22.05. Osiemset

10

22 maja, dzień 811

Wpis nr 800

zakażeń/zgonów (dzisiaj, osiemset dni temu było 68 zakażeń i 2 osoby zmarłe i się zamknęliśmy na amen)

95/0 (ale to niedziela, w niedziele spadają zgony, często do zera)

Kurcze, osiemset wpisów. A miałem sobie z „Dziennikiem zarazy” posiedzieć dobre ze dwa miesiące razem z całą ludzkością, po to by ci, co się zakazili, przeszli chorobę, zaś ci, co się nie zakazili – wyszli na niezakażoną wolność. W końcu po to są kwarantanny. Ale nie ta. W rezultacie wyszło osiemset wpisów, czyli – na dzisiaj – osiemset dni. Ja od początku deklarowałem, że pandemia to tylko przyczynek, że zaraza w „Dzienniku” to tylko pretekst, zaś pandemiczną chorobą świata jest zmiana jego istoty. Dlatego, nawet jak wirus się skończył, to i tak warto to śledzić.

Ale czy się skończył? Czy ja sam, przez to, że wdałem się w śledzenie pandemii, nie chcę sztucznie przedłużyć tego tematu, choć jest, podobno, zamknięty. Czy człek dołączył do reszty po obu stronach, czyli „ekspertów” koronaentuzjastycznych czy foliarzy zawziętych, bo bez kowida to cała narracja, na której nabudowali swoje nowe ja, ległaby w gruzach? Nie wiem, może, ale z drugiej strony z chęcią by się odpuściło ten „Dziennik” i choć raz pospało, ale tu tyle się dzieje i to w tylu wymiarach, tylu ludzi nie chce słuchać ostrzegawczych trąb z ostatnich kasztelanii, że wciąż ten chochlik siedzący na ramieniu mówi, by nie odpuszczać.

Z drugiej strony, to co już pisałem w podobnych okąglicach. Dziennik wciąga, bo każe codziennie zmieścić swe refleksje w tekście, Czyli – po pierwsze – je mieć. Mieć tą czujność każdego dnia, w bieżączce wyławiać rzeczy ważne, do podzielenia się. Czyli jednak takie regularne pisanie zmusza do aktywnej obserwacji. Codziennie. Po drugie – można się przywiązać, bo Dziennik żyje swoim życiem. Jestem mu wielce zobowiązany. To on uratował mnie w pierwszych miesiącach kwarantannowej maligny, kiedy dzień był podobny do dnia, nie wiadomo było co dalej, pracy i bliskich nie było. Bywały takie dni, że tylko on był powodem do wstania z łóżka i wyjścia myślą poza własne kłopoty. A tego się przyjaciołom nie zapomina.

No, ale wróćmy do tego – czy zaraza się skończyła. Nawet zawężając temat Dziennika do epidemii – to zdaje się, że też nie. Pełno napomknięć – nie do mnie pretensje – że zaraz coś się stanie na jesieni. Wypuszczani są jacyś epidemiologiczni harcownicy, powtarzają się przymiarki do odnawiania prostego, przećwiczonego mechanizmu wymiany złudnego bezpieczeństwa na wolność. I nie robią tego stęsknieni za fejmem kasandryczni foliarze, nie. To są głosy elit eksperckich, jakby rzeczywiście musiały coś wymyśleć, by znowu być nieformalnym decydentem, demiurgiem sprawczym o wielkich wpływach z zagwarantowaną bezkarnością.

Szeroko pojęta „zaraza” rozwija się znakomicie, bez – jawnej – diagnozy, bez szczepionek i procedur. Świat się zmienia na naszych oczach i wielu z ludzi straciło już ostatecznie złudzenia, że ma na to wpływ. Czyli demokratyczny mit o emanacji woli suwerena na rzeczywistość poprzez jego przedstawicieli legł w gruzach. Świat się zmienia na gorsze i bez woli ludzi, co straszniejsze – wielu (większość?) tego nie zauważa. Ale, jak pisał Lem, zwidem schabowego się nie najesz. Dopóki było dostatnio, to był czas i nerwy na kłótnie o błahostkach. A idzie porządny reset, bo wielu mądrych mówi, że to, co obecnie, to tylko przygrywka.

Wojna ma wejść w stan permanencji, hybrydowo wisieć nad całymi regionami świata. Globus się mocno zakręcił, granice państw trzeszczą, będą tasowane na nowo światowe karty wpływów. Zglobalizowanie gospodarki doprowadziło do sytuacji, w której wola poszczególnych państw ma oddziaływanie światowe. Jesteśmy właśnie świadkami takich przykładów. W globalnej gospodarce wylądowaliśmy w jednym kraju z produkcją światową, w innym – ze strategicznymi zasobami energetycznymi. I można to rozgrywać na mapie świata. I się to rozgrywa.     

Przed nami ciąg kryzysów: od finansów, poprzez energetykę, aż po żywność. Myślę, że będzie to takie „ostatnie lato”, pieredyszka, po której nastąpią tektoniczne wstrząsy. I głupio by tak było przed samą kulminacją tego procesu, który się opisywało od 800 dni, tak odpuścić. To tak, jakby wyjść przed końcem spektaklu, wcześniej śledząc go uważnie.

Hmmm… aż się wziąłem i policzyłem. Osiemset wpisów, tak ze dwie godziny na każdy, to 1.600 godzin. 66 dni, ponad dwa miesiące samego pisania, wyszukiwania źródeł. A właśnie – źródła. Tak średnio z 10 linków na wpis. Co daje 16.000 powołań, ponad 1.000 wykresów i tabel. Nie dziwota, że czasami mi się zdarzy wpadka, bo cytowane źródło nie jest wiarygodne. I mnie czasem mądrale przyłapują i grillują. Zapraszam więc do podobnej siłaczki. Gdybym pisał raz na tydzień, to bym miał czas sprawdzić każde źródło krzyżowo. Ale nie mam. I tak nieczęsto się mylę, co oznacza nie tylko, że mam intuicję, ale że wydarzenia podążają jakąś logiczną drogą, bez potrzeby podpierania się naciąganymi fejkami.

Taki mi się „Dziennik zarazy” przydarzył. Właściwie to dość krótko byłem dziennikarzem. Raczej w latach stanu wojennego jak robiłem podziemne radio i prasę. Potem to już tylko zatrudniałem dziennikarzy. A więc przygoda z powrotem do pisania była dla mnie nie planem, ale zaskoczeniem. Tak jak u wielu ludzi, kowidowa pandemia też i u mnie odcisnęła swoje piętno, zmuszając do niespodziewanych życiowych zwrotów. Dlatego wracając do pasji dziennikarskiej, w dodatku z doświadczeniami z dorobku profesjonalizacji tej dziedziny w wydawnictwach, trudno mi się pogodzić z upadkiem dziennikarstwa, jakiego dożyłem.

A szkoda – przecież przy w końcu tak zdemokratyzowanym dostępie do mediów, to dziennikarze powinni wznieść wysoko latarnię oświetlającą drogę sobie i innym, kroczącym w ciemność. Właśnie – chciałem wspomnieć o tych kroczących, nie zawsze za mną, często obok mnie, w nielinearnym partnerstwie. Moi czytelnicy. Chciałem podziękować Wam za liczne odzewy, słowa otuchy, krytyki, kontaktu. To bardzo miłe i nieczęste w dzisiejszych czasach i po to istnieją w końcu te, w części jeszcze nie zawłaszczone media, by ludzie mogli odnaleźć siebie w trudnych czasach.

Nawet tylko po to, by powiedzieć sobie, że są bezradni wobec przemiany świata. Każdy pisze swój „Dziennik zarazy”, bo pisze swoje życie. Nawet poprzez zaniechanie.

PS. Teraz idę z Krystyną na lampkę czegoś dobrego. Czego sobie życzyć? Bo na pewno nie kolejnych ośmiuset wpisów… Chyba.

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.

About Author

10 thoughts on “22.05. Osiemset

  1. Gratulacje. Szczere.
    Dziennikarze masowo wymarli na przełomie wieków, gdy stali się (i ich redakcje) częścią korporacji i megakorporacji, a tym samym przekształcili się w 99 procentach w dyspozycyjne stojaki do mikrofonów i lapków. Ewentualnie w plemmiennych szamanów.
    Pokolenie nasze było w tym zawodzie ostatnim.
    I za nie chętnie z Panem przy okazji tej osiemsetki wypiję.
    Zaś co do resetu… Każde pokolenie ma swój reset. Od nowa i w kółko.
    Jeśli więc mówimy o resecie, powinniśmy zapytać: gdzie i dla kogo. Bo jednak świat to nie tylko Europa i kawałek Ameryki… Jest jeszcze parę miejsc i kilka miliardów ludzi, którzy Schwaba i jego NWO mają i mieć będą tam, gdzie i my powinniśmy.

  2. Ponieważ nałogowo czytam Dziennik, prawie od początku pandemicznego terroru, więc wypada mi też podziękować za codzienne podnoszenie na duchu. Aż się boję tego dnia, kiedy światowa i polskojęzyczna władza dojdą do wniosku, że już pora skończyć z tą „dezinformacją” i wyłączą internet. To znaczy pozostawią tylko „prawomyślne” informacje. Dziękuję i pozdrawiam.

    1. Już system wdraża, mam pierwszy raz takie info z Interii: „Uważaj na manipulację! Chroń siebie i innych przed manipulacją a w sieci.
      1. Weryfikuj informację w zaufanych źródłach i stronach rządowych
      2. Zanim podzielisz się newsem ze znajomymi, zweryfikuj jego autentyczność
      3. Nie karm trolla! Zgłaszaj fake-newsy znalezione w mediach społecznościowych powstrzymując ich dalsze rozpowszechnianie.
      Znalazłeś podejrzaną wiadomość? Zgłoś ją do nas na: bok@firma.interia.pl
      No i mamy konkret oczywisty:
      – rządowe strony są godne zaufania
      – donoś na użytkowników i zgłaszaj adresy, żeby mogli łatwiej namierzyć.
      Czyli przydałoby się teraz powszechnie zgłaszać strony rządowe oraz niezliczoną liczbę stron zakamuflowanej reklamowej informacji w Interii, Onecie, WP i innych jako siewców dezinformacji.

    1. Z przedstawionego materiału wynika jasno jak haniebną rolę we współczesnym świecie pełni Polska pod rządami PiS (podłość i szubrawstwo).
      Że niestety, ale jest tylko podłym narzędziem w rękach globalistów dążących do wprowadzenia swego NWO, Wielkiego Resetu, czyli po prostu totalnej kontroli, terroru i depopulacji.
      W kontekście tego całkiem zrozumiałe są haniebne działania polskiego rządu podsycające konflikt na wschodzie przy jednoczesnym niszczeniu Polski.
      To co całkowicie niezrozumiałe, to to że dzieje się to wśród tępego wycia poparcia całkiem ogłupiałych mas Polaków, a właściwie polactwa (bo Polaków to już prawie nie ma) i milczącej akceptacji quasi inteligencji, nikczemnej w swej zdradzie Polski i haniebnie tchórzliwej (bo wielu z nich przecież rozumie co naprawdę się dzieje), przez co utracili prawo do miana Polaka.
      Nadszedł czas Hańby dla Polski.
      Polakom odeszłym już z tej ziemi i patrzącym na to z wysoka krwawią serca.
      Nawet tacy zdrajcy jak Poniński nie potrafią ukryć swej pogardy dla upadku współczesnych pokoleń wyrosłych z Polskiej Ziemi…

  3. Ja jeszcze dodam, że to jedyna strona gdzie można coś dodać od siebie i nie jest to usuwane, ale pewnie jesteśmy na celowniku jako ruskie onuce/antyszczepionkowcy/wrogie elementy. Chociaż uważam, że wpisy wulgarne powinny jednak być usuwane. Poza tym dalej słucham Bacha, kijem Wisły nie zawrócimy

    1. Po to między innymi jest ta strona.
      Stara metoda carskiej Ochrany.
      Ale oczywiście to nie Ochrana to wymyśliła, metoda jest równie stara jak cywilizacja ludzka.
      Co do karwelisa, to jedna z jego ról, ściągać w jedno miejsce nieprawomyslnych.

  4. Pana dziennik to moje pierwsze otrzeźwienie w kovidzie, zatem serdeczne dziękuję. Życzę kolejnych ośmiuset, jednak. Po pierwsze dlatego, że to dowodziłoby, że jednak cenzury nie dało się wprowadzić na skalę ekstremalną, po drugie znaczyłoby, że Pan … żyje. Dużo zdrowia i zachowania czujności. Czuwaj!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *