śmiertelność na covid to ok 5 na 1000 CHORYCH i jeszcze mniej wśród zarażonych.
A w owej próbie prof Rejdaka śmiertelność wśród chorych, którym podano NA CZAS LEK, czyli amantadynę to ZERO procent!!!
Tej prawdy żadne sprzedajne bydlaki już nie zagłuszą!