22.02. Biden w Warszawie. A jednak murzyńskość

13

22 lutego, dzień 1087.

Wpis nr 1076

zakażeń/zgonów

2770/7

Zapraszam do wsparcia mego bloga

Wersja audio

Znowu jestem z Polską z oddali i znowu daje mi to pewien dystans do oceny zdarzeń w Ojczyźnie. Właśnie dostałem serią broni maszynowej z wojny polsko-polskiej, czyli przyszły do mnie informacje z wizyty prezydenta USA, Joe Bidena. I jak zwykle zasmucił mnie poziom polskiej polityki oraz to, że kwestie zagraniczne mają w Polsce wyłącznie jedną perspektywę – wewnętrzną. Na wiec z Bidenem zjechała bowiem cała klasa polityczna Polski i można było zobaczyć ten cyrk na raz, w jednym miejscu. A wyszło jak mówią Rosjanie – i straszno, i smieszno’.

Publicysta Tomasz Wróblewski wysunął następującą tezę: „Ciekawą manierę obserwuję u części komentariatu, która bardzo chce odróżnić się na tle innych komentarzy po wizycie Bidena, a nie mając wiele więcej do dodania, atakuje emocjonalność, murzyńskość innych. Nie ma nic złego w emocjach, rozumienie ich pomaga a nie szkodzi rozumowi”. Powyższe stwierdzenie zawiera paradoksalny wniosek: Ci co nie chcą unurzać się w emocjonalnym sosie tej wizyty robią to w celach różnicujących szkodząc rozumowi. Mam na ten temat zdanie dokładnie odwrotne, które zamierzam tutaj uzasadnić.

Wizyta, przynajmniej w dostępnych mi mediach, w polskiej perspektywie miała wyłącznie charakter rozgrywki pomiędzy rządem a opozycją. A ponieważ Biden przyjechał tutaj pogadać z władzami, to opozycja siedząca po korytarzach musiała jakoś odegrać, nie merytorycznie bo nie byli przy stole, a więc medialnie swoje podłe położenie i zaczął się cyrk dezawuowania znaczenia wizyty Bidena. Ale nie co do tego z czym on przyjechał, ale jak bardzo ta wizyta osłabiła PiS. Rozpoczęło się od karkołomnych podsumowań. A było co robić, bo okazało się, że Biden przyjechał spotkać się z opozycją, czego nie mógł znieść odstawiony na bok PiS.

TVN nawet wskazał, że odbyła się seria spotkań z głowami opozycji

Dołączyła też dwójka fachowców. Pierwszy redaktor Lis, przyszły po wyborach szef TVP. Nie mogę się doczekać tego widowiska.

Nie mogło zabraknąć naszego największego autorytetu od polityki zagranicznej, Radka Sikorskiego. Zwłaszcza od relacji USA-Rosja z nami po środku, w końcu autora dzisiejszego cichego bohatera tego artykułu – murzyńskości.

Ta wizyta to w ogóle jakaś porażka. Popatrzmy co pisze o tym paryska twitterczyca totalnej opozycji.

Bo nie wiem czy państwo wiecie ale było to gremialne spotkanie na szczycie

Gdyby ktoś niezorientowany czytał to wszystko to by pomyślał, że Biden przyjechał spotkać się z opozycją, wspiera ją, zaś niepyszny PiS zgrzytał na korytarzu za zamkniętymi drzwiami nie mogąc się dostać na ważne spotkania, gdzie podejmowano kluczowe dla Polski decyzje. Ci mniej napaleni mogli powziąć wrażenie, że Biden przyjechał wesprzeć opozycję w jej drodze walki z autorytarnym watażką. Piszę, że takie można byłoby odnieść wrażenie z oddali, ale to optymistyczny skrót myślowy. Osoby, które są na miejscu wierzą w takie scenariusze, tak bardzo chciejstwo przysłania im rzeczywistość. No, bo w końcu mieliśmy do czynienia ze spotkanie prezydenta USA z kilkoma politykami, typu Trzaskowski (gospodarz miasta goszczącego), Tusk (szef największej partii opozycyjnej) i marszałek Senatu (protokolarnie „ciecia” osoba w państwie). Spotkania miały charakter protokolarny, czyli zajęły nie więcej niż 30-40 sekund na głowę zaszczyconego, co dało asumpt do liczenia sekund dopuszczenia, zwłaszcza, że Kaczyński nie dostąpił tego zaszczytu, do czego później wrócimy. A więc popatrzmy, wiedząc już jak było, jak dmucha się balon kompleksów odstawienia.

Co powiedział Biden Tuskowi:

I teraz popatrzmy co z tego wyciągnął lud medialny, jakież te kilka słów było treściwe:

Nieśmiało chcę zwrócić uwagę, że Amerykanie mówią do siebie per ty, czego zdaje się nie wiedzieć zachwycona fanka. Brniemy dalej. Ponieważ spotkanko z Tuskiem było błyskawiczne i jak widać treściwe trzeba było się podeprzeć jakimiś dowodami. Na przykład zdjęciem Tuska z Bidenem z 2014 roku:

Było też znaczące spotkanie z prezydentem Warszawy Trzaskowskim. Jest to rekord świata w tym co można wydyskutować w czasie 40 sekund, bo tyle trwała rozmowa mężów stanu. A więc popatrzmy jaką mieliśmy rzeczową kompresję tematów:

  • Przywództwo w świecie Zachodu
  • Architektura bezpieczeństwa
  • Gwarancje dla Polski
  • Bezpieczeństwo w Europie
  • Praworządność (w Polsce rzecz jasna)
  • Powojenny ład i w nim rola Polski
  • Charakter partnerstwa Polska-Ukraina

Pogratulować

Był jeszcze nasz „cieci” w Polsce człowiek, ulubieniec mój i wszystkich, którzy życzą wygranej PiS-owi, wiedząc, że marszałek Senatu, bo o nim mowa, jest pewnym gwarantem osłabienia opozycji. Zobaczmy jak przebiegły owocne negocjacje Bidena z charyzmatycznym Grodzkim (15 sekund):

Nie ma większych relacji z merytoryki tego spotkania, marszałek wygląda na wyluzowanego, bo ma rozpiętą marynarkę. Amerykanie lubią takich luzaków, ale internet podejrzewa marszałka kopertowego o inne intencje, a właściwie o konsultację wzajemną fachowców od brania w łapę.

Ale opozycja się przygotowała, oczywiście pod rękę z mediami, które akurat przechodziły z tragarzami i zaczęło się wypominanie PiS-owi, żeby się za bardzo nie poczuł. Uderzono w czuły punkt, czyli romans z Trumpem i proputinowskimi politykami Zachodu, z którymi miał nieszczęście spotkać się tuż przed wojną premier Morawiecki. Zaatakowano Suskiego, że jak to tak – wcześniej Biden be, a Trump hura, a teraz to jak to, że na odwrót? Jak tak można? To jasne – trzeba się trzymać raz a dobrze konia, na którego się stawia, a nie tak taktycznie zmieniać preferencje. Ale przecież to zaprzeczenie polityki zagranicznej, która (oby tak było w IIIRP, ale nie jest) ma interesy a nie przyjaciół, których się zmienia jak zmienią się interesy. Czyżby to była emanacja serwilistycznej postawy opozycji wobec Niemiec, których się tam wspiera bez względu na okoliczności i taktyczny interes państwa?

Najżałośniejsze intelektualnie są spekulacje publicystyczne na poziomie historii alternatywnej, czyli co by było, gdyby w USA rządził taki Trump. Czyli , że bylibyśmy w półsojuszu z Rosją, co wydaje się kuriozalne, bo zbliżałoby to nas do obecnej postawy Niemiec, której z kolei Trump był zawsze przeciwny. Na takie dictum opozycja odpowiada symetrystycznie pt. „co by było w Polsce i gdzie byśmy byli, gdyby tu rządził Tusk”. O dziwo konstatacje obu, wydawałoby się przeciwnych, obozów są… takie same. To znaczy, że i w przypadku Trumpa za sterami USA, i w przypadku Tuska za sterami Rzeczpospolitej bylibyśmy klientami patronatu niemieckiego, zaś nasza postawa dążyłaby – jak u Niemców – do wygaszenia konfliktu i nieosłabiania Rosji, jako strategicznego partnera naszego patrona.

No, ale jak to – taka impreza medialna ma się obejść bez Kaczora? Nigdy! Tu jak zwykle gównoburza w medialnej szklance pomyj. Jako, że Kaczyński nie wystąpił razem z opozycją w sekundówkach z Bidenem (moim zdaniem uniknął przez nieobecność zrównania z resztą towarzystwa wzmożonego), to zaatakowano go za to, że widocznie taki nieważny dla Bidena. Ale tego było za mało. Okazało się, że mamy nagranie z obrazoburczymi słowami Kaczyńskiego, który wychodząc z wiecu miał powiedzieć, że Biden „nic nie powiedział”. No tu się obruszono, że jak to – przyjeżdża pan świata do naszego grajdołka i trzeba spijać każde słowo, a nie je oceniać. I kto to ma oceniać? Kaczor, ten zabójca demokracji? Jak śmie. Zaczęły się ponure dywagacje czy Kaczyński powiedział, że Biden nic nie powiedział, czy – jak słychać na nagraniu, kiedy Kaczyński odpowiadał na czyjeś pytanie – że „nic nie powiedziałEM”, co zmienia w ogóle kwestię, czyli ją zabija.

I jak zwykle – w gwarze wojny polsko-polskiej na patyki zarzutów nie słychać najważniejszego. Z czym przyjechał Biden i co ustalono? Czyli, że Kaczyński – moim zdaniem – gdyby powiedział, że Biden nic nie powiedział, to mówiłby… prawdę.

No bo pora wyciągnąć się za uszy z tego bagienka i pogadać poważnie. Przemówienie było „na Polaka”. I tu wracam do początku, czyli tezy Wróblewskiego, że emocje się liczą. Pytanie – dla kogo? Dla tłumu zebranego na wiecu – zapewne. A dla interesów państwa – nie bardzo. Oficjalnie mieliśmy tylko emocje, bo Biden, ani Duda nie powiedzieli, że np. USA zwiększa swą obecność militarną w Polsce, że przesuwa oś bezpieczeństwa z Niemiec na nasz region, że np. wspiera Trójmorze. Było tylko poklepywanie po plecach, co może już się nudzić publiczności. Nie było konferencji podsumowującej efekty wizyty, żadnego oświadczenia władz, pomijając żenujące wywody prezydenta Dudy, o tym, że otrzymał od Bidena osobiste rady na temat przywództwa, czyli, że nasz prezydent jak zwykle wciąż się uczy. Nie ma żadnych konkretów z tej wizyty i nie ma co namawiać dziennikarzy do oddania się emocjom, skoro i tak nie mają wiele do komentowania.

Jaki był rzeczywisty efekt tej wizyty, oprócz ujawnienia się jak w retorcie reakcji wojny polsko-polskiej? Dostaliśmy jakieś gwarancje bezpieczeństwa? Jakie? Nie dostaliśmy? Czemu? Z czym wystąpiliśmy do USA, czy tylko słuchaliśmy? Co na to Amerykanie? Bo jeśli, o co jest podejrzewany nasz rząd, chodziło tylko o przyklepanie dealu energetyki atomowej to mamy przechlapane. Wtedy wyjdzie, że prezydent USA, nie pierwszy raz, przyjechał by ratować firmę-bankruta, którego pierwsze, bo pilotażowe instalacje opóźniają się o 100%, zaś koszty wykonania wzrastają ponad dwukrotnie.

Jeżeli to był cel wizyty w kraju na progu wojny, to może rzeczywiście zasługujemy na to co dostaliśmy. Emocjonalne poklepanie po plecach. I jeśli to wystarczy narodowi i przywódcom jego, to nawet nie marzmy o tym, by ktokolwiek traktował nas poważnie. Nasza murzyńskość jest teraz taktycznie potrzebna wielkiemu mocarstwu. I nie będzie za to, jak na razie widać, żadnej nagrody. Przeciwnie, ta postawa zostanie zapamiętana jako continnuum polskiej racyjki stanu. I przez suwerena i świat, jeśli w ogóle będzie się kiedyś tym interesował.

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.          

About Author

13 thoughts on “22.02. Biden w Warszawie. A jednak murzyńskość

  1. Dlaczego nikt normalny nie szanuje kurtyzan?
    Że niby to nie profesja, a charakter?
    To też.
    Ale przede wszystkim dlatego, że one same siebie nie szanują.
    I to dotyczy prawie CAŁEJ naszej (?) „klasy politycznej”. Niezależnie od jej opcji…
    Jaruzelski latał z raportami.
    Tusk latał z marynarką, Morawiecki lata z wazeliną, Kwaśniewski latał z czym popadnie, itd itp.
    Aby tylko zasłużyć na poklepanie czy synekurkę.
    A głupiemu radość!
    Zaś Polsce z tego ino niewola.
    A nam biednym zewsząd tzw. dobrobyt…
    Jak nie kartki, to inflacja, jak nie lokdaun to segregacja, jak nie pół miski ryżu, to robale.

    1. Uważam, że kurtyzana wbrew pozorom się szanuje. Owszem robi różne rzeczy ale za pieniądze. Polscy politycy tylko za poklepanie po plecach.

  2. Zostawmy naszą piaskownicę i bitwę na wiaderka czy łopatki. Dodam tylko, że chyba jeden Kaczyński reprezentował inny poziom i okazał się nie być kolekcjonerem sweetfoci – odmienne cele i horyzonty po prostu, a ten numer z „nic nie powiedział(em)” – czyli de facto zarzut o brak murzyńskości, prawdopodobnie sfałszowany na dodatek dla dopełnienia groteski tego „czarnego” PR-u – jako żywo przypomina manipulację z szalikiem kibica podczas meczu piłkarskiego, kiedy na widownię wcisnęli go jacyś, pożal się Panie Boże, spece od „ocieplania wizerunku” i JK na ułamek sekundy podniósł czy też założył ten biało-czerwony szalik do góry nogami, zobaczył to i od razu poprawił, ale „szczujny” reporter uchwycił ten ułamek sekundy z odwróconymi barwami narodowymi i poszedł w świat mem „kibic Monako” – po prostu resortowe dzieci (i wnuki) propagandystów gomułkowskich, ten sam poziom prymitywizmu i manipulacji, do dzisiaj. Żenada i to do kwadratu, bo wygląda na to, że wnuki odbiorców tamtej propagandy też się nie zmieniły – ciągle tańczymy ten sam taniec i bawimy się w naszym przedszkolu w „zaplute karły reakcji”.

    Ale koncentrując się na poważniejszych rzeczach – ja bym jednak dopatrywał się iskry optymizmu w tej katastrofie. Też się spodziewałem, że po przemówieniu Trumpa, który pod tym samym Zamkiem obiecał nam najnowocześniejsze samoloty i inną broń (nie powiem, że to był najpiękniejszy dzień mojego życia, kiedy okazało się, że USA realnie stawia na „inwestowanie” w Polskę i zdaje się zapowiadać odwrócenie fatum, jakie ciąży niczym powoli realizowany, nieodwołalny wyrok nad Rzeczpospolitą od kilkuset lat, ale… niewiele poniżej – bo przekaz biznesmena-prezydenta, po odarciu go z ozdobników, brzmiał mniej więcej „dostaniecie wszystko czego chcecie i potrzebujecie, tylko nie targujcie się o cenę”), następnym logicznym etapem będzie, powiedzmy, realne zainwestowanie w inicjatywę Trójmorza (na ten temat polecam wywiad z prof. Żurawskim vel Grajewskim pt. „Inwazja na Ukrainę wysadziła w powietrze 'reset’ między USA a Rosją” na youtubowym kanale Radia Wnet), przeniesienie środka ciężkości Europy – w końcu! – na Europę Centralną, ogłoszenie że skończyło się rosyjsko-niemieckie wypalanie i tłumienie rozwoju tej „skrwawionej ziemi” (czołgami lub w wersji bardziej humanitarnej – unijnymi dyrektywami), lub czegoś w tym rodzaju. Zresztą zapowiedzi Bidena i jego ekipy coś podobnego sugerowały, że to przemówienie zmieni wszystko (a przynajmniej bardzo wiele). Tymczasem… Kaczyński przyszedł dziwnie ponury, Prezydent Duda zdawał się krzyczeć nawet bardziej wzburzonym głosem niż zwykle, a Prezydent Biden spóźnił się o kilka minut (jakby ktoś do ostatniej chwili poprawiał i skreślał tekst jego przemówienia). Natomiast sama mowa (która miała być sensem, celem i ukoronowaniem całej podróży) zdawała się składać z samych ozdobników, najwyraźniej zabrakło rdzenia. To już przemówienie naszego Prezydenta było bardziej udane kompozycyjnie. Jedyne co Biden powiedział (pomijając oczywistości i górnolotne hasła) to „nasze decyzje zmienią wszystko”. Zwracam uwagę na czas przyszły – a pozostało jeszcze przede wszystkim spotkanie z przywódcami Europy Centralnej następnego dnia.

    Co mogło pójść nie tak? Chyba tylko jedno – nasza strona zaczęła negocjować obustronnie korzystny deal, a nie podpisywać wszystkie podsunięte jej papiery. Krótko mówiąc – jednak nie murzyńskość, wbrew tytułowi tego blogofelietonu. Zaczynamy znać swoją cenę. Jesteśmy najlepszym gwarantem stabilizacji w Europie (państwa Europy Centralnej) po pokonaniu i zneutralizowaniu Rosji, pozwalającym Stanom zająć się innymi częściami świata i największym wyzwaniem w ich historii (większym niż wszystkie poprzednie wojny), bo układ rosyjsko-niemiecki jest generatorem (i gwarantem) kolejnych coraz bardziej rozwalających Europę i jej (już byłą) potęgę wojen. Od stu lat conajmniej, jeżeli nie dłużej. Tylko rzeczona Europa Centralna, Trójmorze, musi najpierw dostać wsparcie, wzmocnienie i (w końcu!) szansę na normalny rozwój. Jak to ujął sam Biden – potrzebujemy USA, tak jak USA potrzebuje nas.

    Może w końcu apele, filmy i książki Bartosiaka, Budzisza, Ziemkiewicza (oraz innych świadomych i ogarniających sytuację ludzi) zaczęły w końcu odnosić skutki?

  3. Ludzie, którzy przez pociąganie sznurkami kierują Jasiem Bidetem (który łaskawie zstąpił na naszą ziemię czyniąc nam zaszczyt), osiągnęli już więcej, niż można było się spodziewać. Jeśli wierzyć sondażowniom, to 90% Polaków popiera aktualną politykę, w której Polska jest sługą Ukrainy, bez żadnych zastrzeżeń i warunków. Potomkowie oprawców polskich rodzin, dumnie noszący znak tryzuba, z pewnością kiedyś okażą nam swoją wdzięczność. Zresztą czynią to już teraz, ozdabiając stosownymi znakami pomniki na grobach zamordowanych Polaków.

    1. Zmień onuce, bo ten zapach wszyscy rozpoznają z daleka. Próby rozbijania sojuszy niewygodnych Rosji, metody siania wzajemnej nienawiści między jej wrogami są już znane od lat (ciekawe co piszesz o Polakach na ukraińskich forach). Podobnie jak umieszczanie prowokatorów między emigrantami. A „nieznani sprawcy” bezcześcili groby też nie pierwszy raz, stara metoda. Kiedyś (w czasach Sierpnia i „pierwszej 'Solidarności'”, kiedy trzeba było uzasadnić „stabilizację sytuacji”) głównie czerwonoarmistów z IIWŚ – dziwnym trafem w momentach wygodnych dla rosyjskiej propagandy.

      90% Polaków zgadza się z Sienkiewiczem (Henrykiem, jakby co) i zakończeniem „Ogniem i Mieczem” – Polska i Ukraina (generalnie kraje między Rosją i Niemcami) mają szansę przetrwać tylko razem. Koniec jednego z nich oznacza rychły koniec drugiego (a państwa takie jak Litwa, Łotwa czy Estonia miały szansę zaistnieć tylko wtedy, kiedy istniała wolna Polska).

      1. No, do tych prowokatorów to powinieneś zaliczyć także ukraińskie władze. Oni też dumnie paradują z tryzubami na mundurach (albo na dresie) i nic nie robią, żeby zapobiec profanacjom polskich grobów. A w ogóle jesteście nudni z tymi waszymi onucami. Nie stać was, drodzy łykacze odmóżdżajacej banderowskiej propagandy, bezkrytycznie powielanej przez polskojęzyczne media, na jakieś bardziej wyszukane wyzwiska?

        1. Ukraińcy się odwołują do takiej symboliki jaką mają (i to raczej do jej antyrosyjskiej części). Minie sporo czasu, zanim uznają że nowoczesna Ukraina zaczyna się od Niebiańskiej Sotni, a przedtem to była mentalność wynikająca z życia w jakiejś sowdepii (to określenie dobrze współgra z angielskim „deep”, daje zrozumiały na całym świecie sens), pod wpływem Rosji, w średniowieczu, wręcz paleolicie. Trzymają się takiej tradycji jaką mają, post(anty)sowieckiej, dopóki nie ukształtuje się i zakrzepnie nowa, nie mają innego wyboru. Ten symbol dziś oznacza dla Ukraińców już co innego niż dawniej.

          Nic nie poradzę, że wpasowujesz się idealnie w schemat ruskiego trolla, jego celów, argumentów, epitetów i metod działania. Standardowy, przewidywalny do bólu wpis, standardowa odpowiedź. Sorry, ale to nie ja przyciągnąłem tu tę nudę.

          1. Antyrosyjska symbolika powiadasz? Słabo albo wręcz wcale nie znam ukraińskiej kultury. Ale pewni mają piosenki o rezaniu ruskich a nie tylko lachów?

  4. Oglądałem przedwczoraj i wczoraj TVPInfo. I tam to było pokazywane jako historyczna wizyta, że PAD spotkał się z Bidenem(jak by to on tu był najważniejszy). Ciekawym jest, ze mamy 460 posłów, ale tylko poseł Jarosław K mógł zasiąść pomiędzy premierem i ministrem kultury i dziewictwa narodowego. Reszta won. I generalnie PIS w TVP przejął politycznie i marketingowo te wizytę jako swój sukces. Także każda pliszka swój ogonek chwali.
    Wczoraj słyszałem wywiad z Aleksandrem Kwaśniewskim. On powiedział, ze to wizyta ważna, ale nie historyczna, a wiele decyzji zostało podjętych dużo wcześniej, a USA raczej nie chwalą się za szybko swoimi działaniami. Dowiemy się o niej pewnie, jak się to wydarzy. JAk z wizytę Bidena w Kijowie i jazda 600 km pociągiem.
    Natomiast najbardziej wkurzona wizytą była moja zona, bo we wtorek nie było Klanu o 18. I to jest moim zdaniem podsumowanie dla mniej tej wizyty.

    1. W jakimś sensie był najważniejszy, bo z kim ma się spotykać Prezydent USA, jak nie z Prezydentem Polski w pierwszej kolejności? Z „szeregowym posłem”? 😁 I tak jego obecność była wyrazem politycznego realizmu. Prezydenci występowali jako Gość i Gospodarz jako najważniejsze osoby, to akurat było zgodne z protokołem i politycznym obyczajem.
      A TVP (jedyna licząca się medialnie przeciwwaga dla mającego dotąd quasi-monopol informacyjny poprzedniego układu i w tym sensie gwarant wolności) łopatologicznymi i mało subtelnymi metodami serwuje fakty i narracje sprzeczne ze światopoglądem jaki ukształtowali u swoich odbiorców dotychczasowi monopoliści, będące dla nich (odbiorców) często nieakceptowalnym szokiem – ale to nie znaczy że są to narracje automatycznie i zawsze nieprawdziwe.

      Sojusz z USA jest i będzie sukcesem każdej ekipy rządzącej Polską, która będzie akurat w tym momencie u władzy. No chyba że jakaś postawi akurat innego konia – przekształcanie Polski w niemiecką prowincję, państwo z kartonu, które kiedyś rozpadnie się samo od pierwszego kopniaka (Ruscy wejdą z jednej strony – bo na Ukrainie nie poprzestaną, a przynajmniej przy państwie rozbrojonym (bo „jesteśmy w NATO” a „piniędzy ni ma i nie bedzie”) przez PO nie poprzestaliby, a Niemcy z drugiej wkroczą aby „bronić niemieckiej mniejszości” – od Szczecina i Gdańska przez linię Wisły po Śląsk i Katowice – bo wszystko wskazuje na to, że takie były długofalowe (odwiecznie niezmienne) plany naszych sąsiadów oraz ich agentów, czy tylko „pożytecznych idiotów”. W tym kontekście próby wczesania się proniemieckich polityków w spotkania z Bidenem były naprawdę (tragi)komiczne. „I śmieszno, i straszno”, że zacytuję Autora blogu.

      Były „Prezydent wszystkich Polaków” ma rację, decyzje są podejmowane zakulisowo, ale ta wizyta miała być ich spektakularnym ujawnieniem. Z fanfarami, w świetle rac i reflektorów oraz migotaniu spadającego confetti. I coś najwyraźniej nie pykło…

      A małżonką dla której ważniejsza jest przyszłość Złotopolskich czy innych Mostowiaków niż Jej własna, opiekuj się troskliwie – to w końcu Twój obowiązek. Zresztą też tak kiedyś miałem (jak nie puszczali Dobranocki albo Teleranka), ale to było dość dawno temu…

  5. Po owocach poznamy.
    Na razie faktycznie nic nie powiedział.
    Ale USA na arenie międzynarodowej faktycznie często najpierw naprawdę ważne rzeczy robią, a dopiero potem gadają… Patrz Afganistan…

  6. Są kraje, gdzie nie ma partii politycznych, wyborów i podatków, no i jak oni tak żyją ? Ano jest przyjemnie, bezpiecznie, w TV pogoda lub ekonomia i całkiem mi się tu podoba.

  7. …a mnie zastanawia czy pan Biden wiedział w ogóle w jakim kraju jest…? Ten dziadek nie powie „good morning” jeśli nie ma tego zapisanego na kartce…wszelka emocjonalność w związku z jego ..wizytą…(?) ..ehmm nawiedzeniem…obeszła mnie kompletnie, bo nie ma to dla naszego życia żadnego znaczenia. Ma jedynie znaczenie polityczne. Tylko. Bardziej interesuje mnie co z ekologiczną tragedią z Ohio, którą przyrównuje się do czarnobylskiej…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *