23.06. Rola ojca w skowidowanym świecie

9

23 czerwca, dzień 479.

Wpis nr 468

zakażeń/zgonów

2.879.192/74.893

Dzień Ojca. Jedno dziecko przesłało życzenia via sms, drugie – nic. Ale taki to już los, ojca. Ja swojego zrozumiałem późno, kiedy sam zostałem ojcem i zobaczyłem co to za słodycz. Człek się angażuje jak by to był jakiś asset życia, a najczęściej nie dostanie z powrotem nawet wdzięczności. Wtedy zrozumiałem jaki byłem głupi wobec Niego, jak niesprawiedliwy, zwłaszcza w młodzieńczym okresie „burzy i naporu”, kiedy kwestionowało się w relacjach ojciec-syn zwłaszcza jego autorytet. To musiało być bolesne dla niego, nawet jak później wszystko (?) zrozumiałem i odnalazłem w nim przyjaciela, przewodnika.

Dzisiejsza rola ojca trudna jest. Wynika ona z tego, o czym już pisałem. Zmienia się funkcja mężczyzny w społeczeństwie i ojciec właściwie nie wie jaką rolę ma zaprezentować swym dzieciom. Skoro dzielny maczo odpada, to razem z całym majdanem kosztów. W dzisiejszym świecie maskulinizują się role żeńskie, co na zasadzie zachowania proporcji, feminizuje postawy mężczyzn. Role odpowiedzialnej głowy rodziny są dziś wręcz rugowane z kulturowego uzusu, a więc co ma zrobić taki tato, zwłaszcza wobec syna? Uczyć go staroświeckiej odpowiedzialności, której nie oczekują nawet usamodzielnione partnerki-mamy? Wysyłać go w świat narażonego od razu na konflikt z dominującym „stylem” życia w związku i relacjach?

Czy poddać się temu trendowi, wycofać się w wygodną niszę zaniechań, zejść z linii wcale nie pożądanej odpowiedzialności i udać w narożnik przeczekania? Co zaproponować synowi? Ja mam te dylematy, na szczęście, za sobą. Dzieci mam już w pełni dorosłe, niezależne, ale – właśnie – takie co nawet nie zadzwonią na dzień ojca, tylko, jeśli już, zadowolą się smsem. Trochę żal, ale to też jest koszt, w końcu to dobrze, że sobie radzą beze mnie, nawet za cenę rozluźnienia kontaktów. Przynajmniej się człowiek nie martwi największą zgryzotą rodzica – biernym obserwowaniem upadku swojego dziecka bez możliwości interwencji.

Zafrapowała nie diagnoza redaktora Michalkiewicza, który stwierdził, że zapaści relacji rodzicielskich winny jest głównie… system ubezpieczeń społecznych. Kiedyś, kiedy nie było takiego systemu, rodzicielstwo było inwestycją rodzica w swoją bezpieczną starość. Musiał wykształcić i nauczyć dzieci czegoś przynoszącego dochody, zapewnić wychowaniem odpowiedni poziom moralny młodego, by ten czuł więź zobowiązań do spłacenia w wieku starczym rodziców. System ubezpieczeń złudnie luzował rodzica z tych ciężkich przecież obowiązków, ale wykształcił dwie szkodliwe tendencje. Rodzicom, pewny swego na emeryturze nie zależy już tak bardzo na kształceniu dzieciaka w perspektywie jego odpłaty w wieku, kiedy będą słabi i bezradni, zaś kwestia druga – wychowanie dziecka stało się nie inwestycją tylko nielogicznym kosztem. Obecnie, na progu bankructwa systemu emerytalnego będzie już koszmar, czyli brak wdzięczności u dzieci, nawet przy jej występowaniu, brak możliwości pomocy w utrzymaniu rodzica, bo przecież Julka skończyła naukę w specjalizacji „wyższej szkoły gotowania na gazie”. Z drugiej strony, groszowe, jeśli w ogóle, emerytury. Po stronie biorców, czyli dzieci – jeszcze gorzej, bo rosną pokolenia bez więzi z rodzicami, wyalienowane z podstaw bytu rodzinnego.   

Ale na ojców przyszły też trudne terminy kowidowe. Co prawda, jak pisałem wyżej, jak masz dorosłe dzieci, to decyzje przechodzą na nie, ale też na twoje wnuki, jeśli je masz. Ale co ma powiedzieć ojciec nieletniemu dziecku na temat dziecka zaszczepienia? Zaryzykuje? Będzie udawał, że nic się nie dzieje i odda malca pod strzykawkę? A jak się zaprze, to co zrobi jak mu dzieciaka nie puszczą we wrześniu do szkoły, bo nie zaszczepiony. Taka kara dla nieSzczepana w postaci kontynuacji koszmaru zdalnego nauczania? A co jak będą chcieli szczepić bez zgody rodziców?

I tak trzeba było, jako rodzic, patrzeć biernie na ruinę edukacji dzieci i koszmar psychiczny braku relacji z rówieśnikami w szkole. I nic nie można było zrobić. Kroi się pokolenie stracone, a przynajmniej, im młodsze tym bardziej, przetrącone. Co ja bym robił gdybym dziś miał nieletnie dziecko? Jak bym mu tłumaczył ten świat? Stawiałbym go, jak siebie, w konfrontacji z nim, czy oszukiwał, że wszystko jest w porządku, by nie kumulować u niego dodatkowego stresu?  

W sumie to miałem szczęście, że nie jestem młodym ojcem w tych nieoznaczonych czasach. Za mojego ojcostwa wszystko było jasne, była komuna, światło oddzielone od ciemności, troski życia codziennego były męczące, ale w mizerii materialnej popychały ludzi do szukania azylu w relacjach międzyludzkich. Teraz jest trochę odwrotnie i dzisiejsza rola ojca chyba by mnie popychała w promowanie wzorców relacji społecznych, międzyludzkich, odsmarfonienia widzenia świata. Przejścia z wirtualu do realu.

Widzę, że Dzień Ojca jest dla ojców coraz cięższym „świętem”. Z wyalienowanymi dzieciakami, da Bóg, ogarniającymi świat bez ojcowskiej pomocy. Ale może to taka nasza rola, podhodować w gniazdku, by wyfrunęły i tyle je widziałeś? Człowiek się naharuje, najlepiej jak nie sprowadza dzieci na świat w jakimś celu (ambicje, niezrealizowane plany, kompensacje), właściwie niewiele z tego ma oprócz niepodzielanej przez dzieci satysfakcji, że dał radę.

Tak czy siak wszystkim ojcom – wszystkiego najlepszego w trudnych czasach.

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.

About Author

9 thoughts on “23.06. Rola ojca w skowidowanym świecie

  1. …Tak czy siak wszystkim ojcom – wszystkiego najlepszego w trudnych czasach… i wzajemnie Panie Jerzy…

  2. Dzień dobry,
    lubię czytać Pana komentarze, zdroworozsądkowe podejście do życia które Pan prezentuje w swoich komentarzach jest mi tożsame. Faktycznie rola ojca jest dużo bardziej skomplikowana niż dawniej że względu na większe skomplikowanie świata t.j. odmienności seksualne, coraz to nowe używki/wspomagacze, nieznany nam wirtualny świat. Niemniej z własnego doświadczenia myślę że pewne kanony wychowania nie zmieniają się. Trzeba poświęcić latorośli dużo czasu, być wyrozumiałym i próbować znaleźć jakąś nić porozumienia, na przykład film, sport albo nawet gry komputerowe. My ojcowie też musimy się zmieniać, musimy wykazać więcej pokory a męskość okazywać brakiem narzekania i stałością poglądów (uważam że im bardziej konserwatywne tym lepiej)

  3. Oj, przykro to napisać , wiele w tym prawdy . Ja miałem ( mam ) super rodzinnego syna , ale jak się rozglądam po znajomych to taka postawa jak opisuje Autor jest powszechna. No i wnuczęta ( podrostki ) to już , niestety, zupełnie inna bajka…….

  4. Ja mam to szczęście, że mieszkam na prowincji, gdzie widmo moderny cały czas jest jeszcze mało widoczne, zwłaszcza z punktu widzenia dziecka. Mam więc ten komfort, że mogę uczyć Młodych niedzisiejszych wartości: Młodego, że obowiązkiem mężczyzny jest utrzymać rodzinę, szanować płeć piękną i bać się Boga a Młodą, że ma wyjść za mąż za takiego mężczyznę, który będzie umiał utrzymać rodzinę, szanował płeć piękną i bał się Boga. Pytanie co z tego im w głowach zostanie — ale patrząc na to jak ja puszczałem mimo uszu moich rodziców umoralniające bon moty tylko po to, by sobie je po latach z całą siłą przypomnieć, to chyba mogę pozwolić sobie na ostrożny optymizm. 😉

  5. Nie jest tak źle dzisiaj , i nie było tak dobrze kiedyś… wystarczy sięgnąć do klasyki literatury, choćby do takich „Nocy i dni”. Starszym zawsze wydawało się, że następne pokolenie jest już stracone, a potem okazywało się, że jest wspaniałe… i tego się trzymajmy…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *