20.06. Kłócą się

4

20 czerwca, dzień 1204.

Wpis nr 1193

zakażeń/zgonów

43/1

Zapraszam do wsparcia mego bloga

Wersja audio

Moi drodzy, jest! Mamy już moją książkę „Dziennik zarazy”. Specjalna oferta przedsprzedażowa z upustem 20 złotych i moją dedykacją. Szczegóły do zamówienia w zamieszczonym linku. https://siedmiorog.pl/dziennik-zarazy.html. Niedługo wieczorek autorski, gdzie będziemy mogli porozmawiać o „Dzienniku” i kowidzie. Będę informował, bo możemy się, z niektórymi znowu, spotkać.

Odbyły się w niedzielę dwie demonstracje, można powiedzieć – skrajnie różne. Aż korci, by porównać jedną z drugą, ale myśl krytyczna ucieka przed łatwizną. Jedną demonstracją był Marsz Równości, drugą – Marsz dla Życia i Rodziny. Tłumacząc na polski – pierwszy to marsz w obronie mniejszości tożsamościowych (tfu, co za parszywa nowomowa…), drugi to marsz zdeklarowanych antyszczepionkowców. Zajmę się każdym oddzielnie, bo jak mówiłem – porównywanie ich ze sobą mija się z celem, chyba, że chce się wylądować na pozycjach symetrystycznych, które mogą doprowadzić do absurdu, do jakiego posunęła się pani Marianna Schreiber, performerka, żona polityka z PiS-u, która – jak widać była na obu marszach. Ale chyba dla lansu.

A więc będzie o Marszu Równości. Słabiutka frekwencja, dodam dla ścisłości – w obu marszach, o czym będzie jutro. Ale teraz dlaczego było słabo. Ja wiedziałem, że tak będzie. Ruchy progresywne zawsze tak kończą. Najpierw jest jedność w jednomyślności, a potem dzielą się na frakcje, wzajemnie wojujące ze sobą. Światła idea zbawienia świata przed nim samym jest bezwzględna, nie bierze jeńców i jeśli ktoś tam sobie w kawiarni dojdzie do wniosku, że wymyślił – częściej zaaprobował suflowaną – swoją drogę do bezwzględnego zbawienia, to nie ma zmiłuj. Wtedy to nawet nasz kolega z wczorajszej manifestacji staje się wrogiem. Najczęściej śmiertelnym, bo gorszym niż wróg zdeklarowany. Z tym ostatnim to chociaż wiadomo co robić, mamy na niego argumenty, z ostracyzmem włącznie, a z takim kolegą, co to niby z nami, ale błądzi w odchyleniach, to jest najgorzej. Jeden cel ma wiele dróg, poza lewackimi ruchami, gdzie planów dojścia jest też wiele, ale dla każdej z frakcji odchylającej jej wybór jest jedyny. A więc walka trwa na całego.

I tak i teraz. Środowisko LGBT i co tam jeszcze, to złożony twór. To też jest lewackie, bo pomijając powyższe argumenty trwa tam codzienna robota nad cyzelowaniem postępu, która nigdy się nie kończy. Zawsze jest w ruchu, porzucając wczorajsze aksjomaty, które stają się z dnia na dzień szkodliwym odstępstwem. Ciężko się połapać nawet zaangażowanym, co dopiero stojącym z boku. A zdawałoby się, że to chodzi o rozszerzenie formuły, przyciągnięcie wahających się. A więc przekaz powinien być też trochę do nich, nie tylko do rozkminiaczy ilu prawaków zmieści się na łebku genderowej szpilki. Ale tu nie chodzi o przekonanie nieprzekonanych. Tu chodzi o ich milczące przyzwolenie na harce, na zamęt pojęciowo-społeczny, który zmusi ich do bierności. A z nią jako kapitałem nie trzeba już walczyć o akceptację większości. To coś jak w parlamencie ze wstrzymującymi się od głosowania. Wystarczy.

A więc kłócą się. To było oczywiste – tam jest tyle tego towarzystwa, że trudno to poukładać w kategorie. Ileś tam płci to pogoń w przepaść. Bo czemu ma być ich ileś, skoro można mieć niekończoną permutację już istniejących, to nawet ten, który mówi, że jest ich z pińcet to i tak może ograniczać czyjąś ekspresję indywidualnej i jedynej tożsamości. Kryzys nadszedł, gdy pojawił się trans. To mocno skomplikowane jest, choć te wzajemne relacje to są przyczynki do otwierania całych katedr na uczelniach, by rozwikłać te sploty. Wypisz-wymaluj dylematy z niegdysiejszych katedr marksizmu. Marsz przez uczelnie udał się, ale jak już wygrał, to zabrał się za samego siebie. Z transami jest tak, uwaga – że lesbijki go nie akceptują, bo nie chcą spać z transami z mężczyzny na kobietę. Nie uznają autentyczności ich przemiany, uważając, że są to krypotfaceci, którzy chcą sobie za friko, bo ideologicznie, pociupciać.

A, że nie mogą, gdyż pozbawili(-wiły?) się narzędzia gwałtu? A skądże. Nie doceniacie Państwo językowych zdobyczy lewactwa. Sięgnijmy do Wikipedii. Ja wiem, że dla wielu to żadne źródło wiedzy, ale dla lewaków, którzy ją podbili z marszu, to drogowskaz. Co więc mówi Wiki? Ano, że aby należeć do któregoś z nieskończonych zbiorów płci wystarczy je tylko popierać. Można więc być aktywistą, ba – należeć do danej frakcji, bez hmmm… fizycznych czy psychicznych atrybutów takowej. Wystarczy tylko deklaracja, już nie tożsamości, ale tylko poparcia oraz całkiem męski temperament i całość konstrukcji tolerancji płynnej płci zachciankowej leży w gruzach.

To się zaczęło od sportu. W wydaniu feministycznym sport damski to kolejny obszar ekspresji kobiecości, nawet zajęto się sportami, do tej pory uważanymi za typowo męskie: podnoszenie ciężarów, skoki narciarskie, boks czy piłka nożna. Jakoś mężczyźni, a ci bardzie zwiewni mogliby, nie wybrali się w sporty typowo kobiece, takie jak np. gimnastyka artystyczna. Wybrali się za to do sportów damskich tzw. predatorzy, czyli deklaratywni oszuści, którzy chcieli odnieść sukcesy w sporcie damskim, bo w męskim byli za ciency, albo chcieli mieć satysfakcję spod prysznica w damskiej szatni. I to postawiło damski sport na krawędzi absurdu i stało się kontrproduktywne dla całego ruchu. Matka Boska pouczała jak się odnosić do zatwardziałych grzeszników: po ciągu działań nawracających było ostateczne: wysłuchanie próśb grzesznika. I tak stało się i teraz.  

Ja oczywiście nie jestem w stanie oddać tych permutacji wzajemnych animozji, podaję tylko kilka przykładów, do których starczyło mi umysłu i cierpliwości, żeby je przeanalizować. Jednak utwierdza mnie to wszystko w przekonaniu, że to już widziałem. To przypomina mi lewactwo z XX wieku. Dzisiejsze ruchy to ewidentny proletariat zastępczy. W dodatku – deklaratywny, nie klasowy. Przecież to jasne, że np. w takiej Rosji, która nawet wedle Marksa, była ostatnia do rewolucji robotniczej, bo pozbawiona była tej klasy, nie chodziło o robotników. Oni był tylko łomem, który miał rozwalić stary porządek świata i przyczynić się do utorowania drogi totalitaryzmowi zbawienia ludzkości. Byli tylko narzędziem, które po zużyciu odrzucił budowniczy. I tak samo będzie w tymi ruchami. Po wykonaniu zadania zostaną odrzuceni przez Stalinów, prawdziwych architektów, którzy używają naiwnych maluczkich do siania zamętu. Muszą mieć oni niezłą zabawę, kiedy tak patrzą na te tłumki na ulicach, które myślą, że to wszystko naprawdę.

Przykład. Ostatnio w programie „Szkło kontaktowe” jeden z zaproszonych gości zażartował sobie i poszło źle. Przy przełączaniu się do rozmowy z innym redaktorem spytał „to jaką on dzisiaj ma płeć”. Była to beka kontynuująca poprzedni wątek, gdzie nabijano się z transfobicznych pisowców. A wyszło, że w TVN odbył się grzeszny akt kwestionowania płynności czyjejś płci, co zdaje się na nieszczęście miało poparcie w faktach deklaracji rzeczonego redaktora. I wszyscy poszaleli. Redaktor zaatakował po programie gościa, rozlała się fala hejtu na transfoba. Ten zrezygnował ze swego udziału w programie. Sprawa by przycichła, choć Daukszewicz, bo o nim mowa, nie przeprosił za swe grzechy legbtowskiemu niebu obrzydłe, jak to zrobił pewien piłkarski sędzia z Polski. I tak by się skończyło. Satyryk przepadł by w czeluściach ostracyzmu, a tu postawili się kolejni goście i zrezygnowali z udziału w programie, a takie tuzy jak Górski czy Andrus to są trudne do pominięcia. Program się zawalił, trzeba będzie szukać pilnych zastępstw.

Czemu o tym piszę? Ano dlatego, że to się będzie powtarzać. Ba – eskalować. Wedle reguły, że jak się zbliża zwycięstwo, to walka klasowa się zaostrza. Ale ta reguła zapomina o jednym – w ruchach postępackich zbliżające się zwycięstwo jest sprzecznością wymierzoną w sam ruch. Kiedy wydaje się, że mamy triumf za rogiem, niszczycielski grot progresywizmu, szukając nowego podmiotu do destrukcji, obraca się przeciw strzelcowi. I staje się zalążkiem klęski. Po klęsce dochodzi do chwilowego opamiętania się oraz ruchów jednoczących i cały cykl powtarza się jak scenariusz w brazylijskim serialu. Tak to się dialektycznie rozwija.

Ja tam im życzę jak wiadomo, ale to, że istnieją ludzie, którzy wierzą w to, że to na serio, to już jest jakaś aberracja. I nie ma co się patrzeć na nich jak na nieszkodliwe dzieci, baraszkujące w piaskownicy dziejów. Ja jestem wobec nich bezwzględny, bo tylko ich naiwność maskuje rzeczywiste cele macherów tym kręcących. Bez tych naiwniaków wszystko było by widoczne – została był już tylko naga siła i jej ostateczny cel – zamordyzm.                 

Napisał Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.

About Author

4 thoughts on “20.06. Kłócą się

  1. Gdzie są ewrybady?
    Od czasu spotkania na szczycie obserwuję braki osobowe…
    Książki oczywiście gratuluję. Co do marszów wypowiadać się nie będę bo jest to zbyt oczywista oczywistość.
    Parę tygodni temu TVN zorganizował taki marsz nawet u mnie na wsi…Przywiózł własną publikę, tak jak to robi przedwyborczy PIS…
    Jedynie marsze antynatowskie, a tych ostatnio w Europie nie brakuje, budzą moje zainteresowanie.

  2. Każde durne ideolo przechodzi przez etap swej publicznej nadreprezentacji/mody . By potem stęchnąć do rzeczywistego poziomu wpływu, wynikającego z czystej statystyki i ekonomii. I tęczaki , zwłaszcza genderowo transowe już ten szczyt mają za sobą. I idą do poziomu 0,02 procent wpływu/zainteresowania społecznego. Czyli takiego jak mają faktyczną reprezentację w populacji.
    A że to ich poczatek konca, powód jest prosty: transy genderowi przestają przynosić kasę przemysłowi trans. A normalny biznes zauważył, że popularyzowanie przezeń genderowo/transowej ideolo drastycznie ogranicza przychody/zyski niezdegenerowanej większosci globalnego biznesu. Ostatnia teczowa akcja reklamujaca piwo znanego koncernu w Stanach z miejsca ścieła jego giełdową wartość o kilkanaście procent. Z firma odzieżową było podobnie. A to dla degeneratów narzucajacych 99,98 proc populacji swe ideolo oznacza rychły uwiąd.
    Co było do udowodnienia.

  3. Zdaję się, że Daukszewicz już złożył samokrytykę. Tak mi gdzieś mignęło…
    A w ogóle to nieładnie tak śmieszkować z kochających (ciupciających) inaczej. Nawet sam wielki Sługa Narodu, niejaki Wołodymir Zele, wyraźnie zadeklarował, że na Ukra…. pardon, w Ukraini, to nie ma mowy o dyskryminacji elgiebetowców i w ogóle wartości nowoczesnego świata zachodu. Podobnie mówi nasz najważniejszy sojusznik. Więc nie popadadajmy w sprośną onucowatość, obrzydłą niebu… no, wiadomo jakiemu. Jak to mówią starsi i mądrzejsi: to woda na młyn Putina.

  4. Marianna cieszy się że parada gówności mogła przejść bezpiecznie i że stajemy krajem coraz bardziej tolerancyjnym. Sugeruje więc że wcześniej parada nie była bezpieczna? ludzie rzucali kamieniami w jej uczestników? i jeszcze to tęczowe wdzianko. Kwintesencja PiSu – wprowadzą to samo co lewica tylko trochę wolniej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *